No.
Miałem jakieś LD, latałem po jesiennych parkach, po czym skończyło się i oglądałem siebie z 3ej osoby. Miałem długie blond włosy. Doznałem oświecenia, że skoro to Ja, to kto obserwuje?
Ruszyłem więc i połączyłem się z ciekawości z alter-ego. Efektem było absolutne LD, jedno z tych, które wyciska łzy.
Pojawiłem się jako sterowiec dryfujący nad miastem bardzo podobnym do Tarnowskich gór, tylko o wiele rozleglejszym. Na dole trwał tam jakiś festyn, po ulicy przechadzało się multum ludzi, każdy inny , pijani, matki z dziećmi, licealiści , dresy z kosami , jacyś mimowie ,stragany i muzycy. Wszędzie kolorowo, porozwieszane plakaty, lampki jak z choinki, wielkie balony, sztuczna mgła i w końcu jakieś ekstremalnie niebezpieczne fajerwerki z beczek. Pomiędzy ludźmi normalnych rozmiarów przechadzali się i omijali poprzednich ludzie 2-3 razy więksi. Oni też mieli gdzieniegdzie stragany, wejścia i ławki dla ich rozmiarów. W końcu poza nimi byli jeszcze pojedyńczy giganci wielkości budynków. Ci z kolei na rondach i parkingach mieli ogromne ukwiecone stoliki, gdzie pili sobie piwko, oraz ruchome atrakcje zmieszczone gdzieś między budynkami, takie jak bujany fotel zbudowany ze średniowiecznego statku, albo gigantyczna huśtawka między raruszem a bankiem. Wszędzie rozbrzmiewała jakaś elektroniczna muzyka i czuć było atmosferę dobrej zabawy.
W moich snach (nie tylko ) bardzo często rzeczy stają się monstrualnie wielkie. Ale to co było za rynkiem przeszło wszelkie granice. Kościół był już wielkości planety.Wzbijałem się w górę z prędkością światła a on wciąż piął się w góre odsłaniając kolejne etapy architektoniczne. Na samej górze, jego zarys znikał w nocnym niebie, ostatnie widoczne elementy jego dachu sprawiały wrażenie, że składają się z milionów mniejszych kościołów na których leżą miliony kościołów typowych rozmiarów.
Żeby było szybciej posłużyłem się grawitacją,żeby wrócić do miasta. Upadłem z hukiem na rynek, i w moment na całe moje ciało , jak mrówki, powłazili ci wszyscy najmniejsi imprezowicze...
I sen się skończył