12-13-2k18
Czas snu 5+3h
Do WBTB wstałem planowo po 5 godzinach , nic nie zapamiętałem. Odczekałem jakieś 15 minut i postanowiłem zrobić WILD. Nigdy mi jeszcze nie wyszedł , dawno go nie robiłem , wolałem łatwiejsze techniki jednak dzisiaj uznałem ,że jest to idealna pora. Miałem za sobą dobry dzień, zaczynają się ferie zimowe więc mogę spać do której chcę. Cóż więc może pójść nie tak ? Oczywiście wszystko. Ułożyłem się wygodnie na pleckach, założyłem zatyczki do uszu gdyż rury trochę szumiały i zacząłem. No i oczywiście znowu ten sam problem co zawsze. Ślina ściekająca mi do gardła. Rozprasza to i mnie i moje ciało. Drugim problemem jest to ,że gdy już jestem bliżej snu niż dalej (a tak przynajmniej mi się wydaje) oczy samoistnie mi się otwierają. Jak pewnie się domyślacie nie udało mi się tak wejść w sen. Wolałem przestać ,bo dalsze ciągnięcie tego mogło doprowadzić tylko do tego ,że w ogóle już dzisiaj nie zasnę.
Jeśli ktoś wie jak zaradzić moim problemom przy WILD-zie to zachęcam do podzielenia się tym w komentarzu. Z góry wielkie dzięki.
Ułożyłem się w pozycji embrionalnej i dość szybko zasnąłem.
Gdy się obudziłem przez długi czas nic nie pamiętałem jednak zostałem w łóżku i w końcu sobie przypomniałem. Ciężko mi powiedzieć gdzie które sny się zaczynały i kończyły dlatego dzisiaj nie ponumeruje snów ,napiszę tylko to co pamiętam.
X) Ranek. Przezwyciężyłem zmęczenie i wstałem z łóżka żeby wyprowadzić swojego nowego od kilku dni psa Niko rasy Golden Retriever. Wyszliśmy na jakąś polanę kolo bloków. Bawiłem się z psem. Podeszła do mnie jakowaś babcia i powiedziała mi ,że mam ładnego pieska.
Wieczór. Chyba padał deszcz , ponownie poszedłem wyprowadzić swojego psa , nie wiem gdzie.
Następnego dnia jechałem wraz ze swoim pupilem pociągiem który wyglądał jak szare amerykańskie metro tylko był bardziej przestronny oraz znajdowało się w nim mniej ludzi niż zwykle w metrze. Dojechaliśmy w jakieś ładne, zielone, słoneczne miejsce.
(...) Wspinałem się na Giewont. Ktoś kto był choć raz na tej górze wie ,że na giewont raczej się wchodzi niż wspina. Natomiast ja się wspinałem ,bo oprócz nazwy nic nie łączyło mojego sennego Giewontu z tym prawdziwym. Był to wielki wulkan otoczony przez inne wulkany. Po lewej miałem piękną panoramę dymiących kominów wulkanicznych. Już kiedyś widziałem to miejsce w innym śnie. A więc wspiąłem się na szczyt gdzie stały dwa kamienne stoliki wraz z parasolami. Rozejrzałem się ...
Kolejnym razem wspinałem się też na ten sam Giewont jednak już nie sam. Byli ze mną moi rodzice oraz rodzina mojego Wujka. Na początku kontemplowaliśmy nad tym jak najlepiej wspiąć się na szczyt. Jednak szybko rozmowa przeszła na to który film animowany jest najlepszy. Wujek zażarcie twierdził ,że najlepszy to "Kraina Piotrka" lub "Święta Piotrka"(Coś w ten deseń dokładnie nie pamiętam ale wiem ,że coś z Piotrkiem) , co chwila z uporem maniaka nam to przypominał. Gdy byliśmy już na górze zaczęły wybuchać wokół nas wulkany. Ogromne skały wylatywały w powietrze . okazało się ,że w pobliżu jest wejście do podziemnego kompleksu , do którego się udaliśmy.
Jednakże tu też wszystko się rozpadało i waliło. Ja byłem wystraszony i chciałem jak najszybciej stąd zwiać ,lecz moja rodzina oraz inni przebywający tu ludzie byli spokojni , powoli szli do wyjścia. Mój wujek przypominał jaki jest najlepszy na świecie film animowany.
Znaleźliśmy się w pociągu tym samym w którym wcześniej jechałem z psem.
Wujek pokazał mi znalezione gdzieś pudełko na płytę z jego ulubionym filmem animowanym. Znajdował się na nim Piotrek ubrany na czerwono , śnieg i chyba drewniane sanki ...
To wszystko na dzisiaj, nie zrażony porażką będę dalej próbował swoich sił z WILD-em jednak dziś w ramach relaksu VILD.