04-05.09.2K20
Czas snu: tak ze 15 godzinek
Sen był koszmarny pod takim względem, że budziłem się kilka może nawet kilkanaście razy po czym od razu zasypiałem. Raz obudziłem się na dłuższą chwilkę i nawet przeszło mi przez myśl żeby zrobić WBTB itd. ale nie miałem siły wstać, mięśnie miałem jak z waty. Poza tym obudziłem się bardziej zmęczony niż poszedłem spać ale to standard.
Miałem kilka snów. Dłużej niż 30 sekund zapamiętałem jeden.
...Stacja kolejowa. Ciepło i jasno, świeci słoneczko. Dziwna odmiana od innych snów, które swą akcję opierają prawie zawsze w nocy. Biegnę do mojego pociągu. Miałem jechać na miesięczny obóz/kolonie. Pomimo, że zostało jeszcze pół godziny do odjazdu to nie chciałem przybyć na miejsce zbiórki jako ostatni. Bałem się, że porobią się już grupki znajomych a ja nigdzie nie dołączę... Przybyłem na zbiórkę jako ostatni.
Wszyscy siedzieli już w dwóch ostatnich wagonach z pięciu. Wagony były zielone z ze zewnątrz. W środku nie było przedziałów. Siedzenia ustawiono naprzeciwko siebie jak w metrze. Do tego były obite skórą. Wszedłem, powiedziałem opiekunowi, iż jestem a ten odparł, że skoro wszyscy już są to możemy ruszać. Ruszyliśmy. Odkąd wszedłem wszyscy patrzyli się na mnie jakoś dziwnie a przynajmniej tak mi się wydawało. Zestresowałem się. I już miałem iść usiąść do innego wagonu (wszystkie były puste) ale pomyślałem sobie jak by to beznadziejnie wyglądało. Przełamałem się i usiadłem obok jakiejś dziewczyny. Po chwili zaczęliśmy rozmawiać, już nawet kleiła się rozmowa ale nagle zacząłem sobie przypominać o rzeczach których zapomniałem wziąć ze sobą. Psycha mi siadła a następnie upadła z hukiem, bo właściwie nie wziąłem niczego na miesiąc wyjazdu. A i miałem na sobie wojskowe spodnie...
Inne dni.
Dosyć ciekawa sytuacja. Miałem sen w którym coś zrobiłem. Nic wielkiego. Dokładnie wsypywałem tabletki do butelki wody żeby zrobić sobie witaminowy napój i poszedłem spać. Sen był on tak autentyczny, że po przebudzeniu byłem naprawdę pewien, że wczoraj wieczorem to zrobiłem. Gdy poszedłem do kuchni robić śniadanko i otworzyłem lodówkę byłem naprawdę zdziwiony tym, że nie zastałem tam butelki witaminkowego napoju. Dopiero po głębszych przemyśleniach uświadomiłem sobie, że to mi się tylko przyśniło. Chyba pierwszy raz mi się zdarzyło żebym nie ogarnął, że coś było snem.
03-04.09.2K20
UWAGA! Poniższy sen może wywołać zgorszenie u w sumie każdego niepoje*anego osobnika (u mnie nie wywołał
). Czytasz na własną odpowiedzialność.
Fabułę snu który zaraz przytoczę a bardziej przedstawione w niej postacie da się prawdopodobnie wytłumaczyć tym, iż przed zaśnięciem mój wzrok padł na obraz niejakiego Josepha-Noela Sylvestre'a pt. "Sacco di Roma" i przez dłuższą chwilę się na nim zatrzymał kontemplując walory artystyczne tegoż dzieła.
...Noc. Okolica wiejska. Tam trochę lasu, tu jakaś łąka poprzecinana krzewami i krzaczorami. Wszystko byłoby spoko można by się położyć i pooglądać gwiazdy gdyby nie to, że wokół trwała woja i wszyscy wszystkich zabijali. No spoko, to jeszcze typowa sytuacja w co drugim moim śnie brutalnie ginie przynajmniej jedna osoba. Dziwne a raczej nietypowe było to, że wszyscy ale to wszyscy, włącznie ze mną byli kompletnie nadzy. Tak nawiasem mówiąc nie mam pojęcia jak działało wojenne rozpoznawanie swój-wróg skoro wszyscy nie mieli niczego co odróżniało by ich od drugiej strony konfliktu. Wracając. Wszyscy mężczyźni w owym śnie byli bosko umięśnieni natomiast kobiety co do joty miały zgrabne atletyczne ciała. No ale to jeszcze też spoko, było ciepło wiadomo, w ubranku gorąco. Najbardziej zwyrolską rzeczą jaką uraczył mnie mój mózg tej nocy wcale niebyły nagie nieboszczyki, z których rozdartych brzuchów wypływały krwiste flaki. Nie były to nawet porozrzucane wszędzie oderwane kończyny czy też ludzie w agonii z przestrzelonymi rdzeniami kręgowymi, którzy w amoku umierania czołgali się nie wiadomo dokąd i po co wlokąc za sobą martwe już nogi i zostawiając ścieżkę krwi, niczym ślimak swój śluz. Nie. Prawdziwie zwyrolskie było to, że pośród tej orgii śmierci i orgii zabijania trwała jeszcze jedna orgia, ta bliższa oryginalnemu znaczeniu. Zobrazuję to tak. Weźcie jakiś krwisty horror z lat 80, dorzućcie do tego kilka zdjęć prawdziwego pola bitwy z masą trupów, wymieszajcie w z sosem grzybowo-pornograficznym a na koniec posypcie to wszystko moralnym kacem po obudzeniu się. I nie, nie hiperbolizuje. Każdy ale to każdy robił TO z każdym, czy to chłop czy to baba, czy to swój czy to wróg (oczywiście wrogów najpierw zabijali), czy to żywy czy to martwy, czy to tylko jakaś część martwego. No brakuje mi słów żeby opisać to co widziałem.
Wracając do fabuły. Byłem mężczyzną, miałem karabin i chyba nieskończony zapas amunicji w magazynku, bo nigdy nie przeładowywałem poza tym gdzie miałbym włożyć/przypiąć inne magazynki. Szedłem polną ścieżką, wokół strzały i wybuchy ale nie widziałem żadnego (żywego) wroga. Jedynie swoich którzy albo właśnie gdzieś strzelali albo kopulowali ze sobą albo z martwymi wrogami albo z ich rozczłonkowanymi częściami {klatkami piersiowymi, jelitami, czaszkami [ogólnie jak to powiedział mój znajomy (mający znajomych Ukraińców trudniących się przewozem towarów przez granicę bez oclenia) patrząc na samochód "Jest wiele miejsc gdzie można coś wsadzić")]} albo i z tym i z tym albo strzelali i jednocześnie się zabawiali. Ogólnie było pełno różnych kombinacji. W końcu doszedłem do niewielkiej szopy, usłyszałem z niej jakieś odgłosy. Myśląc, że to przeciwnik bez namysły wyważyłem drzwi z kopa i ujrzałem... Wiecie czym jest zabawa w kanapkę? Stado ludzi rzuca się plackiem na kogoś najlepiej śpiącego i dusi go masą swych ciał dopóki ten nie zacznie być na granicy uduszenia bądź zmiażdżenia...no to to mniej więcej ujrzałem, tylko tu nikt nie pasował gdy tym na dole brakło już tchu. Wszyscy leżący na sobie przestali robić to co robili i popatrzyli się na mnie. Jeden z nich spytał:
-Chcesz się przyłączyć?
-Nie, wolę najpierw coś pozabi...
-Nie, to wypie*dalaj!
Wrócili do swojej "zabawy" ja zaś wyszedłem i poszedłem dalej. Doszedłem do jakiejś polany i mniej więcej 70 metrów od siebie zauważyłem przeciwników biegnących przez niewielkie wzniesienie. Upadłem na ziemię ustawiłem karabin i począłem unicestwiać wszystkich po kolei. Po kilkunastu wystrzałach poczułem, że się trzęsę. Odwróciłem się i zobaczyłem leżącego na mnie typka robiącego... no sami wiecie co. Nie zważając na to ponownie odwróciłem się i wznowiłem ostrzał. Szczerze nie przeszkadzało mi to, było nawet na swój sposób przyjemne. Jedyne co mnie denerwowało to jego straszliwe sapanie nad moim uchem, które mnie dekoncentrowało oraz to, że jak wspomniałem mocno mną trzęsło przez co musiałem puszczać serie z karabinu żeby w coś trafić. Po jakimś czasie przestał. Myślałem, że skończył i sobie poszedł ale rzuciłem okiem za siebie i okazało się, iż nadal "mam go w sobie" tylko, że teraz martwego. Z dziury w jego głowie sączyła się krew tudzież mózg wprost na moje plecy. "No bywa" pomyślałem i strzelałem dalej. Trafiłem jakąś dziewczynę w nogi. Ta upadła za wzniesienie, poszedłem ją dobić. Coś tam skamlała o litość ale nie zważając na to oddałem strzał prosto w jej serce.
Rozejrzałem się. Nikogo nie ma, wszystkich których mogłem zabić w okolicy zabiłem. Nawet odległe strzały jakby ucichły. Jestem więc sam. Przede mną leży ładna dziewczyna, co istotnie W JEDNYM KAWAŁKU, jeszcze ciepła, jej to już w sumie wszystko jedno, grzechem byłoby zmarnować taką okazję... rzuciłem karabin na ziemię i zacząłem dobierać się do zdobyczy. Byłem już blisko wejścia do bramy rozkoszy kiedy usłyszałem głuchy dźwięk i poczułem jak kilkugramowy śrut przewierca się przez moją skroń. Przed oczami zrobiło mi się czerwono. Bez życia upadłem wprost na udo dziewczyny.
Znalazłem się w ciele kobiety (nie tej którą przed chwilą prawie pohańbiłem tylko innej, żywej), kilkadziesiąt metrów od miejsca mojego zgonu. Podbiegłem/am do swoich martwych zwłok. Wtem z krzaków wyłonił się mężczyzna, sojusznik. I o dziwo nie chciał mnie zgwałcić. Powiedział mi, że trzeba się ruszać, bo zaraz zaatakują. Wziąłem/am więc karabin DP-28, który należał wcześniej do martwej dziewczyny i pobiegłem/am za gościem. Po drodze usunąłem/am dwójnóg gdyż uznałem/am go za zbędny. Dobiegliśmy do jakiejś świątyni. Nie było na niej żadnych znaków religijnych ale bez wątpienia było to miejsce kultu. Wbiegliśmy do tunelu prowadzącego do owej świątyni. Ów tunel miał dwa wejścia plan był taki, że ja będę bronił/a jednego a mój kompan drugiego. W końcu nadeszła ta chwila. Pojawili się napastnicy. Sami mężczyźni. Wszyscy mocno opaleni. Jeśli wszyscy faceci których dotąd spotkałem w tym śnie byli pakerami to ci byli co do jednego postury Pudziana. Ich narzędzia rozrodcze również ogromne i wszystkie na baczność. Biegli niczym niepowstrzymana fala były ich setki, tysiące. Rzucali masę wulgarnych słów z podtekstem seksualnym w naszym kierunku. Strzelaliśmy. Ubiłem/am dziesiątki, może nawet setki. Darłem/am się ale oni darli się mocniej. Rozgrzana lufa paliła mnie rękę. Strzelałem/am z biodra. Adrenalina mało nie rozerwała mi serca. Mimo, że słałem/am na tamten świat wielu to następni byli coraz bliżej. W pewnym momencie mój kompan złapał mnie za rękę i pociągnął do środka kościoła. Weszliśmy na coś w rodzaju ołtarza. Nie było gdzie dalej uciec. Pewną barierę stanowili zakonnicy ubrani jednakowo w czarne garnitury, czerwone koszule i krawaty również czarne. Lamentowali jakąś pieśń, nie zwracali na nic wokół uwagi. Stali jeno w pięciu bądź sześciu ciasnych szeregach i śpiewali. Patrzyli się cały czas przed siebie. Nawet nie mrugali. Gdy dzicy napastnicy dobiegli do tej przeszkody pierw próbowali się przez nią przecisnąć ale byli zbyt wielcy a zakonnicy zbyt ciasno ustawieni. Nie pomagał też ostrzał prowadzony przez nas. W końcu zaczęli po prostu wyrzynać sobie drogę zabijając zakonników. Byli już naprawdę blisko, otaczali nas z każdej strony. Nie nadążaliśmy z mordowaniem naszych oprawców. Stało się to co stać się musiało, dorwali nas. Jeden z wielu zrzucił mnie z podestu na ziemię i przygniótł swym ciałem.
Obudziłem się (to nadal sen). Ubzdurało mi się, że to co pamiętam to tak na prawdę ujęcia z kręconego filmu pornograficznego. Postanowiłem go znaleźć. Pierw udało mi się ustalić tożsamość głównych aktorów (tego gościa i dziewczyny którą do niedawna byłem). Począłem więc szukać samego film wpisując w wyszukiwarkę ich imiona z dopiskiem "porn". Oprócz innych filmów w których grali albo 2-3 sekundowych zajawek w jakości max. 240p tego konkretnego dzieła nie mogłem nigdzie znaleźć pełnej wersji. A szukałem wszędzie gdzie się dało. Przebuszowałem całą masę podejrzanych stronek. W realu mój komputer pewno byłby bardziej zawirusowany niż oddział zakaźny. Ostatni film na który natrafiłem (w dość dobrej jakości całe 480p) przedstawiał tego gościa/aktora, który zbierając fundusze na realizacje swojego marzenia (czyli tego porno), wyjechał do jakiegoś egzotycznego kraju szukać funduszy w tzw. zatoce skarbów. Była to dość malownicza zatoczka z kilkunastoma wysepkami. Kiedyś zatonęło tu pełno statków wypełnionych bogactwami. I kto tylko chciał mógł przyjechać i próbować je wyłowić. Na filmiku uwieczniono moment gdy aktor wypływa z wody i wrzuca swój łup na łódkę. Były to same nic niewarte śmieci. Aktor mocno wkur*iony rzucał bluzgami na prawo i lewo. Stary, siwy wyjadacz z brodą, obok którego leżał stosik złotych przedmiotów wyłowionych tego dnia, zaczął się szyderczo z niego śmiać.
Odszedłem od komputera i udałem się do toalety. Ostatnie co pamiętam to obsrany kibel podsumowujący dobitnie jak gówniany to był sen...
Tak sobie teraz myślę, że mógłbym wrzucić ten sen do działu "Analiza snów" ciekawe co by wywnioskował pan z pomarańczowym nickiem tudzież reszta iSENowej braci. Jak komuś się chce w to wgłębiać to może napisać. Będzie mi bardzo milutko.
Jeśli chodzi o emocje to podczas pierwszej części snu czułem głównie szał zabijania, adrenalinę oraz silne podniecenie. W drugiej chciałem przede wszystkim za wszelką cenę znaleźć ten film. Gdy ujrzałem kibel to obrzydzenie oczywiście. Już w realu gdy myślałem nad tym snem to z jeden strony coś w stylu "Ja pier*ole co za poje*ana akcja" ale niezbyt silne [nie jeden powalony sen już miałem (może nie aż tak ale jednak) oraz niejeden brutalny/zboczony/obrzydliwy film już widziałem (oglądam głównie z ciekawości czym mnie jeszcze internet może zaskoczyć] tak więc w sumie przywykłem do podobnych obrazów (może nie aż tak mocnych ale jednak) poza tym gdy myślałem o pięknych kobietach jak również muskularnych mężczyznach przewijających się przez ten sen to nie powiem dygnął nie raz, ale tak lekko
. Chyba właśnie odpowiedziałem sobie na własne pytanie jak i zamknąłem drogę na kolejne zjazdy iSENu. Chyba, że reszta ludzi tu przebywających ma równie obłąkańcze sny i myśli tylko nie chce się przyznać. Przynajmniej nadal jestem anonimowy. Zawsze mogę się też wyprzeć, że wymyśliła to moja świadomość pragnąca łapek w górę, dzięki którym w końcu wespnę się na szczyt iSENowej reputacji i zdetronizuję przebywającą obecnie na tronie Isabelę.
pIS JOł