12-03-2018, 21:06
Dobry wieczór,
Nie dalej jak tydzień temu śniła mi się podróż samolotem. Nie wiem dokąd leciałam, ale odczuwałam wyjątkowy jak na mnie spokój podczas lotów. Na miejscu okazało się, że wszystkie miejsca siedzące są zajęte i jako jedyna miałam stać przez całą trasę. Zestresowałam się, bo podniesienie się z miejsca siedzącego podczas trwania lotu graniczy u mnie z cudem, ot dziwne nieuzasadnione lęki. Poza tym strasznie nie lubie rzucać się w oczy, a stojąc jak ten kołek byłam niestety w centrum uwagi. Czułam wtedy straszne zażenowanie.
I wtedy podszedł do mnie mężczyzna, którego znam w życiu realnym ale od ponad roku z mojej winy nie mam z nim kontaktu.
I tu krótko o tej sytuacji: Iskrzyło między nami, ale ja byłam w bardzo opłakanym stanie (przez pogorszenie stanu zdrowia zawaliłam studia, popadłam w depresję z której dopiero niedawno udało mi się wydostać) i związek był ostatnim czego chciałam. Odsunęłam się od Mateusza i bez słowa wyjaśnienia przestałam się odzywać, za co jest mi cholernie wstyd. Chciałam się odezwac do niego ale za każdym razem tchórzyłam i tak minął rok. Prawie o nim zapomniałam aż do tego snu.
Gdy do mnie podszedł, bez słowa mnie przytulił i całą trasę stał ze mną. To, że był przy mnie, dodawało mi ogromnej otuchy, poczucia bezpieczeństwa. Chciałam z nim porozmawiać, wytłumaczyć się, ale głos uwiązł mi w gardle. W jego oczach widziałam smutek/ból, może lekka nuta chłodu. W każdym razie to odebrało mi odwagę. Lot minął, a my mieliśmy czekać na przesiadkę. W tym czasie wraz z nim i kilkoma innymi pasażerami musieliśmy pójść do pewnego starszego czlowieka. Siedział w swoim domu, oglądał telewizję. Mówil do nas coś łamaną polszczyzną, lecz nie jestem w stanie sobie przypomnieć, co konkretnie chciał przekazać. Zostałam u niego nieco dłużej, a pozostali wyszli.
Gnałam na przystanek (samolot nie lądował na lotnisku, tylko na przystanku autobusowym) zestresowana, że odlecą beze mnie.
Na szczęście stali i czekali, a samolot dopiero podleciał. Mateusz patrzył na mnie tak samo jak w samolocie, podeszłam bliżej, żadne z nas nie zainicjowało rozmowy. Gdy weszliśmy do samolotu, miejsc wolnych bylo znacznie więcej, ale on i tak stał, a tym samym ja nie mogłam przejść. Zapytałam się, czemu nie siada. Nie pamiętam czy coś mówił, ale znów mnie przytulił. I tu się sen skończył.
Co to może oznaczać? Czy to zwykły figiel podświadomości czy może w tym śnie chciał mi coś przekazać?
Sen co prawda nie należy do najdziwniejszych, przynajmniej ja mam już na swoim koncie więcej dziwnych, nawet psychodelicznych snów, jednak po tym od kilku dni nie potrafię się pozbierać, czuję dziwny niepokój.
Bardzo prosze o pomoc i z góry dziękuję
Nie dalej jak tydzień temu śniła mi się podróż samolotem. Nie wiem dokąd leciałam, ale odczuwałam wyjątkowy jak na mnie spokój podczas lotów. Na miejscu okazało się, że wszystkie miejsca siedzące są zajęte i jako jedyna miałam stać przez całą trasę. Zestresowałam się, bo podniesienie się z miejsca siedzącego podczas trwania lotu graniczy u mnie z cudem, ot dziwne nieuzasadnione lęki. Poza tym strasznie nie lubie rzucać się w oczy, a stojąc jak ten kołek byłam niestety w centrum uwagi. Czułam wtedy straszne zażenowanie.
I wtedy podszedł do mnie mężczyzna, którego znam w życiu realnym ale od ponad roku z mojej winy nie mam z nim kontaktu.
I tu krótko o tej sytuacji: Iskrzyło między nami, ale ja byłam w bardzo opłakanym stanie (przez pogorszenie stanu zdrowia zawaliłam studia, popadłam w depresję z której dopiero niedawno udało mi się wydostać) i związek był ostatnim czego chciałam. Odsunęłam się od Mateusza i bez słowa wyjaśnienia przestałam się odzywać, za co jest mi cholernie wstyd. Chciałam się odezwac do niego ale za każdym razem tchórzyłam i tak minął rok. Prawie o nim zapomniałam aż do tego snu.
Gdy do mnie podszedł, bez słowa mnie przytulił i całą trasę stał ze mną. To, że był przy mnie, dodawało mi ogromnej otuchy, poczucia bezpieczeństwa. Chciałam z nim porozmawiać, wytłumaczyć się, ale głos uwiązł mi w gardle. W jego oczach widziałam smutek/ból, może lekka nuta chłodu. W każdym razie to odebrało mi odwagę. Lot minął, a my mieliśmy czekać na przesiadkę. W tym czasie wraz z nim i kilkoma innymi pasażerami musieliśmy pójść do pewnego starszego czlowieka. Siedział w swoim domu, oglądał telewizję. Mówil do nas coś łamaną polszczyzną, lecz nie jestem w stanie sobie przypomnieć, co konkretnie chciał przekazać. Zostałam u niego nieco dłużej, a pozostali wyszli.
Gnałam na przystanek (samolot nie lądował na lotnisku, tylko na przystanku autobusowym) zestresowana, że odlecą beze mnie.
Na szczęście stali i czekali, a samolot dopiero podleciał. Mateusz patrzył na mnie tak samo jak w samolocie, podeszłam bliżej, żadne z nas nie zainicjowało rozmowy. Gdy weszliśmy do samolotu, miejsc wolnych bylo znacznie więcej, ale on i tak stał, a tym samym ja nie mogłam przejść. Zapytałam się, czemu nie siada. Nie pamiętam czy coś mówił, ale znów mnie przytulił. I tu się sen skończył.
Co to może oznaczać? Czy to zwykły figiel podświadomości czy może w tym śnie chciał mi coś przekazać?
Sen co prawda nie należy do najdziwniejszych, przynajmniej ja mam już na swoim koncie więcej dziwnych, nawet psychodelicznych snów, jednak po tym od kilku dni nie potrafię się pozbierać, czuję dziwny niepokój.
Bardzo prosze o pomoc i z góry dziękuję