Od zera do Dominika Cobba
Wiem wiem, że to nie było LD. Tak się po prostu zawsze kończy włączenie TV podczas snu - twórczość umysłu przestaje być ograniczona pierwszo-osobową narracją i dostajemy kawał pokręconego materiału :)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
(08-08-2020, 20:22 )incestus napisał(a): Wiem wiem, że to nie było LD. 
No to zwracam honor.


Z racji problemów ze snem postanowiłem wspomóc się melatoniną w tabletkach. W końcu co mi szkodzi. W najgorszym wypadku nic nie da, w najlepszym umrę z przedawkowania. No więc kupiłem, otwieram kartonik na którym pogrubionymi literami jest napisane "5mg". Zaglądam do pudełka "Hmmm coś małe te tabletki". Jako, że chcę żeby wszystko było w cacy biorę ulotkę w rękę i pierwsze co rzuca mi się w oczy "Melatonina 1mg, 3mg, 5mg". Myślę sobie "robią mnie w ch*ja, na opakowaniu było 5mg a tu taka loteria mogę trafić tabletkę o mocy 1, 3 lub 5. Napisane jest również "tylko jedna tabletka przed snem". Wkurzyłem się, najpierw mnie oszukujooo a potem każą brać tylko jedną malusieńką tabletkę. "Nie będzie mi jakiś głupi papier mówił jak mam żyć" Wziąłem od razu dwie, poszedłem do szaletu na kilka minut i przed położeniem się spać pobrałem jeszcze jedną.  :D
... Dopiero rano doczytałem, że wcale mnie opakowanie nie oszukało a owa ulotka wsadzana jest do tabletek o różnej sile.  facepalm 


 Położyłem się spać o godzinie o której za Chiny bym nie zasnął, no chyba, że po dużej dawce napojów wysokoprocentowych. Nie czułem się zmęczony. Zasnąłem w jakieś dwie minuty.

-)  Ciemność. Nagle przede mną pojawiają się małe iskierki. Jest ich coraz więcej. Błyskają coraz mocniej. W końcu zapełniają prawie cały widnokrąg. Błyski przemieniają się w świetliste obrazy falujące jak w kalejdoskopie. Jest to z jednej strony piękne i niesamowite a z drugiej niepokojące tudzież psychodeliczne. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Nagle wszystko się urywa. Pojawiam się w świecie gry o czołgach, statkach i samolotach w którą dość sporo ostatnio się zagrywam. Jestem samolotem jednej z drużyn. Czuję ogromne zmęczenie. Chce mi się spać, mimo to ze wszystkich stron jestem przez wszystkich rozchwytywany "Chodź tu!", "Pomóż mi!", Przyleć tu!" itp. Próbuję odlecieć gdzieś daleko od całej akcji. Nie mam jednak siły, ląduję w jakich krzakach, zasypiam. Po kilku sekundach jakaś nieznana siła budzi mnie i przenosi w sam środek bitwy. Kolejny natłok dźwięków i nawoływań. Znów uciekam, lecz tym razem zostaję przeniesiony do przeciwnej drużyny, poza tym wszystko dzieje się od nowa. Szum, strzały, chaos a mi cholernie chce się spać, nie mogę tego wytrzymać. Takowa sekwencja powtarza się jeszcze kilka razy. W tym czasie rozbudzam się, kilka razy, do jawy na sekundę i od razu zasypiam. W końcu zmęczony tym wszystkim zostaję na jawie. Leżę z minutę po czym otwieram oczy. Wszystko jest czarne. Wszystko. Mieszkam w mieście więc nigdy w domu nie ma całkowitej ciemności, zawsze jest jakaś jasnoszara poświata. Tym razem nie widziałem dosłownie niczego. Pół minuty później nieco się rozjaśnia niemniej przedmioty w pokoju są albo czarne albo mocno szare. Poza tym wszystko jest bardzo rozmazane, świat faluje. Sięgam po okulary, prawie nic nie dają. Próbuję się podnieść i momentalnie upadam na łóżko. Czuję się jak mocno pijany, szum w głowie, ciężko stwierdzić gdzie góra gdzie dół. Próbuję zasnąć ale jakoś nie mogę raz, że wizja wrócenia do ostatniego snu nie jest zbyt zachęcająca, dwa pęcherz ciśnie jak cholera. Więc czekam aż się trochę polepszy. W końcu z trudem wstaję, poruszam się jakbym przed chwilą kręcił się patrząc w dół. Wywracam się dwa razy na ścianę ale jakoś dochodzę do klozetu. Następnie udaję się do kuchni po coś zimnego do picia. Gdy wracam do łóżka uświadamiam sobie, że już w sumie wszystko jest okej. Patrzę na zegarek. Minęły dokładnie dwie godziny odkąd położyłem się spać. Próbuję zasnąć, lecz nie mogę. Próbuję zmęczyć się patrzeniem w telefon i znów zasnąć. Ostatecznie ponowienie zasnąłem z trudem jakieś 3 godziny po przebudzeniu.

Wstałem godzinę wcześniej niż ostatnio, do tego prawie wypoczęty, co dla mnie jest sukcesem.


Podczas drugiego snu miałem trzy zaje*iście długie sny, które były zaje*iste. Niestety zapamiętałem z nich w większości tylko ogólną strukturę. Chciałem zapamiętać wszystkie ale za szybko wyparowały mi z głowy więc nie zapamiętałem prawie nic. Były w klimatach magiczno-baśniowych. Jeden w całości rozgrywał się po rosyjsku. Były tam straszne z wyglądu stwory jednak nieagresywne. Przemawiały ludzkim głosem. Pamiętam jeszcze kilka postaci, miejsc i krótkich czynności ale zbyt niewiele by napisać coś sensownego. 

PiS JoŁ
Dlaczego intuicja podpowiada mi, że z tego koszmaru już się nie obudzę? Bo wcale jeszcze nie poszedłem spać a koszmar dopadł mnie na jawie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Daję plusik za to, że "wszystko jest czarne". Tylko tego chciałabym doświadczyć.
Wysłano z mojego Samsunga F41.2
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Muszę spróbować :)
Rozbawiło mnie " próbowałem się zmęczyć patrząc w telefon ". Następnym razem spróbuj się uśpić świecąc sobie latarką w oczy :)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
(12-08-2020, 18:46 )incestus napisał(a):  Następnym razem spróbuj się uśpić świecąc sobie latarką w oczy :)
  
  Rozbawiło mnie to niemiłosiernie... Ogólnie chodziło mi o to, że oglądałem nudne filmiki na YT oraz czytałem nudne artykuły na telefonie


15-16.08.2K20

  Ciemno a jakże. Dołączyłem do grupy łowców pewnych specyficznych duchów/potworów o których napiszę później. Zwykle działania były przeprowadzane w sekcjach składających się ze dwóch do czterech łowców. Jednak tym razem akcja była poważna zebrało się nas ze dwadzieścia osób, kobiet i mężczyzn. Dobiegliśmy do bogatej willi. Przeskoczyliśmy płot i wtargnęliśmy po cichu na pierwsze piętro. Nie mogliśmy hałasować albowiem w domu spała duża rodzina, która jak się dowiedziałem była naszym wrogiem. Musieliśmy więc zrobić coś niecnego co im zaszkodzi a mówiąc coś mam na myśli wzięcie fotek z naszej wspólnej akcji i zrobienie z nich głupich tapet po czym powieszenie ich u nich w domu. No niesamowicie brutalne rozprawianie się z wrogami. Ale jaka wspólna akcja? Okazało się, że ogólnie się nienawidzimy ale ostatnio jakiś tydzień temu postanowili nam pomóc w jednej sprawie. Jeden gość z mojej sekcji przeprowadził mi jej krótką retrospekcje jak wyglądała. Przeniosłem się wtedy do opowiadanej przez niego historii i w niej uczestniczyłem pomimo, że na niej nie byłem. Musiałem przeskoczyć z kładki rozwieszonej na szczycie ok. dwudziestometrowego drzewa, niczym Tarzan po pionowych linach rozwieszonych na innej linie prowadzącej do jakiegoś balkonu a to wszystko ponad jakimiś bulgoczącymi bagnami. Oczywiście byłem wyznaczony do tego zadania jako pierwszy. W końcu się przełamałem i skoczyłem, z trudem złapałem się pierwszej liny, rozhuśtałem i wskoczyłem na kolejną. Po kilku przebytych linach wprawiłem się i już miałem wskoczyć na ostatnią kiedy retrospekcja się skończyła. Wróciłem do willi. Pomagałem ciąć zdjęcia. Wszystko szło jakoś bardzo ślamazarnie, poza tym robiliśmy coraz więcej hałasu. Co chwila ktoś kogoś uciszał. Wtem przez orzechowe drzwi weszła zaspana dziewczyna i oznajmiła tylko, że tym hałasem zaraz obudzimy jej siostrę, po czym jak gdyby nigdy nic wyszła. Wszyscy zabrali się do jeszcze szybszej pracy. Po jakichś dwóch minutach usłyszeliśmy z parteru "Słyszysz? Ktoś chyba jest w domu". My popatrzyliśmy po sobie i ruszyliśmy jak oparzeni. Jedni do zakładania na ściany skleconych obrazów inni do otwierania okien i wyskakiwania przez nie... cdn.
Dlaczego intuicja podpowiada mi, że z tego koszmaru już się nie obudzę? Bo wcale jeszcze nie poszedłem spać a koszmar dopadł mnie na jawie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
To jeszcze tylko dodam, że telefon przed snem jest odradzany w każdej wersji higieny snu, z powodu konstrukcji samego wyświetlacza ;)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
LoL nawet nie dokończyłem snu (bo mi się nie chciało) a i tak trzy plusiki wleciały.


...Jedni do zakładania na ściany skleconych obrazów inni do otwierania okien i wyskakiwania przez nie. Ja pomimo paniki wziąłem jeden z plakatów i próbowałem go zawiesić. Niestety haczyk był malutki przez co szło mi to bardzo topornie zwłaszcza, że ze strachu trzęsły mi się ręce. Słyszałem, że rodzinka się zbliża. Wbiegali po schodach dudniąc o nie, nie jak ludzie a bardziej jak stado rozjuszonych byków. W końcu się udało. Nie patrząc za siebie wyskoczyłem przez okno w iście filmowym stylu, kątem oka zauważyłem wyłamywane drzwi a za nimi gościa ze strzelbą. Mimo, iż spadałem nogami w dół to dotykając ziemi wygiąłem się jakoś dziwnie w przód i przydzwoniłem zębami w kostkę brukową. Zrobiło mi się ciemno przed oczami.
  Obudziłem się w siedzibie naszego oddziału do zwalczania potworów. Oprócz mnie było tam jeszcze czterech pozostałych członków oddziału. Wstałem z łóżka małżeńskiego i chodziłem bez celu pomiędzy dwoma pokojami. W pewnym momencie stanąłem w jednym z nich. Cała ściana przede mną była jedną wielką szybą. Zacząłem wpatrywać się w nocne niebo i chmury oświetlane przez księżyc w pełni. Nagle jeden z towarzyszy krzyknął do mnie "Już północ, przygotuj się!", po czym rzucił mi kij bejsbolowy w barwach flagi USA. Kilka sekund później wszystkie pomidory leżące w bambusowej misce obok mnie ożyły. Zaczęły skakać po całym domu bez ładu i składu tudzież gryźć wszystko co napotkały na swojej drodze. Inny z towarzyszy puścił z głośników jakiś dubstep, strzelił palcami i powiedział "Panowie, pora na mecz". Wszyscy razem zaczęliśmy w rytm bitu tańczyć i unicestwiać potworne pomidory. Już w sumie kończyliśmy, zostało niewiele czerwonych stworów gdy kilka innych rzeczy postanowiło się ożywić. Ogórki, pomarańczowe fluorescencyjne banany i kilka większych liści. Z nimi również sobie poradziliśmy. Po skończonej robocie dom wyglądał zjawiskowo. Cały upaćkany jedzeniem. Jeden ziomek zaczął mi tłumaczyć, że to światło księżyca w pełni o północy ożywia niektóre przedmioty które mają w sobie życie. Czyli np. warzywa, pomidory, czekoladę itp.
(...)
  Znalazłem się w budce strażniczej na warcie z grubym pogromcą potworów. Jego strategią na pokonanie stworków było chyba zjedzenie wszystkiego co tylko się da zanim to coś zmieni się o północy w żądne krwi bestie. Wkurzało mnie to, że tak wszystko je. Zaczęliśmy się przekomarzać.
- Czy możesz kur*a przestać wszystko wpier*alać tłuściochu?
-Z pełnymi ustami* - Spier*alaj waflu je*any, bo zjem i ciebie.
-No ależ ileż można jeść? Zaraz wszystko tu zasyfisz...grubasie.
- Zaraz mnie wk*rwisz i przywalę ci tą kanapką.
  Zgrywaliśmy się jeszcze jakiś czas, poza tym nic ciekawego się nie działo. Dodam, że miejsce w którym byliśmy z zewnątrz miało ze dwa na dwa metry wewnątrz zaś było bardzo przestronne, bez trudu mieściło się wielkie łóżko na którym leżałem, kuchnia i toaleta.
(...)
  Znalazłem się znów w bazie. Stałem w drzwiach pomiędzy kuchnią a pokojem z łóżkami. Nagle podszedł do mnie typek przy tuszy którego wcześniej nie widziałem i dał mi zagadkę "Czym różni się język sutkowy od angielskiego?". Gdy odpowiedziałem, że nie wiem odpowiedział "Sutkowy wykręca suty". Zacząłem się śmiać w niebogłosy, wydawał mi się to bardzo zabawny żart. Nie trwało to jednak długo gdyż po chwili poczułem jak gość łapie mnie swymi wielkimi łapskami za sutki i wykręca mi je w przeciwne strony. Śmiech szybko przerodził się w krzyk AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!...



Któryś późniejszy dzień

  Wskoczyłem przez otwarte okno do jak się okazało sali wykładowej. Było tu kilka osób które w śnie znałem. Wszedłem do jednego z rzędów ławek, położyłem się i zasnąłem. Obudziłem się w tym samym miejscu ale coś było nie tak. W całej sali było pełno pajęczyn zapełnionych pająkami. Były dwa rodzaje czarne z białymi i czarne z czerwonymi włoskami. Nie bałem się ich ale za to straszliwie mnie obrzydzały. Zacząłem szukać jakiegoś miejsca gdzie ich nie będzie. Niestety gdziekolwiek nie szedłem tam znajdowałem jeszcze więcej jeszcze większych robali. W końcu doszedłem do barku, tu też był ogrom włochaczy ale przynajmniej spotkałem kolegę z którym zacząłem rozmawiać. 
Po kilku minutach rozmowy zaczęliśmy uciekać lub kogoś gonić. Wbiegliśmy na klatkę schodową wyglądającą jak w postsowieckim bloku (brud nawet gdy jest czysto, obdrapane ściany, odpadający tynk itp.). Wbiegliśmy dwa piętra wyżej. Weszliśmy do jednego z pokoi i nie zastaliśmy niczego. Był całkowicie pusty, prócz łóżka. Zaczęliśmy głośno rozmyślać "Kurde, przecież powinien tu być..." w tym momencie ktoś wziął z kopa drzwi i na wejściu rzucił mnie na ziemię po czym zaczął szarpać się z moim kolegą. Ja zaś wstałem, otrzepałem się i zamiast pomóc koledze zacząłem mu kibicować "Dajesz stary, przywal mu, rozwal go". No nie bardzo to w czymkolwiek pomogło i nasz przeciwnik zyskał przewagę, rzucił kolegę na łóżko i zaczął go dusić. Ja zaś...Położyłem się obok nich i nadal zagrzewałem znajomego do walki. Po ciężkiej walce udało mu się wywinąć i przywalić lewym sierpowym w naszego oprawcę który zmroczony upadł bezwładnie na materac, zwycięzca zaś ze zmęczenia spadł z łóżka. Ja jako przykładny kolega sprawdziłem od razu czy nie wyzionął przypadkiem ducha i pomogłem mu opatrzyć rany...żartuję H3H3. Wskoczyłem leżącemu na brzuchu przeciwnikowi, na uda i zacząłem tańczyć ze szczęścia. Ten zmienił się w pewną postać z kreskówki, nie bacząc na to dalej gniotłem się po jego nogach. Nagle nie wiedzieć czemu dotknąłem ją palcem wskazującym w plecy i poraziłem prądem. Spodobała mi się ta zabawa więc kontynuowałem ją. Typiarka rzucała się jakby dostawała właśnie orgazmu...



25-26.08.2K20
Czas snu: 15h+

  Oleż żem siem wyspoł. Ciężko stwierdzić czemu spałem tak długo. Może przyczyną jest herbatka na uspokojenie skołatanych myśli którą wypiłem przed snem, może zaś bardzo syty posiłek który zjadłem po całym dniu postu albo też to iż nie spałem prawie trzy dni. Niemniej to wspaniałe uczucie, gdy rzucasz się na łóżko i zasypiasz od razu. Zamykasz oczy i cyk śpisz. Bez siłowania się z myślami, bez przejmowania się o cokolwiek. Zasnąłem tak szybko, że możliwe, iż zasnąłem już gdy spadałem na łóże. :>



  Byłem na piaszczystej wyspie. Południe. Oprócz piachu, kilku palm i kamiennej wieży nie było tam nic. Był to rodzaj wyspy więzienia z którego każdy tam przebywający chciał uciec, ja również. Wspiąłem się na szczyt wieży wraz z jakąś dziewczyną, chyba byliśmy ze sobą razem. Na szczycie ze zużytych słomek, wykałaczek i pałeczek chińskich zbudowaliśmy ogromny szary balon który miał nas zabrać w stronę upragnionej wolności. Odpaliliśmy ogień, balon napełnił się ciepłym powietrzem, wsiedliśmy i ruszyliśmy. Po kilkuset metrach lotu z bezchmurnego nieba zaczął lać deszcz który zgasił nasz płomień. Prawo Murph'ego blać. Poszybowaliśmy bezwładnie w dół. Gdy tylko dotknęliśmy piasku od razu przestało padać. Piasek był suchy. Wysiedliśmy z naszego balononielotu i siedliśmy w cieniu palmy. Podszedł do nas pewien Kacper, w realu osoba z którą miałem kiedyś na pieńku, tym dziwniejsze, że postanowił nam pomóc. Wskazał nam, że za jedną z wydm stoi samolot pasażerski którym wszyscy z wyspy mogą się wydostać. Pobiegliśmy we wskazanym kierunku. Siedliśmy w areoplanie z kilkoma innymi osobami i czekaliśmy na odlot. Gdy zostało dziesięć minut do startu przypomniałem sobie, że zostawiłem gdzieś plecak z moimi rzeczami. Wybiegłem jak oparzony go szukać. Byłem ostro zestrachany, bałem się, że odlecą beze mnie. Znalazłem. Wysypałem całą zawartość na piach. Wziąłem trzy paczki Tic Tac'ów colowych i pobiegłem z powrotem. Zdążyłem w ostatniej chwili. Wystartowaliśmy...



  Koparka...


  Wysiadłem na stacji z pociągu podmiejskiego. Noc. Pobiegłem na inny peron ale gdzieś tak w połowie drogi postanowiłem jednak zawrócić. Po kilkunastu krokach uznałem jednak, że nie chce mi się nigdzie jechać. Stanąłem. Zaczął padać śnieg który momentalnie przykrył grubą warstwą białego puchu wszystko dookoła. Zrobiło się też zimno. Podszedłem do niewielkiej rzeczki i patykiem bawiłem się lodem...


 Obudziłem się w dziwnym stanie błogości, nie do opisania słowami, w którym chciałbym zostać dłużej. Nie dane mi to jednak było przez dźwięki otoczenia wżerające się w mój mózg jak kornik w korę. Niestety ściany w mym mieszkanku są cienkie jak andruty przez co granica między mną a sąsiadami jest właściwie tylko umowna. A to sąsiad z góry postanowił zagrać sobie w bilard, starsza przygłucha sąsiadka zza ściany prowadziła właśnie ożywioną rozmowę przez telefon, ktoś tam gdzieś wypróżniał się przeciągle pierdząc. Dzień jak co dzień. Uroki życia w bloku z wielkiej płyty.


pIs JoŁ
Dlaczego intuicja podpowiada mi, że z tego koszmaru już się nie obudzę? Bo wcale jeszcze nie poszedłem spać a koszmar dopadł mnie na jawie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
BE PREPARED TO DESTROY ALL THAT YOU OWN
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
04-05.09.2K20
Czas snu: tak ze 15 godzinek


Sen był koszmarny pod takim względem, że budziłem się kilka może nawet kilkanaście razy po czym od razu zasypiałem. Raz obudziłem się na dłuższą chwilkę i nawet przeszło mi przez myśl żeby zrobić WBTB itd. ale nie miałem siły wstać, mięśnie miałem jak z waty. Poza tym obudziłem się bardziej zmęczony niż poszedłem spać ale to standard.


Miałem kilka snów. Dłużej niż 30 sekund zapamiętałem jeden. 

...Stacja kolejowa. Ciepło i jasno, świeci słoneczko. Dziwna odmiana od innych snów, które swą akcję opierają prawie zawsze w nocy. Biegnę do mojego pociągu. Miałem jechać na miesięczny obóz/kolonie. Pomimo, że zostało jeszcze pół godziny do odjazdu to nie chciałem przybyć na miejsce zbiórki jako ostatni. Bałem się, że porobią się już grupki znajomych a ja nigdzie nie dołączę... Przybyłem na zbiórkę jako ostatni.  przewrócenie oczami Wszyscy siedzieli już w dwóch ostatnich wagonach z pięciu. Wagony były zielone z ze zewnątrz. W środku nie było przedziałów. Siedzenia ustawiono naprzeciwko siebie jak w metrze. Do tego były obite skórą. Wszedłem, powiedziałem opiekunowi, iż jestem a ten odparł, że skoro wszyscy już są to możemy ruszać. Ruszyliśmy. Odkąd wszedłem wszyscy patrzyli się na mnie jakoś dziwnie a przynajmniej tak mi się wydawało. Zestresowałem się. I już miałem iść usiąść do innego wagonu (wszystkie były puste) ale pomyślałem sobie jak by to beznadziejnie wyglądało. Przełamałem się i usiadłem obok jakiejś dziewczyny. Po chwili zaczęliśmy rozmawiać, już nawet kleiła się rozmowa ale nagle zacząłem sobie przypominać o rzeczach których zapomniałem wziąć ze sobą. Psycha mi siadła a następnie upadła z hukiem, bo właściwie nie wziąłem niczego na miesiąc wyjazdu. A i miałem na sobie wojskowe spodnie...


Inne dni.


  Dosyć ciekawa sytuacja. Miałem sen w którym coś zrobiłem. Nic wielkiego. Dokładnie wsypywałem tabletki do butelki wody żeby zrobić sobie witaminowy napój i poszedłem spać. Sen był on tak autentyczny, że po przebudzeniu byłem naprawdę pewien, że wczoraj wieczorem to zrobiłem. Gdy poszedłem do kuchni robić śniadanko i otworzyłem lodówkę byłem naprawdę zdziwiony tym, że nie zastałem tam butelki witaminkowego napoju. Dopiero po głębszych przemyśleniach uświadomiłem sobie, że to mi się tylko przyśniło. Chyba pierwszy raz mi się zdarzyło żebym nie ogarnął, że coś było snem.



03-04.09.2K20

UWAGA! Poniższy sen może wywołać zgorszenie u w sumie każdego niepoje*anego osobnika (u mnie nie wywołał  :> ). Czytasz na własną odpowiedzialność.


 Fabułę snu który zaraz przytoczę a bardziej przedstawione w  niej postacie da się prawdopodobnie wytłumaczyć tym, iż przed zaśnięciem mój wzrok padł na obraz niejakiego Josepha-Noela Sylvestre'a pt. "Sacco di Roma" i przez dłuższą chwilę się na nim zatrzymał kontemplując walory artystyczne tegoż dzieła.


...Noc. Okolica wiejska. Tam trochę lasu, tu jakaś łąka poprzecinana krzewami i krzaczorami. Wszystko byłoby spoko można by się położyć i pooglądać gwiazdy gdyby nie to, że wokół trwała woja i wszyscy wszystkich zabijali. No spoko, to jeszcze typowa sytuacja w co drugim moim śnie brutalnie ginie przynajmniej jedna osoba. Dziwne a raczej nietypowe było to, że wszyscy ale to wszyscy, włącznie ze mną byli kompletnie nadzy. Tak nawiasem mówiąc nie mam pojęcia jak działało wojenne rozpoznawanie swój-wróg skoro wszyscy nie mieli niczego co odróżniało by ich od drugiej strony konfliktu. Wracając. Wszyscy mężczyźni w owym śnie byli bosko umięśnieni natomiast kobiety co do joty miały zgrabne atletyczne ciała. No ale to jeszcze też spoko, było ciepło wiadomo, w ubranku gorąco. Najbardziej zwyrolską rzeczą jaką uraczył mnie mój mózg tej nocy wcale niebyły nagie nieboszczyki, z których rozdartych brzuchów wypływały krwiste flaki. Nie były to nawet porozrzucane wszędzie oderwane kończyny czy też ludzie w agonii z przestrzelonymi rdzeniami kręgowymi, którzy w amoku umierania czołgali się nie wiadomo dokąd i po co wlokąc za sobą martwe już nogi i zostawiając ścieżkę krwi, niczym ślimak swój śluz. Nie. Prawdziwie zwyrolskie było to, że pośród tej orgii śmierci i orgii zabijania trwała jeszcze jedna orgia, ta bliższa oryginalnemu znaczeniu. Zobrazuję to tak. Weźcie jakiś krwisty horror z lat 80, dorzućcie do tego kilka zdjęć prawdziwego pola bitwy z masą trupów, wymieszajcie w z sosem grzybowo-pornograficznym a na koniec posypcie to wszystko moralnym kacem po obudzeniu się. I nie, nie hiperbolizuje. Każdy ale to każdy robił TO z każdym, czy to chłop czy to baba, czy to swój czy to wróg (oczywiście wrogów najpierw zabijali), czy to żywy czy to martwy, czy to tylko jakaś część martwego. No brakuje mi słów żeby opisać to co widziałem. 
  Wracając do fabuły. Byłem mężczyzną, miałem karabin i chyba nieskończony zapas amunicji w magazynku, bo nigdy nie przeładowywałem poza tym gdzie miałbym włożyć/przypiąć inne magazynki. Szedłem polną ścieżką, wokół strzały i wybuchy ale nie widziałem żadnego (żywego) wroga. Jedynie swoich którzy albo właśnie gdzieś strzelali albo kopulowali ze sobą albo z martwymi wrogami albo z ich rozczłonkowanymi częściami {klatkami piersiowymi, jelitami, czaszkami [ogólnie jak to powiedział mój znajomy (mający znajomych Ukraińców trudniących się przewozem towarów przez granicę bez oclenia) patrząc na samochód "Jest wiele miejsc gdzie można coś wsadzić")]} albo i z tym i z tym albo strzelali i jednocześnie się zabawiali. Ogólnie było pełno różnych kombinacji. W końcu doszedłem do niewielkiej szopy, usłyszałem z niej jakieś odgłosy. Myśląc, że to przeciwnik bez namysły wyważyłem drzwi z kopa i ujrzałem... Wiecie czym jest zabawa w kanapkę? Stado ludzi rzuca się plackiem na kogoś najlepiej śpiącego i dusi go masą swych ciał dopóki ten nie zacznie być na granicy uduszenia bądź zmiażdżenia...no to to mniej więcej ujrzałem, tylko tu nikt nie pasował gdy tym na dole brakło już tchu. Wszyscy leżący na sobie przestali robić to co robili i popatrzyli się na mnie. Jeden z nich spytał:
-Chcesz się przyłączyć?
-Nie, wolę najpierw coś pozabi...
-Nie, to wypie*dalaj!
  Wrócili do swojej "zabawy" ja zaś wyszedłem i poszedłem dalej. Doszedłem do jakiejś polany i mniej więcej 70 metrów od siebie zauważyłem przeciwników biegnących przez niewielkie wzniesienie. Upadłem na ziemię ustawiłem karabin i począłem unicestwiać wszystkich po kolei. Po kilkunastu wystrzałach poczułem, że się trzęsę. Odwróciłem się i zobaczyłem leżącego na mnie typka robiącego... no sami wiecie co. Nie zważając na to ponownie odwróciłem się i wznowiłem ostrzał. Szczerze nie przeszkadzało mi to, było nawet na swój sposób przyjemne. Jedyne co mnie denerwowało to jego straszliwe sapanie nad moim uchem, które mnie dekoncentrowało oraz to, że jak wspomniałem mocno mną trzęsło przez co musiałem puszczać serie z karabinu żeby w coś trafić. Po jakimś czasie przestał. Myślałem, że skończył i sobie poszedł ale rzuciłem okiem za siebie i okazało się, iż nadal "mam go w sobie" tylko, że teraz martwego. Z dziury w jego głowie sączyła się krew tudzież mózg wprost na moje plecy. "No bywa" pomyślałem i strzelałem dalej. Trafiłem jakąś dziewczynę w nogi. Ta upadła za wzniesienie, poszedłem ją dobić. Coś tam skamlała o litość ale nie zważając na to oddałem strzał prosto w jej serce. 
  Rozejrzałem się. Nikogo nie ma, wszystkich których mogłem zabić w okolicy zabiłem. Nawet odległe strzały jakby ucichły. Jestem więc sam. Przede mną leży ładna dziewczyna, co istotnie W JEDNYM KAWAŁKU, jeszcze ciepła, jej to już w sumie wszystko jedno, grzechem byłoby zmarnować taką okazję... rzuciłem karabin na ziemię i zacząłem dobierać się do zdobyczy. Byłem już blisko wejścia do bramy rozkoszy kiedy usłyszałem głuchy dźwięk i poczułem jak kilkugramowy śrut przewierca się przez moją skroń. Przed oczami zrobiło mi się czerwono. Bez życia upadłem wprost na udo dziewczyny. 
  Znalazłem się w ciele kobiety (nie tej którą przed chwilą prawie pohańbiłem tylko innej, żywej), kilkadziesiąt metrów od miejsca mojego zgonu. Podbiegłem/am do swoich martwych zwłok. Wtem z krzaków wyłonił się mężczyzna, sojusznik. I o dziwo nie chciał mnie zgwałcić. Powiedział mi, że trzeba się ruszać, bo zaraz zaatakują. Wziąłem/am więc karabin DP-28, który należał wcześniej do martwej dziewczyny i pobiegłem/am za gościem. Po drodze usunąłem/am dwójnóg gdyż uznałem/am go za zbędny. Dobiegliśmy do jakiejś świątyni. Nie było na niej żadnych znaków religijnych ale bez wątpienia było to miejsce kultu. Wbiegliśmy do tunelu prowadzącego do owej świątyni. Ów tunel miał dwa wejścia plan był taki, że ja będę bronił/a jednego a mój kompan drugiego. W końcu nadeszła ta chwila. Pojawili się napastnicy. Sami mężczyźni. Wszyscy mocno opaleni. Jeśli wszyscy faceci których dotąd spotkałem w tym śnie byli pakerami to ci byli co do jednego postury Pudziana. Ich narzędzia rozrodcze również ogromne i wszystkie na baczność. Biegli niczym niepowstrzymana fala były ich setki, tysiące. Rzucali masę wulgarnych słów z podtekstem seksualnym w naszym kierunku. Strzelaliśmy. Ubiłem/am dziesiątki, może nawet setki. Darłem/am się ale oni darli się mocniej. Rozgrzana lufa paliła mnie rękę. Strzelałem/am z biodra. Adrenalina mało nie rozerwała mi serca. Mimo, że słałem/am na tamten świat wielu to następni byli coraz bliżej. W pewnym momencie mój kompan złapał mnie za rękę i pociągnął do środka kościoła. Weszliśmy na coś w rodzaju ołtarza. Nie było gdzie dalej uciec. Pewną barierę stanowili zakonnicy ubrani jednakowo w czarne garnitury, czerwone koszule i krawaty również czarne. Lamentowali jakąś pieśń, nie zwracali na nic wokół uwagi. Stali jeno w pięciu bądź sześciu ciasnych szeregach i śpiewali. Patrzyli się cały czas przed siebie. Nawet nie mrugali. Gdy dzicy napastnicy dobiegli do tej przeszkody pierw próbowali się przez nią przecisnąć ale byli zbyt wielcy a zakonnicy zbyt ciasno ustawieni. Nie pomagał też ostrzał prowadzony przez nas. W końcu zaczęli po prostu wyrzynać sobie drogę zabijając zakonników. Byli już naprawdę blisko, otaczali nas z każdej strony. Nie nadążaliśmy z mordowaniem naszych oprawców. Stało się to co stać się musiało, dorwali nas. Jeden z wielu zrzucił mnie z podestu na ziemię i przygniótł swym ciałem.
  Obudziłem się (to nadal sen). Ubzdurało mi się, że to co pamiętam to tak na prawdę ujęcia z kręconego filmu pornograficznego. Postanowiłem go znaleźć. Pierw udało mi się ustalić tożsamość głównych aktorów (tego gościa i dziewczyny którą do niedawna byłem). Począłem więc szukać samego film wpisując w wyszukiwarkę ich imiona z dopiskiem "porn". Oprócz innych filmów w których grali albo 2-3 sekundowych zajawek w jakości max. 240p tego konkretnego dzieła nie mogłem nigdzie znaleźć pełnej wersji. A szukałem wszędzie gdzie się dało. Przebuszowałem całą masę podejrzanych stronek. W realu mój komputer pewno byłby bardziej zawirusowany niż oddział zakaźny. Ostatni film na który natrafiłem (w dość dobrej jakości całe 480p) przedstawiał tego gościa/aktora, który zbierając fundusze na realizacje swojego marzenia (czyli tego porno), wyjechał do jakiegoś egzotycznego kraju szukać funduszy w tzw. zatoce skarbów. Była to dość malownicza zatoczka z kilkunastoma wysepkami. Kiedyś zatonęło tu pełno statków wypełnionych bogactwami. I kto tylko chciał mógł przyjechać i próbować je wyłowić. Na filmiku uwieczniono moment gdy aktor wypływa z wody i wrzuca swój łup na łódkę. Były to same nic niewarte śmieci. Aktor mocno wkur*iony rzucał bluzgami na prawo i lewo. Stary, siwy wyjadacz z brodą, obok którego leżał stosik złotych przedmiotów wyłowionych tego dnia, zaczął się szyderczo z niego śmiać. 
  Odszedłem od komputera i udałem się do toalety. Ostatnie co pamiętam to obsrany kibel podsumowujący dobitnie jak gówniany to był sen...


Tak sobie teraz myślę, że mógłbym wrzucić ten sen do działu "Analiza snów" ciekawe co by wywnioskował pan z pomarańczowym nickiem tudzież reszta iSENowej braci. Jak komuś się chce w to wgłębiać to może napisać. Będzie mi bardzo milutko.  :)
Jeśli chodzi o emocje to podczas pierwszej części snu czułem głównie szał zabijania, adrenalinę oraz silne podniecenie. W drugiej chciałem przede wszystkim za wszelką cenę znaleźć ten film. Gdy ujrzałem kibel to obrzydzenie oczywiście. Już w realu gdy myślałem nad tym snem to z jeden strony coś w stylu "Ja pier*ole co za poje*ana akcja" ale niezbyt silne [nie jeden powalony sen już miałem (może nie aż tak ale jednak) oraz niejeden brutalny/zboczony/obrzydliwy film już widziałem (oglądam głównie z ciekawości czym mnie jeszcze internet może zaskoczyć] tak więc w sumie przywykłem do podobnych obrazów (może nie aż tak mocnych ale jednak) poza tym gdy myślałem o pięknych kobietach jak również muskularnych mężczyznach przewijających się przez ten sen to nie powiem dygnął nie raz, ale tak lekko :> . Chyba właśnie odpowiedziałem sobie na własne pytanie jak i zamknąłem drogę na kolejne zjazdy iSENu. Chyba, że reszta ludzi tu przebywających ma równie obłąkańcze sny i myśli tylko nie chce się przyznać. Przynajmniej nadal jestem anonimowy. Zawsze mogę się też wyprzeć, że wymyśliła to moja świadomość pragnąca łapek w górę, dzięki którym w końcu wespnę się na szczyt iSENowej reputacji i zdetronizuję przebywającą obecnie na tronie Isabelę.



pIS JOł
Dlaczego intuicja podpowiada mi, że z tego koszmaru już się nie obudzę? Bo wcale jeszcze nie poszedłem spać a koszmar dopadł mnie na jawie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Hehe agresja plus pobudzenie seksualne. Moja interpretacja to - nie bawisz się przypadkiem w nofap challenge ostatnio ? :P
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1