sen1
Heh, ta jest straszniejsza niż oryginał i śmierć bo nosi znamiona starozbiurwienia, a takiego kombo już nie da się udźwignąć. Wnioskuję o starą, dobrą Bukowine i idę odnowić mój fanklub Buki z podstawówki.
A tak polityka i muminki.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Wchodziłam na piękną, całkiem niepokrytą roślinnością górę z widokami wyjętymi z głowy szalonego malarza, żeby rzucać się z wysokości do wygasłego krateru wypełnionego śniegiem i pyłem. Stałam na krawędzi i nie mogłam uwierzyć, że da się przeżyć upadek z ej wysokości, ale ktoś mnie uspokajał i mówił skacz. W końcu pomyślałam whatever i rzuciłam się na plecy. Spadanie było spowolnione a upadek wcale nie bolał, ale bałam się skoczyć kolejny raz.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Leżalam na łóżku tak jak śpię, wszystko się zgadza, chcialam wstać ale ruszałam tylko niewidzialnym ciałem. Przestraszyłam się i straciłam przytomność. Znalazlam się w ciekawym pokoju z wykonanymi z litego drewna meblami. Wisiały tam dwa zegary z wahadłem, jeden był częścią meblościanki umieszczoną w rogu nad narożnikiem. Ktoś opowiada że coś tu się stało. Jakieś przebłyski zamykania jakiejs blondynki do więzienia. 
Podeszłam pooglądać komodę. Miała.jakiś ażurowy wierzch, a szuflady nie były wysuwane ale podwieszane na sznurkach. Na każdej półce były jakieś podejrzane przedmioty: kości, jakieś kamienie, pióra, lalki. Lalka na najniższej półce miala wbity w krocze nóż. Podniosłam ją i pomyślałam wtf. 
Chodzilam po jakimś domu ściśniętym między innymi domami w chaotyczny sposób. Wychodziłam z niego, szlam na jakies podworze spotkać się z kimś i spowrotem. Ciagle ktos mi towarzyszył i rozmawialiśmy, czułam że wariuje i próbowałam odgadnac co właściwie sie tu dzieje. Chodził za mną chłopiec, który poxniej zamienił się w plastikową lalkę. Co chwilę spotykałam pewnego faceta, ciagle zdenerwowanego. Raz był młody a raz stary. Trzeba było przechodzić przez jego dom. Coś tam się wyprawiało na tym podwórku, jakies krzyki, przemieszczające się rzeczy, powiewy gwałtownego wiatru i małe ludziki ale juz nie mogę sobie przypomnieć. Znów wracalam przez dom tego zdenerwowanego, okazało się, że jest ich tam dużo w tym domu, tego samego faceta w różnym wieku  Dwojka szła przede mną i jeszcze kimś i gadała ze sobą przez telefon. Jeden wychodził z piwnicy, jeden minął nas w korytarzu. Ten w średnim wieku przepuścił nas na czerwone drewniane schodki do góry, nagle wyjął broń u strzelił mi w plecy, byłam w szoku i się obudziłam.
To byl zwariowany sen z poczuciem niesamowitej realności otoczenia i pięknej kreacji przedmiotów
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Była wielka nawałnica. Przewróciły się słupy elektryczne a wokół było pełno wody.
Pomagałam jakiejś biednej rodzinie.
Miasteczko było zniszczone. Przy drodze leżała dziewczyna. Podniosłam ją i przytuliłam. Jasne kręcone włosy. Rozmawiałyśmy i coś ustaliłyśmy że jej pomogę.
Coś tam jeszcze się działo ale niezbyt pamiętam. 
W innym śnie jeździłam po jakiejś stacji czy zajezdni. Spotkałam tam nie tak dawno zmarłą osobę z rodziny. Przytuliła mnie i było jej mnie żal a ja nie wiedziałam o co chodzi. Byłam oschła i uciekająca. 
Budzilam się co chwilę skonsternowana i ze scierpnietą glową.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Była wiosna a ja byłam chłopcem. Trzymałam w rękach przedziwną strzelbę. Lufa była tak szeroka, że przez masywne zabrudzenie nawet kilka pocisków mogło się zablokować w środku. Nagle coś puściło broń strzelała sama. Chciałam wycelować w coś neutralnego ale ciężko było utrzymać ją stabilnie. W końcu poleciałam w sensie uniosłam się między drzewa w parku obok wielkiego białego budynku. Jakaś starsza kobieta goniła mnie w koronach drzew. Sen się chwilowo zawiesił.
Szłam chodnikiem, wstąpiłam vhyba do kiosku. Ktoś mnie zaatakował. Zastanawiałam się czy mogę zabić tą senną postać, ale czułam się zmęczona i stwierdziłam whatever i myślami złamałam ją w poł i wyrzuciłam. 
Chwilę byłam w domu koleżanki coś mi tłumaczyła, coś miala mi pożyczyć. Od niej przeniosło nas do jadlodajni zmieniającej się w warzywniak. Szukałam kapusty z wizerunkiem jakiegoś człowieka.
Zeszlam schodami na parter. Tam było jakieś pomieszczenie wyłożone starym zielonym dywanem. Ugrzazlam tam na chwilę. Walało się tam sporo śmieci. Zaczełam je sprzątać zrzucając przez małe okienko przy ziemi do jeszcze niższego pomieszczenia ale zaraz stwierdziłam że to głupota bo trzeba będzie dołożyć jeszcze więcej pracy żeby je wynieść z piwnic. Zrobiło mi się słabo i musialam położyć się na dywanie. Zaczełam przybierać rolę bezdomnego. Zasnelam i chyba miałam sen. Między drzewami latał ogromny czarny ptak z długimi piórami zakończonymi czymś na kształt pawich piór w opalizujących kolorach. Podglądałam go i nawet myślałam jak on to robi że te pióra nie zaplatają mu się w konarach. Był wspaniały i piękny. 
Obudziłam się na dywanie i szukałam butów. Znalazł się tam magicznie cały ich niezły stosik. Okazało się, że moje są czerwone sandały takie super wypasione. Ostatni urywek jaki pamiętam to to że siedzimy z kimś przy stole. I ktoś się mnie pyta czy się dowiedziałam tego czego chcialam a ja na to że w sumie tak. Na kuchence stały 3 czajniki i wszystkie zaczęły gwałtownie gotować wodę.  Zaczełam przepraszać, że nie umiem tego opanować gdy tylko na nie spojrze to się gotują i już. Ogólnie byłam bardzo spokojna.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Weszłam do Wielkiej szkoło korporacji. Szukałam Dyrektorki, która ciągle gdzieś przede mną znikała. Drzwi do jej biura miały jakis dziwny napis, jeszcze rano pamiętałam. Nie było jej tam. Ktoś powiedział, że jest u góry. Zeby się tam dostać trzeba było wejść super stromymi metalowymi schodkami. Ten motyw ciągle się powtarza. Było okropnie wysoko a schody wydawały się niestabilne. Wchodziłam na czworakach. Po jakimś czasie w końcu ją dopadłam. Miała równo ostrzyżone jasnobrązowe włosy i spódnicę po kolana. Była zdenerwowana, że ją odnalazłam. Wypuściła mnie i kilka osób na zewnątrz budynku. Na zewnątrz był pprt zniszczony przez huragan a widok dopełniał zniszczony ogromny wycieczkowiec.
W kolejnym śnie w tym samym budynku z kilkoma osobami bawiliśmy się w zamianę ciałami. Zostałam chłopakiem z długimi brązowymi włosami. Macałam włosy przed lusterkiem i miałam z tego prawdziwą radochę. Potem podziwiałam inne osoby i miałam zgadywać kto kim jest. Robiliśmy też jakiś plan rozwikłania czegoś. Było wesoło. Żadnej z osób nie kojarzyłam poza jedną moją koleżanką z liceliceum. Obudzilam się i żałowałam, że nie zdążyłam się nacieszyć wymianą.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
W pobliżu upadł samolot. Wybuch był ogromny. Spadł w dwóch częściach. Ktoś zabrał mnie i kilka osób helikopterem. 
Mijaliśmy jakieś miasto. Ogladalam piękną wieżę złożoną z doczepianych na haczyk elementów, schodków, hustawek, drabinek, połączeń zdobioną liśćmi winorośli. Była ogromna. Ktoś pokazywał jak zmieniając zaczepienie elementów można wybrać drogę wspinania się na szczyt. Robiła wielkie wrażenie. 
Robiłam jakieś zadania w niby grze ale będąc postacią. Żółtym samolocikiem usiedliśmy z innymi na płaskim dachu budynku. Mięliśmy zdobyć pendrive z danymi od jakiegoś Azjaty ze strzeżonego budynku. Zeszliśmy z dachu i próbowaliśmy się dostać dolnym wejściem. Ktoś nas zauważył i zaatakował. Z ranami próbowaliśmy uciekać do naszego żółtego pojazdu zostawionego na dachu. Dopiero wtedy uświadomiliśmy sobie ze trzrba było przejść po tym dachu i dostać się oknem. Misja była przegrana i wszyscy zaczęli do nas strzelać.
W małym pokoiku siedziała dziewczyna. Miałam z nią porozmawiać i jej pomóc. Poprosiłam zeby pokazała obrazki w swoim zeszycie. Były takie dwojakie pod spodem naprawdę niezłe ale poprawione niebieską kredką kontury sprawiały, że wyglądały dziecinnie. Myślałam co to może znaczyć. Wtedy przyszedł lekarz w kitlu i porozmawiał z pacjentką krótko, wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami i zaczął udzielać mi rad co powinnam mówić. Miał mnie szkolić na terapeutę. Rozmawiałyśmy dalej, temat zszedł na astrale, a on stał nad nami, kiwał głową i robił notatki. W końcu weszlam w jakieś wyobrażenie dziewczyny, przeniosłam się w czarną przestrzeń i odpłynęłam do snu głębokiego.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Jadę sobie pociągiem z kilkoma ludźmi. Chwilę poprostu jedziemy, koła turkotają, za oknem jest zmierzch. Pociąg jedzie szybko i zaczyna dziwnie się kiwać na zakrętach. Podchodzę pod lokomotywę. Widzę panikę w oczach personelu. Weszłam nawet do maszynisty. Okazało się, że pociągu nie da się zatrzymać. Jest jakaś awaria. W końcu wypadł z toru prosto w bagno w lesie. Wydostałam się jakoś i przeniesiono nas do wielkiego ceglastego budynku. Ktoś mnie przesłuchiwał a potem wrociliśmy na bagna, weszlam i brodząc w tym szukałam ciał. Było koszmarnie. Zaraz ktoś mnie zawołał w inną część bagna i pokazywał że z pociągu uwolniły się okazy zwierząt z dżungli amazońskiej, przewożone na pokładzie. Pokazał małą zieloną żabkę. Martwiliśmy się, że w tych warunkach napewno przetrwają i będą zagrożeniem dla ludzi. Wszedzie Było pełno osób w kombinezonach. Chwilę potem zaczął mi się odtwarzać moment wypadku. Uczucie spadania. Raz to był pociag a raz samolot. Uczucie przyspieszenia, spadania, tego strachu. 
W kolejnym śnie tata odprowadzał mnie na samolot, coś mówił, tłumaczył. Miałam zabrać małe dziecko. Szukałam czekogolwiek żeby móc je czymś przykryć. W tym śnie tło cały czas było niebieskie. Jakby nic nie istniało tylko nieboskłon i woda. Było i pięknie i strasznie. W końcu wsiadłam do samolotu. Wystartował w tym niebieskim tle i wiedziałam, że teraz już nigdy nic nie będzie takie samo.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Jakieś zwykłe sny podążające za tokiem myślenia. W pewnym momencie podchodzę do siebie od tyłu i łapie się sennymi rękami za śpiącą głowę. Próbuję nią potrząsnąć, odwrócić. W tym samym momencie czuję jak coś ściska mi głowę we śnie. Boję się i panikuję w obu przypadkach, ale jako ściskająca walczę ze strachem. Dziwaczne i straszne uczucie. Widzialam tylko tył głowy. Nie wiem o co chodziło mojej podświadomości żeby się tak zabawiać.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Poszłam z koleżanką do lekarza. Lekarka kazała położyć się nam na kozetkach. Dotknęła w kilku miejscach opowiadając przy tym jakieś żarty. W międzyczasie weszła pielegniarka. Zamieniły ze sobą kilka słów. W końcu stwierdziła, że to nic poważnego i mamy iść do domu. 
Stałam wieczorem przed lustrem i stwierdziłam, że coś jest nie tak z moim okiem. Ale lekarka stwierdzila, że nic mi nie jest, pomyślałam. Za chwilę wróciłam do lustra i z oka zaczęła wypływać krew. Gałka oczna wysuwała się coraz bardziej z oczodołu. Chciałam panikować, ale ogarnęłam się i zabrałam za pakowanie rzeczy do szpitala. Chwilę mi to zeszło. Przeglądałam rzeczy po kolei czy to mi się przyda czy tamto. W końcu porzuciłam większość. Po co to wszystko, włączył się minimalizm. Potrzebuje tylko siebie, przecież i tak pewnie umrę. 
W szpitalu rzucili mnie najpierw na salę obserwacji. Leżałam długo i czekałam w pustej sali. Potem leżałam na jednym wielkim łóżku z chyba pięcioma innymi osobami. Po prawej leżała osoba odwrócona do mnie plecami i spała. Po lewej jakiś facet. Było mi jakoś straszno i stwierdziłam, że jak umierać to raźniej będzie z kimś i zapytałam tego po lewej czy mogę się przytulić. W sumie się ucieszył bo chyba też czuł się opuszczony. Każdy miał swoją kołdrę. Moja była niebieska w czerwone paski. Chciałam nią przykryć osobę po prawej ale była dobrze okryta swoją więc odrzuciłam ją po prostu i przytuliłam się do lewego. Chyba zasnęłam bo potem już tylko pamietam, że wpół przytomna snuję się po korytarzach szpitala.
Mój mózg chyba tęskni za służbą zdrowia.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1