24-02-2018, 09:17
Pewnego razu znalazłem się w białej przestrzeni, jak tej z Matrixa. U góry biało, po bokach, podłoga też biała, wszystko białei takie jasne. Nieopodal na białym prostokącie siedziała Ofelia wraz z Maksymilianem stojącym obok niej. Obydwoje patrzyli się na mnie i zapraszali mnie wzrokiem do rozmowy. Podszedłem do nich i rozpoczęli mi dawać wskazówki jak mam osiągnąć to co chcę. Początkowo miałem skupić się na Lucid DayDreamingu, opierając się na ospałej drodze w modelu Contenteo. Tradycyjny WILD nie wchodzi w grę.
Odkąd to mi powiedzieli starałem się być w miarę świadomy podczas odpływania myśli przed snem. Kluczem było zachowanie świadomości tego co się dzieje i że zasypiam. Na dniach nauczyłem się czegoś co nazwałem sobie roboczo Bordersurfing, czyli balansowanie na granicy jawy i snu. Leżę sobie zasypiając, tracę poczucie ciała i czuję jakbym wchodził w sen. Znajduję się w jakimś miejscu, widzę wszystko jak w rzeczywistości, ale nie jest to sen. Coś bardziej w stylui półsnu. Nie wiem jak objawiają się wrzeciona snu, ale możliwe że to to. Po kilku sekundach wracam do stanu czuwania, paraliżu, zwyczajnego NREMu. I tak sobie leżę i balansuję na tej granicy i czekam, aż ktorykolwiek "mini" sen przekształci się na pełnoprawny. Trochę czasu to zajmuje i praktycznie pamiętam kilkanaście takich mini snów. Zdaży się też, że podczas tego usnę bądź mnie wywali i będę leżał całkowicie obudzony. Tak jak z serfowaniem, chwila nieuwagi i albo spadniesz do morza (zaśniesz), albo fale wyrzucą Cię na brzeg (wybudzisz się całkowicie). Kiedyś opiszę to lepiej i bardziej, na razie testuję i obserwuję na czym dokładnie polega. Ale dzisiaj i wczoraj dzięki temu miałem LDki, więc progress jest.
Odkąd to mi powiedzieli starałem się być w miarę świadomy podczas odpływania myśli przed snem. Kluczem było zachowanie świadomości tego co się dzieje i że zasypiam. Na dniach nauczyłem się czegoś co nazwałem sobie roboczo Bordersurfing, czyli balansowanie na granicy jawy i snu. Leżę sobie zasypiając, tracę poczucie ciała i czuję jakbym wchodził w sen. Znajduję się w jakimś miejscu, widzę wszystko jak w rzeczywistości, ale nie jest to sen. Coś bardziej w stylui półsnu. Nie wiem jak objawiają się wrzeciona snu, ale możliwe że to to. Po kilku sekundach wracam do stanu czuwania, paraliżu, zwyczajnego NREMu. I tak sobie leżę i balansuję na tej granicy i czekam, aż ktorykolwiek "mini" sen przekształci się na pełnoprawny. Trochę czasu to zajmuje i praktycznie pamiętam kilkanaście takich mini snów. Zdaży się też, że podczas tego usnę bądź mnie wywali i będę leżał całkowicie obudzony. Tak jak z serfowaniem, chwila nieuwagi i albo spadniesz do morza (zaśniesz), albo fale wyrzucą Cię na brzeg (wybudzisz się całkowicie). Kiedyś opiszę to lepiej i bardziej, na razie testuję i obserwuję na czym dokładnie polega. Ale dzisiaj i wczoraj dzięki temu miałem LDki, więc progress jest.