23-24.10.2K18
Czas snu ok. 6h
Kontynuowałem przed snem lekturę "Na zachodzie bez zmian" Erich'a Remarque'a.
1) Nie wiem czy to co się wydarzyło ,wydarzyło się we śnie czy na jawie.
Przed oczyma mam brutalne obrazy jakieś bitwy. Wkoło wybuchy ,czołgi ,strzelanina i ogólnie śmiertelna sieczka. Nie zapamiętałem dokładniejszych szczegółów. Po środku tego wszystkiego ja dławiący się i kaszlący jakbym miał zaraz wypluć płuca. Krztuszę się bez opamiętania. Wydaje mi się ,że się budzę ale nadal kaszlę. Po chwili znowu powracają obrazy śmierci i wojennego okrucieństwa. Przelatują mi przed oczami po czym znów leżę jakby w swoim łóżku. Chcę wstać ,lecz nie mam siły. Boli mnie gardło ale nie przestaję się dusić i krztusić. Brzmi to strasznie jakbym walczył o każdy haust powietrza jednocześnie próbując wypluć płuca. Wtulam się w kołdrę. Chcę zasnąć by przestać się dusić. Chyba wracam do snu ,lecz to nie jest wybawienie. To powrót do straszliwej wizji rodem z powieści jaką czytałem. Nadal się krztuszę a piekielny ogień wypełnia mi płuca. Obrazy mnie leżącego w ciemnościach mego pokoju ,na łóżku i mnie pośrodku piekła na ziemi przenikają się coraz częściej. W końcu łączą się jakby w jedno. Nie wiem czy śnię czy to dzieje się na prawdę. W końcu wizje ustają. Potworne duszenie się także. Leżę w ciemnościach ,spocony i zmęczony. Jest mi niedobrze. Myślę ,że jest już jakaś piąta rano i zaraz wstanę kończąc straszną noc. Gdy jednak sięgam po telefon ukazuje mi się godzina druga czterdzieści jeden. Dwie godziny czterdzieści jeden minut po położeniu się spać. Boję się ponownie zasnąć ,lecz zmęczenie bierze górę i osuwam się w senną otchłań...
24-25.2K18
Czas snu ok. 5h
Skończyłem książkę.
1) Taka sama sytuacja wydarzyła się również tej nocy. Na szczęście ,prawdopodobnie z powodu małej ilości snu oraz jego niedoboru z poprzednich dni ,nie zapamiętałem jej tak dobrze jak poprzedniej.
Podobnie jak dnia poprzedniego tak i dzisiaj leżenie w łóżku i przerażające krztuszenie się ,przeplatane było z jakąś straszliwą wizją (której nie zapamiętałem). Albo całe zajście było krótsze od poprzedniego albo nie zapamiętałem go całego ... i w sumie dobrze ,że nie.
Na tym zakończyła się (mam nadzieję) przygoda z sennymi potwornościami spowodowanymi lekturą powyższej książki.
Jedyne co mnie nurtuje to czy polecać komuś to dzieło literatury. Wyśmienicie napisana i poruszająca temat piekła jakim jest wojna ,przedstawionego oczami jej uczestnika jest według mnie (i milionów innych osób) warta przeczytania ,nawet jeśli nie za bardzo interesuje cie co działo się z ludźmi sto lat temu. A już na pewno warto by przeczytały to osoby ,które wojnę uważają za w sumie coś dobrego i deklarują wszem i wobec ,że gdyby dano im broń do ręki i pozwolono zabijać robiliby ,to z chęcią ponieważ "tych i tych" trzeba wytępić do nogi. A znam wielu takich ludzi.
Jedyne co jest mankamentem owej księgi to to ,że bardzo wciąga w swój świat. Jak widać po tym co opisałem powyżej ,mnie wciągnęła aż za bardzo.
Chyba ,że jest jeszcze druga opcja. W szkole obecnie omawiamy "Przedwiośnie" Stefana Żeromskiego ,gdzie trup też ściele się gęsto ,więc to może przez to dzieło mam straszne nocne przeżycia.
26-27.10.2K18
Czas snu ok. 10h
DZIESIĘĆ GODZIŃ SNU ,ależ się dzisiaj porządnie wyspałem.
Ogólnie po obudzeniu się pamiętałem aż pięć snów. Jednak próbując je wszystkie spamiętać trzy mi odleciały i nie wróciły. Natomiast te trzy zapamiętane także nie pozostały całkowicie w mej pamięci. W układaniu nocnych podróży nie pomogła też moja kochana matula ,która chyba uznała ,że "ten Paweł to już chyba za długo śpi i pewnie chciałby już się obudzić ale nie może ... a włączę sobie suszarkę ,pralkę i radio na pełnej mocy".
1) Druga wojna światowa. Na szczęście nie była to straszna ,realistyczna tudzież naturalistyczna wizja jak podczas poprzednich nocy ,lecz czułem się jakbym oglądał film sensacyjno wojenny. Wojska Hitlera oraz Mussoliniego atakowały niewielkie ,malownicze ,skąpane w słońcu i otoczone polami pszenicy ,włoskie miasteczko ,w którym bronili się amerykanie.
Przez chwilę widziałem sztab główny państw osi ,w którym Włoski dyktator zrobił jakąś głupią rzecz. Skwitowałem to śmiechem oraz słowami "Głupi Mussolini".
Wróciłem do miasteczka. Ostrzał się nasilał. Większość domów leżała już w gruzach. Wtem zobaczyłem Naszego obecnego prezydenta Andrzeja Dudę oraz jego żonę wyszli z miasteczka i skierowali się w stronę niewielkiego pagórka. Na szczycie stały tylko dwa śmietniki. W obu pośród śmieci leżało po jednym bobasie. Okazało się ,że naziści chowali do śmietników małe nieniemieckie dzieci ,żeby wychować je jak Niemców (WTF). Para prezydencka wzięła jedno (drugiego nie zauważyli) i ruszyła do miasta. Odprowadziłem ich wzrokiem. Odstawili je do szpitala (nie ,to nie jest tekst propagujący kogokolowiek ani jakąkolwiek partię
) ,pozajmowali się nim chwilę pomogli innym rannym. A TU JEB!!! Na szpital spadł wielki pocisk i rozniósł w puch cały budynek razem ze wszystkimi przebywającymi w środku. Pobiegłem na pagórek i wziąłem drugiego dzieciaka ze śmietnika w celu odniesienia go w jakieś bezpieczne miejsce...
2) Świat Stalkera. Idę wraz z towarzyszem przez miasteczko skąpane we mgle ,pełne ceglanych ,rozpadających się ruin oraz drewnianych domeczków. Oczyszczamy sobie drogę z mutantów. W jednym domu załatwiliśmy mięsaka ,na polu ominęliśmy po cichu błądzącego zombiaka ,natomiast w jakiejś chatce zostałem zaatakowany przez coś jakby połączenie snorka i nibypsa. Na szczęści za moimi plecami stał ubezpieczający mnie towarzysz.
Byliśmy wyśmienicie zgrani. On uzbrojony w strzelbę ja zaś w bardziej wyszukaną broń. Miałem karabin ,do którego zamiast nabojów ładowało się zielony maziowaty płyn ,skutecznie a co ważniejsze po ciuchu zabijający większość przeciwników na strzała. Wadami jego były niewielki zasięg oraz to ,że gdy w magazynku już kończył się płyn to trzeba było przechylać broń by trafił do komory nabojowej.
Szliśmy sobie więc przez zonę w poszukiwaniu artefaktów ,nieniepokojeni przez nic oprócz kilku mutantów ,anomalii nie spotkaliśmy żadnej. Wtem z mgły wyłonił się przyjaźnie nastawiony do nas stalker. Powiedział ,że wybiera się na zebranie główne stalkerów ,bo jest jakaś ważna sprawa do omówienia. Gdy dowiedział się ,że pierwsze słyszymy o tym spotkaniu to ,uwag cytuję "To żeśta kur*a jekie głuche ili głupie jeno choćta ze mną ,patemu będą w dupe je*ańcy pytać gdzieśta zasrańcy byli a ja skażu paplacz żem was widział i nic nie skazał". No więc ruszyliśmy za nim. Przeszliśmy jakieś sto metrów i dotarliśmy do niedużej wierzy. W środku na ostatnim piętrze w niewielkim pokoiku gnieździło się ze dwudziestu chłopa. Wchodząc powiedziałem luzacko "NO SIEEEEEEEEEMA" ,lecz wszyscy byli strasznie poważni i pozdrowili mnie oschłymi słowami.
Rozmawialiśmy jak to stalkerzy a jakże o artefaktach. Wszyscy się chwalili jakich to perełek nie odkryli i czego to oni nie znaleźli ale jak przyszło co do czego ,to nie było komu pokazać skarbów ,bo a to gdzieś zostawili plecak by nie taszczyć go na zebranie albo już sprzedali itd. (pierdo*enie o szopenie mówię wam).
Rozmowy przerwało wejście ważnego stalkera ,który gdy tylko potrzeba było zjednoczenia w szeregach stalkerów to zostawał przewodnikiem/dowódcą. Powiedział ,że jest problem któremu trzeba zaradzić. Niestety od tego momentu pamiętam zdarzenia jak przez mgłę. Chodziło o zaatakowanie kogoś. Pokazał mapę ,rozdzielił zadania i wyruszyliśmy (...) ...
3) Musiałem pojechać po coś do centrum warszawy. Wsiadłem więc w samochód i ruszyłem. Jechałem alejami Jerozolimskimi wyglądającymi nieco inaczej niż w rzeczywistości. Było piękne ,słoneczne popołudnie. No więc jadę ,jadę i nagle uświadomiłem sobie ,że nie mam prawa jazdy oraz ,że w ogóle nie wiem jak prowadzić samochów.
[Sen pewnie spowodowany tym ,że niedługo będę miał swoją pierwszą jazdę szkoleniową]
Zacząłem panikować ,tracić panowanie nad autem ,widziałem przed oczami jak się rozbijam albo zostaję złapany przez policję. Zwolniłem do jakichś dwudziestu kilometrów na godzinę co i tak wydawało mi się zawrotną prędkością. Minąłem skrzyżowanie z ulicą Łopuszańską i zjechałem na pobliski parking. Stanąłem ,ręczny ,silnik stop. "O krva żyję".
Gdy chwilę odetchnąłem po "ekstremalnej" jeździe pomyślałem "o kurva co ja powiem matce" Zabrałem jej samochód bez pytania ,nie mogę nim wrócić ,będzie musiała autobusem po niego pojechać gdy wróci z pracy. Ale będzie opier*ol. Wyjąłem telefon ,zastanowiłem się chwilę jakby się tu wytłumaczyć ,po czym wybrałem jej numer. Już miałem dzwonić kiedy uświadomiłem sobie ,że to sen i nie muszę się martwić. Wystarczy poczekać aż się obudzę. Czas oczekiwania spędziłem chodząc po parkingu.
Pewnie teraz powiecie. REBELBEBEl skoro miałeś LD ,to dlaczego zmarnowałeś je na chodzenie po pustym parkingu ?
Otóż NIE MIAŁEM LD.
Jak to powiedział kiedyś pewien sławny człowiek "TO JEST DRAMAT KU*WA" ,że nawet gdy już sobie uświadomię iż śnię to się nie uświadamiam. Wszystkie afirmacje i TR-y idą w piach ,bo nawet nie potrafię się uświadomić we śnię.
Dzięki mózgu ,że zamiast przyjemnego LD mogę liczyć jednie na zwykłe sny ,które często są koszmarami.
...chyba muszę złożyć jakąś ofiarę Morfeuszowi i Fobetorowi w sumie też żeby przestał mnie nękać.
Enjoy