NeuroWonderland
#21
Wow, a mi się śniło, że zjechało się do mnie pełno ludzi, serio:0 Na zewnątrz stały kanapy. Pamiętam blondynke z włosami do ramion i kolczykiem w twarzy i grubiuśkigo chłopca, kilku facetów. To była pododbno moja daleka
rodzina:)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#22
Może to był sen grupowy <haha>
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#23
Może to znak, że trzeba coś poorganizować;) Ciekawa zbieżność motywów.:)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#24
Dom, rower, las
14.05.2016


Pamiętam, że się działo bardzo dużo i ciekawie, ale tylko tyle niestety. Obudziłem się, zasnąłem i z dalszej części już trochę zapamiętałem.

Jestem w jakimś domu, w ciemnym pokoju w kształcie sześcianu, w którym ledwo mieszczą się dwie osoby. Ja siedzę na podłodze. Przede mną kopia mnie samego. Kręci się w tę i we wte. Różni się tym ode mnie, że ma dwa razy tyle rąk i nóg niż ja. Potem nie wiem co się dokładnie dzieje, ale wychodzę z tego domu. Siedzę w samochodzie w przednim siedzeniu, nie widzę kto prowadzi. Jedziemy cichymi uliczkami nieznanej mi dzielnicy w nie wiadomo jakim mieście. Mam wrażenie, że znam to miasto z moich snów. Co chwila widać podobne białe domki, dach chyba też miały biały. Zatrzymujemy się obok jednego. Wychodzi jakaś nauczycielka z córką. Wiem, że zostało postanowione (sądownie?), że nie wolno mi się z nimi spotykać, ani nawet przebywać w pobliżu ich domu. Odjeżdżamy. Kilka chwil później wysiadam. Chcę wejść do tego domu, z którego wyszedłem, może nawet wspiąć się na dach, ale sen się kończy. Budzę się lub przenoszę się do innego snu.

Jadę rowerem po chodniku. Dojeżdżam do niewielkiego wzniesienia. Cofa mnie na sam początek i znowu jadę. Kilka razy tak mnie cofa. Znowu jadę chodnikiem, po jakichś wertepach. Ściąga mnie na lewą stronę, na trawę. Udaję mi się przejechać przez krawężnik i znowu jadę chodnikiem. Chodnik się kończy, jadę drogą z ubitej ziemi. Znowu zwiewa mnie na lewo. Chodnik od trawnika oddziela niski płotek. Chcę w niego wjechać, ale chyba go objeżdżam. Kilka razy jeszcze mnie tak spycha na lewą stronę. Wreszcie wjeżdżam na tą górkę. Przede mną trzy drogi. Mogę jechać prosto, w głąb lasu, w lewo na dół i w prawo, trochę pod górkę. Ziemia wszędzie jest wyżłobiona jakby woda tam spływała, albo było po trzęsieniu ziemi. Pytam się snu, w którą stronę najlepiej jechać. Odpowiada mi ktoś niewidzialny głosem z czatu "Smacznego". Wnioskuję z tego, że lepiej kierować się na lewo. To był błąd. Jadę niby szybko. Z lewej widzę, że dwóch typów stoi na jakimś podwyższeniu czy moście. Zbiegają po schodach. Wydaje mi się, że to ci z balkonu z wcześniejszego snu. Chwytają za mój rower i mnie zatrzymują. Budzę się.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#25
Biblioteka
16.05.2016


Wybrałem się do biblioteki. Po wejściu zatrzymałem się i wyciągnąłem książki. Biblioteka wyglądała mi trochę jak poczta. Podszedłem do okienka po prawej stronie, tego przy ścianie. Oddałem dwie duże książki. Za szybą były poukładane książki do wypożyczenia. Wybrałem jedną. Poprosiłem panią bibliotekarkę, aby poszukała mi jeszcze jednej, która znajduje się w dziale horrorów dla dzieci. Szukała i podała mi jedną cienką, taką w dużym formacie. Była bardzo entuzjastycznie nastawiona do tego, że wypożyczę właśnie tą książkę i ją przeczytam. Przejrzałem ją. Był to jakiś zbiór opowiadań dla dzieci. Jedno z nich już niby przeczytałem wcześniej w skróconej wersji, albo fragmenty. Nie byłem tym zainteresowany. Oddałem tą książkę. Pani trochę posmutniała. Powtórzyłem jej, że to ma być taka z horrorów dla dzieci, ale za nic nie mogłem sobie przypomnieć jaki tytuł ta książka miała mieć. W końcu chyba nic nie wypożyczyłem oprócz tej jednej, chociaż nie jestem pewien. I wyszedłem.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#26
Bieg
17.05.2016


Słoneczny dzień. Niedaleko od mieszkania. Biegnę chodnikiem z prawej strony ulicy. Biegnę, biegnę. Ogólnie to biegnę :) W pewnym momencie pomyślałem, aby skręcić w prawo, w stronę przychodni, ale zrezygnowałem. Biegnę dalej do przodu. Skoro nie w prawo, to chciałem skręcić w lewo i biec ulicą. Byłem przekonany, że mnie wtedy przeniesie do innego snu. Niestety miałem słabą kontrolę i mogłem biec tylko do przodu. Coraz słabiej widziałem, sen był bardzo płytki. Przez cały czas wiedziałem, że to sen. Raczej trwał krótko, obudziłem się.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#27
Pętla autobusowa
18.05.2016


Sen dzieje się na pętli autobusowej, niedaleko las. Kręci się tam dziewczyna. Chodzi na około, wsiada do autobusu, wysiada i wsiada do innego. Jedzie, ale za chwilę wysiada na środku ulicy. Idę za nią, nie wiem po co, może chce jej pomóc. Ona chyba nie wie, gdzie chce się udać, prawdopodobnie nawet nie wie jak się tam znalazła. Pewnie jest chora psychicznie.

Jestem na górze wielkiego obiektu latającego. Unosi się wysoko w chmurach. Wygląda to jak dach wielkiego budynku. Nagle coś się dzieje. Otwiera się portal do innego miejsca. Widzę drzewa. Chcę przejść, ale nadbiega policja. Chowam się do środka, schodzę po schodach. Za mną ktoś biegnie, też chce się ukryć. W środku obiekt przypomina biurowiec, korytarz jest szkolny. Tamten przebiega przez jakieś biura. Doganiam go, chcąc mu coś wytłumaczyć, mówię o portalu. Wychodzimy na korytarz, chodzą tam dzieci, pewnie uczniowie. Rzucam się do przodu z ramionami rozłożonymi na boki. Uderzam dwa razy w stopnie schodów prowadząc w dół. Nic nie boli, bo od razu wznoszę się w powietrzu. Chciałem to mu właśnie pokazać. Udaje mi się trochę wyżej i lecę może metr czy dwa.

W dużym pokoju pojawia się stara meblościanka, której już od wielu lat nie ma. Na komputerze czy w zeszycie znajduję komentarz do czyjegoś snu. Ktoś napisał, że we śnie tego kogoś było 5 osób. Był CosmicKid, rulezzz i ktoś jeszcze. Według niego był też notatnik, który robił za osobę i coś tam co też robiło za osobę. Dziwne.

Noc, ciemno. Leże w łóżku, które znajduje się jednocześnie w moim pokoju i na zewnątrz przed nieznanym mi blokiem. Łózko znowu jest obrócone o 90 stopni. Budynek jest wysoki. Skacze ninja, chyba z helikoptera, a może teleportował się, ale nie trafia na dach. Wskakuje, więc przez okno lub balkon, albo zeskakuje na ziemię po balkonach. Ja wreszcie wstaję. Zdejmuję buty. Pod zdjętymi butami ukazują się inne. Zdejmuję jeden. Zakładam poprzedni, wiążę sznurowadła, ale po chwili rezygnuję. Idę na prawą stronę w butach o dwóch różnych par. Robi się dzień. Idę chodnikiem obok ulicy. Obracam głową z lewa na prawo. Widok jest stabilny. Widzę jadące ulicą samochody. Wszystko jest bardzo realistyczne. Biegnę. Podczas biegu oglądam dłonie. Jeden palec prawej dłoni zniekształcony. Prostuje go, wpatrując się w niego i biegnę dalej.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#28
Mitologiczne starcie
19.05.2016


Najpierw śniło mi się, że chodzę ulicami. Ludzie, gdzieś się śpieszą. Prawie uderzył mnie autobus. Idę dalej środkiem ulicy. Czuję się jakoś niewygodnie. Tamten autobusopociąg zawraca. Już się ze mną styka. Spowolnienie, jakby się do niego przykleiłem, przez co nie mogę odbiec w bok. Budzi mnie komar brzęczący przy lewym uchu. Zapalam światła, nigdzie go nie widzę. Może to była jednak ta mała czerwona muszka. Idę dalej spać.

Inna rzeczywistość. Dzień. Przyłączam się do grupy ludzi. Mają z kimś walczyć. Zostali zaskoczeni. Jeden z ich wrogów każdego czymś uderzał. Tamci się nawet nie ruszyli, taki był szybki. Wszyscy zginęli, oprócz mnie, czy tego kim byłem. Miałem walczyć ze starszym panem. Była to próba, czy sprawdzian czegoś. Walczyliśmy czymś podobnym do ciężkiego złotego pucharu. Tamten nie używał w ogóle swojego pucharu tylko go trzymał w ręku, był ciągle uśmiechnięty. Uderzam go kilka razy swoim pucharem. Starzec wyciąga z kieszonki na koszulce sztylet. Trafiam go w sztylet i w następne bronie, które on wyciąga. Każda się roztrzaskuje. Uderzam w jego głowę, pada martwy. Pozostały jeszcze dwie osoby - kobieta i mężczyzna. Są wysocy, ubrani na biało z elementami złotej zbroi, długie blond włosy. Kobieta mówi, że nie będą ze mną walczyli, ponieważ wystarczająco dużo pokazałem im i nie ma więcej potrzeby kontynuowania walki. W tym czasie ciało tamtego się regeneruje, odżywa. Okazuje się, że oni są nieśmiertelni. Kobieta coś jeszcze mi powiedziała, ale nie pamiętam o co chodziło. Przechodzę przez membranę. Jest noc. To jest równoległa rzeczywistość. Grupa naukowców studentów wszystko obserwowała co się działo po drugiej stronie. Powitali mnie. Powiedziałem, że się teleportowałem. Poszedłem za dziewczyną i chłopakiem cichymi ciemnymi uliczkami. Znowu dzień. Doszliśmy na plac przed budynkiem ich uniwersytetu. Przyszedł starszy student, chyba ich znajomy. Myślał, że też tam chodzę się uczyć. Z niewiadomego powodu był na mnie bardzo zły. Tamten mnie całkowicie zaskoczył. Złapał mnie za krocze (co nie było przyjemne), pociągnął i rzucił mną w górną framugę drzwi, aż się posypało. Poszedł z tymi dwoma, usiedli na ławce. Przyszła jakaś pani i zaprowadziła mnie do stołówki. Posadziła mnie przy stole razem z innymi. Przyniosła mi coś do jedzenia w dwóch opakowaniach. Chciałem jeść, ale jedzenie było dziwnie zapakowane i się ruszało. Okazało się, że pod stołem siedzi wielki czarny pies i to jedzenie było do niego przypięte pasami. To ta pani go wcześniej przyprowadziła. Odpiąłem jedzenie. Wyprowadziła psa. Dziwiłem się, że w taki sposób jest podawane jedzenie na tej stołówce.

Jestem w bibliotece, szukam książek do wypożyczenia. Wziąłem jedną. Jakieś fantasy przemieszane z mitologią. Proszę bibliotekarki, aby przyniosła mi jeszcze jedną, chyba mówię tytuł, chociaż tego nie pamiętam. Przynosi. To także jest fantasy, w tytule ma coś z rzeką i dziewiątką. Okazuje się, że ta książka jest z drugiej części biblioteki i trzeba znaleźć tytuł w specjalnym zeszyciku i tam się podpisać czy coś. Niestety nie mogę znaleźć tytułów książek, które wypożyczyłem, w ogóle chyba takich tam nie ma. W takim razie bibliotekarka każe mi zabrać ten zeszycik do domu i tam wypełnić odpowiednie miejsca. W domu już czytam trochę tą książkę, jest po angielsku. W tym samym czasie odtwarza się film obrazujący czytany tekst. Jest jakaś tragedia rodzinna. Ktoś zginął. Coś mi nie pasuje. Z książki wynika, że były poprzednie części. No tak 9 w tytule oznaczało dziewiątą część, a ja nie przeczytałem wcześniejszych. A tamta fantastyczno mitologiczna wygląda jak program telewizyjny i każdy rozdział jest w skrócie jak odcinek jakiegoś serialu. W nocy idę do biblioteki. Idzie ze mną nawet moja mama. Przechodzę przez drzwi. Jest tam bibliotekarka i chyba asystentka dentystki. Oznajmiam, że oddaję książki, bo nie przeczytałem wcześniejszych części. Jeszcze tylko patrzę do zeszyciku. Jednak są te tytuły. Wcześniej szukałem polskich tytułów, a to przecież po angielsku...
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#29
Problemy z balkonem, leśna górka
22.05.2015


Słoneczny dzień. Balkon nagle pochylił się na jedną stronę. Przeszedłem na drugi koniec. I wtedy spadł. Stykał się z jedną tują na trawniku. Na płotek balkonu wskoczył rudo biały kot. Mama go głaskała. Ja się cofnąłem do progu, bo może miał pchły. Zeskoczył na trawę i pobiegł na lewo. Widziałem, że miał fryzurę w kształcie pirackiego kapelusza. Wiedziałem dzięki temu, że był czyjś i pewnie jednak nie miał pcheł. Mama, jakoś z łatwością, podniosła balkon razem ze mną na nim stojącym i wsadziła go w zaczepy (których w rzeczywistości nie ma, bo balkon jest na stałe). Przyszła siostra i balkon znowu się przechylił i wypadł. Mama ponownie go poprawiła.

Forum i-Senu było wyłączone. Czat pusty i zablokowany.

Ciemno, chyba wieczór. Byłem z kimś na leśnej ścieżce. Przybiegł tata. Był cały opalony. Wyglądał na mocno opalonego. Na statku, gdzie właśnie byliśmy, mają taką górkę z lasem. Tata właśnie po niej biega dla kondycji, dlatego tak dobrze wygląda.

Idę leśną ścieżką pod górkę. Trawa, drzewa, plamy światła na około, ponieważ to dzień. Na lewej krawędzi stromej ścieżki leżą dzik z lisem. Wchodzę do łazienki, znajdującej się na samej górze, wśród drzew. Lis wbiega razem ze mną. Muszę jednak zamknąć drzwi przed dzikiem. Przytrzymuję, nie udaje się. Dzik wchodzi. Chcę się ukryć. Wchodzę w głąb łazienki. Po lewej stronie ubikacja. Jest jakoś dziwnie wąsko, więc przechodzę przez drzwi znajdujące się wewnątrz łazienki. Okazuje się, że to czyjeś mieszkanie, chyba, że to szpital. Wracam, są tam drugie drzwi. Wchodzę. Widzę stół chirurgiczny i różne rzeczy nie do opisania. Słyszę głos kogoś mówiącego, że pacjent jest przygotowywany do operacji. Wchodzi kilku ludzi. Uciekam. Przechodzę przez inne drzwi (dużo ich tam było). Gabinet z lekarzami. Udaję, że tam pracuję i wychodzę. Tam mnie znajduje jakaś pani, pewnie lekarka. Coś do mnie mówi z uśmiechem. Chce skierować mnie do jakiegoś miejsca, prawdopodobnie do wyjścia. W końcu nie znalazłem prawdziwej łazienki.

Nie wiem jak, ale w końcu jestem na zewnątrz tego ukrytego leśnego budynku. Jakiś chłopak leży na ziemi. Ściana jest oblepiona śniegiem. On rysuje w nim jakieś dziwne znaki w nieznanym języku. Potem (nie wiem czy to nie senna wyobraźnia) biorę go na ręce i lecimy, by uciec przed dzikiem. Oblatujemy na około tej leśnej górki. Wracamy jednak w to samo miejsce. Dzika nigdzie nie widać. Chłopiec dopisuje jeszcze jeden znak. Dodaje do niego i pozostałych opis. Miała to być chyba wiadomość dla kogoś, prawdopodobnie o pomoc.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#30
Spiralne schody
23.05.2016


Biegam po jakimś wysokim budynku po, prawdopodobnie, spiralnych schodach. Wiem, że coś jest nie tak. Trafiam do dolnego ciemnego pomieszczenia. Wiem, że tam są obcy, nawet ci ludzie, których spotkałem na schodach po drodze, to obcy. Czuję strach, niepokój. W ciemnym, za pewne piwnicznym pomieszczeniu, spotykam się z potworem poruszającym się nisko po podłodze. Nie przyglądam się mu. Prawie mnie złapał, uciekam. Skądś jednak wiedziałem, że oni nie chcą mi zrobić jednak nic złego. Ale pewnie tak tylko udają. Biegnę znowu po schodach.

Jestem w domu u cioci. We śnie mieszkała wyżej niż w rzeczywistości. Patrzę przez okno, a tam piaskowe boisko między blokami (naprawdę nie ma tam boiska). W piłkę nożną gra z kimś dawny kolega. Woła, abym mu przygotował, tak jak zwykle, parówki na wykałaczkach, cztery, dla niego i pozostałych. Oczywiście to fałszywa pamięć, nigdy nie robiłem żadnych parówek na wykałaczkach. Ciocia pomaga przygotować jedzenie. Te kiełbaski są chyba z keczupem i czymś jeszcze. Już na dole. Daję koledze to jedzenie.

Coś tam działo się w sklepie z różnymi rzeczami. Wchodzę tam razem z grupką innych osób. Niby nikogo nie ma, a otwarte. Oglądam przezroczystą paczkę z czymś do ogrodu, może sadzonki roślin. Odkładam na miejsce. Przed wejściem stoją skrzynie ze starymi zabawkami. Ja i moja cioteczna kuzynka oglądamy jakieś okrągłe plansze do gry. Mówię, że tyle lat tu leżą, a zachowane w tak dobrym stanie. Niby przychodzi właściciel sklepy, chociaż nikogo nie widzę, i wszyscy szybko wychodzimy. Właścicielem ponoć był ktoś z rodziny.

Przechodzę obok stołów, przy których ludzie jedli, biorę garść pokruszonej czekolady z talerzyka na stoliku, dobra jest. Takie mam myślenie, że skoro tyle zapłaciłem w restauracji, to sobie wezmę czekolady za darmo. We śnie wcale nie byłem w restauracji. Wracam do domu po trawie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1