27-12-2017, 19:27
#904/975
Zaparkowałem pod ośrodkiem zdrowia. Mama miała pojawić się lada chwila. Garaż na karetki był otwarty, więc niczym Sherlock wywnioskowałem, że trwa akcja.
Głód zaczął mi doskwierać. Po drugiej stronie drogi ku mojemu zbawieniu wyrósł bar. Kebs bedzie grany! Kierownikami byli moi kuzyni. Pogawędka z nimi była dość dziwna. Zagajałem jak mogłem, a oni jak słupy soli. Nie wiem czy to moja nudna gadka czy też inne specyfiki (marichulele) ich uśpiły. Zdziwiony poszedłem z pustym żołądkiem, zapomniawszy o strawie.
Znalazłem się w pracy. Moim zajęciem na dziś był opierdziel. Łaziłem pogrążony w zadumie: 'Czego by tu jeszcze nie (NIE) zrobić'. Nie umknęło to szefowi za co dostałem srogą reprymendę. Zbytnio mnie to nie ruszyło. Po powrocie do "pracy" zauważyłem lawetę której nie pamiętałem. Chyba ktoś zrobił ją przez weekend. Dodatkowo wszystkie materiały były pochowane jakby ktoś robił porządki... Nic nie mogłem znaleźć!
Podczas moich poszukiwań spostrzegłem zbliżające się od wschodu, czarne jak smoła i ogromne jak słonie, patyczako- pająki. Wiedziałem że to kosmici i bez walki się nie poddam. Oczywiście wszystko musiałem robić sam bo inni tylko się gapili. Zabrakło mi naboi w spluwie...
Ktoś w końcu zabrał mnie i Hermionę (tak tę z Heńka Garncarza) do stodoły, gdzie znajdował się tajemniczy teleport, który miał odwrócić losy wojny. Miałem za jego pomocą cofnąć się w czasie i odmienić bieg zdarzeń. Był jednak zbyt mały jak dla mnie. Na szczęście był jeszcze drugi. Już się przenosiłem, gdy zobaczyłem jak do stodoły wbiegają kosmici i łapią Hermionę. Zdążyła mi jeszcze życzyć powodzenia nim pochłonęło mnie oślepiające światło...
Zaparkowałem pod ośrodkiem zdrowia. Mama miała pojawić się lada chwila. Garaż na karetki był otwarty, więc niczym Sherlock wywnioskowałem, że trwa akcja.
Głód zaczął mi doskwierać. Po drugiej stronie drogi ku mojemu zbawieniu wyrósł bar. Kebs bedzie grany! Kierownikami byli moi kuzyni. Pogawędka z nimi była dość dziwna. Zagajałem jak mogłem, a oni jak słupy soli. Nie wiem czy to moja nudna gadka czy też inne specyfiki (marichulele) ich uśpiły. Zdziwiony poszedłem z pustym żołądkiem, zapomniawszy o strawie.
Znalazłem się w pracy. Moim zajęciem na dziś był opierdziel. Łaziłem pogrążony w zadumie: 'Czego by tu jeszcze nie (NIE) zrobić'. Nie umknęło to szefowi za co dostałem srogą reprymendę. Zbytnio mnie to nie ruszyło. Po powrocie do "pracy" zauważyłem lawetę której nie pamiętałem. Chyba ktoś zrobił ją przez weekend. Dodatkowo wszystkie materiały były pochowane jakby ktoś robił porządki... Nic nie mogłem znaleźć!
Podczas moich poszukiwań spostrzegłem zbliżające się od wschodu, czarne jak smoła i ogromne jak słonie, patyczako- pająki. Wiedziałem że to kosmici i bez walki się nie poddam. Oczywiście wszystko musiałem robić sam bo inni tylko się gapili. Zabrakło mi naboi w spluwie...
Ktoś w końcu zabrał mnie i Hermionę (tak tę z Heńka Garncarza) do stodoły, gdzie znajdował się tajemniczy teleport, który miał odwrócić losy wojny. Miałem za jego pomocą cofnąć się w czasie i odmienić bieg zdarzeń. Był jednak zbyt mały jak dla mnie. Na szczęście był jeszcze drugi. Już się przenosiłem, gdy zobaczyłem jak do stodoły wbiegają kosmici i łapią Hermionę. Zdążyła mi jeszcze życzyć powodzenia nim pochłonęło mnie oślepiające światło...
Ciąg dalszy nie nastąpi...
Każdy ma takie sny z których nie chce się obudzić !
"Nie sen jest najgorszy, najgorsze jest przebudzenie..."
Julio Cortázar
LD 8
"Nie sen jest najgorszy, najgorsze jest przebudzenie..."
Julio Cortázar
LD 8