03-04-2024, 14:49
Gdzieś tam idę z kimś na dworze. Nagle patrzę, a tu skacze do nas Spider-Man. On zdejmuje maskę. Skądś mam też podobną maskę. Daję mu ją. On chce ją założyć. Mówię, że moja maska jest ośliniona. I tak zakłada. Okazuje się, że to Superman. Stoimy pod szkołą. Ja i syn Supermana i ten ktoś z kim przyszedłem mamy lecieć z Supermanem. No to lecimy. Lecimy coraz wyżej, jesteśmy nad chmurami. Ktoś z nich pomyślał, że to będzie już za wysoko dla mnie. W ogóle patrzę, a to się okazuje, że przytrzymują mnie ręce Supermana. Czyli to nie ja sam leciałem. Za chwilę lądujemy. Próbuję znowu polecieć, ale się nie udaje mi, jedynie skaczę sobie.
W piwnicy jest sklep spożywczy. Mam coś kupić dla siostry. Biorę kilka różnych czekoladowych słodyczy, jakieś wafelki i banany. Przy kasie płaci właśnie jakaś pani. Kasjerka pyta o jej dane. Ta mówi swoje imię i nazwisko. Ma takie samo jak moja mama, ale to ktoś inny. Dodaje, że mieszka w Ameryce i odchodzi od kasy. Idę do kasy i płacę. Mam w kieszeni krótkich spodenek dwa razy po 20zł. Nagle przychodzi moja mama. Mówi, że to co ja kupiłem to tylko mała część. Bierzemy torbę wielkich solonych pistacji, kosztujących 20zł. Te okazują się jakieś dziwne. Nie są pojedyncze, tylko jakby w strączkach. Przechodzimy obok działu z kosmetykami. Mówię mamie o tej pani co miała takie samo imię i nazwisko. Wychodzę z piwnicznej części sklepu i idę daleko korytarzem. Szukam zwykłych pistacji. Nigdzie nie mogę znaleźć ich i chcę wrócić. Po drodze zapominam nazwy tego czego szukałem. Ciężko się mi idzie. Uciskam lewą nogę, ale idę bardzo powoli.
Idę na dworze. Przylatują dwie kawki. Jeden z ptaków ma więcej niż dwoje oczu, może z dziesięć nawet. Jedna kawka chce mnie dziobnąć. Odganiam ją patykiem. Idzie dziewczynka z dziadkiem. Ona idzie o kulach. Jedna kula jej wypada z ręki. Dziewczynka płacze. Podaję jej kulę. Idziemy teraz tamtym korytarzem do sklepu.
W piwnicy jest sklep spożywczy. Mam coś kupić dla siostry. Biorę kilka różnych czekoladowych słodyczy, jakieś wafelki i banany. Przy kasie płaci właśnie jakaś pani. Kasjerka pyta o jej dane. Ta mówi swoje imię i nazwisko. Ma takie samo jak moja mama, ale to ktoś inny. Dodaje, że mieszka w Ameryce i odchodzi od kasy. Idę do kasy i płacę. Mam w kieszeni krótkich spodenek dwa razy po 20zł. Nagle przychodzi moja mama. Mówi, że to co ja kupiłem to tylko mała część. Bierzemy torbę wielkich solonych pistacji, kosztujących 20zł. Te okazują się jakieś dziwne. Nie są pojedyncze, tylko jakby w strączkach. Przechodzimy obok działu z kosmetykami. Mówię mamie o tej pani co miała takie samo imię i nazwisko. Wychodzę z piwnicznej części sklepu i idę daleko korytarzem. Szukam zwykłych pistacji. Nigdzie nie mogę znaleźć ich i chcę wrócić. Po drodze zapominam nazwy tego czego szukałem. Ciężko się mi idzie. Uciskam lewą nogę, ale idę bardzo powoli.
Idę na dworze. Przylatują dwie kawki. Jeden z ptaków ma więcej niż dwoje oczu, może z dziesięć nawet. Jedna kawka chce mnie dziobnąć. Odganiam ją patykiem. Idzie dziewczynka z dziadkiem. Ona idzie o kulach. Jedna kula jej wypada z ręki. Dziewczynka płacze. Podaję jej kulę. Idziemy teraz tamtym korytarzem do sklepu.