Ernest był szczęśliwym gimnazjalistą, dopóki jak to każdy w jego wieku nie został odrzucony przez środowisko i nie złapał depresji, polska młodzież nie ma lekko. Pech (a może też szczęście) chciał, że samotność i chęć zyskania przyjaciół oraz bycia lepszym od innych przyprowadziła go na psajczarniany pierdzidołek. Ucząc się świadomego śnienia u boku Elity, do której należał m. in. boski i znany przez wszystkich Matisekkrul, natrafił na temat o pewnych myślokształtach nazwanych tulpami. Jak dla kogoś tulpy to zbyt hipsterskie i ezoteryczne słowo, może sobie mówić zmyśleni przyjaciele, ale ostrzegam, tulpiarze od tego wyrażenia kurwicy, bo "ich przyjaciele są prawdziwi". W ogóle oni to dziwne ludzie są. Pewien Garanil, bardzo szanowany oneironauta, miał osiem tulp. Każda przybierała formę kucyka z My Little Pony. Co on z nimi wyprawiał to nie będę opisywał, bo to jest katolicka kronika, równie katolickiego czatu. Ku podpowiedzi temu kto jest ciekaw, bo wprost tego nie napiszę: Ten tego.
Wracając do Ernesta. Czytając temat o tulpach postanowił stworzyć sobie drugą jaźń, przyjaciela... ją. Usiadł zdesperowany na łóżku i zaczął wizualizować swoje przygody ze Szczerbatkiem, oswajać go, prowadzić dialog. Gdy minął jeden księżyc, przyjaciel, tulpa była już gotowa, co jest nie lada osiągnięciem, bo powstają one przez dłuższy czas.
Szczęśliwe dni ze Szczerbatkiem mijały, pomagał on czasem uświadomić się Ernestowi we śnie, latali sobie po Berg i takie tam. Jednak po pewnym czasie smoczek czuł się samotny (Szczerbatek to smok z bajki Jak wytresować smoka, Bajka napisana specjalnie by wkurwić Slavię), postanowił więc wychodować swoją tulpę. Tak narodził się Korneliuesz. Taki wariat w sumie i krejzol. Kiedy się dowiedzieliśmy o nowym gościu w głowie Ernesta, słuch o Erneście zaginął. Skąd więc wiadomo że wariat? Ano po roku nieobecności ktoś podszywający się za Ernesta wbił. Jego pisanie było kompletnie inne, inne poglądy i w ogóle. Potem zmienił swój nick właśnie na Korneliusz i wyjaśnił, że obmyślił plan i przejął ciało Ernesta.
Morał z tego taki, żeby nie robić tulp, bo to zdradzieckie kurwy i mogą przejąć ciało.
Śmierć, jak miecz Damoklesa wisi nad moją głową na cieńkim włosiu nadzieji.
Niemoc, nachodzi mnie kiedy próbuję działać, lecz afirmacja zamienia się w negację.
Nic, nic nie ma sensu, nie ma wartości, wszystko jest tylko teatrem, grą.
Pustka, niezapełniona, stagnację wywołująca.
Kiedy patrzę jak z innymi chulasz sobie na świecie z innymi
oraz cudowny uśmiech przez nich na twym licu gości, bez smutku cienia.
Żadnego znaku świadomości mego istnienia, w radości, życiu spełnienia.
Jesteś po prostu szczęśliwa, piękna, przeżywając swe chwile wprost idealnie.
Czemu Bóg nie dał mi możności, abym mógł Cię zadowalać,
Zmysły Twe zniewalać, radować Cię moją osobą, niesprawiedliwy ten świat.
Inni to potrafią, ja jakiś upośledzony, nie potrafię się zmienić, a sobą być nie chcę.
Gdybym mógł cofnąć czas, spróbować jeszcze raz, w razie niepowodzenia wrócić do początku,
Nie musiałbym się bać, że Cię zranię, popełnię głupotę czy Cię stracę,
Jedyne co mi pozostaje, je, to patrzeć i trwać w umysłowym pustostanie, podziwiając cudowność jakim jesteś Ty.
Egsytencja - rzecz żałosna,
Życie to wcale nie prosta,
Zakończmy je póki czas,
Póki brak do życia w nas,
Tramwaju stukot w oddali brzmi,
Upuści kropel kilka mej krwi,
Zabarwi ten świat na czerwono,
Nada koloru czarno-białemu światu,
W którym na próżno o kobiety łono,
Gdzie brat oko przebije bratu,
W którym nadzieji brak, czemuż Boże stworzył ten okrutny świat.
Tyś absolutny, w swej dobroci, ale także i w okrucieństwie,
Dałeś ludziom życie, by cierpieli gdy brak im szczęścia, by się cieszyli, kiedy iluzja ich zabiera,
Gdy kurtyna opadnie i tak wszystko marnie odejdzie w zapomnienie.
Nie będzie nic. Pustka.
Nie będzie bólu.
Tramwaj już nadjeżdża.
Rozkładam ramiona,
Wdycham powietrza,
Kłaniam się torom i niebu nocnemu,
O jak słodka jest czerwień krwi, niczym jabłuszko,
Co z rajskiego drzewa niegdyś zerwane,
Dało ludziom cierpienie i chwałę.
---
Bólu kochaniutki,
Czemuś Ty nie krótki,
Czemuś trważ nieprzerwanie,
Aż me życie nie ustanie
Whenever I think, I feel a pain,
Corrupting my soul, exploding my brain,
I wish I could turn back time,
Cause I know all guilt is mine,
Someone please, kill me, again and again...
Avelan Izrigi Matematyka II
Wielomiany sobie płyną,
Matematyki krainą,
Obwiązał bym szyję liną,
Czemuś ty nie mą jedyną.
Avelan Izrigi Matematyka III
Gwiazdka z nieba leci,
Śnieg też,
Ludzie to są śmieci,
Ty też.
Avelan Izrigi Matematyka IV
Tramwaj na zakręcie kręci,
Blisko już mej śmierci,
Koło na szyji mej zagości,
Na Placu Solidarności.