22-08-2021, 14:51
Miałem pewien sen. Nie pamiętam całości, ale postaram się opowiedzieć tyle ile pamiętam.
Szedłem ulicą i wstąpiłem do jednego domu, nie był on zbyt duży, ani mały taki średni kwadraciak. Była tam kobieta i mężczyzna chyba, musiałem tam wstąpić, żeby porozmawiać, nie wiem dlaczego. Staliśmy i rozmawialiśmy w miarę w porządku. Potem do domu wpadło trzech ludzi. Nie wiem czy się schowałem czy jakoś ich uniknąłem, ale tamtych trzech z zemsty za jakieś sprawy/interesy zabiło tych dwóch mieszkańców domu, ci chyba też robili jakieś biznesy. Ja musiałem uciekać, wyskoczyłem przez okno. Byłem świadkiem, którego chciano wyeliminować. Potem ukrywałem się chyba, starałem się nie wychylać. Jednak później gdzieś poszedłem. Była taka górska, dość stroma droga i tam spotkałem jakiegoś dość młodego mężczyznę, który stanął w poprzek drogi jakieś kilkanaście metrów ode mnie uśmiechnął się do mnie i mówił, że mnie zamorduje, wiedziałem, że to była osoba nasłana od tamtych ludzi. Zacząłem przed nim uciekać. Chciałem się na nim zemścić, byłem bardzo zły, bardzo chciałem go zabić za to co on chciał mi zrobić. Zaprowadziłem go do budynku, stanąłem za ścianą gdy wbiegł powaliłem go na ziemię i wcisnąłem swoje kciuki w jego gałki oczne wydłubując mu oczy. Chciałem go dobić jakimś kamieniem dodatkowo, żeby mieć pewność, że już nie żyje i nie stanowi zagrożenia, bo w szale, gdy się szarpał wciąż był niebezpieczny, co trochę mnie niepokoiło, ale nie było w pobliżu żadnej broni.
W pierwszym momencie, gdy się obudziłem poczułem się źle, myśląc o tym, że mógłbym żyć w miejscu, gdzie zabójstwa są częste (jakieś wojny, niebezpieczne kraje), potem jednak spodobała mi się końcówka, gdzie mogłem się zemścić i mieć pewną przewagę.
Dodam, że od roku jestem na psychoterapii, na początku z powodu trzech lęków specyficznych. Miałem też niezbyt łatwe dzieciństwo. Nie wiem czy to ma jakieś znaczenie.
Szedłem ulicą i wstąpiłem do jednego domu, nie był on zbyt duży, ani mały taki średni kwadraciak. Była tam kobieta i mężczyzna chyba, musiałem tam wstąpić, żeby porozmawiać, nie wiem dlaczego. Staliśmy i rozmawialiśmy w miarę w porządku. Potem do domu wpadło trzech ludzi. Nie wiem czy się schowałem czy jakoś ich uniknąłem, ale tamtych trzech z zemsty za jakieś sprawy/interesy zabiło tych dwóch mieszkańców domu, ci chyba też robili jakieś biznesy. Ja musiałem uciekać, wyskoczyłem przez okno. Byłem świadkiem, którego chciano wyeliminować. Potem ukrywałem się chyba, starałem się nie wychylać. Jednak później gdzieś poszedłem. Była taka górska, dość stroma droga i tam spotkałem jakiegoś dość młodego mężczyznę, który stanął w poprzek drogi jakieś kilkanaście metrów ode mnie uśmiechnął się do mnie i mówił, że mnie zamorduje, wiedziałem, że to była osoba nasłana od tamtych ludzi. Zacząłem przed nim uciekać. Chciałem się na nim zemścić, byłem bardzo zły, bardzo chciałem go zabić za to co on chciał mi zrobić. Zaprowadziłem go do budynku, stanąłem za ścianą gdy wbiegł powaliłem go na ziemię i wcisnąłem swoje kciuki w jego gałki oczne wydłubując mu oczy. Chciałem go dobić jakimś kamieniem dodatkowo, żeby mieć pewność, że już nie żyje i nie stanowi zagrożenia, bo w szale, gdy się szarpał wciąż był niebezpieczny, co trochę mnie niepokoiło, ale nie było w pobliżu żadnej broni.
W pierwszym momencie, gdy się obudziłem poczułem się źle, myśląc o tym, że mógłbym żyć w miejscu, gdzie zabójstwa są częste (jakieś wojny, niebezpieczne kraje), potem jednak spodobała mi się końcówka, gdzie mogłem się zemścić i mieć pewną przewagę.
Dodam, że od roku jestem na psychoterapii, na początku z powodu trzech lęków specyficznych. Miałem też niezbyt łatwe dzieciństwo. Nie wiem czy to ma jakieś znaczenie.