Brudnopis
#71
Błąkam się po mrokach mojej egzystencji
W moim gorzkim życiu brakuje inwencji

Po mym karku spływa struga wściekłości
Patrząc na siebie nie odczuwam nic oprócz mdłości

Me ciało mą klatką z cierpienia litego
Choćbym chciał, postać w lustrze nie wybaczy mi niczego

Całą winę samemu sobie przypisuję
Choć ogromny ból w tej chwili czuję

Już nawet me łoże przeciwko mnie się nastawia
Snu świadomego stanowczo mi odmawia

Przestałem marzyć już tylko wpycham,
Nóż w swoje serce i po chwili nie oddycham


***
Koszmarne dni i bezsenne noce
W mym ciele okropny demon się szamoce

Pożera chęć życia, nic się nie ostało
Tylko umęczone, wyczerpane ciało

Tkwi w moim żołądku i w mych jelitach
Chce dostać ode mnie batona Papita

Zwiniętego z Żabki na szkolnej przerwie
Czuję, że lada chwila głód mnie rozerwie

Bestia mnie wizją błogości urzekła
Po drugiej stronie życiowego piekła

Nie mogę się oprzeć i się zastanawiam
Po co ja w ogóle śmierci się stawiam
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#72
   
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#73
Do zrobienia:

1. Zarabiać 1000 zł więcej niż teraz (potrzeby fizjologiczne, potrzeba bezpieczeństwa, częściowo uznania - zwłaszcza na koncie)

2. Doprowadzić do wydania książki - pamiętnika nastolatki, która myślała, że ma autyzm (potrzeba uznania)

3. Poznać aseksualnego heteroromantyka, który zamieszka ze mną (potrzeba bezpieczeństwa, przynależności i miłości)

Potrzeba samorealizacji została zaspokojona przez serię mistycznych przeżyć na studiach (choć czasem przydałoby się jakieś porządne OOBE).
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#74
3 senne bolce.

   
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#75
Nowe odpały Sudo

Początek dorosłości to dla mnie koniec świata
Przyjmę rolę ofiary czy może raczej kata?
Mit pana własnego losu właśnie wrzucono do odpływu
Jestem cyferką na liście, nie mam na nic wpływu.

Zdaję sobie sprawę, co to oznacza
Przeklęty amulet do ciała se przytraczam.
Muszę się uwolnić, później, jeszcze za chwilę
Przeklęta iluzja władzy, uzależnia jak promile!

Przynajmniej nie zatracę się w tym bez pamięci.
Dobrego dilera sprzedawany towar nie nęci.
Już nie spuszczę z tego wzroku, gdy na oczy przejrzałam
I staję się tym, co potępiam i co mnie tak rozwala.

Na każdym kroku szpiedzy na ręce nam spoglądają
Czasem w podzięce jakiś ochłap rzucają
Niech się nim udławią, niech wsadzą sobie w dupę
Niechaj se zabiorą tę badziewia kupę.

Postanowiłam sobie, że nie oddam się nikomu
Korporacyjny potwór nie sprzeda mnie na skupie złomu.
Lecz nie będę protestować, gdy zrównają mnie z mosiądzem
Nie wierzę w wielki spisek, tu chodzi tylko o pieniądze.

Odwalcie się albo wam poobcinam pały
Będę bronić wolności, to dla mnie skarb doskonały
Do ciebie też mówię, nie próbuj mnie dotykać
Będę mur budować i w sobie się zamykać.

Wszystko, co mam nadal jest dla mnie nowością
Byłam największą łańcucha pokarmowego słabością
To nie jest dobre pochodzenie ani spadek
To owoc ciężkiej pracy, nie pięćset plus dla madek.

Ty pragniesz wyznań, patrzysz na mnie z hardą miną
Gdy mówię swoim językiem, dla ciebie jest to tylko kpiną.
Chcesz wiedzieć wszystko? Od razu rozwiejmy wątpliwości.
To, co mówię - jest mną, częściowo lub w całości.

Przyjmij mnie z całym dobrodziejstwem inwentarza
Patrzę w lustro i myślę, że czas wezwać lekarza
Myśl sobie, co chcesz, nie odbierzesz mi godności
Podpisuję się krwią - nie mam innej możliwości.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#76
(13-08-2019, 17:22 )incestus napisał(a): Ogromna rzesza ludzi, która nie jest zadowolona ze swojego życia ostatecznie konfrontuje się z toksycznym wpływem idealizowanej wcześniej rodziny. Od tego momentu może się to skończyć bezwiednym kontynuowaniem iluzji idyllicznej familii z dodatkiem biernej agresji. Lub można zacząć skupiać się na sobie po zerwaniu nadopiekuńczej relacji, przez odizolowanie się, lub konstruktywniej : szczere zakomunikowanie tłumionych refleksji i frustracji.

Nie wierzę, że to rozwiąże problem. Nękają mnie myśli, że jeśli chcę żyć bez mamy, to tak, jakbym pragnęła jej śmierci. Brzydzę się sobą. Wolę zwymiotować, niż powiedzieć mamie szczerze, co o niej myślę, o jej relacji ze mną, tak bardzo boję się ją zranić (i siebie, jej możliwą reakcją). Zdarzyło się to już nie raz. Trudne emocje zamienione w cielesną reakcję są dla mnie łatwiejsze do zniesienia. Łatwiej fizycznie zachorować niż stanąć oko w oko ze swoją pokrzywioną osobowością. Szukam ucieczki od swojego ja na wszelkie sposoby.

Na studiach próbowałam zamieszkać bez mamy w mieszkaniu po jej rodzicach i szkodliwe przekonania nadal żyły w mojej głowie. Nikt mi nie mówił, co mam robić, nikt się mną nie interesował. Popadłam w apatyczny letarg. Nie chciało mi się jeść, gotować, sprzątać itp. Miewałam też napady lęku. Nie wiem, czemu moje ciało zareagowało w ten sposób, nie rozumiem go. Może to deprywacja sensoryczna, nikt się nie krzątał obok, telewizor nie grał... Specjalnie urządziłam lokal tak, aby nie było w nim miejsca dla rodziców, poprosiłam mamę, żeby kupiła mi wszystko, co zechcę, zrobiła remont. Zgodnie z moim życzeniem miałam tylko podwójne łóżko (które zgodnie z moimi chorymi zamysłami miało mnie zachęcić do znalezienia sobie faceta). To jednak nie powstrzymało mamy przed spaniem w nim ze mną, a kiedy wyrzuciłam ją z niego, spała na podłodze. Coraz rzadziej zostawałam sama na noc, potem już wcale, a po kilku miesiącach musiałam wrócić do prawdziwego domu.

Nie wiem, co się ze mną stało. Myślałam, że za dużo przebywam z mamą i jak przestanę, to zainteresuję się np. ludźmi z roku i będę chętnie z nimi przebywać, będę z nimi rozmawiać. Wierzyłam, że być może nawet zapragnę mieć chłopaka... ale nic takiego się nie wydarzyło :( Zawiodłam, zniszczyłam siebie, zagłodziłam swoje ciało. Tylko tyle osiągnęłam.
Niemal zawsze, gdy wyjeżdżam gdzieś bez mamy, wymiotuję pierwszego dnia. Zmiana otoczenia i rozstanie z nią to zbyt duży szok dla mojego umysłu. To jak halucynacja, psychoza, to nie może dziać się naprawdę tak bardzo odbiega od ustalonego schematu dnia. Jestem przyzwyczajona do stałego kontaktu z mamą, chociaż często go odrzucam. Kiedy jestem sama dłużej niż kilka godzin, czuję się, jakbym była we własnym świecie, tracę kontakt z rzeczywistością, w której rządzi mama. Nastawienie mam wtedy lękowo-euforyczne.
Myślę, że mogłyby mi pomóc rozpisane listy rzeczy do zrobienia, jak opiekować się sobą. Taki bodziec wizualny być może mój mózg potraktowałby bardziej poważnie. Że coś TRZEBA zrobić, bo tak jest napisane, bo trzeba przestrzegać procedury, bez żywego "przypominacza". Ale to nie rozwiązuje wszystkich problemów, np. potrzeby uznania i podziwu dla niektórych rzeczy, które robię. Nie potrzebuję tego jakoś szczególnie dużo, nieraz uwaga innych mnie przytłacza. Ale jest niezbędna do przeżycia.

Zastanawiam się, jakie umiejętności powinnam opanować, zanim mama i tata umrą. Nigdy w życiu nie opłaciłam sama żadnego rachunku. Jak koleżanka z biurka obok je i pije, to przypominam sobie, że może ja też powinnam, ale co w domu? Nie interesuje mnie to. Zapominam wtedy o ciele, ponieważ mam go dosyć. Tylko mama może się mną zająć i nie wiem, kto mógłby mi ją zastąpić. Żyję dla mamy, bo taki mam obowiązek, nie mam żadnej innej wewnętrznej motywacji. Uważam ją za swoją partnerkę życiową.
Moim zdaniem w tym wieku wystarczą 2 dłuższe rozmowy przez telefon w tygodniu i kilka godzin w weekend spędzonych z rodzicami. Jak sobie wyobrażam życie mojej mamy po moim ostatecznym odejściu z domu? Wielki, czarny, pusty worek bez dna, wypełniony samotnością. Normalnie matka i dziecko z wiekiem coraz bardziej tracą zainteresowanie sobą nawzajem, ale czasem ten mechanizm nie działa prawidłowo u jednej lub obu ze stron. Nie mam pojęcia, jakie mogą być tego przyczyny.
Podobnie jak kolega mam ogromne parcie na idealność, perfekcjonizm zabija mnie. Dla mojej mamy wcale nie muszę być "idealna", wystarczy, że będę zachowywać się normalnie (czyli nieautystycznie). To dla mnie za dużo, jestem pewna, że człowiek, który rozwija się w zwykły sposób, nie musi wkładać tyle wysiłku w pewne rzeczy, on myśli o tym, że musi dobrze wypaść np. na rozmowie o pracę, a nie jak pójdzie do sklepu czy zobaczy sąsiada. To się może troszkę zazębiać z lękami społecznymi, ale podejrzewam, że taki zwykły fobik raczej nie przejmuje się tym, że może np. niechcący powiedzieć coś zbyt szczerze w sytuacji towarzyskiej albo przy kontakcie z pracodawcą. Moja przypadłość sprawia, że w sytuacjach stresowych (czyli przez 90% czasu) mogę tylko milczeć albo mówić prawdę, zupełnie jakby podano mi veritaserum z Harrego Pottera. Nie ma innej opcji - mój ciasny jednotorowy umysł nie jest w stanie szybko wytworzyć jakiejś przyzwoitej dyplomatycznej odpowiedzi. Jeśli się odezwę, wyjdę na debila, jeśli się nie odezwę - również. Jeśli mam szybko zareagować, wówczas mówię cokolwiek, co przyszło mi na myśl, bez cenzury, mentalnej obróbki, która czyni współżycie międzyludzkie znośnym.
Tak więc rozumiem, że trudno jest wychowywać kogoś takiego. Rozwinęła się u mnie nadwrażliwość na krytykę. Zdecydowanie wolę milczeć niż powiedzieć coś niestosownego. Dysfunkcja komunikacyjna obejmuje też inne aspekty, o których teraz nie chce mi się pisać.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#77
A teraz przepowiem ci przyszłość...

Będziesz mieszkać z mamą, będzie się tobą opiekowała. Matka będzie się starzeć i będzie się robić coraz bardziej leniwa. Po trochę każe ci przejmować swoje obowiązki. Coraz bardziej się będzie starzeć i zacznie chorować. W pewnym momencie to ty będziesz opiekować się matką. Zacznie postępować u niej demencja i stanie się wobec ciebie agresywna. Ty odpowiesz tym samym. Będziecie wszystkim innym mówić jak to jedno z drugi ma źle, bo się tylko kłócicie, ale nie będziecie potrafili bez siebie żyć. Matka umrze, a ty będziesz już tak stara, że na więcej niż opiekowanie się jej grobem i samą sobą i tak nie będziesz miała siły. 

No, przynajmniej tak było z moją ciotką i babcią przewrócenie oczami
[ ]
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#78
(15-08-2019, 15:55 )Kys napisał(a): No, przynajmniej tak było z moją ciotką i babcią przewrócenie oczami
Ale że jak było? Spotkał je taki los jak ma spotkać mnie?

----
Bardzo nie lubię dobrych rad typu "idź pobiegaj". Bieganie powoduje, że ciężko mi oddech złapać i tętno przyspiesza niesamowicie. Umysł interpretuje to jako objawy silnego stresu. Wszelki wysiłek fizyczny przeraża mnie.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#79
(20-08-2019, 18:01 )Isabela napisał(a):
(15-08-2019, 15:55 )Kys napisał(a): No, przynajmniej tak było z moją ciotką i babcią przewrócenie oczami
Ale że jak było? Spotkał je taki los jak ma spotkać mnie?

----
Bardzo nie lubię dobrych rad typu "idź pobiegaj". Bieganie powoduje, że ciężko mi oddech złapać i tętno przyspiesza niesamowicie. Umysł interpretuje to jako objawy silnego stresu. Wszelki wysiłek fizyczny przeraża mnie.


Wysiłek fizyczny mnie przeraża = takowego wysiłku nie podejmuje (regularnie). 
Nie podejmuje wysiłku fizycznego regularnie = "Bieganie powoduje, że ciężko mi oddech złapać".
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#80
Sugerujesz, że mam to robić tak często, żeby organizm traktował to obojętnie ??? Ta cała euforia biegacza to jakiś kit. Fałszywe szczęście spowodowane odwróceniem uwagi od przykrych myśli poprzez silną koncentrację na ciele, jakimś powtarzalnym ruchu. Postrzegam to jako ogłupiające, zwierzęce. Biegam tylko na autobus, przynajmniej to ma jakiś sens. Tylko kilkadziesiąt metrów, nie więcej.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1