02-09-2021, 13:18
Hej, jestem Maciej. Śnię czasem, niekiedy mam świadomość że jestem we śnie, czasem moje sny stanowią kontynuację snów z dzieciństwa. Będę wdzięczny za pomoc w pojmowaniu tego czego jeszcze nie zgłębiłem.
28.08.2021
W moim śnie zaproponowano mi pracę animatora polegającą na organizowaniu dzieciom czasu wolnego na basenie w dużym kompleksie rekreacyjnym. Kompleks ten składał się z kilku budynków pod lasem, które pamiętałem z działań w nich ze snów które miałem kilka lat wcześniej. Tym razem praca przypadła mi w części basenowej składającej się z dwóch basenów olimpijskich. Była tam kierowniczka, która nadzorowała moją pracę i po wpuszczeniu dużej grupy młodzieży z klas 1-8, usilnie wywierała na mnie nacisk by dzieci te poprzez moją pracę notorycznie się uśmiechały. Co bym nie zrobił, ona mówiła: ale one się nie uśmiechają.
Po wielokrotnym wypowiedzeniu przez nią tego zdania, krzyknąłem: że jak będzie mi przeszkadzać to nigdy się nie uśmiechną. I nagle znalazłem się poza basenami, przechodząc obok starego wychodka dotarłem do miejsca gdzie pod zadaszeniem był sklepik z pamiątkami. Kupiłem tam srebrną branzoletkę z tajemniczymi symbolami. Zoabsorbowany oglądaniem jej spotkałem mojego ojca, który wyraził zainteresowanie moją branzoletką i chęć nabycia podobnej. Ponownie udałem się z nim do sklepu i chcąc dokupić dla siebie jeszcze inną branzoletkę do której wcześniej nie byłem przekonany. Przymierzajac ją przypadkowo rozerwałem swoją sznurkową branzoletkę i zbierając z ziemi jej elementy zastanawiałem się czy ponownie zawiązać ją na ręce czy też ją spalić. Nie wiem jaką podjąłem decyzję, bo nagle pojawił się obok mnie dobry stary znajomy z młodzieńczych lat i zaproponował mi wycieczkę samochodem wzdłuż lasu na końcu którego jest droga prowadząca nad morze. Zgodziłem się i pojechaliśmy. Wędrując leśną drogą w stronę morza ujrzelismy biegnące postaci najpierw mężczyzny, nastepnie kobiety z dzieckiem i samego dziecka w wieku szkolnym. Szybko biegli ale bez wysilku. Ubrani w normalne stroje mieli niezwykle poważne miny. Chwilę później ujrzałem goniącego ich na dwóch łapach niedźwiedzia, który gdy mnie dojrzał stanął nieruchomo i przyglądał mi się. Zamarłem i zacząłem wyobrażac sobie że z mej klatki piersiowej wydostaje się energia pojednania, która skierowana w bratnią duszę niedźwiedzia sprawi że jego nastawienie będzie mi przyjazne. Nic bardziej mylnego, niedźwiedź podszedl blisko mnie i zanim cokolwiek zrobiłem szybkim ruchem łap rozerwał mi wierzchnią część ubrania na wysokosci klatki piersiowej. W tym momencie mój współtowarzysz podróży zaczął wydawać z siebie piskliwe dżwieki i wymachując rękoma odwrócił uwagę niedźwiedzia odemnie. Zaczęliśmy uciekać przed nim slalomem pomiędzy drzewami i nagle znalazłem się na peronie dworca kolejowego z tłumem ludzi oczekujących na pociąg. Gdy przyjechał, wszyscy zapakowaliśmy się tłumnie do niego i wyruszyliśmy w niezwykle malowniczą podróż. Nagle na pięknej ogromnej polanie pociąg stanął a wysiadający ludzie skierowali swoje twarze w kierunku odległych gór, gdzie ponad ich wierzchołkami pojawiły się ogromne czarne ptaki, wyglądające na rysunkowe z szerokimi ogonami. Ludzie cieszyli się i robili im zdjęcia, natomiast ja zacząłem biegać pomiędzy nimi i krzyczeć by uciekali bo zaraz zginą. Nikt nie słuchał. Gdy ptaki przybliżyły się zaczęły zrzucać coś w rodzaju bomb przypominających jajka, które z ogromną siłą rażenia zabijały ludzi. Ludzie w popłochu zaczęli uciekać, ale na ucieczkę było za późno. Nikt nie przeżył.
Wysłane z mojego SM-N950F przy użyciu Tapatalka
28.08.2021
W moim śnie zaproponowano mi pracę animatora polegającą na organizowaniu dzieciom czasu wolnego na basenie w dużym kompleksie rekreacyjnym. Kompleks ten składał się z kilku budynków pod lasem, które pamiętałem z działań w nich ze snów które miałem kilka lat wcześniej. Tym razem praca przypadła mi w części basenowej składającej się z dwóch basenów olimpijskich. Była tam kierowniczka, która nadzorowała moją pracę i po wpuszczeniu dużej grupy młodzieży z klas 1-8, usilnie wywierała na mnie nacisk by dzieci te poprzez moją pracę notorycznie się uśmiechały. Co bym nie zrobił, ona mówiła: ale one się nie uśmiechają.
Po wielokrotnym wypowiedzeniu przez nią tego zdania, krzyknąłem: że jak będzie mi przeszkadzać to nigdy się nie uśmiechną. I nagle znalazłem się poza basenami, przechodząc obok starego wychodka dotarłem do miejsca gdzie pod zadaszeniem był sklepik z pamiątkami. Kupiłem tam srebrną branzoletkę z tajemniczymi symbolami. Zoabsorbowany oglądaniem jej spotkałem mojego ojca, który wyraził zainteresowanie moją branzoletką i chęć nabycia podobnej. Ponownie udałem się z nim do sklepu i chcąc dokupić dla siebie jeszcze inną branzoletkę do której wcześniej nie byłem przekonany. Przymierzajac ją przypadkowo rozerwałem swoją sznurkową branzoletkę i zbierając z ziemi jej elementy zastanawiałem się czy ponownie zawiązać ją na ręce czy też ją spalić. Nie wiem jaką podjąłem decyzję, bo nagle pojawił się obok mnie dobry stary znajomy z młodzieńczych lat i zaproponował mi wycieczkę samochodem wzdłuż lasu na końcu którego jest droga prowadząca nad morze. Zgodziłem się i pojechaliśmy. Wędrując leśną drogą w stronę morza ujrzelismy biegnące postaci najpierw mężczyzny, nastepnie kobiety z dzieckiem i samego dziecka w wieku szkolnym. Szybko biegli ale bez wysilku. Ubrani w normalne stroje mieli niezwykle poważne miny. Chwilę później ujrzałem goniącego ich na dwóch łapach niedźwiedzia, który gdy mnie dojrzał stanął nieruchomo i przyglądał mi się. Zamarłem i zacząłem wyobrażac sobie że z mej klatki piersiowej wydostaje się energia pojednania, która skierowana w bratnią duszę niedźwiedzia sprawi że jego nastawienie będzie mi przyjazne. Nic bardziej mylnego, niedźwiedź podszedl blisko mnie i zanim cokolwiek zrobiłem szybkim ruchem łap rozerwał mi wierzchnią część ubrania na wysokosci klatki piersiowej. W tym momencie mój współtowarzysz podróży zaczął wydawać z siebie piskliwe dżwieki i wymachując rękoma odwrócił uwagę niedźwiedzia odemnie. Zaczęliśmy uciekać przed nim slalomem pomiędzy drzewami i nagle znalazłem się na peronie dworca kolejowego z tłumem ludzi oczekujących na pociąg. Gdy przyjechał, wszyscy zapakowaliśmy się tłumnie do niego i wyruszyliśmy w niezwykle malowniczą podróż. Nagle na pięknej ogromnej polanie pociąg stanął a wysiadający ludzie skierowali swoje twarze w kierunku odległych gór, gdzie ponad ich wierzchołkami pojawiły się ogromne czarne ptaki, wyglądające na rysunkowe z szerokimi ogonami. Ludzie cieszyli się i robili im zdjęcia, natomiast ja zacząłem biegać pomiędzy nimi i krzyczeć by uciekali bo zaraz zginą. Nikt nie słuchał. Gdy ptaki przybliżyły się zaczęły zrzucać coś w rodzaju bomb przypominających jajka, które z ogromną siłą rażenia zabijały ludzi. Ludzie w popłochu zaczęli uciekać, ale na ucieczkę było za późno. Nikt nie przeżył.
Wysłane z mojego SM-N950F przy użyciu Tapatalka