17-06-2018, 11:52
16-17.06.2K18
Czas snu ok. 8h
1) Przechadzałem się po lesie. Nagle znalazłem mały betonowy budyneczek do którego wszedłem. Przeszedłem przez dwa długie korytarze które nie miały prawa znajdować się w takim małym budyneczku #SNY. Na końcu drogi była dość duża sala na środku której zbudowane było pomieszczenie z desek z wielkimi oknami. Gdy się przyjrzałem doszedłem do wniosku ,że to lustra wenecki. Usłyszałem kogoś idącego po korytarzu. Postanowiłem schować się w tym pomieszczeniu i trochę potrollować gościa. Gdy podszedł do jakiegoś okna ja robiłem to samo i wykonywałem te same ruchy co on. Bardzo go to rozśmieszyło. Po kilku minutach wyjawiłem prawdę uradowanemu gościowi. Wyszedł a ja zacząłem słyszeć dźwięki kolejnej zbliżającej się osoby. Byłem na sto procent pewien ,że to jeden z moich kolegów. Postanowiłem go przestraszyć. Zgasiłem wszystkie światła i czekałem aż podejdzie do jakiegoś okna. Gdy to zrobił wyskoczyłem i zacząłem drzeć ryja. I przestraszyłem ... 5 letnią dziewczynkę ,która natychmiast zaczęła płakać. Próbowałem ją jakoś uspokoić ale się nie dało. Nagle podbiegł do mnie jej ojciec. Napakowana kupa mięśni. Tzn. ja też nie jestem byle chuderlaczkiem ale i tak wyglądałem przy nim jak Dawid przy Goliacie. Zaczął mi grozić ,że jeśli to się powtórzy zabije mnie. Postanowiłem czym prędzej się ulotnić. Po wyjściu z budynku wsiadłem do autobusu. Po chwili jazdy nadjechaliśmy na przystanek gdzie było multum ludzi którzy chcieli wejść. Przekląłem pod nosem. Wszyscy obecni w pojeździe ścisnęli się żeby zrobić miejsce dla mającej nieuchronnie nadejść masy ludzi. Lecz o dziwo nikt nie wsiadł. Odjechaliśmy ...
2) Uniwersum Tolkienowskiego Hobbita. Podróżowałem wraz z grupą elfów ,krasnoludów i innych dziwadeł przez las. Z rozmów z postaciami dowiedziałem się ,że niedawno przegraliśmy jakąś dużą bitwę i teraz musimy nieść różnorakie żelastwo przez bezdroża ,by wykonać z tego broń ,której użyjemy za 15 lat w kolejnej bitwie. Powiedziałem ,że 15 lat to szmat czasu i spytałem czy nie da się wcześniej rozegrać tej bitwy. W odpowiedzi powiedziano mi iż tylko durnie nie wiedzą ,że krasnoludy wykuwają swoją broń przez 15 lat. Wziąłem szczątki miecza od jakiejś babki by do czegoś się przydać ,bo widziałem ,że niesienie tego sprawia jej trudność natomiast dla mnie była to bułka z masłem. W pewnym momencie drogi na środku błotnistej ścieżki stały dwie wielkie balie z wodą. Każdy musiał przez nie przejść pomimo ,że bez trudu dało by się je ominąć. Jednak takie były zasady. Gdy już wszyscy się przepłukali spostrzegliśmy na niewielkiej polance biegające małe wilki ,które wyglądały jak szczenięta owczarków niemieckich tylko całe w kolorze kremowym. Strasznie słodziutkie. Postanowiliśmy je złapać ,zabić i zjeść. Ja za swoją upatrzoną ofiarą latałem kilka dobrych chwil. Jednak ostatecznie złapałem szczeniaczka. Poszliśmy dalej ...
3) Ja oraz kilkudziesięciu polskich szlachciców z ok. XVII w. walczyliśmy o mały zameczek na jeziorze do którego prowadził jedynie niewielki drewniany mostek ,z przeważającymi siłami nie wiem czyimi. Broniliśmy się dzielnie i zaciekle ,lecz nasze szanse były marne. Po jednej z potyczek gdy wróciłem do warowni na odpoczynek jakiś stary szlachcic pokazał mi recepturę na słynnego drinka. Uwaga podaję. 1/3 kieliszka wódki ... a potem wlewaj synek wszystko co tam jest w barku. Nalewaj do pełna z tych różnokolorowych butelek ile wlezie. A sam drink był zaje*bisty. Poszedłem spać. Gdy się obudziłem okazało się ,że załoga zamku zdążyła się w nocy poddać i obecnie jestem tu sam. Podjąłem w tym miejscu ważną decyzję ,której w prawdziwym życiu nie powstydziłby się żaden bohater ... Zacząłem pić tego zaje*istego drinka cóż więcej mogłem zrobić ? Gdy opróżniłem cały barek sen się skończył ...
4) Pojawiłem się w jakiejś grze mulitplayer ,gdzie każdy ma za zadanie zabić jak najwięcej innych graczy ,typowy deadmatch. Do odbierania życia używano tylko broni białej. Miejsce wyglądało tak: góra na której stało coś jakby połączenie zamku oraz świątyni Majów ,dalej ścieżka przez niewielki lasek do wybrzeża na którym była niewielka plaża oraz pomost ,reszta otoczona przez gęsty las. Pojawiłem się przy świątynio-zamku i od razu ruszyłem w stronę wybrzeża gdyż nie za bardzo miałem ochotę na walczenie z ludźmi. Gdy dobiegłem do plaży jakaś gruba babka która opalała się na trawie w wielkiej kałuży zwróciła mi uwagę żebym nie biegał ,bo jej to przeszkadza w opalaniu się. Olałem to. Zacząłem się zastanawiać nad tym czy ja już tej plaży przypadkiem kiedyś nie widziałem. Olśniło mnie. Powiedziałem sobie iż jest to plaża w Międzyzdrojach i to przeświadczenie towarzyszyło mi do końca snu. Pomimo ,że to ewidentnie nie była nawet okolica Międzyzdrojów. Wtem spostrzegłem Kota w butach(w wydaniu DreamWorks[D R E A M works ,postać z uniwersum fabryki snów w śnie ... przypadek nie somdze ]). Wyzwał mnie na pojedynek. Męska duma nie pozwoliła mi odmówić. Zaczęliśmy walczyć szpadami. Po jakichś 10 minutach zaciętej potyczki nadal nie było zwycięscy. Nagle ktoś nam przerwał i wpierniczył się w walkę. Gdy już sobie poradziłem z tą osobą spostrzegłem ,że nigdzie nie ma mojego głównego przeciwnika ,Kota w butach. Sprawdziłem na tabeli serwera ,że zdążył z niego już wyjść. Zasmuciło mnie to bo chciałem sprawdzić kto wygra walkę. Szlajałem się jeszcze przez kilka minut po sennym świecie dopóki się nie skończył ...
Postanowiłem sobie ,że od dzisiaj będę...ekchem...spróbuję robić mapy snów ale pomimo iż miałem dziś ich aż cztery to nie było w nich raczej nic ciekawego wartego większej uwagi
Czas snu ok. 8h
1) Przechadzałem się po lesie. Nagle znalazłem mały betonowy budyneczek do którego wszedłem. Przeszedłem przez dwa długie korytarze które nie miały prawa znajdować się w takim małym budyneczku #SNY. Na końcu drogi była dość duża sala na środku której zbudowane było pomieszczenie z desek z wielkimi oknami. Gdy się przyjrzałem doszedłem do wniosku ,że to lustra wenecki. Usłyszałem kogoś idącego po korytarzu. Postanowiłem schować się w tym pomieszczeniu i trochę potrollować gościa. Gdy podszedł do jakiegoś okna ja robiłem to samo i wykonywałem te same ruchy co on. Bardzo go to rozśmieszyło. Po kilku minutach wyjawiłem prawdę uradowanemu gościowi. Wyszedł a ja zacząłem słyszeć dźwięki kolejnej zbliżającej się osoby. Byłem na sto procent pewien ,że to jeden z moich kolegów. Postanowiłem go przestraszyć. Zgasiłem wszystkie światła i czekałem aż podejdzie do jakiegoś okna. Gdy to zrobił wyskoczyłem i zacząłem drzeć ryja. I przestraszyłem ... 5 letnią dziewczynkę ,która natychmiast zaczęła płakać. Próbowałem ją jakoś uspokoić ale się nie dało. Nagle podbiegł do mnie jej ojciec. Napakowana kupa mięśni. Tzn. ja też nie jestem byle chuderlaczkiem ale i tak wyglądałem przy nim jak Dawid przy Goliacie. Zaczął mi grozić ,że jeśli to się powtórzy zabije mnie. Postanowiłem czym prędzej się ulotnić. Po wyjściu z budynku wsiadłem do autobusu. Po chwili jazdy nadjechaliśmy na przystanek gdzie było multum ludzi którzy chcieli wejść. Przekląłem pod nosem. Wszyscy obecni w pojeździe ścisnęli się żeby zrobić miejsce dla mającej nieuchronnie nadejść masy ludzi. Lecz o dziwo nikt nie wsiadł. Odjechaliśmy ...
2) Uniwersum Tolkienowskiego Hobbita. Podróżowałem wraz z grupą elfów ,krasnoludów i innych dziwadeł przez las. Z rozmów z postaciami dowiedziałem się ,że niedawno przegraliśmy jakąś dużą bitwę i teraz musimy nieść różnorakie żelastwo przez bezdroża ,by wykonać z tego broń ,której użyjemy za 15 lat w kolejnej bitwie. Powiedziałem ,że 15 lat to szmat czasu i spytałem czy nie da się wcześniej rozegrać tej bitwy. W odpowiedzi powiedziano mi iż tylko durnie nie wiedzą ,że krasnoludy wykuwają swoją broń przez 15 lat. Wziąłem szczątki miecza od jakiejś babki by do czegoś się przydać ,bo widziałem ,że niesienie tego sprawia jej trudność natomiast dla mnie była to bułka z masłem. W pewnym momencie drogi na środku błotnistej ścieżki stały dwie wielkie balie z wodą. Każdy musiał przez nie przejść pomimo ,że bez trudu dało by się je ominąć. Jednak takie były zasady. Gdy już wszyscy się przepłukali spostrzegliśmy na niewielkiej polance biegające małe wilki ,które wyglądały jak szczenięta owczarków niemieckich tylko całe w kolorze kremowym. Strasznie słodziutkie. Postanowiliśmy je złapać ,zabić i zjeść. Ja za swoją upatrzoną ofiarą latałem kilka dobrych chwil. Jednak ostatecznie złapałem szczeniaczka. Poszliśmy dalej ...
3) Ja oraz kilkudziesięciu polskich szlachciców z ok. XVII w. walczyliśmy o mały zameczek na jeziorze do którego prowadził jedynie niewielki drewniany mostek ,z przeważającymi siłami nie wiem czyimi. Broniliśmy się dzielnie i zaciekle ,lecz nasze szanse były marne. Po jednej z potyczek gdy wróciłem do warowni na odpoczynek jakiś stary szlachcic pokazał mi recepturę na słynnego drinka. Uwaga podaję. 1/3 kieliszka wódki ... a potem wlewaj synek wszystko co tam jest w barku. Nalewaj do pełna z tych różnokolorowych butelek ile wlezie. A sam drink był zaje*bisty. Poszedłem spać. Gdy się obudziłem okazało się ,że załoga zamku zdążyła się w nocy poddać i obecnie jestem tu sam. Podjąłem w tym miejscu ważną decyzję ,której w prawdziwym życiu nie powstydziłby się żaden bohater ... Zacząłem pić tego zaje*istego drinka cóż więcej mogłem zrobić ? Gdy opróżniłem cały barek sen się skończył ...
4) Pojawiłem się w jakiejś grze mulitplayer ,gdzie każdy ma za zadanie zabić jak najwięcej innych graczy ,typowy deadmatch. Do odbierania życia używano tylko broni białej. Miejsce wyglądało tak: góra na której stało coś jakby połączenie zamku oraz świątyni Majów ,dalej ścieżka przez niewielki lasek do wybrzeża na którym była niewielka plaża oraz pomost ,reszta otoczona przez gęsty las. Pojawiłem się przy świątynio-zamku i od razu ruszyłem w stronę wybrzeża gdyż nie za bardzo miałem ochotę na walczenie z ludźmi. Gdy dobiegłem do plaży jakaś gruba babka która opalała się na trawie w wielkiej kałuży zwróciła mi uwagę żebym nie biegał ,bo jej to przeszkadza w opalaniu się. Olałem to. Zacząłem się zastanawiać nad tym czy ja już tej plaży przypadkiem kiedyś nie widziałem. Olśniło mnie. Powiedziałem sobie iż jest to plaża w Międzyzdrojach i to przeświadczenie towarzyszyło mi do końca snu. Pomimo ,że to ewidentnie nie była nawet okolica Międzyzdrojów. Wtem spostrzegłem Kota w butach(w wydaniu DreamWorks[D R E A M works ,postać z uniwersum fabryki snów w śnie ... przypadek nie somdze ]). Wyzwał mnie na pojedynek. Męska duma nie pozwoliła mi odmówić. Zaczęliśmy walczyć szpadami. Po jakichś 10 minutach zaciętej potyczki nadal nie było zwycięscy. Nagle ktoś nam przerwał i wpierniczył się w walkę. Gdy już sobie poradziłem z tą osobą spostrzegłem ,że nigdzie nie ma mojego głównego przeciwnika ,Kota w butach. Sprawdziłem na tabeli serwera ,że zdążył z niego już wyjść. Zasmuciło mnie to bo chciałem sprawdzić kto wygra walkę. Szlajałem się jeszcze przez kilka minut po sennym świecie dopóki się nie skończył ...
Postanowiłem sobie ,że od dzisiaj będę...ekchem...spróbuję robić mapy snów ale pomimo iż miałem dziś ich aż cztery to nie było w nich raczej nic ciekawego wartego większej uwagi
Dlaczego intuicja podpowiada mi, że z tego koszmaru już się nie obudzę? Bo wcale jeszcze nie poszedłem spać a koszmar dopadł mnie na jawie.