Kroniki Astralnych Motyli
#54
Dzień 28


Jak na początkującą, w medytacji chyba okazałam się całkiem niezła. Przynajmniej w ciągu tych dwóch dni takie odniosłam wrażenie.
(Kiri, proszę, nic nie mów i nic nie myśl, ja tu naprawdę staram się być obiektywna, dokładnie jak tego chciałaś!)
A przez naturalne dla mnie umiłowanie prawdy i ogólną uczciwość, przyznam się od razu, że obecnie nie jestem jeszcze w stanie utrzymywać przez długi czas idealnie czystego umysłu. W trakcie ćwiczenia pojawiały się przypadkowe myśli, wówczas pozwalałam im tak samo zniknąć. Często się udawało, innym razem… cóż, nie od razu jest się mistrzem. A w pewnym momencie zauważyłam, że te niechciane myśli niekoniecznie muszą być tylko uciążliwą przeszkodą w treningu skupienia. Medytacyjny stan chyba w jakiś sposób sprzyja wypływaniu z podświadomości pomysłów i wniosków, których celowe przywołanie w normalnych warunkach wymagałoby czasu, wysiłku, albo jednego i drugiego.
Myśli, które poprzedniego dnia mi przeszkodziły, początkowo dotyczyły kryształu z kodem Matrixa i samego miejsca, w którym go znalazłam, ale te jeszcze zdołałam odepchnąć. Zwyczajnie odłożyłam je na później. Ostatecznie z medytacyjnego stanu wyrwała mnie myśl, która chyba już od kilku dni tkwiła mi gdzieś w głowie, przyczajona tuż pod powierzchnią, bliska, ale przy tym nieuchwytna.
Dotarło do mnie, że Kiri wcale nie jest moim wszechwiedzącym przewodnikiem w astralnym świecie. Dotarło do mnie z całą tego świadomością i zrozumieniem faktu. Kiri nie wiedziała wiele więcej ode mnie. Musiała być prawie tak samo zdezorientowana jak ja. I powiedziała mi to wprost, w ciągu ostatnich paru dni nawet kilka razy, dlatego to nie powinno aż tak mnie uderzyć. Jednak uderzyło. Bo wcześniej najwyraźniej musiała u mnie nawalić zdolność słuchania ze zrozumieniem i prostego kojarzenia faktów.
Kiedy próbowałam ocenić poniesione mentalne szkody wynikające z owego odkrycia, mojej tulpy nie było nigdzie w pobliżu. Nie próbowałam jej szukać ani przywoływać, nie zastanawiałam się nawet nad tym, czy w tym momencie śledziła bieg moich myśli. Przeszłam po prostu do kuchni, na szczęście było to po przeciwnej stronie korytarza i poszukałam wzrokiem przebywających tu zwykle stworzeń. Tym razem nikogo i niczego nie zastałam…
(gdzie jest pilot?! Gdzie do cholery jest pilot?!)
i stanęłam w obliczu katastrofy.
Kocioł. Ogromny, monstrualny, chyba żelazny. Albo żeliwny. W każdym razie z ciemnego metalu. Na pierwszy rzut oka ciężki, nie musiałam próbować podnosić. Zresztą to byłoby obecnie MOCNO niewskazane. Może zamierzałam tu eksperymentować, ale przynajmniej na razie nie byłam AŻ TAK ciekawa, czy ciało astralne można poparzyć.
Był pełny. Przepełniony wręcz. Gęsta ciemna ciecz spienionymi strugami przelewała się przez krawędź. A że była na tym piana, mogłam stwierdzić, że płyn nie był czarny, ale ciemnoczerwony, lekko fioletowy, jak bywają naturalne soki owocowe. Czy miało to jakiekolwiek znaczenie wobec tego, że to diabelstwo ciągle się lało, ściekało po ściankach kotła, po kuchence, zalewało podłogę i sięgało już prawie do szafek przy przeciwległej ścianie. Sięgnęło.
Zerwałam się z miejsca, jakby w reakcji na ten sygnał. Zupełnie bez sensu, ale co innego miałaby zrobić. Tkwić dalej i gapić się jak ciele w malowane wrota… pardon, w malowany garnek?
(bo teraz już był malowany, nie?)
Jeszcze bardziej bez sensu.
Przebiegłam przez ciemną lepką kałużę.
(bój się Boga, dziewczyno, z białego tych czerwonych plam już nie spierzesz!)
A ja na to, że co tam plamy, jak ta ciecz mnie zaraz pochłonie...
Bo chciała pochłonąć, kiedy tylko bezczelnie ośmieliłam się postawić w niej swoją niegodną stopę. Od razu zakotłowało się i zafalowało. W jednej chwili po kostki, w drugiej po kolana. Kolejne fale przemieszczały się ku mnie od swojego żelaznego źródła. A samo źródło nagle stało się odległe. Całe mile ciemnoczerwonego oceanu przede mną. Unosił się ten kocioł nad powierzchnią wzburzonego płynu, święty metalowy relikt, psia jego mać. Więc nie miałam wyboru, tak? Żeby to powstrzymać była tylko jedna droga, naprzód przez to morze?
Brnęłam przed siebie, nie czując wcale, że się zbliżam. Za to miałam dziwne wrażenie, że im dalej, tym jest głębiej. Tak minimalnie. Naprawdę niewielka różnica. Może tylko to sobie wyobraziłam. Albo to przez te fale. Potem oprócz fal pojawiły się wiry. Niezbyt duże wiry, nie mogły być większe w tak płytkiej wodzie. To znaczy cieczy… albo raczej… Co to do cholery było? I czy w ogóle się zbliżałam?
Zaryzykowałam i spojrzałam za siebie. Błąd. Nie powinnam tego robić. Bo za mną nie było już kuchni, nie było mojego astralnego domu, tylko ten bezmiar czerwonych wód i kłębowisko ciemnych chmur ponad nim. Naprawdę nie miałam wyboru. To była droga w jedną stronę, do źródła.
Ciecz sięgała mi powyżej kolan. To się naprawdę zmieniało. Czerwone plamy na moim ubraniu, już nie pojedyncze kropki, sięgały dużo wyżej. To już nie miało znaczenia. Musiałam iść, brodzić, przeć naprzód, biec, jeśli nie chciałam, żeby to zajęło wieczność. Ja tu chyba nawet nie miałam tyle czasu! Rozpryskiwałam ciecz wokół siebie, wzbudzałam kolejne, silniejsze wiry. Czerwone morze bulgotało, fale stały się wyższe, niosły ze sobą kłęby piany. Stawałam się coraz bardziej zdenerwowana, a wówczas ciecz zdawała się odpowiadać tym samym. Jak przerwać to błędne, obłędne koło? Mogłam robić coś więcej, niż dalej biec? Ciecz sięgała mi do bioder. Ale tak, zbliżałam się. Poprzez wzburzone morze powoli podążałam w stronę swojego Nieświętego Graala, naczynia nieskończoności. To było już tylko kilkaset metrów. Poziom cieczy zbliżał się do wysokości mojej talii, w momentach, kiedy tafla była względnie spokojna. Dam radę. Sto metrów. Zacisnęłam pięści. Kątem oka widziałam, że od skupienia moje ciało astralne zaczyna emitować świetlistą mgiełkę. Jeszcze tylko powolnej utraty energii mi tu brakowało. Ale za chwilę to miało stracić znaczenie. Ostatnie kilkadziesiąt metrów. I woda, tfu! ciecz do połowy klatki piersiowej. Nareszcie.
Sięgnęłam ręką poprzez spieniony wodospad. Poczułam ciepłe, zaokrąglone ścianki kotła. Niżej, to musiało być niżej. Nie byłam w tamtym momencie pewna CO miało być niżej. Szukałam czegokolwiek, co mogło być jakimś rodzajem przełącznika. W którymś momencie nacisnęłam – bardziej był to przypadek niż moje celowe działanie – coś, co ustąpiło pod naciskiem.
Wówczas wszystko ustało. Tak absolutnie wszystko. Źródło nieskończoności przestało wypluwać z siebie absurdalne objętości ciemnoczerwonego płynu. Morze w jednej chwili zniknęło. Znów znajdowałam się w kuchni, gdzie teraz panował dużo większy chaos niż wcześniej, cała zalana tym czymś, zaciskając dłoń na kurku kuchenki gazowej, jakby od tego zależało moje życie i dalsze istnienie astralnego świata.
- Kręcimy sobie dla relaksu niskobudżetowy horror klasy Z?
Kiri. Cholerna Kiri stała w kuchni, dużo bliżej drzwi, na jeszcze czystym kawałku podłogi. Taka obrzydliwie nieskalana w swojej połyskującej bieli, taka niesplamiona. Z drugiej strony ja, w stroju, który przestał być jasny, w kałuży po kostki. Ciemny płyn dawno zalał całą kuchenkę i przylegające do niej blaty, teraz spływał w dół, wpadając do nigdy niedomkniętych do końca przepełnionych szuflad. Pokrywał całe ściany. Ściekał z sufitu. Naprawdę wyglądało to jak scenografia do niskobudżetowego horroru, miałam tylko mgliste wrażenie, iż sztuczna krew powinna mieć nieco jaśniejszy odcień. I w progu tej domniemanej rzeźni stała moja tulpa, samą swoją niepokalaną obecnością dowodząc, iż zasługuję na potępienie.
Niedoczekanie! Wszak prawa fizyki głoszą wszem i wobec, że w naturze nie utrzymają się w jednym układzie takie kontrasty. A jeżeli tutaj te prawa same z siebie nie obowiązywały, ja osobiście i z wielką chęcią mogłam je wyegzekwować. Zatem, w imię entropii!
Pierwsze krople cieczy pomknęły ku białej wiewiórce, za nimi kolejne. W pierwszej chwili zadowoliło mnie to, co i tak miałam na rękach, potem wycisnęłam trochę z ubrania. Jednocześnie stopami rozpryskiwałam kałużę, w której stałam. Widziałam, jak krople i strugi spływają po sierści Kiri. Spływały, nie przenikały przez nią. Chyba to był dobry znak…
Moja ucieleśniona podświadomość pozwoliła mi na kilka minut zabawy, zanim spytała cierpko, czy przypadkiem nie znudziło mi się i w końcu zajmę się tym, co planowałam zrobić. Może samo to by nie wystarczyło, ale tak się stało, że w tym momencie do kuchni wtoczył się Dudu. Nie podejrzewałam, że Kiri celowo wezwała go w jakiś magiczny telepatyczny sposób, to był jedynie fortunny zbieg okoliczności. Najwyższy czas zakończyć tę dziecinadę.
Kolejny raz skorzystałam z tej sztuczki z pozbywaniem się wilgoci z ciuchów, która już dla mnie samej spowszedniała. Efekt końcowy był taki, że nie byłam mokra, ale barwnik zostawił ciemne plamy na moim jasnym stroju. Nie chciało mi się w tym momencie szukać czegoś innego, dlatego machnęłam na to ręką. Do komnaty elementów szłam naznaczona tymi plamami, podobna do greckich idiotes, napiętnowanych za miganie się od swoich obywatelskich obowiązków. W tej sytuacji musiałam uznać to za dość wymowny symbol.
Podeszłam do blatu, na którym pozostawiłam kryształy znalezione w małym budynku za domem, obok całkiem podobnych tutejszych. Najpierw obejrzałam je pod światło, owo światło generując sama za pomocą swojej energii. I może – ale to znów mogło być tylko moim pobożnym życzeniem – tym razem moje pole energetyczne miało chyba nieznacznie jaśniejszą barwę. Zauważyłam, że niektóre kryształy pokryte były siateczką geometrycznych i runicznych wzorów, inne całkiem gładkie. Próbowałam wnikać umysłem w jedne i drugie. Nie za każdym razem udawało mi się osiągnąć wystarczające skupienie, ale parę razy się udało. Kilka razy udało mi się sprawić, że otoczyły mnie wzory rysowane barwnym światłem. Nie zawsze był to krąg jakby narysowany na podłodze wokół mnie, czasem dużo bardziej złożone geometrycznie formy pojawiały się na większej powierzchni, raz nawet linie światła utworzyły w powietrzu trójwymiarowe struktury, w tutejszym półmroku bardzo efektowne. Bardziej istotna była jednak inna rzecz – ów efekt osiągałam tylko w przypadku kryształów, które z bliska okazywały się poznaczone wzorami. Gładkie nie posiadały tej właściwości niezależnie jak bardzo koncentrowałam na nich umysł.
Byłam gotowa uznać, że same kryształy w swojej namacalnej formie nie miały tak wielkiego znaczenia jak ich zawartość. Musiały stanowić jakiś rodzaj nośnika informacji. Jakiego rodzaju informacji – tego nawet nie próbowałam w tym momencie się domyślać. Obecnie to byłoby tylko strzelanie w ciemno. Większe szanse miałabym próbując odgadnąć, jaka była forma tej zawartości. Roboczo mogłam dalej nazywać to kodem źródłowym Matrixa, ale czy to cokolwiek wyjaśniało? Czy to miałoby implikować, że istniał tylko jeden słuszny Kod Matrixa?
CO JEŻELI TA RZECZYWISTOŚĆ ZOSTAŁA ZAPISANA W WIĘCEJ NIŻ JEDNYM JĘZYKU PROGRAMOWANIA?
Właśnie, co? Jakie to miało praktyczne konsekwencje dla astralnych podróżników?
Cofnęłam się od blatu, odkładając trzymany w ręce wydłużony zielonkawy kryształ. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, jakbym chciała wśród tych wszystkich przykurzonych gratów znaleźć jakieś dowody potwierdzające albo obalające moją wziętą z niczego hipotezę. Naprawdę nie miałam bladego pojęcia, czy to miało dla mnie w tym momencie jakieś znaczenie. Pozwoliłoby mi lepiej zrozumieć ten świat? A może znacznie więcej sensu miało poznawanie go przez doświadczenie a nie w teorii?
Opuściłam komnatę elementów ani trochę mądrzejsza niż wcześniej, a w subiektywnym odczuciu nawet nieco głupsza.
Kolejnym obiektem moich badań było samo pomieszczenie poza domem, gdzie te kryształy znalazłam. Teraz nie przechodziłam przez Wieżę, ale w bardziej nieoświecony sposób, przez trawnik pomiędzy domem a ukrytym za łagodnym wzniesieniem przejściem. Patrząc na niewysokie wzgórze, nie dziwiłam się już tak bardzo, że nie odkryłam tego wcześniej. Idąc od strony domu, nie mogłabym żadnym sposobem tego zobaczyć.
(zawsze można patrzeć poprzez Strukturę, prawda?)
Z drugiej strony teren gwałtownie opadał, tam też znajdowała się wtopiona w ziemię ściana z niewielkimi drzwiami. Niezależnie od faktycznego zastosowania, odrzuciłam teorię, iż konstrukcja ta mogłaby być garażem. Przez takie drzwi nie przedostał się żaden pojazd, podejrzewałam, że mogłabym mieć problem, gdybym próbowała przeprowadzić tędy choćby motorower. Na razie nie miałam z tym najmniejszych problemów, w końcu nic nie wskazywało na to, iż posiadałam w tym świecie jakikolwiek własny środek transportu. Oczywiście nie mogłam być tego pewna, bo nawet po miesiącu, jaki upłynął od mojej pierwszej astralnej podróży, nie mogłabym z czystym sumieniem stwierdzić, że znam dokładnie własny dom. Może nawet zbadanie go do końca było technicznie niemożliwe, skoro rozkład pomieszczeń mógł się zmienić w dowolnym momencie bez wyraźnej przyczyny.
Chwilowo nie interesowało mnie nawet wnętrze odizolowanego budyneczku. Skupiłam się na odległości pomiędzy nim a domem. Kilkakrotnie przemierzyłam ten dystans, licząc kroki, po wysokości poszczególnych segmentów domu próbując ustalić położenie Wieży. Przez chwilę zamierzałam poprosić o pomoc Kiri, znacznie sprawniejszą ode mnie w wyczuwaniu otoczenia i międzywymiarowych powiązań, ale porzuciłam tę pokusę. Moja tulpa była w tym lepsza WŁAŚNIE DLATEGO, że stale nabierała doświadczenia. Jeśli miałabym dalej zrzucać całą robotę na autonomiczny okruch mojej podświadomości, nigdy faktycznie nie opanuję pewnych zdolności. Plamy na moim stroju w tym momencie dobitnie świadczyły o tym, że spędzam czas w tej Krainie Czarów dużo mniej konstruktywnie niż ta irytująca gadająca wiewiórka.
Przeniknęłam umysłem trawnik między domem a wejściem do podziemnego pomieszczenia. Zaczęłam tak w jednej trzeciej drogi w stronę domu, bardzo powoli się do niego zbliżając. Wiedziałam, że
(przynajmniej w tym momencie!)
na drodze nie było żadnych potencjalnych przeszkód, zatem dla ułatwienia koncentracji mogłam zamknąć oczy. Zanurkowałam mentalnie w mroczną nicość, kryjącą się pod pozorami materialnych form.
Ta warstwa rzeczywistości przypominała trochę mapy w Einnat. Tylko te tutaj były dużo bogatsze. Fraktalne formy wypełniały przestrzeń, powiązane pomiędzy sobą licznymi wiązkami. Niektóre łączenia przypominały napięte stalowe liny, inne były wiotkie i rozgałęzione jak delikatne korzenie traw. Wszystko opisane było runami, jakby do mapy dorzucono szczegółową legendę, której chwilowo nie potrafiłabym odczytać. Nie starałam się też szczególnie. Spróbowałam w tym gąszczu zidentyfikować odpowiednik tego, co bliżej powierzchni rzeczywistości przybierało formę domu. Sądząc po pasującej lokalizacji w umownie trójwymiarowej przestrzeni, znalazłam to w końcu, chociaż potrzebowałam do tego więcej niż jednej próby mentalnego skanowania.
Naiwnością byłoby zakładać, że jednorazowo weszłam w trans, który mogłam potem utrzymywać wystarczająco długo. W Astralu stan wyciszenia myśli przychodził odczuwalnie łatwiej niż byłoby to możliwe w fizycznym świecie przy dużo większym wysiłku, ale nie mogłam przeskoczyć własnych niedostatków doświadczenia. Kilka razy mój umysł rozpraszał się, wyrzucając mnie tym samym na „powierzchnię”. Potrafiłam wrócić do odpowiedniego stanu, ale im dłużej trwało całe to badanie, tym bardziej czułam się znużona. W pewnym momencie poczułam wręcz, że dalszy wysiłek może spowodować natychmiastowe zerwanie łączności z niefizycznym światem.
Usiadłam na trawie, czując się prawie jak nurek, kiedy wreszcie może zaczerpnąć powietrza po bardzo długim bezdechu. Próbowałam zbadać swój obecny stan w sposób nie wymagający dalszego mentalnego zaangażowania. Intuicja podpowiadała mi, że zaraz i tak będę musiała zniknąć, zrobiłam zatem to, co wydało mi się najrozsądniejsze w takiej sytuacji. Wróciłam do domu, tym samym wyznaczając sobie punkt następnej materializacji w jego wnętrzu. Zdążyłam.
Przerwane badania kontynuowałam prawie od razu. Prawie, bo wcześniej uznałam, że jednak wypadałoby coś zrobić z moim zaplamionym strojem. Zamierzałam odnieść go do pralni, wiedziałam, gdzie ona się znajduje – a przynajmniej gdzie się znajdowała ostatnim razem.
Dokładnie tak, teraz jej nie było. Zostawiłam swoje brudne rzeczy w łazience i poszłam do pokoju na piętrze. Przynajmniej szafa tym razem w środku była normalna. Kiedy przebierałam się w kolejny podobny strój, nadający się na cosplay jakiegoś anime, kątem oka widziałam siedzącą na łóżku dużą porcelanową lalkę w koronkowej sukni i eleganckim kapeluszu. Nie wiem, skąd się tam wzięła, ale jej spojrzenie rozumiałam doskonale. Wyglądało tak, jakby chciała pokręcić głową i spytać, co jeszcze tym razem mi się uroiło. Wychodząc z pokoju z czystej przekory pokazałam jej język. JESZCZE nie pretendowałam do miana Prawdziwie Oświeconej, zatem chyba mogłam sobie pozwolić na trochę szczeniactwa.
Zaczęłam od sprawdzenia czy podziemna salka nadal jest na swoim miejscu. Przyjęłam założenie, że może ona się przemieszczać podobnie jak pomieszczenia w domu, ale nawet jeśli tak, teraz nie zmieniła lokalizacji w zauważalny sposób. Przez chwilę zastanawiałam się, czy byłoby możliwe, gdyby wcześniej w ogóle jej nie było i objawiła się tu dopiero w ostatnich dniach. Takiej ewentualności nie mogłam całkowicie wykluczyć.
Tym razem mniej więcej orientowałam się, czego szukam. Zlokalizowałam obiekty umownie najbardziej gęste i stabilne. Na pierwszy rzut oka wyglądało to, jakby dom i tamto pomieszczenie były całkowicie od siebie niezależne, ale nie poprzestałam na tym pierwszym wrażeniu. Einnat musiał pokazywać coś, co rzeczywiście istniało. Taka mapa raczej nie mogła kłamać.
Próbowałam różnych głębokości. Nie byłam pewna jak to robię, to była stała korekta na wyczucie. Metodą prób i błędów balansowałam w
(czym właściwie?)
przestrzeni idei, chwytając chwile, kiedy coś wyczułam. W przestrzeni pomiędzy budynkami naprawdę coś było, ale nie mogłam tego w żadnym wypadku określić jako solidne. Nie przypominało niczego, co mogłoby mieć swój materialny odpowiednik. Dodatkowo znajdowało się to w warstwach rzeczywistości innych niż te, w których odbicie mojego domu było wyraźne i jednoznaczne. Tam gdzie widziałam domniemane przejście, obraz zaciemniały zawirowania w pustce. Przecięcia kilku wymiarów? W różnych warstwach widziałam je w różnych miejscach, podobnie jak sam „korytarz”. Zmieniając głębokość mogłam widzieć różne jego odcinki. W kilku miejscach, zwłaszcza przy jego końcach, zawirowania tworzyły wyraźne leje. Bez problemu mogłabym wyobrazić sobie, że coś takiego zasysa energię i materię z podziemnego pomieszczenia albo Wieży, zależnie od końca, i wciąga w… sama nie wiedziałam, jak to nazwać. Wizja samej siebie, rozbijanej na atomy po jednej stronie, aby po drugiej złożyć się w całość, wydała mi się z lekka upiorna, chociaż skłamałabym twierdząc, że nie miałoby to pewnego smaczku.
- A jak myślisz, co się może dziać za każdym razem, kiedy się teleportujesz? - spytała znienacka Kiri gdzieś z wnętrza mojego mózgu, tym samym chwilowo psując moją owocną mentalną penetrację otoczenia.
- Ja ci nie nie utrudniam – powiedziałam w przestrzeń z wyrzutem.
- Myślisz, że celowo robię ci na złość czy jak?
No, czasami chyba tak.
Kiri zaczęła się materializować jakieś dwa metry ode mnie, początkowo jako obłoczek gęstej mgły. Kiedy była już względnie integralną całością, powtórzyła swoje początkowe pytanie, tym razem inaczej dobierając słowa.
- Co według ciebie dzieje się, kiedy zdecydujesz się teleportować do domu przy pomocy tego cholernego amuletu?
Cóż, zasadniczo nie miałam pojęcia. Samo przeskakiwanie na krótki dystans przez piąty wymiar też miało w sobie coś z teleportacji. Ale czy wymagało rozbicia na atomy?
- W każdym razie to jakaś zmiana formy.
No, to brzmiało już trochę mniej upiornie.
Spróbowałam jeszcze kilka razy wniknąć umysłem w głąb
(w Strukturę, żółtodziobie!)
ale w obecności Kiri stojącej tuż obok to nie było to samo. Czy ktoś może spróbował kiedyś przeanalizować stwierdzenie „wstydzić się przed samym sobą”? To było właśnie coś podobnego, chociaż w stosunkowo małym nasileniu. Przynajmniej tym razem nie robiłam niczego jawnie bezsensownego.
- A jakieś pouczające wnioski wyciągnęłaś?
- Nie jestem pewna. Pewnie będę to musiała przemyśleć…
Tym razem doświadczyłam czystej definicji stwierdzenia, że „coś powiedziało się w złą godzinę”. Bo Kiri wyciągnęła z mojego wahania wnioski bardzo konkretne. Mianowicie, że jeśli chcę móc coś potem przemyśleć, powinnam to zapisać. Najlepiej od razu.
I jak ja miałam jej/sobie wytłumaczyć, że nawet nie znam właściwych słów i określeń, żeby te wszystkie myśli przelać na kartkę?! Czy to raz miłośnicy psychodelików przyznawali się wprost, że nie istnieje odpowiedni język na opisanie pewnych doświadczeń?
Powiedziałam ostrożnie, że poprzez przemyślenia miałam na myśli medytację. Dodałam szybko, że notatki uzupełnię, oczywiście, ale najpierw muszę przygotować się mentalnie. Poza tym tego dnia jeszcze nie medytowałam, bo skupiałam się na tym, co zamierzałam zrobić, ale to przecież nie znaczyło, że zapomniałam. Nie była to tylko próba zyskania na czasie, naprawdę miałam nadzieję, że kiedy usiądę w idealnym spokoju, właściwe myśli same do mnie przyjdą.
Może to był nadmiar optymizmu, ale czegoś musiałam się trzymać, jeśli chciałam iść do przodu.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Wiadomości w tym wątku
Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 21-08-2017, 17:51
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez incestus - 21-08-2017, 18:11
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 21-08-2017, 18:22
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 29-08-2017, 02:52
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 02-09-2017, 23:44
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez incestus - 03-09-2017, 10:52
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 16-10-2017, 23:23
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 17-10-2017, 01:31
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 02-11-2017, 00:29
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez incestus - 02-11-2017, 21:23
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 02-11-2017, 21:43
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez incestus - 02-11-2017, 23:27
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 03-11-2017, 00:35
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 15-11-2017, 20:54
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 20-11-2017, 03:21
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 26-11-2017, 04:53
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 04-12-2017, 03:53
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 10-12-2017, 03:29
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 23-12-2017, 01:58
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 01-01-2018, 20:40
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 07-01-2018, 23:53
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 13-01-2018, 22:35
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 14-01-2018, 13:52
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 21-01-2018, 23:16
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 25-01-2018, 20:23
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 26-01-2018, 18:20
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 11-02-2018, 20:24
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 12-02-2018, 17:03
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Isabela - 12-02-2018, 21:46
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Skipper - 15-02-2018, 00:30
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 15-02-2018, 00:38
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Skipper - 15-02-2018, 00:50
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 16-02-2018, 19:39
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 27-02-2018, 00:19
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 05-03-2018, 17:44
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Solnik - 05-03-2018, 18:19
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 08-03-2018, 22:16
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 09-03-2018, 15:21
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 30-06-2018, 21:13
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 01-07-2018, 22:34
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 15-07-2018, 23:03
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 29-11-2018, 19:41
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Isabela - 29-11-2018, 21:53
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 29-11-2018, 21:56
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Isabela - 29-11-2018, 22:10
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 26-12-2018, 00:50
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Isabela - 26-12-2018, 13:08
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 04-03-2019, 00:26
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Isabela - 04-03-2019, 19:54
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 04-03-2019, 21:39
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 07-04-2019, 23:32
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 29-07-2019, 22:35
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 02-08-2019, 00:23
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 09-11-2019, 00:35
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 17-11-2019, 18:20
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 30-11-2019, 03:10
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 09-12-2019, 12:28
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 10-12-2019, 23:21
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Isabela - 11-12-2019, 19:58
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 12-12-2019, 13:01
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 15-12-2019, 23:11
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 20-12-2019, 02:30
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 23-12-2019, 02:59
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 06-01-2020, 23:21
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 08-01-2020, 19:12
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 09-01-2020, 23:59
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 23-01-2020, 00:57
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 23-01-2020, 21:03
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez incestus - 23-01-2020, 22:29
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 24-01-2020, 13:32
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 02-02-2020, 03:22
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 10-02-2020, 22:59
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 15-02-2020, 01:19
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 22-02-2020, 03:36
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 04-03-2020, 02:13
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 05-03-2020, 23:29
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Isabela - 06-03-2020, 20:39
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 15-04-2020, 23:26
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 28-04-2020, 01:17
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Isabela - 28-04-2020, 11:25
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 24-03-2021, 22:38
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 31-12-2021, 15:51
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 07-01-2022, 02:59
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 17-01-2022, 14:32
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Isabela - 17-01-2022, 20:21
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 11-09-2022, 11:51
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 16-09-2022, 02:04
RE: Kroniki Astralnych Motyli - przez Sudo - 20-07-2023, 16:17

Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  iSenowe Kroniki Filmowe Slavia 6 3,180 12-05-2018, 22:40
Ostatni post: Slavia

Skocz do:

UA-88656808-1