NeuroWonderland
#71
Trójkątne statki kosmiczne
07.10.2016


W moim pokoju miałem pootwierane i poustawiane kartony na podłodze, a w nich różne gazety, książki, zapisane pojedyncze kartki i inne stare rzeczy. Na małym papierku było imię i nazwisko dziewczyny i napisane co mam do niej napisać. Oczywiście wszystko było tak realne, że nie rozpoznałem snu i myślałem, że to naprawdę się dzieje. Kartkę schowałem do kieszenie na później i oczywiście nie pamiętam już teraz imienia, ani nazwiska tej dziewczyny. Miałem jeszcze dużą kartkę z jakimiś słowami, przełożyłem do drugiego kartonu. Siostra przyszła i spytała się "a to takie literki masz?", odpowiedziałem, że tak. Potem jak wyszła obróciłem się i zamiast zwykłego okna miałem duże szklane drzwi od razu prowadzące na trawę, ale zupełnie gdzieś indziej niż na rzeczywisty trawnik tam się znajdujący. Był jasny wieczór. Cały czas czuć było wysoką realność. Patrzę przez okno w niebo, a tam wielkie trójkątne statki kosmiczne obcych lecą, a za nimi gonią malutkie samolociki wojska ludzi. Wyszedłem na trawę. Drzwi otwierało się wypychając szybę do przodu. Wszedłem z tymi szybo drzwiami trzy metry w trawę, ale musiałem szybko wracać i zamykać drzwi, bo komary do pokoju wlecą...
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#72
Śnieżny widok
10.10.2016


Ubieram górną część od piżamy, po chwili jednak rezygnuję i zostawiam na podłodze. Wychodzę przez okno jak przez drzwi, przemieszczam się gdzie indziej zamiast na trawnik przed oknem. Przez chwilę wydaje mi się, że to gdzieś niedaleko na dzielnicy, ale jednak nie wiem co to za miejsce. Przez cały czas widzę bardzo słabo, chyba głowę mam zwieszoną w dół i widzę jedynie drogę. Wchodzę do jakiejś budki coś jak większy kiosk, może papierniczy. Na lodówce widzę rysunki zwierzątek, jedno to słoń. Męski głos pyta się w czym może mi pomóc, nie odpowiadam i wychodzę. Udało mi się spojrzeć w kierunku z którego przybyłem, oczywiście nie ma tam mieszkania, ani mojego okna tylko budynek, albo i także podobny sklepik w nieznanym miejscu. Idę za sklepik, z którego dopiero co wyszedłem. Mocno muszę się skupić, aby coś zobaczyć, skręcam też głową w prawo, co mi polepsza widok. Patrzę w niebo, widać jakieś drobne światełka i duże mocno świecące słońce, wygląda dziwnie. Patrzę teraz w dół, ze wzgórza, na którym stoję, rozpościera się rozległy wspaniały widok. Mocno zaśnieżona droga prowadzi stromo w dół. Dalej jest woda, chyba jezioro, a za nim gęsty las. Chcę się tam przedostać, nie przeszkadza mi to, że będę musiał pokonać wodę. Gdy chcę już schodzić śnieżną drogą, budzę się.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#73
Krwiożercze zmutowanie zombie, sala rozpraw
17.10.2016


Niestety (jak zwykle) nie pamiętam co tam się wcześniej działo. Nie wiem czy to był wcześniejszy sen, czy część tego. A więc znowu jestem w szkole siedzę przy ławce, ławki są jakoś inaczej poustawianie niż zazwyczaj, jakoś skośnie po bokach. W ławce po prawej stronie siedzi CosmicKid. Podchodzi do tablicy i coś pisze. Zapisał kilka podpunktów, możliwe, że to tematy do wyboru, ale nie wiem. Przepisuję to do zeszytu. Ostatni to nie żaden temat tylko jego podpis, podpisał się samym "Kid" i chyba podkreślił. Wraca do ławki. W tym momencie sen przenika się i przenosi się do mojego pokoju, ale w taki sposób jak bym w nim był przez cały czas. Czytałem właśnie co zapisałem w zeszycie. Pojechałem z siostrą rowerami, byłem częściowo świadomy, ale nie wiem po co chciałem jechać do szkoły i jeszcze na dodatek podsuwałem siostrze pomysły, gdzie pójść, do jakiej sali, może gimnastycznej... Nic nie wyszło, nie był to przyjemny sen, zaczął się koszmar, a nawet horror. Ocknąłem się na łóżku, niby w tej szkole. Do pomieszczenia zbliżało się kilka osób. Gdy podeszły bliżej, wiedziałem już, że coś jest nie w porządku. Trzy zombie rzuciły się na mnie, chciały mnie pogryźć, rozszarpać. Uderzałem z całej siły pięściami w głowy niebezpiecznych postaci. Nie zrobiłem im za wiele, ich głowy robiły się jedynie miękkie i potem dziwnie chodziły. Wybiegłem z pokoju, przyszła starucha zombie, silniejsza od innych i mnie zaatakowała. Z góry zeszła po schodach wysoka pani ubrana na biało. Zaprowadziła mnie na górę, stały tam tłumy innych kobiet, także ubranych na biało i w szaty o innych jasnych kolorach. Prawdopodobnie nie były to zombie, może nawet elfy, ale i tak się przestraszyłem i uciekłem. Biegłem korytarzem, tamta pani szła powoli za mną, goniły mnie dziewczyny zombie, miały dziwne kolorowe, zielone i różowe, świecące oczy. Trafiłem do jakiejś sali, była jednocześnie sypialnią rodziców. Był tam mały tłumek ludzi, wbiegła ta straszna starucha i zaczęła ich gryźć, mnie na szczęście nie zauważyła. Pobiegłem o łazienki obok i przeszedłem przez lustro, myśląc, że trafię do równoległej rzeczywistości bez zombie. Okrążyłem łazienkę, wybiegłem z niej i na zewnątrz. Biegłem schodami na górę. Byłem trochę świadomy i mogłem przypomnieć sobie jakie anime aktualnie oglądam (Aria the Natural). Biegnę, wspinam się po schodach, jestem już przy 11, dalej powinien być dach, ale dalej prowadzi korytarz, i jest jeszcze 12, 13 i może następne drzwi. Są to jakieś firmy, jedna związana ze zwierzętami (weterynarz?). Przy ścianie po dwóch stronach tego korytarza siedziało kilka osób na pojedynczych drewnianych krzesłach (takich szkolnych z metalowymi nogami). Przestraszyłem się, że to znowu zombie i się wróciłem chcąc wejść do innego mieszkania. Na schodach dogoniła mnie pani podobna do sprzedawczyni ze sklepu. Jednak była normalna. Wołała mnie i pytała się o coś, chyba między innymi dlaczego zawróciłem. Sen zaczął się kończyć. Już znalazłem się w łóżku. Widziałem jednak jak jeden z zombich chce mnie zaatakować, a ja się nie mogę obronić, bo nie mogę się poruszać. Na szczęście zjawa szybko zniknęła, gdy się obudziłem.

Idę z dawnym kolegą (już się wyprowadził, na imię miał Tomek) po jakimś placu, o czymś rozmawiamy. Dziwię się, ponieważ samochód wyjeżdża z małej bramy nie przeznaczonej dal pojazdów, normalnie by się nie zmieścił. Skręcamy w prawo, a tam kałuża przed chodnikiem. Idę, buty już mi mokną, dalej będzie woda ponad kostki. Chcę więc wyciągnąć do niego rękę, aby mi pomógł, ale jest już za późno i się przewracam na prawy bok, jestem w połowie zmoknięty, już lepiej było zamoczyć buty... Jakoś wstaję, sceneria płynnie się zmienia. Idąc w stronę budynku opowiadam ten poprzedni sen o zombie, myśląc, że to co teraz to rzeczywistość. W tym czasie wchodzimy po schodach i idziemy korytarzem. Nie zdążyłem mu opowiedzieć całego snu. Gdy pani z rozmowy o pracę szybko wprowadza mnie do sali i zamyka na klucz. Okazuje się, że jest to symulacyjna sala rozpraw. Dziwię się, bo z pracą w prawie to ja nie mam nic wspólnego. Siadam na krześle pod ścianą, kilka osób jest z lewej i z prawej strony. Mam chyba plecak, kładę na podłogę. Coś chcę powiesić czy wpiąć w wieszak, już nie wiem co, na pewno nie kurtka, takie małe coś zwinięte w kółko jakby pasek od spodni. Męczę się z tym, ktoś ze "sceny" się na mnie patrzy z miną "czy możemy już zacząć?", ale chyba chodzi mu o kogoś innego, który czymś hałasował przez chwilę. Mało to wyglądało na rozprawę sądową, bardziej jak przedstawienie, bo były i tańce. Obok mnie pod ścianą walały się kable od internetu i moja komórka. Dziewczyna siedząca po lewej stronie się przepycha, o chce siedzieć dalej i tym samym mnie przesuwa (nie siedzimy już na krzesłach, lecz bezpośrednio na podłodze). Tamta pani karze jej pozwolić siedzieć mi gdzie chcę, chociaż tak na prawdę bym jej ustąpił miejsca. Budzę się.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#74
Woda
19.10.2016


Wyszedłem z klatki schodowej na słoneczny dzień. Idę, a tu stado czarnych pająko-psów biegnie na mnie. Przestraszyłem się i uniosłem się w powietrzu, gdy były już blisko drzwi. Wydaje mi się jednak, że nie leciałem w powietrzu, pewnie wcześniej się czołgałem czy coś, a teraz po prostu się podniosłem i byłem ponad tymi psami, nóg nie widziałem tylko zieloną trawę. Szedłem teraz na drugą stronę ulicy i chodnikiem, słabo widziałem co jest wokół mnie, ponieważ nie mogłem podnieść głowy do góry i patrzyłem się tylko na kostki chodnika. W końcu, gdy już prawie udało mi się wyprostować cofnęło mnie do mieszkania. Wybiegłem przez drzwi, zostawiając je otwarte. Biegłem na górę po schodach. Wiedziałem, albo tak mi się wydawało, że goni mnie projekcja mamy, przyśpieszyłem, aby świadomość nie obniżyła się. Znowu jak poprzednio widziałem jakieś dodatkowe mieszkania 12, 13 i dalsze. Dalej był pusty korytarz łączący z nieznanym mi budynkiem. Ściany były w większości oszklone, drzwi też. Korytarz się rozgałęział, wybrałem pierwsze z lewej strony. Przez szybkę w ścianie zobaczyłem w oddali napis "WODA" i wielką rybę w skalnym zagłębieniu podobną do wieloryba. Wiedziałem już, że to ukryte miejsce, które śniło mi się wiele razy. Jest tam dużo wody, można się dostać przez miasto niedaleko morza, albo gdzieś przez las. Drzwi miały dziwny zamek, klamka była przyciskiem, więc przycisnąłem i przekręciłem. Ukazały się drugie drzwi z wyłącznikiem z cyframi 0 i 1, było ustawione na 1, otwarte, przeszedłem przez drzwi i je zamknąłem. Był tam metalowy pomost, częściowo zarośnięty, przeszedłem po nimi chyba zszedłem po schodach na prawą stronę pod ten pomost. Było tam wejście do zalanego miejsca. Siedziało tam kilka osób. Od razu zanurkowałem pod wodę, widziałem tam ryby może pół metrowej długości, podobne do delfinów. Płynąłem pod wodą, mogłem oddychać, ale próbowałem jak najciszej, bo myślałem, że się przez to obudzę. Nie wiem w jakim celu, ale zapragnąłem popłynąć do tej wielkiej ryby i wejść do jej paszczy, aby mnie połknęła. Ludzie siedzący na kamieniach wołali do mnie po co to robię, ale było już za późno. Poczułem ukłucie w głowie i się obudziłem...tak mi się bynajmniej zdawało, ponieważ był to nadal sen. Stałem w kuchni, w ręku trzymałem zawiniątko. Śmiałem się, że to ziemniaki z gołąbków, w których znalazłem zakrwawioną kluchę (niby to ja ten zjedzony przez rybę) i zacząłem się od siebie oddalać, obserwowałem siebie samego i się obudziłem.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#75
8 wieczorem
02.11.2016


Ustawiłem budzik na 7 i poszedłem spać. We śnie dzień, siedzę przed laptopem. Otwieram prawą szufladę biurka (chociaż w rzeczywistości jest tylko po lewej stronie) i wyciągam część siatki po chlebie albo ciastkach. W szufladzie jest kilka minerałów, większe czarne, podobne do węgla, i kilka drobnych chyba też czarnych, ale może były także czerwone. Nie wiem po co chciałem wyciągać te kamienie. Po chwili patrzę, a jeden z tych drobnych się porusza, podobny jest do okruszka ciemnego chleba. To czarny robal, rozgniatam go i wyrzucam go do śmietnika. Robi się ciemno. Mama, która już spała, woła, abym już kończył i też szedł spać, bo jest późno, chyba po jedenastej w nocy. Dziwne to było, bo niby byłem w swoim pokoju, ale jakbym był w dużym pokoju połączonym z sypialnią rodziców, co jest niemożliwe, ponieważ te pokoje są rozdzielone kuchnią i ubikacją. Sprawdzam na zegarku, jakoś szybko ten czas leci, bo była już 7 rano, a ja nie zdążyłem pójść spać. Nagle "budzę się" wychodząc z tego niby mojego pokoju przemieszanego z dużym i sypialnią rodziców, w której rodzice cały czas śpią. Patrzę na zegar na przedpokoju, a tam 8 wieczorem. Idę do pokoju siostry, na łóżku siedzi siostra i mama (przecież śpi w sypialni) i mówię, że to jednak dopiero 8 godzina. Siadam też na łóżku, mam ponoć urodziny. Siostra przyczepia mi coś do twarzy, coś jak biały urodzinowy nos klauna na gumce, przesuwam to na mój nos. Siostra daje mi bitą śmietanę, ale jakąś dziwną, taki bezkształtny kawałek na materiale, pachniało bandażem.

Chyba koniec snu, teraz kawałek, który może był teraz, a może wcześniej, gdzieś pomiędzy. Czytam książkę, mam uczucie, że to podręcznik do angielskiego. Przeczytałem kawałek tekstu po angielsku, wtedy rozumiałem i wiedziałem o co chodzi. Pozostało tylko jedno niewyraźne słowo. Było napisane czcionką stylizowaną na chińskie znaczki. WoodGate albo FloodGate, miałem jakieś skojarzenia z widget czy gadget. Później szedłem ulicą i chyba trafiłem na dach wieżowca, padał deszcz. Miałem widok na trzy batony - snickers, mars i jakiś jeszcze. "Kamera" kilkakrotnie pokazywała każdego batona. Miały takie ceny jak 7.45 zł. Każdy miał w cenie 4. Przez te chińskie znaczki skojarzyło mi się to z tym, że w Japonii cyfra 4 przynosi nieszczęście tak jak 13 (oczywiście w to nie wierzę), bo wymawia się ją jak śmierć :D
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#76
Smartphony, żółty samochód
03.11.2016


Jakieś dziewczyny chodziły po mieście. Jedna chciała być modna i kupiła iPhona, którego dopiero co widziała u koleżanki. Pokazała jej jakiego ma wreszcie modnego wąskiego iPhona. Tamta mówi, że takie są już niemodne i pokazuje dopiero co kupionego z dziwną nazwą, właśnie wychodziła ze sklepu. No i ta pierwsza dziewczyna nie chciała być gorsza i też poszła kupić takiego jak jej koleżanka. Chyba tak kilka razy zmieniały i kupowały nowe smartfony…

Wchodzę do tego niby sklepu z telefonami. Jest to chyba przychodnia. Jest tam moja mama i ciocia, pielęgniarki i lekarz. Na środku stoi ławka, na której leży koperta wysłana do mnie. Ciocia mówi, że to pieniądze dla mnie. Dziwię się, bo nie znam adresata, otwieram, a tam nie ma żadnych pieniędzy, tylko strój jak dla panie pielęgniarki, zostawiam to na ławce. Potem coś znowu ze smartfonem. Lekarz daje mojej mamie jakiś niby lepszy telefon, ale trzeba jakoś przeciąć tą gumę, która wystaje i oplata smartfona. Lekarz przecina, teraz wystają długie szerokie kawałki tej gumy czy czegoś. Mama mówi, że nie chce czegoś takiego, zostawia na ławce i oznajmia, że więcej tam nie będzie przychodzić.

Lato, jest ciepło. Zostawiam rower na parkingu obok lasu. Przyjeżdża jakiś stary samochód, na szczęście jedzie obok. Idę dalej. Z daleka widzę, że ten sam stary (zabytkowy?) żółty samochód znowu jedzie w stronę mojego roweru. Robi jakieś ewolucje, wyskakuje obracając się wokół własnej osi, ląduje na boku. Przewraca przy tym mój rower. Podbiegam do roweru. Ktoś wychodzi z samochodu i z uśmieszkiem na twarzy się tłumaczy.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#77
Roztrzaskany księżyc
19.11.2016


Jest dzień, widzę księżyc. Wydaje mi się jakiś taki wielki. Widzę go z góry w chmurach. Zapewne wydaje się taki wielki, ponieważ wleciał w atmosferę ziemską. Dopiero po chwili orientuję się, że unosi się kilka metrów nad ziemią i ma kilkadziesiąt metrów średnicy. Myślę, że wojsko łatwo tam teraz doleci. I przylatuje odrzutowymi samolotami. Żołnierze przyjeżdżają także wojskowymi samochodami. Księżyc się chyba pomniejszył, a na dodatek został roztrzaskany na dwie połówki. Jest czarny, w środku w większości pusty. Żołnierze zapakowali te połówki na przyczepy, jadą w dwie różne strony. Chcę wejść do jednej z nich. Ktoś pyta się po co to robię, więc przestaję. Chwytam się tylko krawędzi połówki księżyca, która pędzi na wojskowej przyczepie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#78
Też miewałam sny o spadającym księżycu, lub ogromnym, bliskim. Ciekawe z czego to się bierze.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#79
09.12.2016

Potwór z ciemności

Jak zwykle większa część tego i następnego snu uciekła mi z pamięci. W tym śnie jestem na początku tylko obserwatorem. Kobieta została zamknięta przez kogoś w ciemnym pomieszczeniu. Było to niby "za karę", ale pewnie chcieli się nad nią poznęcać, zapewne byli to jacyś psychopaci. Na środku sali stała na stole rozbita szklana kula (lub inny podobny pojemnik), w której był uwięziony straszny stwór. Ten stwór nie posiadał konkretnego kształtu, był jak czarna gęsta substancja przyjmująca dowolny kształt. W pewnym momencie to coś zaczęło wyłazić. Kobiecie zaczęło szybko bić serce ze strachu. Gdy już prawie wyszło, cofnęło się do środka. Zrobił to chłopak, który nagle się ukazał w ciemności. On się ponoć zajmuje tym stworem Włączył jakieś urządzenie, które utrzymywało to w zamknięciu. Kobieta była prawdopodobnie naukowcem (albo po prostu taka bardzo ciekawa) i zaczęła to badać. Stanęła przed tym i oczywiście, chociaż przed chwilą tak się bała, włożyła rękę do szklanego pojemnika i dotknęła tą istotę. To natychmiastowo wyprysło ze zbiornika, zeżarło jej rękę do ramienia i się z nią połączyło, kontrolowało jej umysł. Otworzono drzwi, ktoś wszedł. To czarne coś wylazło z drugiej ręki kobiety i zrobiło to samo z tym co tam wszedł. Wgryzało się w ludzi i łączyło tak jakby trzymali się za ręce. Przybiegli inni ludzie, ci też zostali schwytani. Słychać było krzyki "o moja ręka!" czy "o moje ramię". Wyszedłem na jasny korytarz i zacząłem uciekać, bo jakiś mężczyzna choć jeszcze nie podłączony to i tak był sterowany przez tego potwora. Na końcu korytarza były pootwierane łazienki. Wiedziałem, że nie zdążę otworzyć okna i wyskoczyć, więc biegłem dalej i przeniknąłem ścianę. Znalazłem się w nieznanym mi mieście. Mogłem skakać ponad blokami. Widziałem, że już wszyscy ludzie tam mieszkający zostali opanowani. Wyglądało to jak wesołe, trzymające się za ręce zombie...


Nowy sen

Skądś szedłem, miałem wracać do domu, ale nagle zorientowałem się, że to sen i powiedziałem, że nie, nie idę z powrotem, tylko szybciej bym się obudził. Nawet się przytrzymałem znaku przy ulicy i skręciłem w lewo. Nagle pojawił się śnieg. Widziałem jeszcze inne przenikające się obrazy. Na koniec pokazał się obraz przedstawiający otwartą salę podstawówki, ten się utrwalił. Zobaczyłem jak zaczyna się inny sen, czego zazwyczaj nie zauważam. Znowu byłem w podstawówce (a może byłem kimś innym), wszedłem do klasy. Jeden kolega przesiadł się o ławkę do przodu, zostawił kogoś samego. Dosiadłem się do tego z przodu. Nikogo tam nie znałem. Rozglądając się, z początku widziałem tylko chłopaków, później zauważałem także i dziewczyny.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#80
14.12.2016

Dodatkowy pokój

Jechałem z tatą samochodem, widok był z zewnątrz. Ciągle nie mógł poprawnie skręcić i za każdym razem jak skręcaliśmy "za róg" ulicy, to trzeba było zrobić dodatkową pętlę, aby trafić i równo wjechać w uliczkę. Zatrzymaliśmy się, bo zabrakło paliwa. W tamtym miejscu panował półmrok. Chcieliśmy ukraść trochę paliwa z innego samochodu i dlatego mieliśmy jakoś połączyć oba samochody. Wyciągałem brzydkie kawałki z samochodu, skojarzenie z resztkami pozostałymi pomiędzy zębami, np. pieczarki :) Nie wiem czy się nam udało. Okazało się, że jesteśmy już w domu. Wszedłem do pokoju. Nie poznałem go. Był prawie pusty, chyba miał być remont. Po prawej stronie była ściana z mleczno białego szkła, lekko przezroczysta. Za nią było widać cienie ludzi wpatrujących się w moją stronę i dziwnie się poruszających (opierali się o tą ścianę). Wyszedłem z pokoju. Teraz zauważyłem, że znajduje się pomiędzy moim pokojem a pokojem mojej siostry. Zdziwiłem się, że od tylu lat jak tu mieszkam, dopiero teraz zauważyłem to pomieszczenie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1