Hishhpanskie Sny.
#11
1.   Znowu wyszłam przed dom. Tym razem poszłam na lewo, w stronę krzaków i czegoś w stylu lasu. Po chwili doszłam do wielkiego budynku, tego samego, co w "tym długim śnie, którego nie udało mi się zapisać normalnie, bo laptop mi się psuł, dlatego jest zrobiony jako plan wydarzeń". To była galeria handlowa, gdzie jednak w większości były baseny. Na pierwszej lepszej pływalni spotkałam rapera Quebonafide, który się topił. Ja, jako z natury wielce pomocna i ratująca życia istota, rzuciłam się na pomoc, mało sama nie ginąc. No może nie tak, ale wyciągnęłam go z tego 40cm brodzika. On, w podziękowaniu za mój niezwykle dzielny czyn, na który mało kto odważyłby się, dał mi jakieś relikwie i wrzucił do wody. Zaliczyło mnie do konkursu na pływanie do góry, tzn. był wodospad i musiałam wpłynąć jak najwyżej, a potem zjechać ze zjeżdżalni. Były trzy poziomy. Do tego przydzieliło mnie z nim do pary i musiałam ciągnąć go za sobą, żeby przy okazji się nie utopił. Jeszcze przed wodospadem należało przepłynąć "ślimaka", płynąć trzeba było pod prąd. Ogólnie dość ciężka trasa, zwłaszcza, z jak już wspomniałam, dorosłym mężczyzną na plecach. Okazało się, że nie był aż tak przeszkadzający i nawet coś pomagał. Kiedy tak rozmawialiśmy, dopłynęliśmy do trzeciej części wodospadu i zaczęło się robić trudno. Trudniej. Nagle mój towarzysz zaczął się ponownie topić i zaraz był nieprzytomny. Poleciałam zaraz za nim, bo w sumie nie wypada go tak zostawić. Byłam kilka sekund za nim, nie sposób było płynąć szybciej i zostało mi liczyć, że jak skończy się trasa to ktoś go wyciągnie. I tak się stało, ratownik go wyciągnął. Quebonafide dał mu jakieś relikwie i wrzucił do wody...   
     


  Jeszcze jak wstałam, pamiętałam drugi sen, nawet później go pamiętałam, ale ktoś odsłonił mi żaluzje w pokoju i sen przepadł. Też był dość długi. W ogóle pani od matematyki chce nam zrobić test online w środę, dziwnie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#12
Sen ze wczoraj:
Biegałam na Jump Booście 2 blisko bloku babci, a moja siostra mnie goniła, żeby mnie zabić. Tak było przez kilkanaście minut, ludzie, których kilkukrotnie mijałam kibicowali mi, a ja się świetnie bawiłam. No, może dopóki mojej siostrze nie odcięło głowy i dżem truskawkowy nie wylał się jej z szyi. Heh.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#13
Eee... Jest 4 rano, zaraz idę spać, właśnie skończyłam część pracy domowej.. E, no mam tu sny, przepraszam, że tak źle napisane, ale jestem naprawdę wyczerpana. 
1. Szłam do szkoły, tą samą drogą, na której wczoraj umarła moja siostra. Na mojej drodze stają nagle trzej chłopcy w wieku może 8 lat. Zabrali mi okulary i połamali, ja zaczynam ich pouczać, że to niegrzeczne, a ci mnie biją. Schowałam połamane, ale złote od tej chwili okulary. Do szkoły szłam na spotkanie biznesowe z panią od historii. Wszystko przebiegło zgodnie z planem, ale kiedy już wszyscy mieli wychodzić rozpłakałam się i powiedziałam, że zepsuli mi okulary. Pani od historii zareagowała natychmiast i zaraz przyniosła mi zabitych chłopców. Dziwne.


Znowu pamiętałam, ale zapomniałam. Dobrze, dobrej nocy, a może dnia, aaah, idę spać.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#14
1. Skończyłam farmę trzciny na serwerze 
2. Szłam do kościoła z babcią i jakimiś wymyślonymi kolegami. Babcia się rozmyśliła, więc poszłyśmy na plac, gdzie zobaczyłam kogoś bardzo podobnego do kolegi z klasy. Coś tam gadaliśmy i w końcu mi się przypomniało kto to. To był Dominik, nie lubię go za bardzo, on mnie chyba też, więc poszłam z babcią na inny plac.
   Pamiętałam tyle snów, nie pamiętam ich. Następnym razem zapiszę je wcześniej niż o 1 w nocy. Obiecuję.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#15
Tak, jak obiecałam. Nie o 1 w nocy, a o 17. Lepsze to niż nic. 
1)    Siedziałam u babci w mieszkaniu, na dworze słoneczko, cieplutko i pięknie, ale trzeba siedzieć w domu. Patrzyłam przez balkon gdzieś daleko. Kiedy wróciłam do dużego pokoju, na sofie leżał mój przyszywany kuzyn, którego nie widziałam od kilku lat. Pewnie był chory bo leżał przykryty kilkoma kocami z kompresem na głowie. Nic się nie odzywał czy nawet ruszał. Tylko sobie oddychał. Kiedy dziadek wrócił do domu nagle ożył i poszli razem ze mną na balkon. Urządziliśmy tam zawody w parkourze, a potem uciekliśmy z kwarantanny i sen się skończył. W sumie chyba nie skończył, bo po tym była jeszcze scena, gdzie miałam przed sobą kartkę A4, a na niej plansza do Bingo z jakimiś zdaniami. Wszystko wyraźnie napisane. Czcionką Comic Sans...
2)    Tym razem akcja toczy się w szkole, ponownie - na 3 piętrze. Zaraz zaczyna się ostatnia lekcje, ponownie - o 16. To miała chyba być plastyka w sali 41, a może "pacynki", czyli zajęcia z szycia dla klas 1-3. Zawsze lubiłam na nie chodzić, były w piątek o 16 w sali 41. Gdy weszłam do sali, sen się skończył. Znowu "skończył". Tym razem na planszy były dwa zaznaczone X'em pola, a trzecie właśnie zaznaczałam czarnym, w rzeczywistości dawno zniszczonym, długopisem. 
3)     To właściwie kontynuacja drugiego snu. Przed oczami mignęła mi sala lekcyjna, a potem cały obraz zasłoniła płyta. Stylowo była bardzo podobna do płyty Bonsona "Postanawia umrzeć", ale widniał na niej napis: "30 ep - Deys". A nauczycielem był... 
4) Po tamtym śnie też było Bingo, ale nie chciałam psuć tym klimatu, jeśli jakiś był. No, starałam się tak to zrobić, jak dla mnie dobrze wyszło. Co do czwartego snu... Nie wiadomo co i jak w nim było, ale wiadomo, że na pewno był. 

Teraz lecę w końcu dobrze napisać ten strasznie długi sen, przy którym popsuł mi się laptop. Zdrowia!
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#16
1.)   Właśnie zaczęła się zupełnie normalna lekcja matematyki, w środku dnia na środkowym piętrze. Ja siedziałam na końcu klasy w lewym rogu. Po mojej prawej, ale nie w mojej ławce była nowa uczennica. Nazywała się Julka czy coś w tym stylu. Siedziała ona z moją koleżanką Judytą. Gdy przywitaliśmy się z panią, wszyscy usiedli, ale w tym samym momencie rozległ się dźwięk przerywanego dzwonka, czyli ewakuacja. Z początku klasa nic sobie z niego nie zrobiła, dopiero za drugim razem wszyscy zabrali się do wyjścia. Poszliśmy bocznymi schodami, ja byłam na samym końcu. Widziałam, jak Julka biegła, więc krzyknęłam do niej: "hej, spokojnie. podczas ewakuacji się nie biega." Zwolniła, ale i tak zostałam sama. Po mnie była tylko ostatnia klasa licząca 10 osób. Na dole, przy wyjściu wszyscy zrobili się bardzo spokojni i poszli do szatni ubierać się. Ja wzięłam kurtkę, buty i poszłam na dwór, gdzie już wszyscy byli. Rzecz jasna, byłam ostatnia. Przed wyjściem stał pan wicedyrektor i pochwalił mnie, że ubrałam się, ale powiedział, że pewna rzecz w moim ubiorze jest zła. We śnie było to dla mnie oczywiste, ale teraz absolutnie nie mogę sobie tego przypomnieć. Przed szkołą leżał topniejący śnieg, sugerowało to wczesną wiosnę. Na boisku i wielkim placu koło szkoły leżały arkusze egzaminacyjne. Wiedziałam, że niedaleko naszej szkoły jest liceum. Spytałam się jakiejś osoby, o co chodzi. Ósmoklasiści i maturzyści mieli właśnie pisać egzaminy. Moja mama również się zjawiła, żeby dodać otuchy swojemu synowi z liceum. Tyle, że ona nie ma, a przynajmniej ja nic nie wiedziałam o jakimś synu. No ja wiem, że to sen, ale ostatnio przepisywałam wniosek do sądu i w nim pisało, że tata ma trójkę innych dzieci na utrzymaniu, a ja przecież mieszkam tylko z siostrą. No i tak to mi chodzi od jakiegoś czasu po głowie. Heh, ale do rzeczy. Choć właściwie nic później się nie działo.
2.)  Obudziłam się i pomyślałam, że zjadłabym arbuza, a potem zasnęłam. Przyśnił mi się średni arbuz na desce do krojenia w kuchni :D
     
Hehe, właśnie sobie przypomniałam sen. 
3.)  W sumie to nie pamiętam całego snu, tylko koniec. 
Leżałam na podłodze, w jakimś śpiworze, obok mnie był stolik. W pomieszczeniu było kilkanaście innych osób w takich samych śpiworach. Rozłożeni byliśmy po całej podłodze, a pokój był dość spory. Nagle z mojej kieszeni wyskoczył dwa pokemony. Nie znam za bardzo nazw tych cudnych istot po 2 generacji, a wyglądały one na zupełnie nowe. Jednym z nich był metalowy pokemon o nazwie na 9-11 znaków, najbardziej zapamiętałam z niego dużą śrubę na brzuchu. Druga była jakby roselia, tylko wyglądem przypominała mieczyka, takiego kwiatka długiego. Wtedy moje pokemony powiedziały mi, że są razem i roselia właśnie rodzi. W międzyczasie tata-pokemon ewoluował kilkukrotnie i w końcu przybrał formę wyścigówko-żaby o kolorach brązowo-żółtych, tzn. wszystko poza szybami, światłami i kołami było brązowe. Moim pokemonom urodziły się dwa maltańczyki - chłopiec i dziewczynka. Od razy upodobałam sobie dziewczynkę. Nie pamiętam jak ją nazwałam, na pewno po ludzku. Samiec był długi i wysoki, nazwałam go Karol. Kiedy snu zostało parę sekund, zmieniłam zdanie i imię pieska - od teraz na zawsze zostanie Monteskiuszem.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#17
No i mój pierwszy koszmar od kilku lat.
1.)    Zaczyna się w dwupiętrowym domku o powierzchni dwóch łazienek. No chyba, że liczymy schody, to 8 łazienek. Po wejściu z lewej strony były schody z piaskowca prowadzące na balkonik. Z niego można było dostać się do dwóch mieszkań. W jednym mieszkałam ja z rodzicami, w drugim - nikt. Całą powierzchnię mieszkania zajmowało dwupiętrowe łóżko. Wyszłam na dwór, szłam chodnikiem koło ulicy i widzę grupkę nastolatków. Na murku siedzi dziewczyna, 14-16 lat i ma w koszyku dwa pieski, maltańczyki. Takie malutkie szczeniaczki. Po jej lewej stoi trzech, czterech kolegów i pakują coś do bagażnika czarnego samochodu. Gadają o tym, jak to tata kupił jej te pieski, żeby się odczepiła, że jakie to one są słodziutkie, zwykła rozmowa o słodziutkich pieskach. Nagle bierze jednego z nich za kark, chłopak podaje jej nóż, a ta go tnie. To biegnę przez ulicę, wtedy nie wiedziałam w jakim celu, czy żeby ją zabić, czy żeby zabrać pieski. Ta to oczywiście widzi, rzuca psem gdzieś za mur i idzie do mnie z nożem. Ja oczywiście bohatersko umarłam po wbiciu mi noża w brzuch, ale przedtem dostałam kuratora sądowego. 

    Mam dość internetu, oszaleję, jeśli nie zniknę na jakiś czas. Więc na razie będę pisała w zeszycie, żeby mnie nie korciło. Wesołych Świąt!
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#18
Hej, dobra. Już jestem po tygodniowej przerwie. Mam za dużo snów w głowie, a mój odwyk od internetu się nie udał. Ostatnimi czasy troszkę poprawiła mi się pamięć snów, ale poczęła znów się psuć z powodu braku długopisów i ołówków w domu. No... I może trochę lenistwa. Szczerze mówiąc - bardzo z lenistwa i dziwnego uczucia radości, kiedy mam w głowie dużo snów, które trzeba pamiętać. No ale na psychikę też to trochę działa, więc już napiszę tu te sny.
15.04-16.04 #1
Rodzice wysłali mnie do swego rodzaju internatu, był to taki przytulny domek, w którym wychowywało się kilka osób ,czasem spotykając się z rodziną. Przed wyjazdem spakowałam do dwóch plecaków o stylu przedszkolnym ubrania - do pierwszego oraz zeszyty i książki - do drugiego. Pierwsze dni spędzone w nowym domu były zaskakująco dobre. Spałam (podobnie jak w rzeczywistości) na materacu położonym na podłodze obok łóżka siostry. Obok mojego był jeszcze drugi, czasem odgrodzony ścianką a czasem nie. W domu mieszkały 3 dziewczynki i 2 chłopców, tyle przynajmniej widziałam. Choć w przypadku drugiego trudno mówić o chłopcu, miał 17 lat i był synem 80-letniego właściciela. Był adoptowany, wychowywał się w innym kraju, ale był Polakiem. Mimo to, nie bardzo umiał mówić po polsku, mówił po arabsku. Przez to dzieci z sąsiedniego domu go bardzo nie lubiły. 
   Pewnego dnia otworzyli szkoły, był wtorek (wiem, bo siostra mówiła o technice). Wstałam około 5 rano, więc nie chciało mi się od razu szykować do szkoły. Usiadłam z telefonem na kanapie w korytarzu i czekałam aż ktoś się obudzi. Lecz nie zauważyłam, gdy wstali już wszyscy i była pora do szkoły. Zostało dosłownie kilka minut do pierwszego dzwonka, a ja byłam nieubrana i niespakowana, do tego zdezorientowana. Okazało się, że nie tylko ja miałam taki problem, czarnoskóry chłopak z pokoju bardzo podobnego do pokoju mojej cioci oraz wspomniany już wyżej nastolatek również. Moja siostra z jej koleżanką już dawno wyszły. W panice szukałam jakichś moich rzeczy, ale znaleźć ich nie mogłam kompletnie. Po kilku cennych minutach rozmyślań, zabrałam oba plecaki siostry. Nie wiedziałam co dalej, ale miałam plecaki. Całe szczęście nie musiałam wiedzieć, bo właściciel zrobił synowi ekspresowy kurs jazdy i kupił stare auto. Przy okazji obok mojego pokoju zauważyłam mamę, tatę i dziadka przy stole, którzy bardzo się weselili widząc moje poczynania. Bramę otwierało czterech mężczyzn ciągnąc za nią, wyglądali na wesołych. Gdy wszystko było gotowe... Przyszła adoptowana mama i kazała robić brzuszki synowi. Gdy to usłyszał, popłakał się. ;(

18-19.04 #1
  Czy mi się wydaje, czy ja jestem na lekcji techniki? Najwidoczniej w jakiś sposób pozabijaliśmy wszystkich i dotarliśmy do szkoły. Była pierwsza lekcja po kwarantannie, a ja przyszłam na nią z czterema małymi pieskami. Nie wiadomo kim byli ich rodzice. Nosiłam je albo w pudełeczku, gdyż były mniejsze niż Świnka Peppa z mojego biurka, lub na paskach na przedramieniu. Czasem zdawało mi się, że umarły, ale tylko spały. To były małe, bielutkie maltańczyki. Na sali lekcyjnej była cała moja klasa, ja siedziałam w rzędzie najbliżej okien, ale odległym od nich o min. 2 metry. Mój plecak stał po lewej stronie. W ławce siedziałam sama, w ostatnim rzędzie. Przede mną był Michał, jak ja go nie lubię to sobie nawet nie można wyobrazić. Nie bez powodu zresztą, molestował i bił inne dziewczyny, przy tym będąc okropnym człowiekiem (już pomijając fakt o naruszaniu nietykalności...). No, wyżalona to możemy wracać do snu. Nauczyciel mówił coś i świetnie bym to rozumiała, gdyby nie fakt, że mój plecak gdzieś zniknął. A zniknął pod ławkę Michała z rzeczami porozwalanymi na całą klasę. Próbując słuchać lekcji wyrwałam mu plecak i zbierałam rzeczy, gdy to pan zapytał o czym była mowa.  Gdy nie otrzymał odpowiedzi na pytanie, zabrał mnie na korytarz razem z dwoma moimi koleżankami. Poszliśmy do klasy odległej o pół szkoły, aby pokazać nam coś. Ostatecznie do sali nie dotarły 2 koleżanki, a ja dostałam po jednym pojemniku wypełnionym czerwoną oraz niebieską cieczą oraz jeden pusty. Pan pokazywał mi niemieszanie się kolorów po złączeniu tub. Cóż, miały się nie mieszać. Gdy obróciłam je o 180* wszystko się popsuło. Próbowałam naprawić nim nauczyciel o nie zapyta, lecz zadziałało tylko po części. Gdy wróciliśmy do klasy nastał ten moment. "Proszę pana, znowu wszystko popsułam."
#2
  Mimo elementów wspólnych w tym i poprzednim śnie, tym razem kwarantanna dalej obowiązywała z możliwością jedynie godziny spaceru dziennie. Proszę nie oceniać mnie przez pryzmat snu, to co się w nim zawiera często jest niezgodne z moimi przekonaniami i pełni rolę miejsca, gdzie podświadomość może się wyżyć i wyżalić. 
  Jakie wspólne elementy? Pieski, moje małe pieski. To by było na tyle z tej kategorii, przejdźmy do snu. 
   Wraz z niezidentyfikowaną koleżanką, choć domyślam się, że była to zniekształcona wersja Oli, wymyślonej przyjaciółki, udałyśmy się w dobrze znane (sennym) nam miejsce. Była tam plaża i park, lodziarnia i wersja mini wesołego miasteczka. Byli tam również policjanci kontrolujący wszystko, jednak ci zagubili się gdzieś na linach w parku linowym. Mama mi opowiadała, że było ich sześciu. W sporym skrócie, bo wiele się w śnie nie działo, zajrzałyśmy na plażę i spytałam "A to nie jest nielegalne? Chodźmy!"



   Wszystkim Wam życzę spokojnej i pełnej świadomych snów nocy, papa!
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#19
Zrobiłam taki "challenge", ile snów uda mi się zapamiętać przez tydzień bez zapisywania ani nic. Wyniki... 
1.) Miałam przy sobie papierowy samolocik. Choć to zdrobnienie raczej tu nie pasuje. To był normalnej wielkości (samolotu pasażerskiego) samolot z papieru. Dostałam go chyba od dziadka, można było polecieć przez kilkanaście metrów. Zbliżała się godzina spotkania z siostrą, więc poleciałam (hehe) szybko na przerobione na potrzeby snu Stare miasto. Było bardzo przerobione lub z dodatkowym miejscem. Nie mam teraz głowy, żeby to opisywać, więc opowiem tylko o najważniejszej części scenerii - ścianie. Była to ściana z bruku, to tyle. Z Roksaną miałyśmy zrobić jakąś sesję zdjęciową na jej Instagrama, ze Starego Miasta udałyśmy się pod jakby zagrodę. Miała powierzchnię ~25 metrów kwadratowych, wysoka na przynajmniej 20m. Nie było to zwykły kwadrat z drewnianego płotu. Był to kwadrat z materiału jak z gry Slime Rancher, taka zagroda, w której trzyma się te Slimy. Nie wiem co zamierzała tam robić, bo sen się skończył. 
2.) Przypadkowo kogoś zabiłam, ale ta osoba zmartwychwstała. 
3.) Sen dość... drastyczny. W skrócie jakaś pani umartwiała się przede mną i kazała mi ją zabić. Na końcu snu odcięła wszystkie kończyny od tułowia, a sama podeszła do mnie na samej szyi. Dziwne. 
4.) Tej nocy ogólnie miałam dziwne sny. Tym razem, znów pani, lecz teraz w ciąży. Przekazała mi swoje dzieci z niewiadomych przyczyn, później zniknęła. Dzieci rzecz jasna nienarodzone, a było ich troje. Pani była też w bardzo zaawansowanej ciąży, można było stwierdzić, że urodzić powinna niedługo. I to by się zgadzało, gdyż dzień ten nadszedł dzisiaj. Jednak zmieniła się osoba. Hmm... Szczegółów może lepiej opisywać nie będę, przynajmniej tych z pierwszej próby. Skończyłam prawie jak pani ze snu nr 3. Za drugim razem poprosiłam mamę, żeby zrobiła mi cesarskie cięcie. Nie wiem skąd znalazłam się w stajni, ale było tam bardzo czysto. Bardzo czysto jak na stajnię. Mama wycięła mi kwadracik na brzuchu i sobie poszła. Wróciła parę minut później. Ja już podobnie jak przy pierwszej próbie byłam w stanie agonalnym. Wtedy wyjęła jedno dziecko. A przed nami jeszcze dwoje. 



3 ostatnie sny były z tej nocy, więc próba nie bardzo udana. Może lepiej przestanę się lenić i wezmę się - chociaż za pisanie snów.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#20
1.)  Tego dnia wyjechaliśmy na wycieczkę klasową. Nic ciekawego się nie działo i się obudziłam.
2.) Kontynuacja poprzedniego snu, tym razem pojechaliśmy pod szpital. Potem się obudziłam.
3.) W pewnym sensie kontynuacja poprzednika. Znajdowałam się przed przejściem przy bloku mojej babci. Ze mną stała moja wychowawczyni, rozmawiała z kimś. A rozmawiała o bombie w okolicach kościoła, czyli bardzo blisko. Jak się okazało, była ona saperką. Ja, nauczona śmiercią w jednym ze snów z wczesnego dzieciństwa, pobiegłam jak najdalej. Gdy znalazłam się przy bardzo zmodyfikowanej "Majce", weszłam do pomieszczenia, które z wyglądu przypominało łącznik. Było tam kilka par drzwi, prowadziły najprawdopodobniej do jakichś restauracji. Było tam sporo ludzi. Przeszłam przez cały korytarz i stanęłam przed ciężkimi drzwiami. Po mojej lewej stronie była pralnia. Za mną była pani z dwójką dzieci, na rękach trzymała małego chłopca, a za rączkę prowadziła dziewczynkę. Wiedziałam, że biegnie w tę samą stronę, co ja, więc po otworzeniu wielkich drzwi przepuściłam ją i spojrzałam gdzie biegnie. A biegła w stronę równie zmodyfikowanego co "Majka" wąwozu. Po drodze upuściła chłopca. Wiedziałam, że w miejscu, w którym stałam było strasznie niebezpiecznie, bo gdy ostatnio wybuchła bomba zniszczenia sięgnęły dużo większych terenów niż się spodziewałam. Wzięłam chłopca ze sobą i pobiegłam przed siebie i... Wywróciłam się o płytę od kanału, a byłam w półśnie, bo tak zwykle przebiegają moje sny. Obudziłam się i w żaden sposób nie mogłam znowu zasnąć. W końcu była 12...
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1