18-19.09.2K20
...Piaszczysta pustynia. Południe. Żar leje się z nieba. Podążam na wpół zasypaną przez piasek kamienistą dróżką. Doszedłem do ruin jakiejś świątyni z piaskowca. Zaszedłem do nich i zacząłem zwiedzać. Skakałem sobie z jednej kupki gruzu na drugą. W miejscu gdzie kiedyś stała nawa główna stał profesor archeologii. Wyglądał jak ksiądz z kanału "Langusta na palmie". Po przywitaniu zaczął mi opowiadać o tym miejscu. Słuchałem go i jednocześnie dalej hasałem sobie po kamieniach. Dotarłem w końcu do środka świątyni. Na jednym z większych odłamków iskrzyła się i wirowała mała galaktyka (ok. 2 metry średnicy). Była piękna. Nie mogłem oderwać od niej wzroku...
... Byłem Willem Smithem a moim partnerem był John Travolta wyglądający jakby właśnie wyszedł z planu "Pulp Fiction". Byliśmy jakimiś tajniakami na tajnej misji. Szliśmy sobie jak gdyby nigdy nic przez jakieś miejskie zadupie. Doszliśmy do drogiej restauracji. John kazał mi zabić któregoś z gości żeby zrobić zamieszanie. Nie uśmiechało mi się to więc podszedłem do wejścia, wziąłem kartę dań i zamaszystym ruchem zbiłem wielki wazon z ogromnym kaktusem. Ten przewrócił się na pobliską szybę, rozbił ją i poleciał na jakąś kobietę. Ta z bólu podskoczyła i przewróciła kelnera. Kelner upadł na siedzącą dalej osobę zaś jego taca z drogimi winami rozwaliła się na głowie jeszcze innego gościa. Nie minęło 30 sekund a cała restauracja zmieniła się w chaos w czystej postaci. Ludzie się na siebie przewracali, bili ze sobą, rzucali krzesłami. John powiedział, że trzeba uciekać. Dobiegliśmy do asfaltowej drogi. Nie wiedzieć czemu skręciliśmy w dwa różne kierunki. Dobiegłem do gospodarstwa i schowałem się w pokrzywach. Wieść o naszej akcji w restauracji rozeszła się już po okolicy. Ze swojego ukrycia widziałem wściekły tłum szukający nas. Nagle gospodarz pobliskiego przybytku dzierżący widły odnalazł mą kryjówkę i zaczął mnie gonić
(...)
Znalazłem się w szarym laboratorium. Byłem podłączony do jakiejś aparatury która chyba miała zwiększyć moją siłę czy coś. Naokoło siedzieli panowie w garniakach obserwujący cały proces. Zaczęło się. Maszyny pracowały. Do moich żył wpływały różnokolorowe płyny. Coś się popsuło. Wybuchy. Chaos...
19-20.09.2K20
Miałem bardzo dużą ilość krótkich snów albo przynajmniej mi się tak wydawało. Część była flashbackami z alkoholizacji dnia poprzedniego a część była na pewno stylizowana tylko na wspomnienia z wczorajszej nocy. Ciężko powiedzieć co było snem a co wspomnieniem. Co do jednego jestem pewien. Smok barman w chińskiej restauracji to prawie na pewno był sen.
20-21.09.2K20
Czas snu: ok.8h
...Znalazłem się na stacji paliwowej przy autostradzie. Nie przypominam sobie żebym przyjechał tu samochodem. Wszedłem do środka sklepiku. Ekspedientką była Wampia. Była znudzona pracą. Niemrawo powiedziała "Dzień dobry. W czym mogę służyć?". Zmartwiła mnie jej melancholia. Postanowiłem ją trochę rozruszać.
Zacząłem sobie żartować i przekomarzać się z nią. W pewnym momencie do sklepiku wszedł mój dawny kolega Konrad. Wampia ucieszyła się na jego widok. Pewnie pomyślała "No w końcu odczepie się od tego buca". Niestety dla niej Konradzik postanowił przyłączyć się do mojej zabawy i już razem się z nią zgrywaliśmy. Odgrywaliśmy zabawne scenki. Po jakimś czasie do sklepu weszło pięciu typowych dresów. Stanęli zniecierpliwieni za nami w kolejce. Widziałem, że jeśli szybko nie ustąpimy im miejsca to dostaniemy od nich wpierdziel. Kupiłem prędko miętowe landrynki i odszedłem kawałek. Dresy zamawiały piwo. Wyjmując cukierki jeden z nich upadł mi na podłogę. Jeden z dresoli się na nim poślizgnął i przydzwonił tyłem głowy o podłogę. Nie ruszał się. Reszta jego "kolegów" nic sobie z tego nie robiąc odebrała zakupione browce i wyszła ze sklepu.
(...)
Okolica miejska. Na jednym z nieużytków znaleźliśmy z Konradem wejście do jakichś podziemnych tuneli. Po przejściu kilkunastu metrów korytarza natknęliśmy się na mały sklepik w którym ekspedientką była... nie kto inny jak Wampia. Gdy nas dostrzegła chciała zamknąć kram ale byliśmy szybsi. Znowu zaczęliśmy przedstawienie. Żałujcie, że nie widzieliście jej miny.
(...)
Noc. Udałem się znowu do tych podziemi. Tym razem sam. Sklepik był już niestety zamknięty. Ruszyłem więc przed siebie. Korytarze wyglądały jak piwnica w bloku z wielkiej płyty. Szedłem, szedłem, szedłem. Doszedłem do rozwidlenia. Skręciłem w lewo. Po kilkudziesięciu metrach znalazłem drugie wejście. Wróciłem się. Przeszedłem obok rozwidlenia. Uznałem, że zwiedzę je sobie innym razem i ruszyłem do wyjścia przy sklepiku. Gdy do niego dotarłem zamarłem. Usłyszałem za sobą jakiś szelest i sapanie. Odwróciłem się. Dziesięć metrów ode mnie stał w mroku cyklop jaskiniowy. Zdziwiłem się, że jeszcze mnie nie zaatakował. Znałem jego słabość. Zacząłem z nim rozmawiać powoli wsuwając rękę do spodni. Był elokwentnym rozmówcą ale nie ukrywał, że zamierza mnie zjeść. Kiedy skończyły się tematy do rozmowy zaatakował. Skoczył na mnie z dużą prędkością ale byłem szybszy. Wyjąłem ze spodni telefon i włączyłem latarkę. Była to jego słabość. Nie mógł wytrzymać silnego światła. W świetle latarki mogłem się mu dokładnie przyjrzeć. Miał bladą rozciągniętą skórę bez włosów. Usta były duże i gdy je otwierał widać było ogromne białe kły w sześciu parach. Miał sześć palców u rąk i tyleż samo u stóp. Jeden przeciwstawny. Palce te to właściwie długie na ok. pół metra szpony. Stwór posiadał też małe oczko na środku twarzy a mierzył trochę ponad dwa metry.
Zacząłem biec do wyjścia. Cyklop jaskiniowy nieoświetlany już przez moją latarkę ockną się i ruszył za mną. Wyskoczyłem przez wejście jak oparzony. Stwór zatrzymał się na progu. "Ufff udało się, prawie mnie dopadł". Leżałem i oddychałem ciężko ze zmęczenia. Potwór miał już wrócić do swego legowiska gdy wtem popatrzył na mnie. Patrzył i patrzył a ja nie miałem pojęcia o co mu chodzi. Nagle spojrzałem na lewo i dostrzegłem słońce chroniące mnie przed napastnikiem. Słońce które właśnie zachodziło za horyzont. "O kur*a" pomyślałem. zacząłem biec. Dobiegłem do jakiegoś taksiarza i już wchodziłem do jego auta gdy poczułem jak coś wbija mi się w bark i odrzuca na znaczną odległość. To był on. Powoli wstałem. Cyklop zaczął powoli iść w moją stronę. Wyjąłem nóż który zawsze ze sobą noszę. Zaczęliśmy walczyć. Iście filmowa scena. Pokonałem go ale sam byłem ranny w bark, udo oraz szyję. Tryskałem juchą na prawo i lewo. Osunąłem się na maskę samochodu. Wtem podbiegła do mnie Wampia oraz Konrad. Byli przerażeni moim widokiem. Chcieli dzwonić po pogotowie. Zabroniłem im. Chrypiącym głosem powiedziałem, że to nasza jedyna szansa. Teraz albo nigdy. Pobiegliśmy do jaskini. Minęliśmy sklep i dobiegliśmy do rozwidlenia skręciliśmy w prawo...
21-22.09.2K20
Uznałem, że skoro afirmacje w których mówię, iż chcę mieć LD nie działają to spróbuję czegoś odwrotnego. Powiedziałem sobie, że za żadne skarby nie chcę mieć ani LD ani żadnego zwykłego snu. No i nie zgadniecie. Ta afirmacja akurat zadziałała ale nie tak jak chciałem.
Oprócz kolejnego koszmaru z połamanymi zębami niczego nie zapamiętałem.
22-23.09.2K20
Długi sen. Nie zapamiętałem całego.
...(...) Biegłem. Uciekałem przed ogromnym tsunami, które przed chwilą widziałem w telewizji. Doskoczyłem do jakiegoś starego, dosyć wysokiego wieżowca. Górowały nad nim naokoło inne, nowocześniejsze, ale nie było już czasu. Poza tym byłem biedakiem i nie wpuścili by mnie do nich. Zacząłem wbiegać po drabinie na dach. Pode mną słyszałem przelewające się tony wody. Byle wyżej, byle wyżej. Nagle drabina się skończyła. Byłem na wysokości może z osiemdziesięciu metrów. Poziom wody cały czas się podnosił. Woda zalała cały budynek jeno dach był ponad powierzchnią. Po początkowej uldze zdałem sobie sprawę, że nie przetrwam na tym dachu kilku dni nie mówiąc o tygodniach zanim poziom wody opadnie. Na moje szczęście w odległym o kilka metrów wieżowcu otworzyło się okno. Jakieś małżeństwo zaprosiło mnie do siebie. Będąc pod ścianą chętnie skorzystałem z okazji. Po wejściu, zmęczony, od razu rzuciłem się na kanapę i zasnąłem. Obudził mnie warkot za oknem. Zauważyłem białą Ładę jadącą po swego rodzaju pomoście na wodzie zrobionym z materacy przywiązanych do unoszących się pustych beczek. I nawet dawałoby to radę gdyby nie to, że beczki nie były do siebie przywiązane przez co cała konstrukcja się rozlatywała. Kierowca Łady mimo, iż przejechał już spory kawałek, to niewiele mógł zrobić gdy most pod jego kołami dosłownie się rozpadł. Samochód zatonął w mgnieniu oka. Zrobiło mi się smutno, bo bardzo mu kibicowałem. Dalej były jakieś sceny w domu. Chyba cały ten sen to aluzja do kwarantanny. Miałem zeszyt z pornografią. Zostałem nawet przyłapany przez ciocię gdy go otwierałem BLA BLA BLA...
Nic ciekawego
Pora przejść do crème de la crème całego posta.
25-26.09.2K20
Ktoś z was, próbowałem dziś znaleźć kto ale za Chiny nie mogłem (jeśli to ty to się zgłoś dam Ci plusika ), napisał kilka dni temu posta w którym mówił o robieniu sobie nawyku TRowania w ciągu dnia poprzez budzik co kilkanaście minut, dzięki czemu łatwo uświadomił się we śnie. No i powiem Ci gościu/ówo naprawdę mnie tym natchnąłeś/aś. Najbliższy kielich wypiję za twoje zdrowie. Próbowałem już tego kiedyś ale to było dawno i już zapomniałem o tym, wydawało mi się też, że w sumie we snie może nie być telefonu który mi o tym przypomni więc cały trud brałby w łeb. Dobra do rzeczy. Już pierwszy dzień przyniósł wymierne efekty. Oczywiście nie było tak ładnie i kolorowo jakbym chciał. Skręciłem... po bandzie, wgniotłem zderzak, zbiłem światło, zatarłem silnik, przejechałem jeża... ALE skręciłem. Do rzeczy Rebeliusz wszyscy mają w d0pie twoje metafory.
Położyłem się spać z zamiarem WBTB po czterech godzinach. Oczywiście zadziałało prawo Murph'ego i przez pierwsze dwie godziny za cholerę nie mogłem zasnąć. Próbowałem wszystkiego, całkowitej ciszy, szumu lasu, ćwierkania ptaków, deszczu, melatoniny, naparu z dziurawca no mózg się zawziął i powiedział "Taki chuj cwelu jebany nie ma spania, sen jest dla słabych!". Najdalej udało mi się dojść do fazy hipnagog ale te były odrzucające i wolałem się sam wybudzić. Kolejne dwie godziny spędziłem na oglądaniu dram jakichś youtuberów których nawet nie znam. W końcu nastał czas w którym powinienem był się wybudzić i przystąpić do WBTB. Psycha siedziała obok mnie i się ze mnie nabijała. Spróbowałem zasnąć bez żadnych oczekiwań. Wiedziałem, że się nie wyśpię, kolejny dzień będzie udręką a nawet jeśli zapamiętam jakiś sen to na sto procent będzie to horror w którym albo uciekam przed jakimś dziwadłem albo owe dziwadło już mnie dopadło i teraz wybija mi zęby młotkiem.
W takim stanie zamknąłem oczy.
...Leżałem na moście kolejowym. Było ciemno. Gwiazdy były zakryte przez chmury poza tym kamienie na których leżałem wbijały mi się w plecy, dlatego postanowiłem wstać. Rozejrzałem się. Pomyślałem "Dosyć dziwna okolica nie przypominam jej sobie" żartuję "GDZIE JA KURW@ JESTEM?!" było bliższe prawdy. Nie mając zbytnio wyboru. Ruszyłem przed siebie. Kroczyłem sobie po kamyczkach aż w pewnym momencie zawibrował mi telefon w kieszeni. Odruchowo zacisnąłem palce na nosie "Ech znowu chujni@...W8.
Czy ja właśnie...? Nieeeeeeee. Niemożliwe. A może.". Ponownie spróbowałem wciągnąć powietrze przez zaciśnięty nos. Moja reakcja gdy się udało wyglądała mniej więcej tak: [16 sekunda]
https://youtu.be/mL4ESC6mODg?t=16
Po opanowaniu euforii wskoczyłem do nadjeżdżającego pociągu. Okazało się, że to pociąg z Horego Portfela wiozący uczniów do Hogwartu. Przechodziłem między przedziałami i rozmawiałem z najbardziej znanymi postaciami uniwersum. W pewnym momencie wszedłem na dach wagonu i udałem się do ostatniego. Chciałem tam zrobić coś nieodpowiedniego z nieodpowiednią osobą. Prawie dotarłem do końca gdy zatrzymało mnie trio złożone z Rudego, Pioruna i Kujonki. Dali mi gałąź z drzewa iglastego która usychała gdy człowiek ją dzierżący chciał zrobić coś złego. Pomyślałem "Wywalone w ten badyl". Ruszyłem w stronę mojego celu. Nagle wszystkie igły uschły. Cofnąłem się o dwa kroki i igły odrosły "WoW robi wrażenie." pomyślałem. Zrobiłem jednoosobową naradę. "Tam jest KTOŚ z którym chcę zrobić COŚ. Jest to coś złego i nie powinienem ale z drugiej strony to sen więc mogę robić co tylko mi się chce. Z trzeciej strony jak to zrobię to gałąź będzie smutna... I tak kawałek rośliny przekonał mnie do bycia dobrym człowiekiem. Przynajmniej w tamtym momencie. Wróciłem do Rudzielca i reszty, oddałem im iglaka i kazałem się nim dobrze opiekować. Zeskoczyłem z wagonu na ziemię. Patrzyłem jeszcze na odjeżdżający pociąg dopóki mego wzroku nie przykuła niewiasta opalająca się w świetle księżyca. Poszedłem z nią porozmawiać.
Gaworzyliśmy tak sobie gdy nagle poczułem, że wywala mnie ze snu. "Nie no znowu?!". Skupiłem się w sobie. Jakimś cudem pomimo, że byłem już bliski wybudzenia i słyszałem nawet dźwięki wydobywające się zza okna to pozostałem we śnie. Z tym, że niewiasta zniknęła. "Szzzz cholera. Cytując pewną postać z pewnej książki: Ślepemu to zawsze wiatr w oko
i chuj w dupę. Niedaleko pojawiła się trampolina. Zrobiłem TR dla pewności. Ogólnie co chwila starałem się robić TRy żeby nie utracić świadomości. Wszedłem na nią i zacząłem skakać. Początkowe odczucia gdy odbijałem się w pozycji pionowej były zbliżone do rzeczywistości. ALE ALE. W pewnym momencie odbiłem się na znaczną wysokość i ułożyłem w pozycji poziomej chcąc odbijać się plecami. I powiem tylko tyle, że to co czego doświadczyłem jest nie do opisania. Byłem w jakiejś niesamowitej fazie. Z moim ciałem działy się dziwne rzeczy. Raz czas przyśpieszał by po chwili zwolnić, raz odczuwałem duże przeciążenie a raz nie. To było niesamowite uczucie przeszywające całe ciało. Do tego doszły zjawiska świetlne. A przede mną wyrósł olbrzymi PKiN, był piękny, cały oświetlony, majestatyczny.
(...)
Wybudziłem się. Chciałem wejść do snu którego fabułę zaplanowałem sobie kilka dni temu ale znalazłem się gdzieś indziej.
(...)
Ponownie się obudziłem albo to było fałszywe przebudzenie. Leżałem na plecach a kładłem się spać na brzuszku. Przez chwilę patrzyłem się na okna które wydawały mi się niesamowicie piękne. Po chwili zasnąłem.
...Znalazłem się w futurystycznym świecie rodem z BioShock'a. Dzień. Byłem dzianym gościem. Prowadził mnie inny dziany gość w brązowym garniaku do sali należącej do innego dzianego gościa w garniaku. Zrobiłem TR chyba ostatni dziś raz niemniej postanowiłem wtopić się w fabułę a nie ją tworzyć. Zwłaszcza, że na wielkim stole stała masa łakoci których pochłanianiem się zająłem. W tym czasie gruby ważniak w garniaku z cygarem w ręku zaczął przedstawiać nam jakąś strategię czy coś w tym stylu. Nie była ona zbyt legalna (...)...
Dalej pamiętam tylko urywki za mało żeby sklecić coś sensownego.
Ogólnie sny były długie ale zapamiętałem z nich tylko niewielką (opisaną wyżej) część ponieważ zostałem brutalnie obudzony i nie miałem czasu poleżeć i pokontemplować sobie o snach minionej nocy BLAĆ. Niestety. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło i cieszę się z tego co i tak udało się osiągnąć.
Na koniec memik
PeacE JoŁ