Medytacja Sayjańska
#1
Cześć, chciałbym wam przedstawić coś co wymyśliłem i nazywam Medytacją Sayjańską. Jest to zmodyfikowana medytacja, która ma za zadanie podnieść pewność siebie oraz zwalczyć stres za pomocą "gniewu". Aby ją wykonać trzeba spełnić trzy warunki:
1. Mieć chociaż małe doświadczenie w medytacji.
2. Znać uniwersum Dragon Ball.
3. Mieć do tego luźne podejście.

Dobra, to teraz opiszę jak ją wykonuję. Najpierw siadam w odpowiedniej pozycji na łóżku (coś ala półlotos) i zaczynam zwykłą medytację szine. Nie będę opisywał jak się ją robi, znajdźcie sobie w google  ;) . Po pewnym czasie, kiedy uznam, że już się wystarczająco wyciszyłem, zaczynam Medytację Sayjańską. Zakładam wcześniej przygotowane słuchawki od telefonu, w którym puszczam tę piosenkę: https://www.youtube.com/watch?v=hyNu5i_6lKA
Ręce, które miałem wcześniej złączone podczas szine, teraz kładę na uda z zaciśniętymi pięściami. Wsłuchuję się w głos Goku i jego pewność siebie, a gdy zaczyna krzyczeć to mocniej zaciskam pięści i skupiam się na miejscu pomiędzy łopatkami:

Przez pierwsze sesje skupiałem się tylko na tym miejscu. Starałem się gromadzić tam "energię". Coraz bardziej czuć ten punkt i go powiększać. Po kilku regularnych takich medytacjach byłem w stanie przez parę dni czuć "ciepło" w tym miejscu.
Potem można przejść do etapu drugiego. Różni się on tym, że na końcu piosenki, nie staramy się gromadzić energii, tylko wręcz przeciwnie - wyzwolić ją. Niech ogarnie całe nasze ciało. Spróbujmy zmienić się w Super Sayjanina. Niech nasza głowa dumnie się podniesie i połączy energią z punktem na plecach niczym włosy Son Goku. Trwajmy przez chwilę w tym stanie pełnym pewności siebie.

A teraz praktyka. Jeśli skorelujemy tę piosenkę z pewnością siebie, to potem słuchając jej możemy ją sobie podnieść w trudnych momentach. Jeśli się stresuję jakimś wyjściem czy po prostu łapie mnie on znienacka, to staram się odsłuchać tej piosenki. Wyzwalam w sobie gniew tak jak robią to sayjanie. Gniewam się na siebie, na to że się stresuje. Na to że jestem taki słaby, że tak łatwo poddaję się stresowi. Czasami się nie udaje, przez co jeszcze bardziej jestem na siebie wściekły i ze łzami w oczach swojej słabości odsłuchuję to kolejny raz, aż się wyzwolę. Aż moc gniewu pokona nerwy.
[ ]
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#2
Dawno mnie tak nic nie rozbawiło :D
Nie mogę przestać sobie wyobrażać, jak musi wyglądać przejście z głębokiej natchnionej zadumy w desperacką mangową eksplozję :P
A na poważanie to tego typu wyzwalanie emocji ma sens, ale nie widzę tego w otoczce medytacji, to są przeciwstawne mechanizmy :)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#3
(29-05-2019, 18:59 )incestus napisał(a): Nie mogę przestać sobie wyobrażać, jak musi wyglądać przejście z głębokiej natchnionej zadumy w desperacką mangową eksplozję :P
<3

(29-05-2019, 18:59 )incestus napisał(a): A na poważanie to tego typu wyzwalanie emocji ma sens, ale nie widzę tego w otoczce medytacji, to są przeciwstawne mechanizmy :)
a co z medytacją aktywną, dynamiczną?
mindfulness-based stress induction
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#4
Cytat:a co z medytacją aktywną, dynamiczną?

Według mnie jej autor ma bardzo szeroką i ogólną definicję medytacji :) Ja bym to wolał nazwać terapią dynamiczną czy czymś w tym stylu :)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#5
Ostatnio praktykuje i eksperymentuję z wyobrażaniem białego przejrzystego światła i tak przypomniał mi się ten wątek bo praktyka momentami ma pewne podobieństwa. Może Cię zainteresuje :)

Ogólnie chodzi o wyobrażanie sobie światła, a najlepiej swojego ciała jako światło. Ta praktyka (albo podobna, sam nie wiem :P) jest też jednym z semdzinów czyli buddyjskich praktyk wstępnych. W krótkiej formie brzmi tak:

"Wizualizuj siebie bardzo jasno jako ciało światła albo jako siatkę pięciu kolorów albo jako tęczę. Ostro zarysowaną i transparentną jak kryształ. Koncentrując się na tym bez rozproszenia, doświadczysz stanu czystej przejrzystości światła."

Ciężko dokładnie opisać jak dobrze wykonywać tą praktykę. Myślę, że grunt to zacząć praktykować i obserwować co to z nami robi. Co działa lepiej, a co gorzej.
W tej praktyce chodzi nie tyle o skupianie się na wizualizacji, co bardziej na jakościach, które ta wizualizacja wywołuje i rozbudza. I tak wizualizując siebie jako białe przejrzyste światło, zaczniesz odczuwać swego rodzaju poczucie przejrzystości i mocy (stąd moje skojarzenie z tym wątkiem :) ). Skupiając się na tych uczuciach, możesz poczuć że to światło rozpuszcza napięcia. W sumie chyba możesz sobie dla pomocy wyobrazić, że jesteś saiyanem (choć bóstwo tu chyba bardziej pasuje). Istotna różnica między medytacją sayjańska jest taka, że to wewnętrzne światło jest ciche. Nawet mimo swojej mocy. Bo ta moc polega na rozpraszaniu wszystkiego w polu świadomości. Innymi słowy, nie zaciska się pięści i nie złości, tylko najpierw jak najmocniej przywołuje się to poczucie mocy a później maksymalnie się na nim skupiasz. I pozwalasz, żeby w swoim tempie rozpraszało wszystkie napięcia. Ten aspekt skupienia jest bardzo istotny. Jak zresztą w każdej praktyce medytacyjnej. Skupiamy się na tym poczuciu niejako ignorując wszystko inne. Co najwyżej możemy spojrzeć na coś z perspektywy tego poczucia, jak dana myśl czy napięcie, przy tym świetle zanika.

Możesz spróbować tak jak w tej zacytowanej instrukcji. Natomiast ja sobie wyobrażałem, że moje ciało jest z mocnego białego światła. A kiedy było to trudne, to najpierw wyobrażałem sobie samo białe światło. Teraz często bardziej samą intencją przywołuje, czy zwracam uwagę na sam aspekt przejrzystości doświadczenia. Kiedy to doświadczenie stanie się dość stabilne to często pozwalam roznieść się temu światłu na całe ciało, w poszczególnych miejscach, tam gdzie wyczuwam napięcia.
Polecam spróbować przez jakiś okres. Jak spróbujesz daj znać ;)
let's worship cats
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#6
Tak wpadłem na ten wątek, i bardzo mi się spodobał pomysł. Ale jakby to zrobić w inny sposób jak:

Kładę się wieczorem do łóżka, po czym zakładam normalnie słuchawki na uszy z włączonym tym dźwiękiem który podał autor tematu ale z wersją 1h i bym wsłuchiwał się w dźwięk a przy krzyku starał się uwalniać całą energie i złość, i tak długo to robił słuchając tego aż bym już poczuł, że uwolniłem dużą część energii i potem szedł odrazu sobie spać.

Pytanie do was, czy to w jakimś stopniu by działało gdybym tak robił? Autor pisał, że to ma pomóc w pokonaniu stresu przed czymś. Czy to przekładałoby się to jakoś na kolejny dzień?
Bardzo spodobał mi się pomysł i chciałbym spróbować tej wersji tylko mojej.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#7
Ostatnio mi przyświeca myśl, że najlepsza medytacja to ta najprostsza. Do tego znowu mam zajawkę na wizualizacje z tym, że teraz bardziej się "bawię" i eksperymentuje niż staram się stosować konkretne wizualizacje. I wróciłem do tego wątku polecić praktykę, która znowu mi się z nim skojarzyła.

Chodzi w niej o to, żeby wyobrazić sobie coś "magicznego" co kojarzy nam się z nabieraniem mocy, uspokajaniem, rozpraszaniem napięć albo skupieniem. To może być cokolwiek co przychodzi nam do głowy i z nami rezonuje. Wyobrazenie świetlistej, albo kolorowej kuli w ręku, albo przed sobą. Snopu światła, który na nas spada. Bycie spalanym przez oczyszczajacy ogień. What ever. Możemy się zainspirować np. jakimś anime. Jak dla mnie fajnie tu pasuje np. Naruto z podstawową pieczęcią wykonywaną jedną ręką i skupioną postawą. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby samemu tak uformować ręce. Albo wymyślić sobie własny znak. Potraktujmy to luźno. Trochę jak zabawę. Chodzi o "zarezonowanie" z tym wyobrażeniem, albo gestem. Kwestią drugorzedną jest co to będzie.
Dobrze jednak, żeby było to wyobrażenie dość statyczne. Mam przez to na myśli wyobrażenie na którym można się skupić, uczynić z niego obiekt. Nie chodzi tutaj o "odpłynięcie w wyobraźnię", a tym bardziej o zaangażowanie się w jakieś historyjki z nią związane.

Kolejna kwestia to przywołanie tego wyobrażenia i jego utrzymanie przy jak najmniejszym wysiłku. Nie musimy wyraźnie czegoś widzieć. Możemy olać detale. Wystarczy, że utrzymujemy jakby świadomość tego wyobrażenia. Że ten obraz migocze w umyśle. Bo nie tyle sam obraz jest tutaj istotny co uczucia, które przywołuje. Z dozą wrażliwości wyczujemy, że w pewnym sensie "pod" tym obrazem jest takie poczucie subtelnej ciszy pełnej "mocy". Szczegóły tego odczucia będą się różnić w zależności od wyobrażenia, ale pewna jakość będzie wspólna. I to na tej "jakości" musimy się skupić. Nie wysilając się. Nie kontrolując na siłę wyobrażenia. Olewając wątpliwości co do naszej techniki. Zwyczajnie skupmy się na tej cichej nieruchomej subtelności idącej za wyobrażeniem. Nic innego nie jest w tym momencie istotne.
W kontekście tematu podkreślę, że chodzi o uczucia związane ze spokojem. Z mojego doświadczenia wściekłe ładowanie mocy jak np. w Dragon Ball'u działa średnio. Zdecydowanie lepsza jest tu równowaga kojarzącą się np. ze wspomnianym Naruto.

Wraz z pogłębieniem wyciszenia będziemy mogli coraz bardziej się zrelaksować nie tracąc skupienia na tej ciszy. W pewnym momencie może rozwinąć się też skupienie bez wsparcia w postaci wyobrażenia. Metoda może wydać się podstawowa, a może nawet niepoważna, ale z dozą intuicji można ją wykorzystać do głębokiej praktyki. U mnie to świetnie "działa". Także jako praktyka nieformalna. Starałem się w tekście przekazać to co sam robię, bądź jakie procesy zauważam w trakcie, a które myślę, że są istotne. Podejrzewam, że nie wszystko może być zrozumiałe, albo nie udało mi się dobrze wskazać na niektóre niuanse. W każdym razie polecam poeksperymentować i sprawdzić na sobie.
let's worship cats
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#8
Kurcze. Zawsze jak napiszę jakiś a la poradnik do medytacji to przez następne dni wszystko co napisałem staje się znaczącym punktem odniesienia w mojej praktyce. Tak jakbym chciał sprawdzić, czy to co napisałem rzeczywiście jest skuteczne, albo esencjonalne. Byłem dzisiaj mocno napięty po męczącym dniu i próbowałem różnych podejść, żeby się zrelaksować. W tym opisane przeze mnie wizualizacje. Próbując ściśle się stosować do swojej wizji procesu (czyli tym samym do tekstu wyżej), stwarzałem przy tym dużo napięć i ostatecznie efekty były mierne. W pewnym momencie "po prostu" wyobraziłem sobie świetlistą kulę w mojej dłoni i całym sobą wczułem się w to wyobrażenie. Wystarczyło, żeby szybko rozpuścić podstawowe napięcia. Chwilę później zachciało mi się posłuchać piosenki Tailor Swift - Red. Odpaliłem nutę i od razu zacząłem sobie wyobrażać otaczającą wszystko łagodną czerwień. Było to jak przyjemna i fascynująca zabawa, w którą chciałem się zaangażować dla niej samej. To bardzo szybko mnie wyciszyło i dało dużo energii.

Z dystansem patrzę na to co napisałem wyżej. Mam wrażenie, że pokomplikowałem. Nie wiem czy są jakieś konkretne postawy, czy niuanse, które można i trzeba intencjonalnie uwzględnić, aby taka praktyka stała się dobrą medytacją. Napisałbym, że chodzi np. o przekonanie, że praktyka jest prosta i że w dużej mierze pokieruje nas intuicja. Jednak samo forsowanie takiej postawy, jest z nią sprzeczne. Tak jakbyśmy nie do końca w to wierzyli.
Jedyne co bym napewno polecił w tym temacie to eksperymentować. Zaangażować się. I uwierzyć w potencjał takich praktyk.

EDIT:
Cytat:Z mojego doświadczenia wściekłe ładowanie mocy jak np. w Dragon Ball'u działa średnio.
Choć w sumie niekoniecznie. Ostatnio wyobrażałem sobie kulę energii w dłoni, z której padały silne wyładowania energetyczne uderzajace w ciało. Pociągało to za sobą trochę napięcia, ale mimo to działało dobrze. To napięcie było jednak na poziomie bardziej uwagi i może trochę ciała. Wciąż daleko było temu od motywów z DB. Co ciekawe to taka wizualizacja wznosiła "energię" ku górze przy każdym wyładowaniu, a gdy ta była już na poziomie głowy to wzrastało odczucie niewzruszoności i "światła" w doświadczeniu. Odkryłem to jak wiele z tych wizualizacji, spontanicznie.
let's worship cats
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#9
Chyba wiem o co ci chodzi. To "coś magicznego kojarzącego się z mocą" dużo łatwiej nam sobie wyobrazić i poczuć jeśli widzieliśmy to wiele razy, np w anime niż czytaliśmy w książkach. W książkach mamy tylko opis, a w anime moc ma specyficzny dźwięk, widoczną aurę czy odzwierciedlenie w uczuciach bohaterów. Jednak jak zauważyłeś pozostaje kwestia wiary. Źródła nauk medytacyjnych są głębokie i mają odzwierciedlenie w naturze i egzystencji. Natomiast w anime to fikcja, w której rzadko kiedy jest w ogóle poruszana geneza mocy. Wykorzystywanie jej przychodzi zwykle w dzieciństwie i potem jest pasywnie/nieświadomie odnawiana po zużyciu. 

My chcemy nauczyć się samego gromadzenia energii, żeby czuć się mocarnym, pewnym siebie jak postacie z anime. W DB to był gniew, który u mnie był wynikiem stresu, który konwertowałem na "moc". Teraz kiedy nie odczuwam tak silnych stresów nie potrzebuję tego używać. W Naruto jest pieczęć, która ma skupiać czakrę. W tym anime była lekcja, że jak się skupi czakrę w stopach to można chodzić po pionowych rzeczach typu drzewa, ściany i z powodzeniem stosowałem tę technikę w snach. Może kiedyś bardziej rozwinę ten temat.

Po za tym odnosząc się do kwestii wiary. Jeśli chodzi o światłość, to czy nie bliżej nam do chrześcijaństwa, aniołów i Jezusa, z którym się wychowaliśmy, niż do wschodnich religii z Buddą na czele? Wprawdzie wschodnie nauki są dużo lepsze ale to katolicyzm nas wychował i uczestniczyliśmy w jego nabożeństwach. Więc być może to właśnie tu jak w anime jest ten "pasywny system mocy" (to tylko takie hipotetyzowanie).
[ ]
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#10
Tak, to w dużej mierze kwestia wiary, ale uściśliłbym, że nie chodzi o przekonywanie siebie, jakiegoś rodzaju afirmacje, że wierzymy w moc takich praktyk i operacje na intelekcie, tylko poczucie pewności. Co bardziej niż kwestią nastawienia, jest kwestią myślę płynięcia z doświadczeniem zanim jeszcze pojawiają się wątpliwości. Tak to widzę. Ciągle eksperymentuje i badam jakie elementy są esencjonalne, a co przeszkadza i myślę, że poczucie pewności jest istotne. I takie niekomplikowanie. Niekombinowanie za bardzo. Każde nawet nie tyle zwątpienie, co próba optymalizowania doświadczenia to już tworzenie zbędnych napięć. A tu chodzi o relaks. Wyciszenie. Ostatnio poleciałem trochę z wyobraźnią i tworzyłem dosyć złożone wizualizacje. Niby czułem ich "moc", ale z perspektywy czasu, patrząc na swoje samopoczucie po sesji, niewiele ta praktyka mi dała. Tak jakby to poczucie mocy było takich chwilowym i ulotnym boostem. To co naprawdę przekłada się na efekty, w tym te na przestrzenii czasu po sesji, to relaks.

Co do światła to w buddyzmie ono też występuje, ale raczej są spore różnice w podejściu. W chrześcijaństwie, jak ja to rozumiem, światło jest kwintesencją dobra, pochodzi od Boga. Światło rozprasza zło, tak jak woda gasi ogień. Jest siłą przeciwstawną. W buddyzmie światło postrzega się jako naturę zjawisk. Wszystkich. I tych "dobrych" i tych "złych". Przez wizualizacje światła, nie tyle "pokonujemy" napięcia, co przybliżamy sobie prawdę o ich naturze. Światło nie może nam nic zrobić. Zjawiska sprawiają jedynie takie wrażenie, bo nie rozpoznajemy ich natury. Gdy jest rozpoznana, napięcia rozpuszczają się samoistnie. Jednak pewnie bardziej od ewentualnej adekwatności ważniejsze jest to czy dana perspektywa jest nam bliższa, więc chrześcijańska wizja światła może zadziałać na nas lepiej z racji kulturowych uwarunkowań.
let's worship cats
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1