O toksycznej męskości i binarności płciowej
#1
https://blog.krolartur.com/czy-mozliwa-j...na-meskosc

Polecam artykuł. Ciekawy i ważny temat (nie tylko dla facetów. Na kobietach to się też odbija). Ale jeszcze ważniejsze - jaka jest alternatywa. Obecnie kształtującą się w społeczeństwie alternatywą jest lewicowa ideologia uznania męskości za zupełnie bezwarunkową, nawet względem płci biologicznej. Wystarczy, że ktoś chce być mężczyzną. Ale może też nie chcieć być. Ani kobietą. Autor artykułu odwołuje się do tych nurtów myślenia i sądząc po końcówce artykułu i komentarza pod nim, ocenia za dosyć obiecujące.

Do niedawna skrytykowałbym takie myślenie, ale miałem ostatnio rozkminy na ten temat jak i przeczytałem ten artykuł i w sumie nie jestem już taki pewny. Zacznę od tego, że według mnie jest sens wyróżniać męskość i żeńskość jako taką. Jako energie, vibe ekspresji. Uważam, że w toku rozwoju emocjolnego, rozkład tych energii powinien się zmieniać, ale nie przez dążenie do balansu (choć może i też), ale przez wzrost (albo raczej, odblokowanie) zarówno energii męskiej i żeńskiej (u wszystkich ludzi). Znaczy powinien.... No właśnie. Ani powinien, ani nie powinien. Choć uważam, że takie zmiany warto wziąć za jeden z sensownych wyznaczników samorozwoju, albo drogowskaz, to nie oznacza, że rozsądnie przenosić tą perspektywę na poziom kulturowy, systemowy. Presja z tego powodu oprócz oczywistego cierpienia, powodowałaby najpewniej blokady naturalnego powiedzmy, dążenia do bycia sobą. Zresztą ostatecznie niewiadomo, która energia "powinna" u nas dominować.

Strzasznie pokraczna, wręcz odklejona od dawna wydawała mi się koncepcja niebinarności. Transpłciowość, rozumiem. Ale niebinarność? Sprawiało to dla mnie wrażenie, że ktoś kombinuje jak koń pod górę, żeby zracjonalizować sobie takie ogólne poczucie niewygody ze sobą. Wciąż uważam, że to po części prawda. Choć raczej nie jeśli chodzi o same odczucie niebinarności, co dużą potrzebę na różne sposoby podkreślania swojej identyfikacji przed sobą i przed światem. Uważam, że ta potrzeba sztywnego samookreślenia, kim jesteśmy teraz, czy nawet kim byliśmy od zawsze (w tym jaka płeć u nas dominuje) jest odwrotnie proporcjonalna do dojrzałości psychicznej.

No ok, ale jeśli chodzi o ocenę ideologii jako rozwiązania systemowego, bez sensu jej dokonywać w oderwaniu od dominującego systemu. Tzn. traktować jako odrębną. Choć jest to po prostu łatwiejsze poznawczo (co więcej, propagatorzy poszczególnych społecznych lewicowych ideologii, sami myślą, że są ponad tym z czym próbują walczyć).
Gdy kiedyś przeczytałem o transpłciowym facecie, który uznał urodzenie dziecka za najbardziej męską rzecz jaką zrobił, oprócz rozbawienia czułem szok, że to się tak dobrze "sprzedaje". Łatwo przy takich newsach zmartwić się w jaką stronę to dąży. Ale pytanie, czemu tak a nie inaczej. Pomijając czynniki psychiczne i indywidualne, nie ma opcji, że to nie jest też problem systemowy. To właśnie przykład toksycznej męskości, która znalazła ekspresję w wymiarze koncepcji transpłciowości. Osoba chwyta się tego co ma pod ręką, bo odkąd uznała się za mężczyznę, zaczęła z nimi świadomie bądź nie, rywalizować. Podkreślać swoją męskość. Zakładając, że news był prawdziwy, ale wyobrażam sobie taką sytuację i w świetle powyższej logiki, ma względne uzasadnienie.

Jak tak sobie o tym myślę, to może koncepcja niebinarności nie jest taką złą alternatywą. Transpłciowi mężczyźni z oczywistych powodów, będą mieli ciężej w rywalizacji, o której autor obszernie pisze w artykule. A transpłciowe kobiety, decydują się na tranzycję podejrzewam bardzo często właśnie w dużej mierze z powodu owej rywalizacji. Chcą się z niej całkowicie wyłączyć i nie znajdują lepszego wyjścia.
W perspektywie koniecznych zmian w swoim ciele, trudności społecznych w nowych rolach, a także ryzyku możliwej wciąż ciążącej dysforii płciowej, pójście w stronę niebinarności nie wydaje się takim złym pomysłem. Piszę o tym jak o wyborze i w zasadzie tak to widzę. Jeśli uznać niebinarność za sensowną koncepcję, to w sumie każdy jest niebinarny. Myślę, że przy odpowiedniej "promocji" takiej ideologii, wiele z osób zastanawiających się nad tranzycją by z niej zrezygnowały, a także odjęło by to ciężaru osobom już po tranzycji. Potencjalnie całkowite usunięcie problemu dysforii. Autor pisze o tym w komentarzu, ale nie podzielam nadziei, że odejście od binarnego podziału zlikwiduje 95% problemów związanych z transpłciowością. Bo obok dysforii innym, jak nie częstszym problem jest "odczucie braku tolerancji", które niestety często jest tylko odczuciem. To problem IMO w dużej mierze bardzo zależny od ogólnej samooceny (choć niewiadomo w jakim stopniu cały ten obecny system płciowości wpływa na trudności w zbudowaniu zdrowej samooceny). Zresztą, z samą dysforią to też nie wiem czy problem zniknie. Może zamieni się w poczucie ambiwalencji, ale już nie dającej się wytłumaczyć w kategoriach płci. Choć to może krok bliżej do usunięcia problemu.

Nie chciałbym jednak, że jeśli już by w tym kierunku miał się rozwinąć temat, to miało to wyglądać tak jak dzisiaj, z tymi zaimkami gdzie nawet nie wiadomo jakiej kto jest płci biologicznej (bo nawet w świetle niebinarności, bym tej koncepcji nie wywalał). No ale to znowu, perspektywa z punktu obecnego dominującego systemu.
Idealne dla mnie rozwiązanie to takie, żeby te wszystkie osoby, które czują zgrzyty, straciły potrzebę samookreślania. Żeby przestały myśleć w kategoriach "od zawsze byłem/am/om". No nie, po prostu przyjmujesz inną perspektywę patrzenia na swoje obecne doświadczenie.
Ta potrzeba samo określania jest jednak wpisana w kulturę, a może i nawet nasz racjonalny umysł. Choć uważam, że można to przekroczyć, to ciężko zbudować takie rozwiązanie na poziomie systemowym.

Dawajcie znać co myślicie!
Dla mnie temat bardzo ciekawy, ale też złożony i trudny. Im więcej o tym myślę tym bardziej sobie uświadamiam ogromną współzależność tych wszystkich klocków. Nie da się wyjąć pojedynczego klocka bez wpływu na inne. Strasznie ciężko przewidzieć przez to jak konkretna zmiana wpłynie na społeczeństwo ogółem. Temat też wydaje mi się bardzo "rdzenny". Jako, że naszą kulturę, a może i nawet cały rozwój ludzkości zapoczątkował i ciągnie dalej patriarchat, a on z kolei jest napędzany przez koncepcję męskości (i przez stricte binarny podział), a ta z kolei w naturę ma wpisaną toksyczność, to przebudowa klocków w tym temacie, mogłaby w ogromnym stopniu odbić się na naszej tożsamości jako takiej. W dobrym, albo złym kierunku.
let's worship cats
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#2
Nie ma czegoś takiego jak toksyczna męskość czy kobiecość. Toksyczność jest ogólna i dotyczy toksyczności "bycia". Mogę być niemęski, niekoleżeński, być złym uczniem czy synem. To są tylko role, które odgrywa się w życiu. Role, które mają swoje wzorce, do których można dążyć. Można, ale nie trzeba. I tego wiele ludzi nie rozumie. Wymagają, aby każdy swoją rolę wykonywał jak najlepiej i starał się ulepszyć. Stąd powstaje cała toksyczność. I na nieszczęście te role biorą udział w budowaniu naszej tożsamości. To sprawia, że bierzemy to zbyt do siebie. Ktoś opisuje naszą rolę i mówi, że jest słaba. Mając raczej na myśli, że daleko jej do ideału i jako, że ta rola=tożsamość to MY czujemy się słabi. 

Co wtedy można zrobić? No można wypełnić tę rolę, stać się męskim. Tylko, że czasy się zmieniły. Weźmy na przykład coś trywialnego - bycie silnym. Jak silnym trzeba być, żeby być męskim? Mam wyciskać na klatę tyle ile ważę, czy może mieć kręgosłup na tyle silny, aby nosić swoją lubą albo tak silne nogi, aby pójść tam i z powrotem. Gdzie jest ten wzorzec? No wyśrubowany w kosmos. Ideał widać w sportowcach, strongmenach. Ile pracy i wysiłku trzeba włożyć, aby się choć do nich zbliżyć? A to dopiero jedna z cech. Chodzi o to, że teraz wszystko jest wyspecjalizowane. Dlatego jak ktoś patrzy na te wszystkie cechy, które tworzą męskość i chciałby je spełnić to odpuszcza. W zamian szuka sobie tożsamości, takiej która jest łatwa. Skoro nie jest męski to jaki? Takie pytanie zadaje sobie i na nieszczęście ruchy lewicowe mówią mu "Jesteś innej płci!" Nieświadomym, że wszystkie problemy zabierze razem ze sobą.

Natomiast jak ktoś wie, że przypisywane mu role nie równają się jego tożsamości to może zdrowo stawiać sobie wyzwania. Może dążyć i eksplorować męskość w całej swej okazałości. Na pewno oglądając jakiś film, zdarzyło wam się pomyśleć "chciałbym być x(wpisz cechę męskości) jak on". I w tym nie ma nic toksycznego. To jest pewna rola, pewien wzorzec. Wzorzec do którego mamy naturalne parcie, bo męskość to najstarsza i najdoskonalsza rola.

Toksyczność bycia jest winą jednej roli i jest to rola rodzica.
[ ]
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#3
Ja jestem coraz bardziej sceptyczny do nowożytnego pojmowania płci. Myślę sobie czasem, że te tematy nie bez powodu były wcześniej naznaczone kulturowym tabu. Najwyraźniej są takie rzeczy, nad którymi człowiek nie powinien się zastanawiać tak intensywnie, bo je zepsuje :)

Według mnie człowiek jest z natury panseksualny, a ukierunkowanie jego seksualności na płeć wynika z pewnych subtelnych mechanizmów biologicznych oraz kulturowych. Biologiczna napędowość libido i różnice cech płciowych nie są gwarantem jednokierunkowych potrzeb seksualnych. Zachowania seksualne są poza tym w znaczącej mierze napędzane przez tą grę społeczną w męskość i kobiecość. Zgadzam się z autorem bloga, że tylko strona męska ma swój toksyczny odpowiednik, przynajmniej dopóki mowa o toksyczności pochodnej do samej rywalizacji. Jednocześnie uważam, że dążenie to wyeliminowania koncepcji męskości i spłaszczenie tożsamości kulturowej płciowości do niebinarności - jest pomysłem histerycznym. Autor brnie w swojej tezie, że to gra, której zasady ustalają wyłącznie mężczyźni. Bzdura, zwycięstwa w ich grze od zawsze zależne były od kobiecego punktu widzenia. Problem zrobił się inny - ten toksyczny groteskowy model męskości jest po prostu przestarzały, i to co teraz widzimy w wypowiedziach ruchów feministycznych, w piętnowaniu toksycznych męskich zachowań na co dzień, w artykułach takich jak ten - kultura zaczyna wpływać na model, żeby go przetransformować i zaktualizować do nowożytności. I tak - przyszły model męskości nie będzie opierał się na sile i wytrwałości, a może bardziej na dojrzałym krytycyzmie, odwadze, pasji itp. I ten model będzie dążył do takiej formy, w której będzie on pobudzał uczucia kobiet, a nie mężczyzn, bo tak to ma działać... Niemniej w męskości  zawsze będzie element rywalizacji i zawsze każdy facet będzie na jakimś etapie życia przeżywał refleksję, czy jest odpowiednio męski. To minimalny koszt tego kulturowego tańca.

Natomiast spłaszczanie seksualności do panseksulaności, biseksualności lub niebinarności, w ostatecznej formie po prostu zredukuje zachowania seksualne jako takie. Na dzisiejszym poziomie rozwoju tak naprawdę ludzkość na to stać, populacja się utrzyma bez problemu. Ale czy to jest przyszłość, której koniecznie potrzebujemy, tak bardzo boli nas presja oczekiwań co do płci ? 

Jeżeli chodzi z kolei o transpłciowość, to jestem zdania, że powinno się skupić wyłącznie na preferencji seksualnej a nie na niejasnym wewnętrznym poczuciu i rozumieniu własnej płci. Swojego czasu opiniowałem osoby do tranzycji i dziwiło mnie jak niezwykle popularne są zmiany płci bez zmiany preferencji tzn, chcę zostać kobietą, ale będę lezbijką. Płeć to nie rasa, żeby była wizualnym wariantem normy, płeć ma wymiar praktyczny, stricte seksualny. Taka sytuacja jak przytoczona jest więc dla mnie tylko dowodem na skrzywione pojmowanie swojej płciowości, albo właśnie nadmierną fiksację na kulturowe pojęcie płci, mylenie płci z męsko-żeńską rolą kulturową.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#4
@incestus 
Mega komentarz :) Swoją drogą fajnie przeczytać jakąś Twoją odpowiedź na forum po latach :D
Zgodzę się niemal ze wszystkim, poza jedną, ale i bardzo istotną kwestią, przynajmniej dla nas jako indywiduum (nie systemowo). Nie byłbym taki pewien, że człowiek nad pewnymi kwestiami nie powinien się zastanawiać intensywnie, bo je "zepsuje". Widzę w tym myśleniu Twoją kontynuację znanej mi już dobrze Twojej filozofii "nie grzeb w tym za bardzo". Miałeś tak np. jeśli chodzi o medytację, wgląd w siebie, duchowość. Ja nie do końca, dlatego dzisiaj mamy trochę myślenie o tym wszystkim. Ja starałem się szukać ludzi mądrzejszych od siebie i patrzeć (na tyle ofc ile jestem w stanie to ocenić ze swojej perspektywy) w jakim miejscu są. Sprawa się staje o tyle zabawna, że im dalej w las tym zaufanie, czy takie zrozumienie, że nie rozkminisz do końca jak to działa, czy nie przewidzisz kierunku, staje się ważniejsze, bo jest w pewnym sensie mniej kontroli.
Jeszcze taka jedna myśl ode mnie. CO sprawia, że drążymy (niektórzy przynajmniej)? Często mimo lęku, z ciekawości? Wiemy przecież (w sensie ja czy ty :P), że to nie "ja". "Ja" nie ma i nigdy nie było. Czy więc filozofia, wychodzącą z założenia, że "ja" może być mądrzejsze od całości umysłu samego w sobie, rozkminić, przewidzieć proces drążenia, nie jest wciąż naiwną wiarą w "ja"? :D
Trochę jak Ci ateiści co myślą, że człowiek jest szczytowym produktem ewolucji i patrzą na wszystko z góry. Czy jakoś tak. Pisałeś o tym kiedyś na forum :P

EDIT: Po głębszej refleksji, nie zgodziłbym się jeszcze z niektórymi rzeczami, ale to już takie niuanse.
let's worship cats
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#5
@Kys
Dzięki za odzew! Z większością co napisałeś się zgodzę, tylko właśnie myślę, że sensownie spojrzeć na to od strony np. toksycznej męskości. Tzn. na pewne kwestie. Toksyczność sama w sobie oczywiście ma miejsce, ale ja bym to kojarzył z taką perspektywą indywidualną, psychiczną, czy np. związana ściśle z dzieciństwem. Artykuł porusza tą sprawę stricte od strony systemowej i ja też próbowałem tak spojrzeć w moim komentarzu do artykułu. Patologiczne dzieciństwo to też problem systemowy, ale już powiedziałbym mniej jakby? To wszystko jest ze sobą związane, samonakręca się i nie można znaleźć początku, ale można jakoś spróbować w mniejsze i większe systemu to ułożyć :)
Cytat:Na pewno oglądając jakiś film, zdarzyło wam się pomyśleć "chciałbym być x(wpisz cechę męskości) jak on".
Totalnie! Hah. Miałem tak bardzo przy oglądaniu berserka. Główny bohater to wypisz wymaluj archetyp męskości, szczególnie jak zakochała się w nim waleczna rycerka, która była strasznie harda, ale przy nim potrafiła stać się wrażliwa. W pewnym momencie poczułem straszne ukłucie w sercu ile ja bym dał, żeby mieć te cechy. Albo raczej, że nie wyobrażam sobie ich mieć, a tak bardzo bym chciał.
Jakiś czas później do mnie te uczucie wróciło, ale tym razem dowaliło jeszcze bardziej. No i chyba coś otworzyło. Zmotywowało do pewnych działań i osłabiło wahania. Ale nie wiem czy jest sens sprowadzać to do prostu potrzeby bycia w jakiejś roli. Tak czy siak na pewno bardzo dobrze docierać do takich uczuć.

PS. Sory, że post pod postem. Lata spędzone na grupach na fb z dala od for robią swoje :D :))
let's worship cats
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#6
(11-11-2023, 04:55 )Fallen Leaf napisał(a):
https://blog.krolartur.com/czy-mozliwa-j...na-meskosc

Polecam artykuł. Ciekawy i ważny temat (nie tylko dla facetów. Na kobietach to się też odbija). Ale jeszcze ważniejsze - jaka jest alternatywa. Obecnie kształtującą się w społeczeństwie alternatywą jest lewicowa ideologia uznania męskości za zupełnie bezwarunkową, nawet względem płci biologicznej. Wystarczy, że ktoś chce być mężczyzną. Ale może też nie chcieć być. Ani kobietą. Autor artykułu odwołuje się do tych nurtów myślenia i sądząc po końcówce artykułu i komentarza pod nim, ocenia za dosyć obiecujące.

Do niedawna skrytykowałbym takie myślenie, ale miałem ostatnio rozkminy na ten temat jak i przeczytałem ten artykuł i w sumie nie jestem już taki pewny. Zacznę od tego, że według mnie jest sens wyróżniać męskość i żeńskość jako taką. Jako energie, vibe ekspresji. Uważam, że w toku rozwoju emocjolnego, rozkład tych energii powinien się zmieniać, ale nie przez dążenie do balansu (choć może i też), ale przez wzrost (albo raczej, odblokowanie) zarówno energii męskiej i żeńskiej (u wszystkich ludzi). Znaczy powinien.... No właśnie. Ani powinien, ani nie powinien. Choć uważam, że takie zmiany warto wziąć za jeden z sensownych wyznaczników samorozwoju, albo drogowskaz, to nie oznacza, że rozsądnie przenosić tą perspektywę na poziom kulturowy, systemowy. Presja z tego powodu oprócz oczywistego cierpienia, powodowałaby najpewniej blokady naturalnego powiedzmy, dążenia do bycia sobą. Zresztą ostatecznie niewiadomo, która energia "powinna" u nas dominować.

Strzasznie pokraczna, wręcz odklejona od dawna wydawała mi się koncepcja niebinarności. Transpłciowość, rozumiem. Ale niebinarność? Sprawiało to dla mnie wrażenie, że ktoś kombinuje jak koń pod górę, żeby zracjonalizować sobie takie ogólne poczucie niewygody ze sobą. Wciąż uważam, że to po części prawda. Choć raczej nie jeśli chodzi o same odczucie niebinarności, co dużą potrzebę na różne sposoby podkreślania swojej identyfikacji przed sobą i przed światem. Uważam, że ta potrzeba sztywnego samookreślenia, kim jesteśmy teraz, czy nawet kim byliśmy od zawsze (w tym jaka płeć u nas dominuje) jest odwrotnie proporcjonalna do dojrzałości psychicznej.

No ok, ale jeśli chodzi o ocenę ideologii jako rozwiązania systemowego, bez sensu jej dokonywać w oderwaniu od dominującego systemu. Tzn. traktować jako odrębną. Choć jest to po prostu łatwiejsze poznawczo (co więcej, propagatorzy poszczególnych społecznych lewicowych ideologii, sami myślą, że są ponad tym z czym próbują walczyć).
Gdy kiedyś przeczytałem o transpłciowym facecie, który uznał urodzenie dziecka za najbardziej męską rzecz jaką zrobił, oprócz rozbawienia czułem szok, że to się tak dobrze "sprzedaje". Łatwo przy takich newsach zmartwić się w jaką stronę to dąży. Ale pytanie, czemu tak a nie inaczej. Pomijając czynniki psychiczne i indywidualne, nie ma opcji, że to nie jest też problem systemowy. To właśnie przykład toksycznej męskości, która znalazła ekspresję w wymiarze koncepcji transpłciowości. Osoba chwyta się tego co ma pod ręką, bo odkąd uznała się za mężczyznę, zaczęła z nimi świadomie bądź nie, rywalizować. Podkreślać swoją męskość. Zakładając, że news był prawdziwy, ale wyobrażam sobie taką sytuację i w świetle powyższej logiki, ma względne uzasadnienie.

Jak tak sobie o tym myślę, to może koncepcja niebinarności nie jest taką złą alternatywą. Transpłciowi mężczyźni z oczywistych powodów, będą mieli ciężej w rywalizacji, o której autor obszernie pisze w artykule. A transpłciowe kobiety, decydują się na tranzycję podejrzewam bardzo często właśnie w dużej mierze z powodu owej rywalizacji. Chcą się z niej całkowicie wyłączyć i nie znajdują lepszego wyjścia.
W perspektywie koniecznych zmian w swoim ciele, trudności społecznych w nowych rolach, a także ryzyku możliwej wciąż ciążącej dysforii płciowej, pójście w stronę niebinarności nie wydaje się takim złym pomysłem. Piszę o tym jak o wyborze i w zasadzie tak to widzę. Jeśli uznać niebinarność za sensowną koncepcję, to w sumie każdy jest niebinarny. Myślę, że przy odpowiedniej "promocji" takiej ideologii, wiele z osób zastanawiających się nad tranzycją by z niej zrezygnowały, a także odjęło by to ciężaru osobom już po tranzycji. Potencjalnie całkowite usunięcie problemu dysforii. Autor pisze o tym w komentarzu, ale nie podzielam nadziei, że odejście od binarnego podziału zlikwiduje 95% problemów związanych z transpłciowością. Bo obok dysforii innym, jak nie częstszym problem jest "odczucie braku tolerancji", które niestety często jest tylko odczuciem. To problem IMO w dużej mierze bardzo zależny od ogólnej samooceny (choć niewiadomo w jakim stopniu cały ten obecny system płciowości wpływa na trudności w zbudowaniu zdrowej samooceny). Zresztą, z samą dysforią to też nie wiem czy problem zniknie. Może zamieni się w poczucie ambiwalencji, ale już nie dającej się wytłumaczyć w kategoriach płci. Choć to może krok bliżej do usunięcia problemu.

Nie chciałbym jednak, że jeśli już by w tym kierunku miał się rozwinąć temat, to miało to wyglądać tak jak dzisiaj, z tymi zaimkami gdzie nawet nie wiadomo jakiej kto jest płci biologicznej (bo nawet w świetle niebinarności, bym tej koncepcji nie wywalał). No ale to znowu, perspektywa z punktu obecnego dominującego systemu.
Idealne dla mnie rozwiązanie to takie, żeby te wszystkie osoby, które czują zgrzyty, straciły potrzebę samookreślania. Żeby przestały myśleć w kategoriach "od zawsze byłem/am/om". No nie, po prostu przyjmujesz inną perspektywę patrzenia na swoje obecne doświadczenie.
Ta potrzeba samo określania jest jednak wpisana w kulturę, a może i nawet nasz racjonalny umysł. Choć uważam, że można to przekroczyć, to ciężko zbudować takie rozwiązanie na poziomie systemowym.

Dawajcie znać co myślicie!
Dla mnie temat bardzo ciekawy, ale też złożony i trudny. Im więcej o tym myślę tym bardziej sobie uświadamiam ogromną współzależność tych wszystkich klocków. Nie da się wyjąć pojedynczego klocka bez wpływu na inne. Strasznie ciężko przewidzieć przez to jak konkretna zmiana wpłynie na społeczeństwo ogółem. Temat też wydaje mi się bardzo "rdzenny". Jako, że naszą kulturę, a może i nawet cały rozwój ludzkości zapoczątkował i ciągnie dalej patriarchat, a on z kolei jest napędzany przez koncepcję męskości (i przez stricte binarny podział), a ta z kolei w naturę ma wpisaną toksyczność, to przebudowa klocków w tym temacie, mogłaby w ogromnym stopniu odbić się na naszej tożsamości jako takiej. W dobrym, albo złym kierunku.

Nie przeczytałem tego jeszcze całego, ale moim zdaniem to męskość nigdy nie jest toksyczna, a poprawne słowo na taką osobę to jest 'cipa' albo 'cham' i nie ma nic męskiego w takiej osobie. Męskość to jest np. chęć bronienia rodziny, ojczyzny, odwaga itp. Myśle że to tzw. agenda woke  i propaganda żeby osłabić społeczeństwo ale myślę, że takie terminy wymyślają sobie ludzie głównie gdzieś w Ameryce/na Zachodzie, gdzie mają wszystko pod tyłkiem i nie mają o czym pierdolić :I
Slavia napisał 13-11-2023, 17:06 :
Nie musisz cytować pierwszego postu w temacie, a jeśli już, tak dużo tekstu chowaj w spoiler
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1