13-04-2014, 13:14
Wojna, pistolety i pierwsze zjawisko z LD!!! (Sen o LD!) <aniol>
A więc tak. Zgodnie ze wskazówkami, mojego mentora Fallena zacząłem stosować jedną technikę z WBTB.Wczoraj nic. Pamiętałem sen ale zapomniałem, a dzisiaj.

Położyłem się o 1:00 jakoś, wstałem o 5:00. Czytałem sobie forum do 5:15 i położyłem się spać. Nie mogłem zasnąć do 6:00 jakoś. Ale zasnąłem.
Obudziłem się o 8 chyba, nic nie pamiętając. Trochę, się zawiodłem, że nie było LD, ani nic nie pamiętam. Ale powiedziałem, dobra nie dziś to kiedy indziej! Zasnąłem I śnił mi się ciekawy sen. Na początku pamiętam, że był, tak jakby koniec świata? Ludzie się zabijali, uciekali do schronień, były grupy, klany, walczyli o bronie i schronienie. Potem coś przeskoczyłem i pamiętam, że wszędzie chodzili kolesie z bronią i w maskach. Takie zoomo.
Byłem w sklepie, z ,,ekipą,, i siostrą, wszedłem do WC, bo chciałem się chyba załatwić a tam widziałem pełno trupów, i w kabinach kolesi pozabijanych, albo przebierających się cywili za tych morderców. Przestraszyłem się wybiegłem, uciekłem w regały. Nagle stałem tam z moją drużyną w regale z bronią. Kazali nam brać co popadnie bo zbliża się wróg, szybko każdy coś brał, ja wziąłem jakąś rakietnice taką.
Nagle ktoś powiedział, że uciekamy dalej, i kolega z klasy wpadł na pomysł aby spalić inne bronie aby oni nie wzięli. Jednym ciosem wysadził wszystko. Uciekamy dalej, nagle znaleźliśmy się w zamku jakimś, wszyscy czekali na wroga, była tam moja siostra zakonna która uczy mnie religii, nie wiem czemu tak jakby dowodziła. Kazała mi wybrać sobie broń, w środku zamku, pamiętam, że broń była osobno, osobno naboje i lufy itp.
Wziąłem snajperkę, bo nie chciałem walczyć wręcz, bałem się śmierci.
Chciałem strzelać z daleka. Szukałem lufy. I wziąłem lufę, nie mogłem znaleźć naboi. Wszyscy czekali na murach na wroga. Zbliżałem się na mury aby się umiejscowić i nagle, pomyślałem, że przegramy, że to będzie koniec mojego życia. Że umrę. Że nie mogę umrzeć tak szybko, to nie możliwe. Pomyślałem, czy to nie jest sen? Zrobiłem Tra- o dziwo oddychałem przez nos. Powiedziałem do siebie, cholera przecież to sen!

Było tam moich 2 znajomych z którymi gadałem o tych snach, chcieli gdzieś chyba iść a ja do nich mówię. Ej wiecie co mam? Oni spytali co.
A ja zacząłem robić try i się cieszyć. Kolega powiedział masz sen ?! A ja no, jesteście w moim śnie. Uśmiechałem się i powiedziałem, wiecie co idę zaraz robić?



Więc powiedziałem, to patrz na to. I skierowałem palca w dół i leciało z niego coś czarnego, jakby kawior. lol. Dalej się śmiali, bo to gówno było, tak naprawdę. Więc wziąłem, gałąź i chciałem z niej zrobić hod doga, ale nie wyszło. I poszli sobie śmiejąc się ze mnie. Smutałem bo nie zrobiłem hod doga. Szedłem nagle z jednym kolegą tylko, drugi nagle zniknął.
Na swojej drodze, nagle z daleka widzieliśmy postać w kapturze. Szła w naszą stronę. Od razu przypomniał mi się sen który czytałem na necie, że postać w kapturze zakończyła sen komuś. Poczułem, że on nam zagozi, kolega też, bo coś gadał o nim. Powiedziałem, że zaraz się go pozbędę, przecież to mój sen . Popatrzyłem w niebo i krzyknąłem, komputer! Komputer jesteś? Vi daj znać!!! A tu nic, sądziłem, że będę miał komputer matkę. (Przed LD takie coś planowałem

Potem nie pamiętam co się działo, popadłem już chyba w fabułę innego snu z jakąś ślizgawką. I teraz nie wiem, czy to było LD. Czy sen o LD. Czy zwykły sen. Powiem, że mam takie wątpliwości, bo nie czułem takiego bytu w tym śnie, nie czułem chyba za dużo rzeczy. Na pewno nie było jak jawa. Także ten entuzjazm po uzyskaniu Tra pozytywnego, mały.
Więc albo ja mam słabą pamięć i tak to pamiętam, albo nie był to do końca świadomy sen. :/
Dodam, że w śnie, miałem zamiar pojawić sobie jakaś dziewczynę, albo wiedziałem, że trzeba się odwrócić i wyobrazić coś za sobą, aby się pojawiło. Ale chyba tego nie robiłem, za bardzo chodziłem z tymi projekcjami chyba...