27-05-2016, 15:05
W ramach wprowadzenia, pomyślałam, że pokażę Wam przez co przeszłam (jak to dramatycznie zabrzmiało, haha!).
Styczeń 2016
Zbyt duża kontrola w LD
Zanim jeszcze usłyszałam o terminie "lucid dream", czy "świadome śnienie", miałam kilka takich snów. W sumie, całkiem sporo, w niewielkich odstępach czasu. Na początku to było świetne, jak wyzwolenie w sennej krainie. A potem przyszła nuda i pozbyłam się tego (nuda w LD to nie paradoks, zaraz do tego dojdę). Nieco później usłyszałam o LD, a mój dobry znajomy okazał się oneironautą, który za cel postawił sobie wciągnięcie mnie w "zabawę".
Spróbowałam znowu i... nuda. I zmęczenie po przebudzeniu, jakbym przebiegła maraton.
Nie mam problemów z osiągnięciem stanu świadomości we śnie. Jeśli wieczorem postanowię sobie "dziś chcę świadomie śnić", mam jakieś 80 proc. szans na to, że będę. Problem pojawia się w samym śnie. Jeśli powiem sobie głośno: "To jest sen" - ląduję na pustej matrycy. Muszę świadomie generować wszystko. Od otoczenia, przez ludzi i zwierzęta, po interakcje. To tak, jakbym pisała opowiadanie. Tylko, że pisać mogę na jawie. We śnie najfajniejsze zawsze było to, że zaskakiwał.
Wykombinowałam, że zamiast mówić, mogę szeptać: "To jest sen", tak, żeby (to zabrzmi zabawnie) sen mnie nie usłyszał. Raz mi się udało, ale czułam granicę, którą niemal przekroczyłam. Szepnęłam do siebie: "To sen", i sen zaczął mi się rozpływać. Zamachałam rękami, wrzeszcząc "Nie, nie, to nie jest sen!". Wszystko się uspokoiło, ja byłam świadoma, a sen generował się automatycznie (sukces!). Jednak ta sztuka udała mi się tylko raz, bo innymi razami, po prostu, nie udało mi się zablefować dostatecznie szybko/mocno.
Przyznaję, że od kolejnych prób powstrzymuje mnie to koszmarne zmęczenie, które towarzyszy mi po przebudzeniu z takiego snu z pełną kontrolą. Widziałam, że zmęczenie po LD u Was znajduje się na liście mitów. No cóż, widać jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę. Nie pierwszym, nie ostatnim, zapewne.
(tutaj dostałam kilka porad od osób z tamtego forum)
Luty 2016
Mój pierwszy raz z przewodnikiem
Spróbowałam. Chwilę mi zajęło, żeby się do tej próby przekonać, bo po wcześniejszych, o których pisałam, budziłam się wycieńczona. Wczoraj wieczorem stwierdziłam, że skoro dzisiaj nie czeka mnie poranne wstawanie, ani dużo roboty, to mogę sobie pozwolić na ryzyko bycia wykończoną.
I rzeczywiście, gdzieś w środku snu podszedł do mnie mężczyzna. Była to postać z moich opowiadań. Będę go nazywać Gawronem, bo pewnie jeszcze nie raz się pojawi. Tutaj chciałabym podkreślić, że Gawron, ponieważ bardzo szczegółowo wymyśliłam mu charakter i tok myślenia, może sprawiać wrażenie niezwykle ogarniętego, jak na postać ze snu. Po drodze pojawi jeszcze jedna sylwetka z moich opowiadań, nieco mniej ogarnięta, którą będę tu nazywać Motylem. Tak, tak, wymyśliłam sobie małe ZOO.
- Słuchaj, skoro chciałaś spróbować świadomego snu, to może czas zmienić fabułę? - zapytał Gawron.
Od tego momentu wszystko zapamiętywałam.
- Wiesz co, ta fabuła jest całkiem niezła. Taki film akcji, klasy B, co prawda, ale daje radę - zawahałam się.
- Daj spokój, przecież wiem, na co masz ochotę - prychnął.
Fabuła się zmieniła, ale prowadziłam ją niepewnie. Nie miałam wcześniejszego planu rozgrywki, a na bieżąco przygniotła mnie ilość możliwości. Przywoływałam nowe miejsca i postaci, nie mogąc się zdecydować, co będzie najlepsze. Trochę mnie to frustrowało. W końcu Gawron zaproponował wnętrze wąskiej, zagraconej kuchni. Całkiem przytulnej, jakby wyjętej ze studenckiego mieszkania. Przy blacie pojawił się inny chłopak, podszedł do mnie.
- No i co teraz zamierzasz, będziesz tak zmieniać kanały, jak w telewizorze, do końca nocy? - spojrzał na mnie poważnie. To był Motyl.
Westchnęłam ciężko i opadłam na jedno z krzeseł przy prostokątnym stole. Obok mnie siedziało kilka osób, z którymi wdałam się w rozmowę. Oprócz Motyla, który ze względu na swój charakter, już dawno odleciał (hehe) i nie dało się z nim rozmawiać, chociaż też był obecny przy stole. Jeden z moich rozmówców, chudy chłopak o wydatnym nosie i w beżowych dredach, wydawał się bardziej ogarnięty i spokojny, niż reszta. Wygląd się nie zgadzał, ale...
- Gawron, to ty - rzuciłam.
- No tak.
- Masz jakiś pomysł?
- Czas się kończy - wzruszył ramionami. - Następnym razem musisz coś zaplanować, nie będę za ciebie wymyślał.
Obudziłam się.
Mało interesująca ta dzisiejsza fabuła, ale powiedzmy sobie szczerze, nie spodziewałam się, że po swoim niepewnym "no może dzisiaj spróbuję" przed snem, coś rzeczywiście się uda. Jednakże, być może tego bardzo nie widać, ale odniosłam tu dwa sukcesy:
- obudziłam się wypoczęta (jedynie dodatkowe poczucie "obciążenia" w kończynach upewniło mnie, że to na pewno było LD - zawsze tak miałam po świadomych snach),
- mogłam projektować świat, jednocześnie zachowując minimalny stopień samo-tworzenia (będę chciała go zwiększyć, chociaż podejrzewam, że jeśli wytyczę jakąś ogólną linię fabuły, świat snu/moja podświadomość/jaktotamchcecienazwać będzie miał ułatwioną robotę z wypełnianiem luk i zaskakiwaniem mnie).
Myślę też, że trik z podchodzącą do mnie postacią ze snu, która mnie "budzi", był całkiem udany. W żaden sposób nie załamał struktury snu, a do tego nie kosztował mnie w ogóle wysiłku.
Styczeń 2016
Zbyt duża kontrola w LD
Zanim jeszcze usłyszałam o terminie "lucid dream", czy "świadome śnienie", miałam kilka takich snów. W sumie, całkiem sporo, w niewielkich odstępach czasu. Na początku to było świetne, jak wyzwolenie w sennej krainie. A potem przyszła nuda i pozbyłam się tego (nuda w LD to nie paradoks, zaraz do tego dojdę). Nieco później usłyszałam o LD, a mój dobry znajomy okazał się oneironautą, który za cel postawił sobie wciągnięcie mnie w "zabawę".
Spróbowałam znowu i... nuda. I zmęczenie po przebudzeniu, jakbym przebiegła maraton.
Nie mam problemów z osiągnięciem stanu świadomości we śnie. Jeśli wieczorem postanowię sobie "dziś chcę świadomie śnić", mam jakieś 80 proc. szans na to, że będę. Problem pojawia się w samym śnie. Jeśli powiem sobie głośno: "To jest sen" - ląduję na pustej matrycy. Muszę świadomie generować wszystko. Od otoczenia, przez ludzi i zwierzęta, po interakcje. To tak, jakbym pisała opowiadanie. Tylko, że pisać mogę na jawie. We śnie najfajniejsze zawsze było to, że zaskakiwał.
Wykombinowałam, że zamiast mówić, mogę szeptać: "To jest sen", tak, żeby (to zabrzmi zabawnie) sen mnie nie usłyszał. Raz mi się udało, ale czułam granicę, którą niemal przekroczyłam. Szepnęłam do siebie: "To sen", i sen zaczął mi się rozpływać. Zamachałam rękami, wrzeszcząc "Nie, nie, to nie jest sen!". Wszystko się uspokoiło, ja byłam świadoma, a sen generował się automatycznie (sukces!). Jednak ta sztuka udała mi się tylko raz, bo innymi razami, po prostu, nie udało mi się zablefować dostatecznie szybko/mocno.
Przyznaję, że od kolejnych prób powstrzymuje mnie to koszmarne zmęczenie, które towarzyszy mi po przebudzeniu z takiego snu z pełną kontrolą. Widziałam, że zmęczenie po LD u Was znajduje się na liście mitów. No cóż, widać jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę. Nie pierwszym, nie ostatnim, zapewne.
(tutaj dostałam kilka porad od osób z tamtego forum)
Luty 2016
Mój pierwszy raz z przewodnikiem
Spróbowałam. Chwilę mi zajęło, żeby się do tej próby przekonać, bo po wcześniejszych, o których pisałam, budziłam się wycieńczona. Wczoraj wieczorem stwierdziłam, że skoro dzisiaj nie czeka mnie poranne wstawanie, ani dużo roboty, to mogę sobie pozwolić na ryzyko bycia wykończoną.
I rzeczywiście, gdzieś w środku snu podszedł do mnie mężczyzna. Była to postać z moich opowiadań. Będę go nazywać Gawronem, bo pewnie jeszcze nie raz się pojawi. Tutaj chciałabym podkreślić, że Gawron, ponieważ bardzo szczegółowo wymyśliłam mu charakter i tok myślenia, może sprawiać wrażenie niezwykle ogarniętego, jak na postać ze snu. Po drodze pojawi jeszcze jedna sylwetka z moich opowiadań, nieco mniej ogarnięta, którą będę tu nazywać Motylem. Tak, tak, wymyśliłam sobie małe ZOO.
- Słuchaj, skoro chciałaś spróbować świadomego snu, to może czas zmienić fabułę? - zapytał Gawron.
Od tego momentu wszystko zapamiętywałam.
- Wiesz co, ta fabuła jest całkiem niezła. Taki film akcji, klasy B, co prawda, ale daje radę - zawahałam się.
- Daj spokój, przecież wiem, na co masz ochotę - prychnął.
Fabuła się zmieniła, ale prowadziłam ją niepewnie. Nie miałam wcześniejszego planu rozgrywki, a na bieżąco przygniotła mnie ilość możliwości. Przywoływałam nowe miejsca i postaci, nie mogąc się zdecydować, co będzie najlepsze. Trochę mnie to frustrowało. W końcu Gawron zaproponował wnętrze wąskiej, zagraconej kuchni. Całkiem przytulnej, jakby wyjętej ze studenckiego mieszkania. Przy blacie pojawił się inny chłopak, podszedł do mnie.
- No i co teraz zamierzasz, będziesz tak zmieniać kanały, jak w telewizorze, do końca nocy? - spojrzał na mnie poważnie. To był Motyl.
Westchnęłam ciężko i opadłam na jedno z krzeseł przy prostokątnym stole. Obok mnie siedziało kilka osób, z którymi wdałam się w rozmowę. Oprócz Motyla, który ze względu na swój charakter, już dawno odleciał (hehe) i nie dało się z nim rozmawiać, chociaż też był obecny przy stole. Jeden z moich rozmówców, chudy chłopak o wydatnym nosie i w beżowych dredach, wydawał się bardziej ogarnięty i spokojny, niż reszta. Wygląd się nie zgadzał, ale...
- Gawron, to ty - rzuciłam.
- No tak.
- Masz jakiś pomysł?
- Czas się kończy - wzruszył ramionami. - Następnym razem musisz coś zaplanować, nie będę za ciebie wymyślał.
Obudziłam się.
Mało interesująca ta dzisiejsza fabuła, ale powiedzmy sobie szczerze, nie spodziewałam się, że po swoim niepewnym "no może dzisiaj spróbuję" przed snem, coś rzeczywiście się uda. Jednakże, być może tego bardzo nie widać, ale odniosłam tu dwa sukcesy:
- obudziłam się wypoczęta (jedynie dodatkowe poczucie "obciążenia" w kończynach upewniło mnie, że to na pewno było LD - zawsze tak miałam po świadomych snach),
- mogłam projektować świat, jednocześnie zachowując minimalny stopień samo-tworzenia (będę chciała go zwiększyć, chociaż podejrzewam, że jeśli wytyczę jakąś ogólną linię fabuły, świat snu/moja podświadomość/jaktotamchcecienazwać będzie miał ułatwioną robotę z wypełnianiem luk i zaskakiwaniem mnie).
Myślę też, że trik z podchodzącą do mnie postacią ze snu, która mnie "budzi", był całkiem udany. W żaden sposób nie załamał struktury snu, a do tego nie kosztował mnie w ogóle wysiłku.