Człowiek pragnie kontrolować świat i wszystkich innych, nie potrafiąc nawet kontrolować samego siebie. Chce mieć wszystko na zawołanie, będąc opanowanym przez żądzę.
Psychoterapeuta psychodynamiczny nie jest od opatrywania ran emocjonalnych pacjenta. Pacjent musi je opatrzyć sobie sam, a P.P. będzie się tylko przyglądał. Nie ponosi odpowiedzialności za życie pacjenta, za jego cierpienie. Otrzymasz jednorazową zapomogę na wędkę, nie stałe dostawy ryb. Wykorzenia stare schematy funkcjonowania, które powodują powstawanie ran. Moją roszczeniową postawę wobec pracodawców: akceptujcie mnie! kochajcie mnie! A to ja powinnam kochać samą siebie, nie wymagać tego od innych. Przychodzę do nich z postawą „nie wolno mnie kochać” i jednocześnie domagam się miłości. Zgadnijcie, co dostaję??? Nie chcę, byście byli jak mama. Nie bądźcie tacy. Mama uczy, że świat NIE KOCHA i ona też nie będzie. Żeby nie przyzwyczajać. Żeby uczyć się odporności. Rozbiłam się o swój własny mur obronny…
Wstydzę się tego, że nie żyję tak jak zdrowi ludzie. I że nie za bardzo mam wpływ na swoje potrzeby. Cały czas, w kółko te same stare problemy, zamiast z nich wyjść i zgodnie z zaleceniami po prostu normalnie żyć teraz, bez rozpamiętywania przeszłości. Czy jest to możliwe, jeśli pominęło się etapy normalnego rozwoju?
Być normalnym bez doświadczenia?
Wybrakowany człowiek – wrak.
- Czego potrzebujesz, by rozwinąć potrzebne umiejętności?
- Kurwa, nie wiem, to ja się pana pytam.
- Co się tak denerwujesz?
- Bo pan się zachowuje, jakby nie rozumiał, że ja mam jakiś problem! Że to poważna sprawa!
- Ale to ważne, z jakimi emocjami podchodzimy to tego problemu. W tobie jest opór i niechęć do normalności, jak mniemam. Przychodzisz tu po to, żebym cię naprawił, nie wykazując ani odrobiny zaangażowania w poprawę swojego stanu.
- Gdybym wiedziała, jak się zmienić, to bym do pana nie przychodziła!
- Ach, jaki zły dzień, pełen furii.
No super, teraz kpi z moich „dziecinnych humorów”.
- Odnoszę wrażenie, że nie chcesz być normalna, ale chcesz nadal zachowywać się tak, jak teraz i jednocześnie otrzymywać taki sam szacunek, jak zdrowi ludzie.
Tak, „Isabelo, szacunek jest dla normalnych osób. Dla pani jest tylko szambo, darcie ryja i publiczne ośmieszenie”. Jasne. SPOKO. Jest pan psychologiem czy psycholem?
- A pomoże mi pan to osiągnąć?
- Mam zmienić cały otaczający świat bez zmiany twojego wnętrza, stylu reagowania na rzeczywistość?
- Dobrze pan wie, że psychoterapia nie wpłynie ani na moje deficyty poznawcze, ani na sposób przetwarzania bodźców zmysłowych.
- W takim razie co tu robisz?
Kretyn. Pojeb jeden.
- To zalecenia od psychiatry – wykręcam się.
- Jak chcesz wypełniać zalecenia, musisz uczestniczyć w terapii. UCZESTNICZYĆ. Mam ci powiedzieć, co to znaczy???
Przełknęłam ślinę. Milczę.
- Przypomnij mi twoją RZECZYWISTĄ motywację do ustalonych wcześniej celów.
Zero odpowiedzi.
- Wiesz, co się z tobą stanie, jeśli nie będziesz pracować nad sobą?
- Pójdę do zakładu.
- Nie ma zakładów obecnie dostosowanych do twoich potrzeb. Za dużą masz inteligencję na taki zakład. Będziesz się w nim męczyć.
- No to otworzę taki.
- Za mało jest takich jak ty, żeby go otworzyć.
- No to nie wiem.
- Wpadamy w rolę bezradnego dziecka, co?
Chcę uciec, chcę schować się, zapaść się pod ziemię. Byle jak najdalej od tego człowieka i moich [rzekomych] problemów…
- Ktoś stale ci pomaga w zaspokajaniu twoich, że tak powiem, interesów życiowych. Nie powinno tak być… Nie w tym wieku… Do tego sama powinnaś pomagać innym w zaspokajaniu ich…
Milczę. Co za bzdety. Jestem na nie.
- Dzidzia nie lubi zmian, co?
- Zamknij się!!! ZAMKNIJ. TEN. PIERDOLONY. RYJ!!!
- Czy czegoś ode mnie oczekujesz? – pierwszy raz zadał pytanie zamknięte tego typu. Ohyda!
- Tak. Moja mama każe mi wyjść za mąż. Potrzebuję pomocy.
- W zabiciu jej i ukryciu zwłok?
No kurwa, joker jebany. Zatkało mnie.
- Czy czujesz się z tym źle?
- Tak.
- Dlaczego?
- Bo nie podejmuję samodzielnie decyzji adekwatnych do wieku. Nie pozwolę, by wybrano mi męża.
- Czyli myśli, że jest w stanie sterować osobą, która cię poślubi?
- Może znajdzie kogoś tak samo sterowalnego i dogada się z jego matką.
- Zatem możesz czuć się jak królewna, jak szlachcianka jakaś.
<grumpy cat face> Krzywię się niemiłosiernie.
- Jak myślisz, jak zachowywała się twoja mama, zanim się urodziłaś, zanim zostałaś poczęta?
- Ciężko mi to sobie wyobrazić.
- Być może doświadczyła czegoś podobnego. I teraz powielacie pewien schemat. Ale to ty możesz go przerwać. W przeciwnym razie przeniesiesz go na swoje hipotetyczne dziecko.
- Nie wiem, co się stanie po wykluczeniu mamy z mojego życia.
- Stanie się to, co ma się stać. – uśmiechnął się. – Na razie twoje życie to ciągła ucieczka od mamy, zwłaszcza w Internet. Czujesz lęk przed tym, że zniszczysz świat mamy, na tej samej zasadzie, co niszczony jest twój. Chcesz ją uchronić przed tym.
- Tak.
- No i ten raniący strach przed odpowiedzialnością za uczucia innych ludzi blokuje cię… W każdej relacji, w którą wejdziesz, ktoś wywoła w tobie uczucia i ty też wywołasz w nim uczucia. Nie da się tego uniknąć. Dlatego trzymasz się kurczowo tej jednej relacji, którą masz, bojąc się ją stracić.
- Zgadza się.
- Trochę jak w przedszkolu: ktoś ci zabierze łopatkę do piasku, a ty komuś wiaderko. Czasem dorośli utykają w takiej postawie do końca życia.
Nie wiem, czy teraz mówi o mnie, czy o mamie, a może o nas obu? To chyba bez znaczenia.
- Rozwinął się w tobie pewnego rodzaju uczuciowy perfekcjonizm… czujesz się winna z powodu każdego negatywnego nastroju, który pojawia się w relacji z tobą. Chciałabyś, żeby ludzie byli wiecznie zadowoleni z ciebie.
- Żeby zrekompensować im to, co z mojego powodu musieli przeżywać w dzieciństwie.
- Nawet osobom, które nie miały z tobą wtedy do czynienia?
- Tak.
- Poruszymy teraz troszkę inną kwestię: jak uwolnić ciebie od potrzeby ciągłego dramatyzowania. Co by napędzało twoje życie bez niej, masz jakiś pomysł?
- Nie.
- Już się nauczyłem, że przy twojej chorobie nie wolno ciebie nękać pytaniami o pomysły. Za to masz inne mocne strony, które być może to rekompensują. Nie spotkałem do tej pory kogoś równie analitycznego.
-
no, miło mi, ale nie mam na to wpływu, tak jak i na mój niedobór pomysłów.
- Jasne. Staram się dostosować do sposobu pracy twojego umysłu,. Wtedy będę mógł ci lepiej pomóc.
- Fajnie – przytakuję smutno. – Wiem, że jest panu ze mną trudno.
- Owszem, twój problem stanowi dla mnie wyzwanie. Mam wrażenie, ze jako dziecko obracałaś się stale wśród dorosłych, ale nie było wśród nich nikogo dojrzałego.
- No, może tak być, nie patrzyłam na to w ten sposób. Dojrzałe wzorce osobowości z rzadka pojawiały się w moim otoczeniu.
- Tak. To widać.
- Dwie nauczycielki i jedna pani z przedszkola. Nie wiem, jak bym przetrwała bez nich. A od liceum już zaczęło się dno. Takich ludzi jest jak na lekarstwo.
- Czasem to my musimy być zmianą potrzebną w świecie.
- Tak, znam to powiedzonko.
- Mówię na serio. Masz talent, który nie może się zmarnować. Ludzie mają bardzo zróżnicowane zasoby. Mogą potrafić bardzo wiele z różnych obszarów życia, ale mogą mieć przy tym bardzo niską inteligencję emocjonalną. Mogą wikłać się w toksyczne relacje, pozornie będąc bardzo dobrze przystosowanym.
Chyba nie chcę wiedzieć, o kim mówi.
- Wróćmy do twojego uzależnienia od Internetu. Co cię motywuje do wypowiadania się w przestrzeni publicznej? Czemu potrafisz wzbudzić tam zainteresowanie twoim dramatem, a w realu nie mówisz ani słowa do Obcych?
- Bo nie przejmuję się tym, czy są zainteresowani, czy nie.
- Brawo! Właśnie o to chodzi!
- W realu jestem ślepa na ludzi, nie dostrzegam ich. Zachowuję się, jakby ich nie było, ale z drugiej strony, jestem świadoma ich obecności i tego, jak negatywnie mogą ocenić moje autostymulacje, od których się powstrzymuję.
- Czyli postrzegasz ludzi jako zagrażających, negatywnie nastawionych, niezainteresowanych tobą.
- Tak, ale ja też nie umiem się nimi zainteresować. Wzajemne zainteresowanie to klucz do kontaktu.
- Otóż to.
- Wspólne pole uwagi. Kształtuje się na bardzo wczesnym etapie życia. Udało mi się je zbudować z mamą, z babcią, z tatą, ale z obcymi czegoś mi brakuje… Czuję się, jakbym nie miała w sobie nic interesującego. Jakby rodzina zwracała na mnie uwagę tylko dlatego, że jest moją rodziną. Inicjuje kontakt ze mną i podtrzymuje go, a obcy ludzie bardzo rzadko mają do tego motywację. Ja zaś prawie nigdy. Wiem, że nie mogę zmusić obcych ludzi do kontaktu ze mną.
- Omawialiśmy to już poprzednio, prawda?
- Tak… ale w trochę innym kontekście chyba.
- To znaczy, że trzeba ugryźć od innej strony. Nie możemy kręcić się w kółko.
- Interesuje mnie ten wewnętrzny zapalnik emocjonalny, coś, co sprawia, że ludzie spontanicznie dzielą się czymś z innymi, a konwersacja jest płynna i naturalna. I obie strony czują się do niej zobowiązane, mimo że często jedna czerpie z tego większą przyjemność, niż druga.
- Widzę, że rozumiesz, że nie każda rozmowa daje obydwu stronom super hiper ekstazę. Tak naprawdę praktycznie żadna.
- Tak, ale mimo to ludzie to robią. Lgną do siebie i funkcjonują lepiej niż ja. Wiem, że często muszą podtrzymywać pozory i uprawiają gry towarzyskie. Ze mną tylko rodzina musi utrzymywać kontakty.
W ogromnym kotle bulgoce czyste zło. Wypełnia ono moją duszę.
- Oni nie dostają napadów złości, gdy muszą zrobić coś wbrew sobie.
- Mówisz też o mnie, prawda? Jako terapeuta też należę do „zdrowych”.
- Tak. Przepraszam pana.
- Nie szkodzi. Wiem, co miałaś na myśli. Twoja zdolność do tworzenia relacji jest uszkodzona. Nie robisz tego w „typowy” sposób. Musimy pomóc ci ją rozwinąć. Na razie czekasz, aż przyjedzie książę na złotym koniu. Nie z lenistwa, nie ze strachu przed podjęciem inicjatywy – po prostu nie widzisz innych możliwości. Nie widzisz w innych człowieka, inni nie widzą w tobie człowieka. Musisz zacząć od zobaczenia człowieka w samej sobie. Zostawiam cię z tą myślą do następnej sesji.
Własny bezosobowy świat czy oddzielny określony ludzki świat?
Naście lat temu, na terapii indywidualnej terapeutka kazała mi narysować taki krąg relacji. W środku JA, a dalej bliskie osoby, znajomi, inne osoby mniej ważne w moim życiu. Im dalej, tym słabsza i płytsza relacja.
Nie umieściłam wtedy mamy w kręgu tuż przy mnie. Pozostawiłam go pustym.
Żadnych relacji nie nawiązałam świadomie. Te, które mam, powstały pod wpływem Theta Trance of Childhood. Wykształciły się w tych latach życia, których nie pamiętam.
Inne dzieci zamieniły się w dorosłych, a ja pozostałam sama. Nie zdążyłam z nimi porozmawiać.