NeuroWonderland
Trwała wędrówka kosmicznego ludu. Unosiliśmy się w przestrzeni kosmicznej. Poruszaliśmy się wzdłuż strumienia patykopodobnych złotych obiektów. Każdy łamał te patyki, brałem nawet po kilka i je łamałem. Po dłuższym czasie stwierdziłem, co poinformowałem innych, że nie powinniśmy łamać wszystkich, bo to zaburzy równowagę, ale mnie nie słuchali. W pewnym momencie znaleźliśmy się na planecie, wędrowaliśmy wzdłuż brzegu morza po kamiennych płytach. Wiele osób szło po wodzie lub też unosiło się nisko nad nią. Spostrzegłem, że w wodzie znajdowało się wiele czegoś podłużnego, wystającego także w wielu miejscach na brzegu. Były jakby z gąbki i szarych szmat. Nikt nie zwracał na to uwagi, pewnie były to jakieś morskie wodorosty lub po prostu śmieci. Nagle jedno z tych, teraz wiadomo, że stworzeń, wynurzyło się i schwyciło jedną z unoszących się osób w pysk. Znowu się zanurzyło i popłynęło dalej. Zewsząd zaczęły się podnosić te stwory. Wyglądały jak wielkie tasiemce albo robale, np. dżdżownice, nie miały oczu. Nikt tego nie zauważył, szli dalej jak szli. Wiedziałem, że trzeba uciekać. Mogłem tylko zawrócić. Szybko biegłem i przeskakiwałem z miejsca na miejsce. Wydaje mi się, że to był jeden wielki stwór z wieloma odnóżami, które jak chciały mogły się odczepić i zostać osobnym organizmem. Wiele razy już prawie schwyciłby mnie za nogę, ale w porę wyskakiwałem do góry i biegłem, nie mogłem się unosić w powietrzu, oddychałem bardzo szybko. Dotarłem do jakichś zabudowań. Skoczyłem w górę na jakiś skalny blok i na następny wyżej. W chwili, gdy skoczyłem ostatni raz, zauważyłem odrywające się od moich stóp mrówki. Jestem pewien, że do tej pory byłem małym ludzikiem, a teraz w chwili skoku urosłem do normalnych rozmiarów. Mętnie pamiętam jeszcze, że żył tam już jakiś inny lud, który coś dla mnie przygotował, miały być trzy próby czegoś i przejście, gdzieś dalej.

W drugim śnie znalazłem się na bogatej posiadłości. Przed wielkim domem znajdował się równie wielki basen. W wodzie dwie pary uprawiały seks. Wszedłem do wody, jednak szybko ich wyminąłem. Po chwili, gdy dopłynąłem na koniec basenu, zjawiła się trzecia kobieta, nie wchodziła do wody. O coś mnie oskarżała i poszła zawołać ochronę. Uciekłem stamtąd. Wiedziałem, że tamci ją jednak w czymś oszukali i to ją, gdzieś zamknęli. Chciałem ją znaleźć i uwolnić. Niedaleko basenu znalazłem wejście do mini budynku parterowego. Przeszedłem krótki korytarzyk i wszedłem do małej salki na końcu. Przed stolikiem siedział Bill Gates, miał czekoladowe ciasteczka i herbatę. Zapraszał mnie do siebie. Nie chciałem się przyłączać, ponieważ wiedziałem, że to on zamknął dziewczynę. Wychodząc spytałem się go jedynie czy te ciastka to ciastka z przeglądarki internetowej. On się tylko uśmiecha jak to on. Wokół korytarza było pełno drzwi, otwierałem każde po kolei, ale nie znalazłem jej. Były jeszcze inne, dobrze zabezpieczone, pancerne drzwi, nie dałem rady ich otworzyć. Chociaż nikogo tam nie było, to zapewne obserwowano tutaj poprzez liczne kamery. Nie chciałem budzić niczyich podejrzeń, więc jak najszybciej opuściłem to miejsce.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Na półce, albo takiej półko kanapie, leżała moja kotka. Na drugiej, trochę wyżej, także leżała ta sama kotka. Coś mi się poplątało to z nazwą jakiejś gry, i że jedna kotka miała taką wersję, a ta druga nowszą wersję. Byłem trochę zdziwiony, a może nawet zaniepokojony, bo nie wiedziałem już, która to ta prawdziwa. Później jechałem autobusem i opowiadałem dwóm takim co siedzieli przede mną o tym śnie, o tej grze, kotce i jeszcze czymś więcej czego już teraz nie pamiętam, chyba coś z lasem. Dalej jak jechałem to widziałem, co zwróciłem im uwagę, dziwny trzyczęściowy autobus. Wjechał do uliczki, gdzie nie jeżdżą autobusy. Wił się i falował jak wielki robal, a na nim siedziała jak na koniu jakaś pani, którą w tym śnie znałem. Chwilę się zastanowiłem, ale wydało mi się wszytko normalne. W innej części snu wstałem z łóżka i wyszedłem przez okno na trawnik. Było ciemno. Myślą przeniosłem się poza żywopłot, gdzieś dalej. Znalazłem na ziemi dwa pojemniki z jakimś płynem w sprayu. Nie wiem w jakim celu przez cały czas na siebie tym psikałem. Zrobiło się jasno, wszystko wydawało się bardzo rzeczywiste i jednocześnie dziwne, wydawało mi się, że już śnił mi się podobny sen, wywołujący podobne emocje. Dużo osób się przechadzało przy ulicy. Ciągle byłem skupiony na tych dwóch pojemnikach. Przeniosło mnie wtedy na drugi koniec miasta do mieszkania cioci. Nikogo nie było, balkon był otwarty, wiał lekki wiatr. W końcu otworzyłem te dwa pojemniki. Wylałem całą zawartość na głowę. Czułem przyjemny, chłodny płyn ściekający po mnie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Byłem w nieznanym mi mieście. Zupełnie nie pamiętam co tam robiłem. Pamiętam jedynie jak znalazłem się w ukrytym miejscu tego miasta. Widziałem (później wyglądało to jakbym oglądał na telewizorze) jak idzie jaszczuropodobna postać wzdłuż ściany. Nie miała ogona, całe jej ciało pokrywały zielone łuski, miała kołnierz z łusek. Jaszczur stanął przed piramidą podobną do piramid Majów. Nagle w tą piramidę trafia pionowy słup energii. Lektor opisywał co się dzieje, pamiętam tylko, że to ma jakiś związek ze Słońcem. Potem byłem razem z siostrą przy przystanku, znajdującym się niedaleko tego miasta, ale już zwykłej jego części. Opowiadałem jej co widziałem i tłumaczyłem jej, że to się działo po "lewej" stronie rzeczywistości, czyli w innym wymiarze.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Siedziałem z tatą i coś oglądaliśmy na telewizorze. Było otwierane czerwone wino lub coś podobnego. Nalałem sobie, jednak zamiast do kieliszka lub chociaż do szklanki to do pudełka po jogurcie. Piłem pomieszane razem z jogurtem. Jak wychodziłem z pokoju, zauważyłem różne słodycze poukładane na komodzie.

Udałem się do lasu. Gdy się tak zagłębiałem, zauważyłem coś dziwnego, to przemykał między drzewami drapieżny niebezpieczny dinozaur. Szybko wzbiłem się w powietrze. Niestety leciałem zbyt nisko i ogromny wąż owinął mi się wokół nóg i chyba mnie ugryzł. Obudziłem się.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Wychodzę balkonem na dwór, wszędzie biało od śniegu. Skądś tam wiem, że ksiądz proboszcz robił coś tam (w sumie nie wiem co) i też mam to robić. Idę, więc pod balkon sąsiadów i szpadlem przekopuję niewielką ilość ziemi ze śniegiem. Idę z powrotem, zatrzymuję się przed żywopłotem i tak przez chwilę stoję. Przechodzę na trawnik i idę przed swoje okno, ale nie wiem po co, to się wracam na balkon. Mama pyta się co ja tak długo tam robiłem. Odpowiadam, że co najwyżej trzy minuty byłem na dworze. To musiało się zdarzyć, gdy zatrzymałem się przed żywopłotem, zasnąłem na stojąco, a gdy się obudziłem wydawało mi się, że to była krótka chwila.

Potem miałem coś takiego, że leżę w łóżku i napiera na mnie jakaś bezkształtna, ciężka do zidentyfikowania ciemna istota. Wyglądała jak czarna plama. Próbuję ją odepchnąć ręką, wcale się jej nie boję, wyobrażam sobie, że tworzę wokół siebie pole ochronne i każę jej odejść. Nagle czuje raczej irracjonalny niepokój, gdy zauważam, że moje ciało się tak na prawdę nie porusza, a ja poruszam fantomowymi, przezroczystymi rękoma. Wydaje mi się, że widzę jeszcze inne przezroczyste istoty (duchy?) i się wtedy budzę.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Myślałem, że więcej mi się przypomni w ciągu dnia, lecz niestety nie. We śnie był późny, ciemny wieczór, a może i już noc. Na placu pomiędzy blokami byli jacyś ludzie. W którymś momencie, pojawiły się dziwne stwory. Miałem broń, krótki metalowy pręt, który wytwarzał silne wyładowania elektryczne (pewnie to się wzięło po obejrzeniu filmiku o dronie w klatce Faradaya), mogłem także wbić go w ziemię, i za pomocą myśli, kierować strumieniem elektryczności po ziemi, aż do celu. Kilka razy w kogoś trafiłem. Nagle cały plac i chodnik wzdłuż bloków wypełniły najprzeróżniejsze stwory. Skojarzyło mi się to wtedy z bitwą z "Władcy pierścieni", nie mogłem się przyjrzeć nikomu dokładniej, ale miałem pewność, że w większości to byli orkowie. Biegli jedni na drugich. Choć było tak gęsto, to nie zetknąłem, ani nie wpadłem na nikogo. Wszystko to było jak iluzja. Wyszedłem z gęstwiny i szedłem trawnikiem. Ukrył się tam mały, złośliwy stworek, gnom czy coś takiego. Chciałem strzelić w niego impulsem elektrycznym, niestety "różdżka" przestała działać. Wtedy mnie zauważył, ale mu uciekłem. Biegłem, już za dnia, przez całą dzielnicę. Po drugiej stronie ulicy, jacyś chłopacy komuś grozili, że wykurzą ich z tej okolicy i coś tam gadali o podpisach. Zatrzymałem się i usiadłem na ławce. Wciągnęła mnie senna reklama, tam stojąca. Przenikały się w niej dwa obrazy, jeden zaczynający się od lewego górnego rogu, to była kobieta siedząca przy pianinie i grająca, drugiego, tego zaczynającego się od prawego dolnego rogu, już za bardzo nie pamiętam, ale też kogoś tam przedstawiał. I tak siedziałem i się patrzyłem i patrzyłem. I ktoś mnie wtedy obudził...
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Razem z jakąś dziewczyną znaleźliśmy się w niewiadomym, mrocznym miejscu, nic nie było widać poza czarnymi podwójnymi drzwiami. Wcześniej widziałem stos czegoś co miało być strasznymi filmami, horrorami dostępnymi tylko od pewnego wieku. Dziewczyna woła do kogoś za drzwiami, że przyszliśmy w sprawie tych filmów, mam prowadzić dochodzenie. Ktoś stał przy drzwiach, ale tylko czekał i nie otwierał. Dziewczyna mówi, że to właśnie my nie mamy kluczy i prosi, aby nam otworzono. W końcu sam otwieram drzwi, pewnie od samego początku były otwarte. Po lewej stronie stoi małą dziewczynka (skojarzyło mi się z filmem "Ring" :) ), kilka razy opiera się dłońmi o drzwi, witając nas w tym czasie i o czymś mówiąc. Kilkakrotnie się to powtarza, jakby  film się zapętlił w tym miejscu, chociaż to ponoć było celowe ze strony tej dziewczynki, aby nadać taki efekt. Wchodzimy, idziemy za nią ciemnymi, wąskimi, krętymi korytarzykami. Coś mi nie dawało spokoju, byłem pewien, że ta "dziewczynka" nas w coś wkręca. W ogóle dziwnie jakoś wyglądała raz jakby poruszała się normalnie, a raz jak gdyby była cieniem przemykającym po ścianach. Przeszła po strumieniu światła okręcającym się wokół śluzy do następnego, głębszego pomieszczenia. Poszliśmy za nią. Poprosiła nas, abyśmy zeszli jeszcze głębiej do mniejszego pomieszczenia, a ona poczeka na nas. Zeszliśmy, ale od razu wiedziałem, że to był błąd, że to pułapka. Widziałem na ścianie zanikający symbol dziurki od klucza. Okazało się, że to była starucha, czarownica, a nie mała dziewczynka. Zasypywała nas piaskiem i gruzem, został jedynie mały prostokątny otwór, w którym mieściła się ręka. Nie wiem co dokładnie zrobiłem, chyba odepchnąłem tą staruchę i jakoś się przemieściliśmy na zewnątrz. Znaleźliśmy się na trawie. Ta stara czarownica chciała nas zabić, chyba jakimiś czarami. Próbowałem w nią uderzyć energią, krzyczałem kamehameha, a nawet moc punktu przesunięcia, czy coś takiego :D. Chyba to nic nie dało, jednak przenieśliśmy się do zupełnie innego miejsca, na razie w miarę spokojnego. Całkiem się rozjaśniło.

Byliśmy w śpiworach, tak mi się przynajmniej wydawało. Ktoś się zaczął turlać w śpiworze i pociągnął mnie za sobą i też zacząłem się turlać. Nie mogłem się wydostać, albo raczej ten ktoś, bo ja byłem już na zewnątrz i obserwowałem. Grupa ludzi leżała w worach, związanych sznurem tak, aby się nie wydostali. Po obudzeniu miałem pewność, że wyglądali jak obcy z filmu "Alien", a nie ludzie.

Sen się zmienił, jakoś tak się złożyło, że siedziałem tej dziewczynie "na barana" i szła z budynku w stronę plaży. Doszliśmy do wody i szliśmy wzdłuż brzegu. Naraz pojawiła się ta "czarownica" i zaczęła nas gonić. Była szybsza od nas i nas dogoniła. Chyba ją odepchnąłem. Zeskoczyłem z dziewczyny i biegliśmy osobno po piasku, jednak wcale nie szybciej. Potem nie wiem co się działo, sen się pewnie zmienił.

Nie wiem kiedy dokładnie to się działo, może później. Byłem w pokoju czy jakiejś sali z kilkoma osobami. Oprócz nas był ktoś niemile się zachowujący (pewnie taka pozostałość po tej wiedźmie), który trzymał widełki stroikowe. Wziąłem je od niego i kilka razy uderzyłem o swoją głowę. Niestety nie wydały żadnego dźwięku. Obejrzałem je, były pogięte, pewnie dlatego nie działały poprawnie. Ten ktoś kazał mi w takim razie wypić olej kokosowy z tych widełek, miało to niby pomóc w ich działaniu…

W następnej części snu stoję przed domem, raczej zwyczajnie wyglądającym z zewnątrz. Z domu wyszła dziewczyna wyglądająca jak aktorka Emma Watson. Czekała na swojego chłopaka. Kiedy przyszedł powiedział, aby poszła z nim na górę, a ona da jej "doładowanie". Poszedłem razem z nimi. Przechodziliśmy przez jakiś długi korytarz, drzwi, potem wchodząc do windy powiedziałem jej, że to doładowanie nie będzie na pewno tym czego się spodziewa. Wyszliśmy z windy, minęliśmy jakąś salę, potem stołówkę (krzesła były poskładane na ławkach, nikogo tam już nie było). Spytałem się jej czy wiedziała, że w jej domu znajduje się stołówka, odpowiedziała, że nie. Potem szliśmy przez następny korytarz, wiadomo było, że to szkoła. Spytałem się jej znowu, czy wiedziała, że w jej domu zmieściła się szkoła, jak się niby tam mógł zmieścić cały budynek szkolny? Na to pytanie także nie potrafiła odpowiedzieć. Szliśmy dalej i się obudziłem.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Jestem razem z kimś na balkonie. Jest ciemna noc. Szaleje wichura, silny huragan. Latają różne rzeczy, odrywane są fragmenty dachów. Widzę jak spada kilka termometrów. Wchodzę do domu, bo robi się niebezpiecznie. Wiem skądś, że ten wiatr nie jest naturalny, jest wywoływany przez złą, nieludzką postać, znajdującą się na dnie otchłani w oku cyklonu. Trzeba ją powstrzymać przed zniszczeniem świata. Jak zwykle w takim przypadku we śnie, chwalę się jakie to ja posiadam umiejętności i siłę. Włącza się wtedy senna wyobraźnia i spada świadomość, przez co nie widzę co tak na prawdę się tam dzieje. W wyobrażonej scenie posyłam falę energii na samo dno. Huragan ustaje, jednak ta istota tam nadal jest. Udaję się z kimś niby do siedziby tego stwora. Teren pilnują ubrani na czarno, zakapturzeni strażnicy. Niosą niezapalone świece, nie zauważają nas. Wchodzimy do budynku. Idę jasnym korytarzem i ciągle o coś zahaczam. Coś tam spada na jednym stoisku, na drugim wpadam na wywieszone mokre ręczniki, które spadają na podłogę. Kobieta tam pracująca wiesza je z powrotem i zakłopotana podaje mi papiery do wypełnienia. Jest to pismo związane z wypadkami, chociaż to ja poprzewracałem różne rzeczy, to i tak dostanę za to pieniądze, ponieważ byłem ponoć narażony z ich strony na wypadek. Później sen wraca do mojego pokoju. Wszystko w ruinie, stoi tylko ściana z oknami. Byli tu jacyś naukowcy i wsadzili do ziemi pod drugim oknem duży kryształowy kamień, miało to działać jako zatyczka, korek energetyczny niepozwalający znowu się wydostać potworowi na wolność. Pytam się kogoś obok mnie, co z tymi diamentami tam się znajdującymi, można by je sprzedać...
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Koniec ze śnieniem? Czy nie warto zapisywać?
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Przerwa. Jak coś ciekawszego mi się przypomni to na pewno zapiszę.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1