Siedzę na ławce.
Tyle jestem w stanie stwierdzić na ten moment.
Czuję się, delikatnie mówiąc oszołomiony...
Po dłuższych oględzinach i dojściu do siebie stwierdzam niemal ze 100% pewnością, że znajduje się w kochanym...
Magicznym...
Czy nawet wręcz zaczarowanym miejscu...
Warszawskim metrze...
Tak we właśnie tym metrze gdzie znajdziesz szczątki mamuta czy niezwykle oczytanych żuli z wymaxowaną elokwencją i kreatywnością na lvlu pięćdziesiątym.
W sprawie owych czarodziejów...
Dostrzegłem mym sokolim wzrokiem jednego przedstawiciela wcześniej wspomnianych nadludzi.
Znajdował się koło dziesięciu i pół metra ode mnie.
Jakoż, iż i przede wszystkim ponieważ
żul był mężczyzną obdarzonym urodą pewnego austriackiego akwarelisty nie miałem innych opcji kontynuowania historii, postanowiłem udać się w kierunku człowieka z nietypowym, ale jednak stylowym wąsem.
- Dzień Dobry!
- W czym pomóc panu kierownikowi mogę?
(Już w pierwszym zdaniu ukazała się niezwykła kultura warszawskich żuli.
W innych miastach jestem kierownikiem. W Warszawie jestem
PANEM kierownikiem!)
- Na mej twarzy zagościł pół szczery uśmiech.
Już miałem wypowiedzieć słowo, gdy w połowie przerwał mi mężczyzna.
- Niech waćpan wybaczy mą nachalność, lecz pytanie, jak i odpowiedź znam.
16:52 i trzy czwarte minuty.
- Nie o to mi chodziło
.
- Cóż może chcieć jeszcze taki młody człowiek w warszawskim metrze?
Z ręki nie wróżę,
alkoholu Ci nie kupię,
dopalaczy nie mam...
Została mi tylko sama trutka na szczury.
Herbaty nie zaparzę, w dom gościa nie przyjmę... bo kurwa tak owego domu nie mam.
Więc racz pan się cegiełką do mojego wyjścia z biedoty dołożyć i na trunki wyśmienite banknot o nominalne stu złotych wyłożyć.
- Tak.
Odpowiedziałem szybko, zwięźle i na niezadane pytanie.
Wyjąłem portfel i dałem mężczyźnie całe 450 zł jakie w portfelu miałem.
(Znowu użyłem złej kombinacji klawiszy a mój pasek zdrowia psychicznego znajdował się na skraju ciężkiej depresji i psychozy połączonej z ekstazą radości, śmiechu i tańca spowodowanej moją głupotą...)
Więc... Wracając... Bez pieniędzy i ratunku w podziemnych tunelach Warszawy radzić sobie musiałem sam.
Wróciłem do mężczyzny z wcześniejszych etapów historii...
Przypominał teraz bardziej Charliego Chaplina niż Adolfa w "niechlujnych ubraniach".
Ubrany w garnitur, cylinder i muszkę, popalał cygaro. Sprawiał wrażenie właściciela owego metra, a nie jego mieszkańca.
- Poratowałby pan pieniędzmi na bilet?
Krótko zapytałem.
Charlie się zaciągnął i poprzednio wypuściwszy dym dał mi 5 zł i powiedział:
- Powinno starczyć na dwa bilety w obie strony do Gdańska.
- Metro do Gda... Dwie strony...
Mówiłem sam do siebie pod nosem.
- Przepraszam?
- Nie... N... N.. Ni... Nie starczy.
W końcu wyjąkałem.
- Starczy młody człowieku, starczy...
Odkąd ceny masła spadły poniżej progu wyjściowego wyborczego równemu 20%, komputery zdrożały, a metro właśnie staniało (???).
No nic.
Bilet rzeczywiście kupiłem i po podróży z prędkością światła znajdowałem się już...
Na spawnie...
W mojej rodzinnej miejscowości mówiąc językiem zwykłych ludzi.
Metro ku mojemu zaskoczeniu dojechało na miejscową przystań.
Byłem nawet zadowolony ze zmiany lokacji, gdyż kątem oka dostrzegłem przedstawicielkę płci pięknej (mocne 9/10).
Gdy ją mijałem wykorzystałem mój urok osobisty i delikatnym ruchem podniosłem lekko lewy kącik ust zalotnie się uśmiechając.
Tak jak przewidziałem dziewczyna lekko się zarumieniła i po chwili najwyraźniej zawahania bądź zawstydzenia powiedziała "Hej!".
Odwróciłem się i zwięźle odpowiedziałem w podobny sposób.
Wyciągnąłem prawą rękę i przedstawiłem się.
Ona uczyniła podobnie.
- Jestem Iza.
Powiedziała uśmiechając się.
- Miło Cię poznać Izo.
Powiedziałem i szybko, lecz zauważalnie puściłem jej oczko
.
- Wiesz co...? Ja chyba Cię skądś zn...
Dokładając drugi palec prawej ręki do jej ust przerwałem jej zdanie.
- Zdziwiłbym się, gdybyś mnie nie znała.
Po wypowiedzeniu owych słów delikatnie złapałem jej lewą rękę.
Wewnętrzną częścią prawej dłoni otarłem jej policzek po czym złapałem ją lekko za podbródek i dłuższą chwilę patrzyłem się w jej piękne niebieskie oczy.
Przechyliłem lekko głowę na prawą stronę i
delikatnie przyciągnąłem ją do siebie,
zamknąłem oczy i...
Pocałowałem...
Dłuższą chwilę nasze języki były "połączone tańcem" gdy niespodziewanie poczułem...
Resztki ryżu, cebuli i czosnku!!! (???)
Natychmiast zakończyłem pocałunek.
Popatrzyłem na nią z wyrazem zażenowania i wrzuciłem do rzeki.
- Ryż z cebulą i czosnkiem? Pojebana jesteś?
- Kurwaaaaa! Zimno!!!
Odpowiedziała krótko.
Przez chwilę przeanalizowałem całą sytuację z trzeciej osoby iii... Wybuchłem histerycznym śmiechem.
Patrzyłem na niezgrabnie starającą się dobić do brzegu kobietę.
Rozejrzałem się dookoła.
Pełno ludzi obserwowało całą sytuację z lekkim zdezorientowaniem.
Powstrzymałem się i nie wybuchłem śmiechem tylko po to, żeby chwilę później wybuchnąć jeszcze głośniejszym śmiechem!
Po parunastu minutach mi się znudziło.
Okazało się, że tłum się rozszedł a dziewczyna utopiła się.
Popatrzyłem na dryfujące zwłoki i powiedziałem głośno:
- I co? Opłacało Ci się nie myć zębów?
Wypowiedziawszy owe słowa splunąłem w kierunku martwej kobiety.
Nagle i niespodziewanie mój znajomy, Krzysiek podbiegł do mnie zatrzymał się metr lub dwa ode mnie.
Popatrzył na zwłoki potem na mnie, na zwłoki na mnie na zwłoki na mnie, iii... Wybuchł charakterystycznym dla niego śmiechem.
- Heuhueheu ty to pojeb jesteś heuhuheuhue.
W tym momencie też zacząłem się śmiać z jego śmiechu.
- Ładna dupa była. Mogłeś jeszcze poruchać...
- No mogłem.
- Nic straconego. Idź, sprawdź... Może jeszcze ciepła heuhueheu.
-Powiedział mocno zmieniając ton głosu.
Zabrzmiał niczym profesjonalny narrator pornograficznego filmu grozy (O ile jest coś takiego).
- Hehe
Krótko odpowiedziałem równie krótkim śmiechem.
I tak rozpoczęła się karuzela śmiechu trwająca paręnaście minut.
Nagle w kulminacyjnym punkcie
Dostałem czymś twardym w łeb.
Iiiii... Obudziłem się...
Co mnie zdziwiło...
Byłem nago, a co mnie mniej zdziwiło: koło mnie leżały również nagie moje dwie znajome.
Oczywiście uznałem to za całkowicie normalne
.
Wstałem z łóżka i ubrałem się...
Dla pewności miałem już zrobić TR, gdy usłyszałem muzykę dobiegającą z salonu i krzyki pochodzenia różnego.
- Wstawaj kurwa! Twoje urodziny niby, a nawet z nami nie pijesz.
- Ziommmmm!!
- Kurwaaaa!!
- Dziewczyny czekają!!
- Ile można czekać?
I jeszcze wiele więcej... W tym moje imię, parę przydomków i przezwisk oraz kilka kurew czy tudzież nawet czasem soczyste, wydarte z głębi serca okrzyki agonii spowodowanej moją nieobecnością, tak nietypowe, że nie sposób zapisać tych okrzyków w postaci onomatopei
.
- Już idę... Zamknąć ryje, no ja pierdole.
Ciszej, bo coś mnie łeb boli...
W końcu nadszedł upragniony przez całe towarzystwo moment.
Postanowiłem wejść do salonu...
Gdy otworzyłem drzwi ujrzałem widok... No co tu pisać... Po prostu trzeba go opisać...
Na kanapie siedział znany z wcześniejszego etapu historii Krzysiek z dwiema absolwentkami znanego mi niestety liceum.
Pod szafą siedział Adam i Piotr z dziewczynami z klasy. Grali w rozbieranego i większość była już w zaawansowanym etapie rozrywki.
Przy stole outsiderowe osoby z klasy "b" grały w ruletkę.
Parę jeszcze znajomych oglądało jakiś shit na Netflixie. A reszta umierała w rytm muzyki.
Na balkonie oczywiście był kącik palacza.
Gdy po paru sekundach w końcu zorientowali się, że jestem, odśpiewali znaną zapewne przez tylko nich godzinną wersję "sto lat" złożyli życzenia (klasyk) dali jakieś tam prezenty (klasyk) i wrócili do swoich zajęć. W międzyczasie otrzymałem wiele propozycji udziału w różnorodnych zabawach ( ͡° ͜ʖ ͡°), aczkolwiek chciałem ocenić stan domu, więc na tamten moment odmówiłem.
A w jakiej kondycji była reszta część mieszkania? Cóż...
Kibel i umywalka z białego przybrały kolor brązowo-pomarańczowo-zielony krócej mówiąc... Były zarzygane. Wanna? Oczywiście była napełniona zimną wodą z lodem, w której jak można się spodziewać chłodziła się wódka.
Reszta pokoi była wolna nie licząc pokoju na prawo od mojego.
Dochodziły z niego odgłosy mężczyzny najwyraźniej mocno ćwiczącego
.
Otworzyłem szeroko drzwi, jak i równie szeroko oczy.
Lewa ręka powędrowała za głowę,
prawa luźno przy udzie.
Palce prawej ręki uderzały o udo w rytm muzyki z salonu.
Oparłem się o futrynę i tak patrzyłem... na mojego kolegę Kacpra, który odbywa właśnie stosunek seksualny z moją przyjaciółką ze szkolnej ławki (10/10) on był wyjątkowo głośno a ona wyjątkowo cicho...
Gdy tylko mnie zauważył powiedział:
- Ah huh huh huh Sie huh maaa ahhh
- Siemaa? Wszystko dobrze? Bo coś głośno sapiesz.
Powiedziałem uszczypliwe.
- Wszystkooouuoo huh huh bardzo huh huh hah hah doooo haa doobb huh dooobrzeeee aaa!
- Właśnie widzę...
- Uhhhh Dobra krótka przerwa... Ufff
- No... tego... Wszystkiego najlepszego!!
- Yyy dzięki... Tak myślę...
- No ja wracam do tego no ten teges.
Huh huh (sapanie razy jeszcze dużo)
- Co jej dosypałeś, że z tobą poszła?
Zapytałem żartobliwie po chwili.
- Niiii... Huh huh.. nic haah huh uhh
Po prostu maaaaaa huh huh hahhh mocny nyy yyy hahhh huh sen huf huh aaaa huuh llleee wieszzz huh huh liczy sieeeee huh urok osobisty huh hhhhhuh.
- Nie wiem, czy to legalne, aczkolwiek powodzenia.
Powiedziałem, odsalutowałem i odszedłem.
Nagle obecny aż nadto w tej historii Krzysztof krzyknął:
- Ziom chodź na chwilę!!
- Jasne stary!
Gdy tylko pojawiłem się w salonie usłyszałem:
- Chodź tu, Siadaj koło mnie...
Z głośników leciała kaczuszka. (czy jak tam to chujostwo się nazywa)
A całe towarzystwo tańczyło oczywiście charakterystyczny taniec.
- Mordo ty moja. Wiesz, że Cię szanuje... No ale po co wydałeś te paręnaście tysięcy na te głośniki, wieże i inne chuje śmuje? Żeby słuchać kaczuchy? Mogłeś mi dać te pieniądze. Lepiej bym je spożytkował...
- Luzzzzz... to nie ja to włączyłem... Pewnie Oliwier...
- Nieee on nic nie włączył.
- Skąd ta pewność heh?
- Leży koło nas przy kanapie, już całkowicie zajarany...
Ogląda stand-up Rucińskiego i się śmieje.
- No to rzeczywiście zjarany.
- Nie umie już chodzić nawet.
- Ale żyje?
- Żyje.
- Jak żyje to luz.
- He he.
- He he.
- To w takim razie pewnie Andżi... Ona byłaby do tego zdolna.
- Taaa to jest pojebka.
-He he
-He he
- Ej... Bo od tematu uciekasz... Odpowiedz... Po chuj?
- Nie ja tylko mój tata...
Wiesz... Mój ojciec jest fanatykiem muzyki.
(Nawiązałem do popularnej pasty oczywiście)
Oboje dopiero to przetwarzaliśmy.
- He.
- He.
- Heh.
- Hah.
- He he.
- Ha Ha.
- Hueheheuhuhe.
- Hahaha.
- I tak znowu się śmieliśmy parę minut.
Odszedłem od Krzysztofa, aby nieco filtrować z już trochę wystawionymi dziewczynami samotnie grającymi w jakieś swoje gówno gierki z kubeczkami przy długim blacie... Nigdzie indziej a w kuchni.
Wszystko szło sprawnie, gdy nagle mój kolega głównie znany z tego, że zawsze coś odjebie, zawołał mnie.
Miałem dwie opcje... Zostać z pijanymi dziewczętami i liczyć na potencjalnie chędożenie bądź iść do kolegi i być oświeconym przez jego kolejny "znakomity" pomysł.
Zaryzykowałem.
Postawiłem wszystko na jedną kartę...
Poszedłem do mojego przyjaciela...
Siedział z dwiema (dużo) wcześniej wspomnianymi absolwentkami (które były w samej bieliźnie...) Przed laptopem i oglądał z nimi...
Tak...
Dokładnie to o czym myślisz...
Dokument o UFO.
Patrzyłem się tak na całą trójkę może z pięć minut specjalnie nie dając znaków własnej obecności, gdy kolega w końcu się zorientował, że jestem:
- Ooo! Już jesteś... Patrz na te kręgi w zbożu! Ale zajebioza...
- I po to mnie wolałeś??
- Nooooo...
A i zaraz idziemy z dziewczynami na pola szukać kosmitów, idziesz z nami?
- Yyy...? Cze...
Nagle przerwały mi dziewczyny:
- Chwila nas nikt nie poinformował!
Powiedziały jednocześnie.
- No teraz już wiecie...
- No, ale nawet nie wiemy... Gdzie są nasze ubrania!
- Na dworze jest ciepło ( ͡~ ͜ʖ ͡°).
Wciąłem się w "dyskusję".
- Hi hi.
Zaśmiały się w rozkoszny sposób.
- No to idziemy prawda Kasia?
- Prawda Ania.
- Hi hi.
- Hi hi.
- Idziesz z nami oczywiście, tak?
Mówiły patrząc się na moją osobę.
- W sumie....
(Oczywiście, że miałem zamiar pójść widząc, w jaką stronę to zmierza
)
- Prosimyyyy?
Hi hi.
- No nie wiem, nie wiem hah...
- Nie pożałujesz.
- No to w takim razie mogę z wami pójść.
- Hi hi.
Zanim doszliśmy na pola uprzednio po drodze budząc zapewne parę domostw Słońce powoli zaczęło wschodzić.
W pewnym momencie naszych "poszukiwań" doszliśmy do wiatraka.
Dziewczyny się na nas popatrzyły i prawie jednocześnie zdjęły jak na sygnał biustonosze.
- Teraz wasza kolej!
Hi hi!
Wymieniłem parę spojrzeń z kolegą i również niemal jednocześnie zdjęliśmy i naszą bieliznę.
Na twarzach dziewczyn pojawiły się widoczne rumieńce.
(Chyba nie muszę pisać, że penis mój, jak i mojego towarzysza był w zwodzie (właśnie to zrobiłem, ale ciiiii
...)).
Całkowicie spontanicznie mój przyjaciel oparł się o wiatrak, co spowodowało uruchomienie alarmu.
Pod wpływem impulsu wszyscy zaczęliśmy biec w stronę przeciwną do wiatraka.
Przez pola, śmiejąc się jak osoby niekoniecznie sprawnie umysłowo.
Mimo licznych zadrapań i mniejszych lub większych ran poniesionych podczas biegu bądź przechodzeniu przez płot...
Widok owych dziewcząt, nago, biegnących przez pola, w promieniach wschodzącego słońca... Te jędrne piersi wprawione ruch biegiem...
Poświęcenie godne nagrody...
Gdy zdaliśmy sobie sprawę, że nie mamy żadnych ubrań i jesteśmy pośrodku ulicy, która niedługo będzie naprawdę ruchliwą ulicą...
Nasze miny były bezcenne...
Było pięknie do momentu, gdy narodziła się myśl:
"Czy to przypadkiem się już nie wyda..."
Jeb.
Obudziłem się...
Tym razem w łóżku byłem sam (smutek)...
Co spowodowało, że podświadomie postanowiłem jednak zrobić TR (XD).
Jak się okazało... TR był pozytywny... Albo negatywny...
No... Powietrze przeszło, czyli było dobrze
.
Moją pierwszą decyzją w LD było...
Pójście do kibla.
Podczas oddawania moczu...
Takkk...
Obudziłem się.
Znów byłem sam w łóżku.
Tylko tym razem to nie był już sen...
3 sierpnia 2019
No co tu mogę podsumowywać...
Spoko przeżycie.
(Tym bardziej że mogłem powspominać chwile, które są obecne tylko i wyłącznie we wspomnieniach...
Po zastanowieniu... Lepiej, że nie zostały uwiecznione)
W każdym razie jednak tak krótko podsumowując:
Dla mnie? Dla mnie
ten sen to złoto... Dlatego się nim z wami podzieliłem, bo was kocham
.
EDIT:
Już jest przecinek