25-01-2024, 20:05
Będę wrzucał co ciekawsze sny wygenerowane przez mój mózg
Cytat:Początku snu dokładnie nie pamiętam. Była noc, a ja siedziałem w samolocie. Leciliśmy do Hiszpanii. W między czasie odkryłem, że idąc spać mogę cofnąć czas, ale przy okazji zmieniam również swoje położenie w przestrzeni tak jakbym trafiał do podobnej, lecz alternatywnej rzeczywistości. Cofnąłem w ten sposób czas dwukrotnie, a w między czasie na swojej konsoli Nintendo Switch wpisałem kod, który odblokowywał mi za darmo usługi online.
Cofnąłem czas raz jeszcze. Tym razem znalazłem się po prawej stronie samolotu, gdzieś w połowie długości. Spojrzałem na zegarek. Nie pamiętam która była godzina, ale wiem że cofnąłem się o 3 godziny. Chciałem zajrzeć do swojego plecaka, jednak okazało się, że plecak był po drugiej stronie, na przeciwko, pod fotelem innego pasażera. Zastanawiałem się czy tam sięgnąć czy nie, ale finalnie zrezygnowałem.
Wstałem z fotela i poszedłem do toalety, było tam malutkie lotnicze okienko na które nie zwróciłem żadnej uwagi. Po wyjściu z toalety zauważyłem, że kokpit pilotów nie jest oddzielony od sekcji pasażerskiej, więc podszedłem do dziobu i podziwiałem jak majestatycznie wygląda lot z tej perspektywy. Właśnie podchodziliśmy do lądowania i samolot swoim lewym skrzydłem zahaczył o dach wieży kościelnej. Szarpneło całym samolotem, a silnik stanął w płomieniach.
Piloci próbowali zapanować nad samolotem, jeden warknął do mnie "Nie widzisz co się dzieje? Spierdalaj stąd i się chowaj!". Wybiegłem z kokpitu, udając się do sekcji ogonowej kierując się logiką, że skoro to wypadek przy lądowaniu to większość siły będzie na dziobie. Padłem na ziemie, rękoma i nogami zaparłem się o ścianę i barek na tyle mocno by mną nie rzucało jak szmacianą laleczką podczas awaryjnego lądowania.
Przez okno zobaczyłem, że samolot osiadł na płycie lotniska, jednak prędkość była na tyle duża, że po chwili znowu się oderwaliśmy od ziemi. Za chwilę znowu poczułem szarpnięcie pojazdem, a przez okno widziałem, że znowu mieliśmy kontakt z podłożem. Tym razem już skutecznie ponieważ samolot już się nie oderwał. Zamiast tego pojawił się kolejny problem - piloci utracili kontrolę nad jednostką, a samolot zjechał z pasa lotniska. Przed nami był budynek i nic nie wskazywało na to byśmy wyhamowali.
W swej beznadziejności obserwowałem jak ściana nieubłaganie się do nas zbliża. Zamknąłem oczy i poczułem mocne szarpnięcie. Odziwo o wiele słabsze niż te którego się spodziewałem. Ręce mnie bolały od siły którą włożyłem w zaparcia się o ścianę, ale jakbym nie patrzył to przeżyłem. Nawet przypomniałem sobie tutaj o mojej zdolności do cofania czasu, chociaż dyskusyjne by było czy zasnąłbym w takiej sytuacji. Ale za to narodziła mi się kolejna myśl - by cofnąć czas i przeżyć katastrofe raz jeszcze tym razem nagrywając to wszystko.
-Hah! Chłopaki bez tego mi nie uwierzą! - pomyślałem.
Jednak szybko doszły do mnie głosy rozsądku, że nie wypada naduzywać swojej zdolności, a swój udział w katastrofie udowodnię znajomym innymi sposobami - przecież na pewno będzie głośno w wiadomościach, a znajomi wiedzą, że miałem lot tym samolotem.
Wstałem z podłogi, zobaczyłem swojego ojca, który z niepokojem stał na płycie lotnika i wypatrywał mnie wśród żywych rozbitków. Nie trzymając go dłużej w niepewności, wybiegłem z samolotu i rzuciłem się w jego ramiona. Obaj płakaliśmy.
Sceneria snu się zmieniła. Byłem w futurystycznym biurze. Wszedzie było jasno, ściany białe za oknem słonecznie. Rozmawiałem o czymś ze współpracownikami. Kątem oka zauważyłem krzyż chrześcijański, gdzieś dalej widziałem przedmioty innych kultur i religii.
-Międzynarodowy wielokultowy zespół mamy - pomyślałem.
-Hej, musi pogadać. W cztery oczy - powiedziała koleżanka. Miała czerwono-rude włosy i stylistycznie przypominała nieco jak postać z jakiegoś anime.
Pamiętam, że nie darzyliśmy siebie wzajemnie jakąś szczególną sympatią, ale też nie można powiedzieć, że się nienawidzimy. Między nami była bardziej chłodna neutralność, więc skoro chciała o czymś ze mną prywatnie porozmawiać, to wzruszyłem tylko ramionami i wyraziłem zgodę.
Koleżanka złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła tak jakby chciała mnie wyprowadzić z pomieszczenia i udać się do konkretnego miejsca. Z racji na to, że siedziałem to szybko wylądowałem na podłodze. By nadać sytuacji nieco komizmu i podrażnić swoją koleżankę zdecydowałem że nie wstanę z tej podłogi pozwalając by przeciągnęła mnie po podłodze przez metr czy półtora. Współpracownicy się na nas patrzyli, kątem oka zobaczyłem również, że koleżanka patrzy się na mnie z podirytowaniem, więc z uśmieszkiem na twarzy wstałem i wytrzepałem się wolną ręką.
Koleżanka dalej trzymając mnie za nadgarsket wyprowadziła z pomieszczenia a ja w między czasie zastanawiałem się o czym tak bardzo chce porozmawiać, jednocześnie ledwo utrzymując własną równowagę. Całość wyglądała jak scena z typowego anime z elementami szkolnego romansu. Wyprowadzony z pomieszczenia ledwo nadążam za koleżanką, która dalej ciągnęła mnie za rękę. Na korytarzu weszliśmy schodami na górę. Minąłem się tam z gościem, który prześladował mnie w podstawówce. Nie zwrócilem na niego szczególnej uwagi, jednak kątem oka widziałem jego zdziwienie.
Na kolejnym piętrze koleżanka zawlokła mnie do damskiej toalety. Bardzo się zdziwiłem i nie będę ukrywał, że w tym momencie miałem bardzo jednoznaczne myśli. Gdy znaleźliśmy się w pierwszym segmencie toalety (tam gdzie są umywalki) to w końcu puściła mój obolały nadgarstek i gwałtownie przyśpieszyła wchodząc do drugiego segmentu toalety (tam gdzie są kabiny). Doszedłem do drzwi, które zdążyły już się za nią zamknąć i otworzyłem je. Ku mojemu zdziwieniu, mojej koleżanki już nie było, zniknęła. W tym momencie zobiłem chyba coś co wymagało ode mnie 200 IQ. Zupełnie nie wiedząc co za chwilę się stanie - otworzyłem drzwi, trzasnąłem nimi nie wchodząc do środka i otworzyłem raz jeszcze. I to co zobaczyłem mnie przeraziło. Zobaczyłem zaa framugi drzwi rękę koleżanki, która chciała mnie dźgnąć nożem. Sądzac po kącie natarcia celowała w szyję. Ale przez to, że nie wszedłem do środka tylko pozostałem w pierwszym segmencie toalety, zamiast mnie to dźgneła powietrze.
Poczułem gwałtowny przypływ adrenaliny. Na tyle silny, że poczułem ukucie w klatce piersiowej. Zanim się obudziłem pomyślałem
-Heh, sama musiała spanikować, skoro nie patrzyła na to co dźga