23-03-2020, 11:51
23 marca 2020
Pojechałam do biblioteki uniwersyteckiej w poszukiwaniu książek ezoterycznych. Tam znalazłam coś bardzo ciekawego.
Pojechałam do biblioteki uniwersyteckiej w poszukiwaniu książek ezoterycznych. Tam znalazłam coś bardzo ciekawego.
Ludzi było sporo. Lektura wciągnęła mnie i nawet nie zauważyłam, jak nadszedł czas zamknięcia. Wzięłam książkę ze sobą, gdyż każde wypożyczenie daje zniżkę na przejazd InterCity. Wypożyczalnia była niestety już nieczynna, więc poszłam zgłosić to na portierni. Udało się, ale portier też już się zbierał. Wsadziłam łapę pod szybę, za którą siedział i zabrałam swój zeszyt od niemieckiego z gimnazjum albo liceum. Pisemna praca domowa była już sprawdzona, niestety nie spodobała się nauczycielce. Rozmyśliłam się i odłożyłam zeszyt na miejsce, do pozostałych z mojej klasy, nie chcąc być posądzona o kradzież.
Byłam w podziemiach. Spojrzałam na stołówkę. Pomyślałam, że uwielbiam ten budynek, przypomina mi Hogwart.
Koło portierni znajdował się Empik, ale nie pamiętam już akcji z nim związanych.
Chciałam skorzystać z WC. Zrobiłam siku, ale wszystko wyleciało na podłogę dołem. Miska ustępowa była źle przymocowana, nieszczelna, przesuwała się.
W końcu opuściłam bibliotekę. Jakieś dziewczyny wciągnęły mnie w zabawę kocami i szalikami. Uczestniczyłam w niej, ale potem ocknęłam się, że o 23:38 mam pociąg. Pobiegłam na niego.
Na peronie stała matka z dziećmi. Całą uwagę poświęcała kilkuletniej córce. Młodsze dziecko – chłopak – czuło się porzucone. Dotknęłam go pocieszająco i spytałam „Dlaczego płaczesz?” On wrzasnął „Nie dotykaj mnie!” i odsunął się gwałtownie. Było mi głupio, gdyż scenę obserwowała moja matka. Trzeba było się nie wychylać, a nie udawać, że ma się jakieś doświadczenie w postępowaniu z dziećmi.
Wsiadłyśmy do pociągu. W ostatniej chwili dobiegł mój ojciec. Udało się powstrzymać zamknięcie drzwi.
Wylazłam z pojazdu i spacerowałam po kawałku peronu. Myślałam, że wąski betonowy pas odjedzie razem z pociągiem, ale tak się nie stało. Musiałam czekać na następny. Zobaczyłam, że jedzie coś z napisem „Włochy”, ale stwierdziłam, że lepiej będzie pójść pieszo. Nie byłam sama, towarzyszyli mi koledzy ze szkoły.
Doszłam na przystanek autobusowy Capitol. Zastanawiałam się, czemu jest jasno i słonecznie, skoro dochodzi północ. Koleżanka z liceum odczytała rozkład jazdy i ogłosiła, kiedy będzie nasz autobus. Miał być chyba za 20 minut. Potem się ocknęłam, że przecież ona mieszka w innej części dzielnicy i mogłam pojechać czymś, co przed chwilą odjechało. Pojawiło się 717, do którego wsiadłam. Skorzystałam z tylnych drzwi, które otworzyły mu się na plecach. Zajęłam miejsce nie na kole.
Po przesiadce na kolejny autobus znalazłam się w domu, a potem w biurze. Pracodawca chciał, żebym coś dla niego zrobiła za 600 złotych. Zgodziłam się niechętnie, gdyż nie widziałam innego wyjścia. Uczyniłam to wbrew sobie. Miałam pomóc koleżance.
Gdy weszłam do pokoju, głowa & ramiona kobiety znajdowały się na biurku. Twarz skierowana w stronę blatu. Nie wiedziałam, co robić, czy ona źle się czuje, czy może płacze. Było mi jej żal.
Obudziłam się o 6:49. Wstałam, rozruszałam nieco ciało fizyczne, otworzyłam na chwilę okno, aby wpuścić tlen, a potem położyłam się i przykryłam dwiema kołdrami. Postanowiłam usnąć ponownie.
Leżałam na plecach i powtarzałam w myślach „Opuszczam ciało śmiało, opuszczam ciało śmiało”, ale niewiele to dało. Wobec tego postanowiłam medytować nad słowem „błogość”. Zapadałam się w poczucie komfortu.
Mało pamiętam z tego, co przyśniło mi się potem, ale wiem, że pracodawca znowu czegoś ode mnie chciał. Kazałam mu spieprzać i stwierdziłam, że mam dość, chcę się obudzić. Tak też uczyniłam.
Byłam w podziemiach. Spojrzałam na stołówkę. Pomyślałam, że uwielbiam ten budynek, przypomina mi Hogwart.
Koło portierni znajdował się Empik, ale nie pamiętam już akcji z nim związanych.
Chciałam skorzystać z WC. Zrobiłam siku, ale wszystko wyleciało na podłogę dołem. Miska ustępowa była źle przymocowana, nieszczelna, przesuwała się.
W końcu opuściłam bibliotekę. Jakieś dziewczyny wciągnęły mnie w zabawę kocami i szalikami. Uczestniczyłam w niej, ale potem ocknęłam się, że o 23:38 mam pociąg. Pobiegłam na niego.
Na peronie stała matka z dziećmi. Całą uwagę poświęcała kilkuletniej córce. Młodsze dziecko – chłopak – czuło się porzucone. Dotknęłam go pocieszająco i spytałam „Dlaczego płaczesz?” On wrzasnął „Nie dotykaj mnie!” i odsunął się gwałtownie. Było mi głupio, gdyż scenę obserwowała moja matka. Trzeba było się nie wychylać, a nie udawać, że ma się jakieś doświadczenie w postępowaniu z dziećmi.
Wsiadłyśmy do pociągu. W ostatniej chwili dobiegł mój ojciec. Udało się powstrzymać zamknięcie drzwi.
Wylazłam z pojazdu i spacerowałam po kawałku peronu. Myślałam, że wąski betonowy pas odjedzie razem z pociągiem, ale tak się nie stało. Musiałam czekać na następny. Zobaczyłam, że jedzie coś z napisem „Włochy”, ale stwierdziłam, że lepiej będzie pójść pieszo. Nie byłam sama, towarzyszyli mi koledzy ze szkoły.
Doszłam na przystanek autobusowy Capitol. Zastanawiałam się, czemu jest jasno i słonecznie, skoro dochodzi północ. Koleżanka z liceum odczytała rozkład jazdy i ogłosiła, kiedy będzie nasz autobus. Miał być chyba za 20 minut. Potem się ocknęłam, że przecież ona mieszka w innej części dzielnicy i mogłam pojechać czymś, co przed chwilą odjechało. Pojawiło się 717, do którego wsiadłam. Skorzystałam z tylnych drzwi, które otworzyły mu się na plecach. Zajęłam miejsce nie na kole.
Po przesiadce na kolejny autobus znalazłam się w domu, a potem w biurze. Pracodawca chciał, żebym coś dla niego zrobiła za 600 złotych. Zgodziłam się niechętnie, gdyż nie widziałam innego wyjścia. Uczyniłam to wbrew sobie. Miałam pomóc koleżance.
Gdy weszłam do pokoju, głowa & ramiona kobiety znajdowały się na biurku. Twarz skierowana w stronę blatu. Nie wiedziałam, co robić, czy ona źle się czuje, czy może płacze. Było mi jej żal.
Obudziłam się o 6:49. Wstałam, rozruszałam nieco ciało fizyczne, otworzyłam na chwilę okno, aby wpuścić tlen, a potem położyłam się i przykryłam dwiema kołdrami. Postanowiłam usnąć ponownie.
Leżałam na plecach i powtarzałam w myślach „Opuszczam ciało śmiało, opuszczam ciało śmiało”, ale niewiele to dało. Wobec tego postanowiłam medytować nad słowem „błogość”. Zapadałam się w poczucie komfortu.
Mało pamiętam z tego, co przyśniło mi się potem, ale wiem, że pracodawca znowu czegoś ode mnie chciał. Kazałam mu spieprzać i stwierdziłam, że mam dość, chcę się obudzić. Tak też uczyniłam.
Wysłano z mojego Samsunga F41.2