08-04-2019, 13:42
W nocy miałem kilka płytkich, krótkich LD. Po którymś z kolei ocknąłem się w swoim łóżku, wstałem astralnym ciałem i standardowo wyskoczyłem przez okno.
Ucieszył mnie widok, który zastałem za oknem. Była ciemna noc, w oddali, z lewej strony od bloku szalała potężna burza z pomarańczowymi piorunami, wył potężny wicher, a w powietrzu unosił się zapach ozonu. Czułem wibrację w klatce piersiowej po każdym rozrywającym powietrze grzmocie. Cieszyłem się, że będę mógł zmierzyć się z tak ciekawym zjawiskiem. Uniosłem się wyżej, zmagając się z wiatrem. Za dachem bloku ujrzałem wielkie zbocze ośnieżonej góry, zarośnięte iglastym lasem. Wiatr miotał drzewami na wszystkie strony. Zamieć śnieżna unosząca się ze zbocza uderzyła mnie w oczy. Bardzo intensywnie odczuwałem każdy aspekt szalejącego żywiołu, z każdą chwilą moja fascynacja narastała, przeistaczając się wręcz w doznanie euforyczne. Ruszyłem w stronę panującej burzy, chciałem dotrzeć do jej epicentrum.
Przeleciałem przez czarną masę chmur. Niespodziewanie nastała cisza, a ja unosiłem się na polu wysokiej trawy, miedzy źdźbłami rosły nieznane mi rodzaje kwiatów, był jasny gorący dzień z lekkimi odświeżającymi powiewami zimnego powietrza. Nowy bajkowy świat zachwycał swoim pięknem. Zauważyłem w oddali zbliżające się w moim kierunku, dziwne, nieznane stworzenie. Był to mały, baśniowy smok o brązowej łusce. Lewitował bezszelestnie w powietrzu. Zza krzaka wyszedł kolejny dziwny twór, podobny do muchomora, był bardzo kolorowy, miał duże oczy i uśmiechniętą buzię. Wydawał wesołe piskliwe dźwięki. Smok oddalił się, a wesoły grzybek wszedł mi na plecy. Na horyzoncie pojawiało się coraz więcej dziwnych stworzeń, zupełnie nieznanych gatunków zwierząt. Większość była wesoła i przyjaźnie nastawiona, chciały się bawić. Próbowały na mnie wejść lub wskoczyć. Zaczęły mnie podgryzać, a zabawa zamieniała się w natarczywe szczypanie mnie szczękami gdzie popadnie. Wiedziałem, że moja podświadomość już mi nie odpuści i będę musiał uciekać. Wyskoczyłem więc w górę, próbując zrzucić z siebie jak najwięcej stworzonek, leciałem z bardzo duża prędkością ku niebu, a dziwne bajkowe twory zaczęły odpadać od mojego ciała. W szaleńczym pędzie nie zauważyłem ogromnego niebieskiego niedźwiedzia, unoszącego się nad chmurami. Wpadłem na niego z całym impetem. Wściekły niedźwiedź warknął, machnął łapą wielkości średnich rozmiarów człowieka. Trafił mnie jednym z pazurów i wyrzucił ze snu.
Jest to wersja okrojona, bo byłem tak zmęczony, że sen spisałem dopiero nad ranem po kilku kolejnych, sporo fajnych szczegółów mi umknęło.
Ucieszył mnie widok, który zastałem za oknem. Była ciemna noc, w oddali, z lewej strony od bloku szalała potężna burza z pomarańczowymi piorunami, wył potężny wicher, a w powietrzu unosił się zapach ozonu. Czułem wibrację w klatce piersiowej po każdym rozrywającym powietrze grzmocie. Cieszyłem się, że będę mógł zmierzyć się z tak ciekawym zjawiskiem. Uniosłem się wyżej, zmagając się z wiatrem. Za dachem bloku ujrzałem wielkie zbocze ośnieżonej góry, zarośnięte iglastym lasem. Wiatr miotał drzewami na wszystkie strony. Zamieć śnieżna unosząca się ze zbocza uderzyła mnie w oczy. Bardzo intensywnie odczuwałem każdy aspekt szalejącego żywiołu, z każdą chwilą moja fascynacja narastała, przeistaczając się wręcz w doznanie euforyczne. Ruszyłem w stronę panującej burzy, chciałem dotrzeć do jej epicentrum.
Przeleciałem przez czarną masę chmur. Niespodziewanie nastała cisza, a ja unosiłem się na polu wysokiej trawy, miedzy źdźbłami rosły nieznane mi rodzaje kwiatów, był jasny gorący dzień z lekkimi odświeżającymi powiewami zimnego powietrza. Nowy bajkowy świat zachwycał swoim pięknem. Zauważyłem w oddali zbliżające się w moim kierunku, dziwne, nieznane stworzenie. Był to mały, baśniowy smok o brązowej łusce. Lewitował bezszelestnie w powietrzu. Zza krzaka wyszedł kolejny dziwny twór, podobny do muchomora, był bardzo kolorowy, miał duże oczy i uśmiechniętą buzię. Wydawał wesołe piskliwe dźwięki. Smok oddalił się, a wesoły grzybek wszedł mi na plecy. Na horyzoncie pojawiało się coraz więcej dziwnych stworzeń, zupełnie nieznanych gatunków zwierząt. Większość była wesoła i przyjaźnie nastawiona, chciały się bawić. Próbowały na mnie wejść lub wskoczyć. Zaczęły mnie podgryzać, a zabawa zamieniała się w natarczywe szczypanie mnie szczękami gdzie popadnie. Wiedziałem, że moja podświadomość już mi nie odpuści i będę musiał uciekać. Wyskoczyłem więc w górę, próbując zrzucić z siebie jak najwięcej stworzonek, leciałem z bardzo duża prędkością ku niebu, a dziwne bajkowe twory zaczęły odpadać od mojego ciała. W szaleńczym pędzie nie zauważyłem ogromnego niebieskiego niedźwiedzia, unoszącego się nad chmurami. Wpadłem na niego z całym impetem. Wściekły niedźwiedź warknął, machnął łapą wielkości średnich rozmiarów człowieka. Trafił mnie jednym z pazurów i wyrzucił ze snu.
Jest to wersja okrojona, bo byłem tak zmęczony, że sen spisałem dopiero nad ranem po kilku kolejnych, sporo fajnych szczegółów mi umknęło.