NeuroWonderland
#81
15.12.2016

Film

Jest późny wieczór. Rodzice przygotowali sobie łóżko do spania w dużym pokoju i oglądamy film, horror science-fiction. W filmie jest dzień, pojawia się nagłe zagrożenie dal całego świata. Nad blokami wyświetla się hologram. Pokazuje się siwa starucha, ma dziwny podłużny kształt oczu. Obok niej pojawia się coś okrągłego co ma być niby czarną dziurą. Starucha grozi, że wciągnie wszystkich ludzi co nic nie robią i są bezużyteczni do tej czarnej dziury. Zmienia się widok na przestrzeń kosmiczną. Tamta stara wisi w przestrzeni ubrana w skafander podłączony rurą do jakiejś boi także się unoszącej w pustce. Przed sobą ma tylko ekran holograficzny, za pomocą którego właśnie się komunikuje ze światem. Jest smutna, bo chociaż ma taką wielką władzę musi tak unosić się i nawet się nie może normalnie wysrać tylko jej się zbiera w tych jej "kosmicznych gaciach" :D , nawet było widać brązowe…

Kamera znowu pokazuje widok na Ziemi. Są ciągłe informacje o zbliżającej się wielkiej asteroidzie, która ma trafić w planetę. Chyba już trafiła. Jest scenka w zwolnionym tempie. Wydaje się, że chłopczyk zjeżdża po ogromnej zjeżdżali. Jednak coś wybuchła i wybiło wodę. Dzieciak wyskoczył do góry na tej wodzie i spływa wzdłuż chodnika. Śmieje się, jest wesoły.

Następna scenka dzieje się w podziemiach. Dwie kobiety jadą po torach. Ta po prawej krzyczy do tej po lewej, że "nie będziesz pamiętać kim jesteś, nic nie zapamiętasz". Ta druga przestraszona oddaje jakiś czarny kamyk tam znaleziony.

Znowu miasto w dzień. Zmieniają się widoki na różne budynki. Widzę różne loga firm ze zmienionymi nazwami na potrzeby filmu. Mężczyzna podobny do Trumpa mówi zadowolony coś w stylu "dobra robota, drużyno!". W tle widać wielkie czarne stwory unoszące się w powietrzu. W tym momencie tata wstał z kanapy i coś robi na środku pokoju. Zasłonił przez to telewizor. Zobaczyłem tylko czarny ogon wielkiego wodnego stwora chowający się w głębinach. Tata wyszedł na chwilę z pokoju. Zaczęła się druga część filmu niezwiązana jednak fabułą. Obraz był czarno biały. Jakiś młody mężczyzna siedział w barze. Wiedziałem, że będzie się bił, walczył z siłami ciemności. Przypomniało mi się, że przecież już to oglądałem, pierwszą i trzecią część także. Poszedłem do swojego pokoju. Była już prawie północ. W progu stanął tata i coś mówił. Powiedziałem mu, że ten film był na podstawie opowiadań Lovecrafta, przyznał mi rację i dalej coś mówił. Zauważyłem, że przyszła do mnie bibliotekarka i usiadła na krześle przy biurku. Tata nadal coś tłumaczył, mówił o jakimś pływaniu, że jak znajdziesz się tam w wodzie to nie wiesz o co chodzi. Pokazywał na dodatek różne pozy pływackie. To się chyba dotyczyło tego, jak ktoś się obudzi w wodzie i wtedy nie wie skąd się tam wziął. Spytałem się czy to może dzieje się we śnie, ale nie odpowiedział. Podszedłem do bibliotekarki. Miała ubrane czarne błyszczące spodnie. Lekko się uśmiechała. Powiedziałem jej, że u nas w sypialni mieszkała przez lata inna, starsza bibliotekarka (oczywiście w rzeczywistości nie prawa). I nawet nie zauważyłem kiedy się wyprowadziła. Spytałem się jej czy nie przygotować jej łóżka do spania. Odpowiedziała, że sama potrafi się zająć sobą.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#82
20.12.2016

Rytuały

Pilotem przeskakiwałem kanały w telewizorze. Cofałem się w lewo. Pojawiały się różne programy i seriale. W którymś momencie się zacięło, wciskałem i wciskałem, raz lewy, a raz prawy przycisk, nie działało, przez co obraz utknął na jednym kanale. Był program o Macierewiczu. Był on w jasnej, pustej sali. Miał ze sobą młodego asystenta. Razem odprawiali rytuały satanistyczne. Pod koniec ten jego asystent spojrzał do góry (kamera pokazywała widok z góry), szaleńczo się uśmiechnął i otworzył szeroko oczy, było widać jak ma tylko białka. Potem byli komentatorzy i coś o tym opowiadali. Wtedy właśnie mogłem już przełączyć na inną telewizję.

Ściana

Podchodzę z kimś przed drzwi. Oni kogoś chyba szukają. Wchodzę do biura, są tam pracujący ludzie, starszy pan siedzi przed biurkiem po prawej stronie. Dalej jest korytarz, na którego końcu są drugie drzwi drzwi wyjściowe. Wiedziałem, że pobiegły tam dwie kobiety, wydaje mi się, że bibliotekarka i pielęgniarka. Otworzyłem tamtym drzwi i powiedziałem, że to tutaj. Sam pobiegłem za tamtymi kobietami. Dogoniłem je, był wieczór. Wspinaliśmy się po drabinie na dach bloku. Już przy dachu zauważyłem, że ściana jest zbudowana z książek. Sprawdziłem jedną i odłożyłem. Czułem się niepewnie, wydawało mi się, że zaraz się puszczę tej dziwnej drabinki i spadnę. Jedna z nich już usiadła na pochyłym dachu. Czułem, że jak wejdę na dach to się ten cały blok przewróci. I chyba tak się zaczęło dziać. Sen się, można powiedzieć, rozleciał.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#83
27.12.2016

Porachunki

Nieznane okolice, wchodzę do czyjegoś domu na skraju lasu. Przychodzi gangster z kapeluszem na głowie (a może to był szary kaptur?). Jest podobny do aktora Johna Travolty. Ma wspólnika. Wchodzą do domu, mają do załatwienia jakieś porachunki. Zbliża się właściciel domu. Zaczyna się rozmowa (chyba bardziej jest kłótnia, ale nie wiem). Pewien jestem, że chcą go sprzątnąć. Myślę jak mu pomóc, ale nie mam pojęcia i chowam się za kolumną, aby mnie nie zobaczyli. Raz widać właściciela domu, a raz gangsterów. Ciągle jakby się powtarzała ta scena, albo tak długo trwa rozmowa. Wydaje mi się, że tamten ucieka wgłąb domu, a gangster stoi za kolumną i strzela. Po chwili wychodzę zza kolumny, a tam nie ma gangsterów, tylko jacyś zwykli ludzie, którzy dopiero co przyszli i się dziwią. Wcześniej z głębi domu wybiegała dwójka dzieci i się wracała, tak z dwa razy to się działo. Brak rozstrzygnięcia, nie wiem co się stało z gangsterami, ani z właścicielem…

Kroki

Drugi już bardziej świadomy sen. Wstałem z łóżka i przeszedłem przez przedpokój, aż do dużej szafy. Otworzyłem przesuwane drzwiczki szafy i zacząłem pchać tył szafy wraz z ścianą otworzyło się przejście, wąski, ciemny tunel. Normalnie po drugiej stronie tej ściany jest mieszkanie trójki, nie wszedłem tam jednak, ponieważ miałem wrażenie, że się obudzę. Wyszedłem drzwiami na klatkę schodową, idąc schodami na górę słyszałem i czułem własne kroki (myślałem o tym przed snem, aby usłyszeć własne kroki). Wszedłem do mieszkania czwórki, bo jeszcze tam nie byłem we śnie (i w rzeczywistości także). Przeszedłem przez kilka pokojów, aż doszedłem do dużego salonu. Było tam jakieś przyjęcie, urodziny, albo po prostu rodzina zebrała się na święta. Było dużo ludzi, jednak najbardziej zwróciłem uwagę na karzełka siedzącego przy stole i patrzącego się na mnie. Szybko stamtąd wyszedłem.

Chyba się n krótko przebudziłem. Otworzyłem okno i wyskoczyłem na trawnik. Pobiegłem dalej. Zatrzymałem się. Dotknąłem ręką asfaltowej uliczki. Chciałem zafalować nią jak wodą. Kilka razy uderzałem kilka razy i nic, twarde. Potem tylko dotknąłem dłonią i się skupiłem, część ulicy zrobiła się płynna i lekko zafalowała. Słabe to było, kiedyś w innych snach udawało się o wiele lepiej i bez dotykania, widać było nawet różne kolory wody. Biegłem dalej, bo mi się sen kończył. Wbiegłem w drzewa przy ulicy, których było więcej niż w rzeczywistości. Wskoczyłem na jedno, chwyciłem się rękoma, a nogi ułożyłem z przodu na gałęzi, co wyglądało jakbym zwisał z tego drzewa w podobnej pozycji do leżenia na hamaku. Miałem taką myśl, że następnym razem jak zasnę to w tym miejscu się zacznie sen i się obudziłem.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#84
31.12.2016

Wieczór, jadę autobusem trzymając się poręczy. Na przystanku wchodzi tylnymi drzwiami mężczyzna. Woła, aby ktoś z przodu wprowadził wózek z dzieckiem. Wjeżdża wózek, zatrzymuje się obok downa rozmawiającego przez telefon. Tamten facet nie idzie do swojego dziecka (chyba jego) tylko siada na tylnym siedzeniu. Po chwili ja sam znajduję się na tylnym siedzeniu obok niego. Wsiada młoda kobieta z dziewczynką, siadają obok mnie. Dziewczynka siada mi na kolanach, że niby mam się nią zająć na czas jazdy. Siedzenia są dosyć wysoko, a ta dziewczynka niebezpiecznie wychyla się za metalowe poręcze. Nie przytrzymuję jej, a ona robi przewrót w tył i spada na podłogę. Nic się jej nie stało. Mam wrażenie, że wiedziała co robi i wszystko kontrolowała.

Idę plażą, obok mnie przechodzą ludzie, jest słoneczne lato. Przykucam na piasku i biorę kamyk tam leżący. Mam problemy z wyprostowaniem się i spojrzeniem do góry. Pomyślałem, że jak wyciągnę rękę do góry to wzrok skieruje się na tego kamyka. Tak też się stało, chociaż z wielką trudnością, zobaczyłem chmury na błękitnym niebie. Obróciłem się, morze zmieniło się w jezioro z krystalicznie czystą, przejrzystą wodą. Chciałem tam wejść z tym kamieniem. Drogę niestety zagrodził mi ktoś ubrany całkowicie na czarno (jakiś satanista może?). Chciałem, aby mnie przepuścił, a ten zaczął się szyderczo śmiać i złapał mnie za szyję z zamiarem uduszenia mnie. Udało mi się wyrwać z jego uścisku i dalej chciałem iść w stronę wody. Ten znowu chce mnie dusić, więc uciekłem stamtąd. Jeszcze na plaży komuś opowiadałem o tym duszeniu i byłem pewien, że to był jeden z odcinków anime, którego tytułu nie mogę sobie przypomnieć. Długo próbowałem sobie przypomnieć i się przez to obudziłem.

Zrobiło się ciemniej. Trafiłem do dużej sali. Na początku wyglądało to pomieszczenie jak bar. Stał tam długi stół. Byli ta gangsterzy z mafii, którzy sobie imprezowali. Ktoś przyszedł, inny wyszedł i chyba było słychać strzały. Siedziałem obok stołu. Przeglądałem jakieś breloczki w małej drewnianej skrzynce. Wyciągnąłem jeden z czarną kulką. Energicznie wyciągnąłem w górę, aby niby ich postraszyć, że to broń czy bomba. Na chwilę jakby ucichły rozmowy, ale raczej nic nie zauważyli. Schowałem breloczek. Wstałem i przeszedłem kawałek. W rogu była rodzina uwięziona w klatkach. Rozejrzałem się i zauważyłem, ze ci wszyscy "gangsterzy" to potwory wyglądające jak jaszczury. Jeden znęcał się nad człowiekiem. Jak to we śnie wmawiam sobie, że jestem supersilny i wszystkich pokonam. Uderzam każdego po kolei i idę wokół stołu. Robi się jasno. Przy rogu stołu siedzi na podłodze ta dziewczynka z autobusu. Bawi się z małym chłopczykiem cytryną (albo to ona jest tą cytryną?). Idę dalej, uderzam pięściami wszystkich, w jednego rzucam krzesłem. Ale zaraz, to przecież zwykli ludzie i to uczniowie. Widzę teraz, że nikogo nie biłem, co najwyżej lekko popychałem, a to krzesło tylko trochę przesunąłem. Dziwię się, trafiłem do jakiejś klasy. Idę dalej wokół stołu. Już przy drzwiach widzę, że przygotowują muzykę na imprezę. Wychodzę.

Jeszcze było coś o Songo z Dragon Balla. Było mowa, że osiągnął on najwyższy w możliwych poziomów rozwoju i był najsilniejszy z wszystkich istot. Wyglądał dziwnie. Zaczął lecieć nad morzem, a ja za nim, byłem tylko obserwatorem. Ktoś ze statku strzelał do niego. Później on szukał jakiegoś miasta, ale okazało się, że ta bomba co na niego zrzucali zniszczyła wszystko.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#85
04.01.2017

Znowu coś o szkole, chyba podstawowej. Dzieje się to na korytarzu. Albo jest apel albo zwykła przerwa. Po lewej stronie, w dalszej części korytarza niedaleko drzwi, stoi grupka uczniów. Nagle jeden z nich zaczyna się bardzo dziwnie zachowywać. Rzuca się na pozostałych i zaczyna ich gryźć. Ci którzy zostaną pogryzieni oczywiście zamienią się w zombie. My uciekamy razem z nauczycielką. Zatrzymujemy się, gdzieś przy schodach. Z powodu zaistniałem sytuacji pozwala nam wziąć jeden dzień wolny.

Inny sen, ciepłe słoneczne lato. Na trawniku przed blokiem na przeciwko jest wydzielony prostokątny plac. W trawie na kocyku leży dziewczynka. Wydaje mi się, że jest do połowy przysypana piaskiem, jak na plaży. Kilka metrów przed nią, siedzi na wysokim krześle dorosły mężczyzna, prawdopodobnie jej ojciec. O czymś tam rozmawiają. Ma chyba coś nam opowiadać. Potem przychodzi jej brat lub kolega, którego niby znam. Tworzy sobie za pomocą myśli siedzenie z ziemi, też taki sobie robię siadając. Ich tata krzyczy, że nie mamy robić takich rzeczy. Zdenerwowałem się i poszedłem stamtąd. Idę wokół drugiego bloku. Coś tam było o jakimś programie Desktop do zainstalowania. Idę na drugą stronę bloku, za mną jakieś dziewczynki, z nimi chyba idzie ta z trawnika. Patrzę się na las po prawej stronie. One mówią, że coś tam ktoś robi i przez to są wybuchy. Odpowiadam im, że przez cały czas tam coś wybucha.

Idę przy ulicy, patrzę się w dal, zadziwia mnie to jak daleko mogę widzieć. Rozglądam się na około, myślę, aby wejść do lasu, jednak zauważam, że przeniosło mnie na drugą stronę ulicy. Dalej jest albo inny sen albo przeniosło mnie z powrotem przez ulicę. Wchodzę do sklepiku. Chcę wyjść (nie wiem czy coś kupowałem), ale mnie przenosi z powrotem do tej budki sklepowej. Za trzecim razem proszę sprzedawcę, aby mnie odprowadził do domu. Więcej mnie nie teleportuje. Nie wiem czemu, bo w trakcie cofania mnie do sklepu, miałem myśli o tym, że te wszystkie rzeczy z półek sklepowych są wystawione przed drzwiami do bloku i są za darmo. Jak ten sprzedawca mnie wyprowadzał widziałem drugą część sklepu, która nie istnieje na prawdę, miała szklane ściany i widać było sprzęt muzyczny (studio nagraniowe?). Pod nieobecność sprzedawcy jakaś pani brała rzeczy z półek (widać było przez te szyby). Czy kradła czy tylko przygotowywała sobie to nie wiem. Jak doszliśmy do mieszkania to ten sprzedawca zamienił się w sprzedawczynie z innego sklepu.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#86
07.01.2017

Szedłem pośpiesznie pustym, ocienionym korytarzem. Na końcu były dwa ciemne przejścia bez drzwi. Wybrałem te po lewej, uważając je za prawidłowe, chociaż pewności nie miałem. Te przejścia wiele razy powtarzały się w moich snach. Dotarłem do chyba podziemnego bardzo rozległego, jasnego pomieszczenia składającego się z korytarzy, sal, dziwnych schodów. Wszystko to wyglądało jak labirynt. Mam wrażenie, że to miejsce wiele razy mi się kiedyś śniło, nieznacznie tylko za każdym razem zmienione. Ściany były prawdopodobnie białe. Dotarłem tam jako pierwszy, były tylko osoby obserwujące "grę". Wszędzie na około były pozawieszane różnokolorowe elementy, litery lub cyfry albo po prostu kółka. Miałem znaleźć i zebrać jak najwięcej tych zielonych, powiedzmy kółek. Więc chodziłem tam, znajdowałem i zabierałem z różnych miejsc te zielone kółka (były chyba z kartonu). Chyba już znalazłem wszystkie zielone i w tej chwili przyszedł dawny kolega z koleżankami z podstawówki/gimnazjum. Byli to następni "gracze", ale się spóźnili, bo zakończyłem tą grę i wygrałem, dostałem mniej więcej 147 punktów. Przeszedłem na salę sportową, grali tam w koszykówkę. Miałem tam rzucić te kółka żeby się naliczyły punkty, wiec rzuciłem. Było tego więcej niż mi się wydawało. Trochę się zdziwiłem, ponieważ okazało się, że tamci co przyszli dołożyli do tego jakieś trupy. I wtedy pani wuefistka zaczęła się na nas wydzierać...
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#87
(23-04-2016, 14:34 )hotaru napisał(a): Od zawsze tak dobrze pamiętasz sny czy zapisywanie tak pomogło?

Tak ponieważ twój mózg ma sygnał że ty chcesz pamiętać te sny  yea #spózniony4ever
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#88
09.01.2017

Ciemna jaskinia, nie w górach tylko w mieście. Nawet nie zauważyłem kiedy tam wszedłem. Pełno tam ludzi (same najgorsze szumowiny, menele itp.) chodziło w grupkach, tańczyło, gdzieniegdzie dyskotekowe oświetlenie. Ogólnie taka dzika impreza. Wychodzę stamtąd. Jest ciężko, przez niskie przejścia trzeba się co chwilę schylać i muszę się jakoś bokiem prześlizgiwać, czołgać. Widzę, że ktoś z lewej leży przy skalnej ścianie, pewnie piję alkohol. Idę dalej, już myślę, że może wyskoczę i podlecę kawałek, ale nie znowu niskie przejście. Okrążyła mnie jakaś grupka młodszych osób. Jeden z nich miał dwa miecze japońskie, dał mi jeden i powiedział, że będą walki. Przenosimy się do sali jakiegoś budynku. Siedząc na ławce wyciągam miecz z pochwy, na podłogę wypada zatyczka. Idziemy na korytarz. Okazało się, że dał mi lepszy miecz, a miał mi dać ten pusty w środku, nie oddałem mu. Dalej są te niby walki, ale chyba działa tylko moja senna wyobraźnia, pozbawiłem wszystkich mieczy i wygrałem…

Dziwny sen. W sypialni, tej obok łazienki, siedzi dwóch starszych panów, słuchają radia lub rozmowy telefonicznej. Czuć taką atmosferę jak z serialu LOST. Po chwili tłumaczą mi o co chodziło, że to nic tajemniczego. Idę do kuchni, a oni do ubikacji. Zaraz przychodzą do mnie i patrzymy przez okno. Najpierw wydaje nam się, że to wojskowe samoloty lądują. Jednak po chwili przypatrywania się dochodzę do wniosku, że ludzie nie posiadają tak zaawansowanej technologii. Właśnie lądują ogromne pojazdy latające, są częściowo przezroczyste, chyba świecą na lekki fioletowo biały kolor. Są to fraktalne obiekty w kształcie piramid o kryształowej strukturze. Na ziemi stoją już obce humanoidalne postacie, mają świetliste białe ciała. W tej chwili odskakujemy od okna, aby nas nie zauważono i uciekamy z mieszkania. Biegłem po ulicy, po chodniku. Był raczej dzień. Co chwile spotykałem bardzo dziwnych ludzi. Mieli może po pięć metrów wysokości. Byłem pewien, że to z powodu mutacji spowodowanych przez obcych. Zatrzymałem się przy murze obok zwykłych ludzi (albo tacy się wydawali). Przede mną kilka osób zachowywało się bardzo agresywnie. Najpierw wydawało mi się, że chcą zniszczyć tory, ale tam nie było torów. Pomyślałem, że pewnie chcą przeciąć jakieś kable. Za pomocą myśli odrzucałem ich na bok na trawę, szło bardzo ciężko. Ktoś mi nawet mówił, abym to robił szybciej. Odrzuceni, nie wracali.

Przeszedłem przez dziurę w murze. Szedłem przez jakieś wertepy, chodniki, trawniki. Była tam dziewczynka, jej babcia miała ją odebrać ze szkoły, ale ta miała jeszcze rzeczy w szafce i babcia ją zostawiła i wróciła do domu. Pomogłem tej dziewczynce. Otworzyliśmy tą blaszaną szafkę znajdującą się na dworze i zabraliśmy z niej materiałową torbę. Zawiesiłem torbę na kierownicy jej rowerku. Wsiadła na rower i ja chyba także, a może na czas jazdy zamieniłem się w tą dziewczynkę (nie widziałem siebie). Udało się wrócić, jakoś przejechaliśmy dokładnie tą samą drogę, którą przeszedłem. Po drodze spotkaliśmy bawiące się dzieci, w jednym miejscu musieliśmy nawet przeskoczyć tym rowerem z jednego murku do drugiego. Jak już znaleźliśmy się przed blokiem, zawołałem jej babcię, ta wyszła na balkon (pierwsze lub drugie piętro) i coś tam do nas powiedziała, nie zrozumiałem jej, schowała się z powrotem do mieszkania. Nie zdążyłem jej zapytać, przez które drzwi mamy wejść i zadzwonić domofonem, bo były trzy i jeszcze jakieś od elektrycznej budki w ścianie. Dziewczynka chyba nie wiedziała.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#89
13.01.2017

Dom miał schody, ojciec dwóch synów wszedł na piętro i poszedł na sam koniec korytarza, stanął obok otwartego pokoiku bez drzwi, widać było łóżko. Przyszli jego synowie i wbiegli po schodach. Prawdopodobnie byłem jednym z nich albo tylko obserwatorem. Oznajmił im, że wygrał milion w lotto. Jeden z jego synów wskazał na łóżko i spytał się czemu, więc przyniósł to zakryte starą narzutą i w ogóle, że trzeba było od razu kupić jakiś drogi samochód i nim przyjechać, aby pokazać wszystkim w sąsiedztwie jacy są bogaci. Ojciec odpowiedział im, że właśnie nie chce, aby inni wiedzieli cokolwiek o jego wygranej. Wyłożył na szafkę z butami dwie podręczne torby, jedna większa i grubsza druga mniejsza. Wygraną jednak wyjął z kieszeni kurtki, zmieściło się, bo bank wypłacił mu w banknotach każdy po 147 tysięcy…

Pamiętam jakieś urywki, coś mnie chciało wyciągnąć z łóżka, było dużo chodzenia po leśnych i chyba wiejskich terenach. Dużo ludzi, wydaje mi się, że tańczyli. Siedziałem też w barze wśród tłumu ludzi, było nawiązanie do jakiegoś serialu.

Lato, ciepły słoneczny dzień. Stoję nad wielką rzeką i obserwuję kobiety, które przypłynęły w swoich łódkach z drugiej strony. Wydaje mi się, że są to Indianki. Ktoś, chyba narrator, tłumaczy, że przez tą rzekę bardzo trudno się przedostać i trwa to bardzo długo, więc ludzie stamtąd bardzo rzadko tu przypływają, jedynie jak mają taką potrzebę. Wszystkie kobiety były zupełnie nagie. Zauważyłem, że jak jedna z kobiet się uśmiechnęła to było widać błysk metalowego zęba. Inna, gruba kobieta, już wracała. Scenka się przybliża. Ułożyła swoje dziecko do łódeczki (chyba je dopiero co urodziła) i sama też usiadła. Łódka była tak malutka, że tylko to dziecko się pomieściło i ona usiadła na nie, w ten jednak sposób, że go nie przygniotła. Dziecko chwilę popłakało i się uspokoiło. Indiance wystawały nogi na zewnątrz, nie posiadała wiosła, myślę więc, że musiała napędzać łódkę nogami. Nie wiem jak było dokładnie, bo nie widziałem, wiem, że płynęła niesamowicie szybko.

W innym śnie, gdzieś szedłem, chyba do ortodonty. Zatrzymałem się, aby popatrzeć na czarnowłosą dziewczynę z dwójką rodzeństwa (albo to była ich matka), przymierzała lekko prześwitującą, ciemno fioletową bluzkę. Coś tam do mnie zawołała i chwytając mnie za rękę, przyciągnęła do siebie. Uznała, że będzie moją dziewczyną. Spytała się mnie czy ładnie wygląda w tej bluzce, zanim się namyśliłem i jej odpowiedziałem, sama powiedziała, że przecież bardzo ładnie wygląda. Poszliśmy do jej domu. Nie pamiętam co się tam dokładnie działo, ale byłem już niby długo i przypomniało mi się, że przecież idę do ortodonty i nie zdążę, wybiegłem na zewnątrz. Znalazłem się w jakiejś innej społeczności, gdzie mieli dziwne prawa. Nie wolno było oglądać filmów dla rozrywki, jedynie władza je przeglądała w zamkniętym pomieszczeniu. Stałem przed łazienką i wydmuchałem nos, okazało się, że niewolno tego robić nie będąc w łazience. Już wysłano za mną policję, musiałem uciekać. Biegłem na autobus, aby się schować. Niestety nie zdążyłem, bo już odjeżdżał. Wszyscy na mnie wskazywali. Uciekłem do domu tej dziewczyny, nie było jej, tylko jej ojciec i młodszy brat. Schowałem się razem z nim za jego biurkiem. Usłyszałem jak weszło dwóch agentów. Ojciec tej dziewczyny chciał ich zmylić, ale i tak mnie zauważyli. Wyszedłem z ukrycia. Ten agent uśmiechał się i zaczął przyciskać moje zęby swoim palcem, odwróciłem się, coś do mnie mówił, ale nie zrozumiałem. Jakoś udało mi się uciec.

Poleciałem wysoko i daleko, co chwilę lądowałem w nieznanych miejscach i leciałem dalej, bo nadal było niebezpiecznie. Jedno miejsce było w jakiś sposób oddzielone od tego świata snów, osobny prostokątny fragment przestrzeni, był to szary las z chatką czarownicy, jednie się zniżyłem tam, nie lądując, szybko odleciałem. Trafiłem do domku, gdzie pracowali jacyś mężczyźni. Wszedłem, przeszedłem z jednym z nich przez hol i drugie drzwi, poszliśmy na górę schodami. Nie wiem co tam robili. Coś mi powiedziało, że to nie są ludzie tylko roboty i będzie kłopot jak im zdradzę to, że jestem człowiekiem. Jeden z nich kazał mi podejść, to zapcha mi wszystkie dziury. Szybką stamtąd wybiegłem, pod pretekstem, że wychodzę tylko na chwilę, coś wziąć czy coś, jeszcze coś do mnie wołał, ale nie słuchałem. Na zewnątrz już, odbiłem się od ziemi poleciałem. Nie pamiętam, gdzie wylądowałem, chyba się już obudziłem.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#90
14.01.2017

Lato, świeci słońce itd. Przed balkonem jest rozwieszona czarna lina od lampy do lampy. Jakiś dzieciak, ktoś mówi, że Egipcjanin, wisi do góry nogami nad trawnikiem przywiązany za nogi do tej liny. Wije się, próbując się rozplątać. Chce go odwiązać i wołam mamę, aby przyniosła mi nożyczki. Przynosi mi kilka par butów na zmianę, założenie butów i zawiązanie sznurowadeł trochę trwa. Przychodzą starsi od wiszącego, chłopcy, którzy się nim zainteresowali. W końcu sam idę po nożyczki, ale gdy wracam już jest to niepotrzebne. Tamci co przyszli już go odwiązali i gdzieś z nim poszli. Miałem tylko zebrać pozostałą linę, zmieniła się w jakieś badyle, wziąłem je i poszedłem w stronę drugiego końca trawnika. Trawnik był kilkukrotnie większy niż w rzeczywistości, jego fragment był plażą (która według sennej mamy pozostała przeniesiona z trawnika innej sąsiadki i nasz się zaraził tym pustynnieniem) obok, której stała zjeżdżalnia z placu zabaw. Przy tej zjeżdżalni rósł krzak rumianku, który przyciągał osy. Pogoniło właśnie mnie pełno os jednak wróciłem tam. Mama mówiła, że mam zwrócić uwagę na okno w bloku na przeciwko, takie przystrojone, pewnie to tamta kobieta co się dopiero co wprowadziła zabiła poprzedniego mieszkańca. Przy drugiej lampie nie było pozostałości liny.

Z innego snu pamiętam, że wszyscy ludzie biegli przez labirynt korytarzy w jakimś budynku, uciekaliśmy przed wdzierającą się wodą. Musieliśmy dostać się na najwyższe piętro, ponieważ woda podnosiła się coraz wyżej z piętra na piętro. Raz skręciłem w stronę, gdzie kilku ludzi wybrało zły kierunek, ale na szczęście wróciłem i pobiegłem innym, właściwym korytarzem. Tamci zginęli zalani wodą. Znalazłem się na wielkim, pustym holu, ze mną była tam tylko jedna osoba. Na końcu tego holu była winda. Tamten wcisnął przez przypadek niższe piętro, ale nic się nam nie stało, bo winda była szczelna. Wcisnąłem numer najwyższego piętra, czyli 25 i pojechaliśmy tam windą. Na koniec zauważyłem, że woda dotarła na najwyższe piętro, jednak była płytka i ktoś się z tego śmiał.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1