dreaming.log
Miałam z grupką poniżej 10 osób jechać na jakiś obóz. Coś w stylu harcerstwa albo bardziej łagodnego survivalu. Organizatorką była wysoka kobieta - w niektórych momentach wydawała się postacią animowaną i ogólnie emitowała wokół siebie aurę dobrotliwej królowej elfów z fantasy.
Mieliśmy coś w rodzaju dzienników z kolejnymi etapami przygotowań do podróży, trzeba było zaliczać kolejny "poziom". Ja i tak byłam najbardziej z tyłu za resztą grupy.
W którymś momencie staliśmy na krawędzi urwiska z wodospadem. Krawędź wyglądała jak w starej grze z kanciastą grafiką, na większej części długości była prosta jak od linijki. Wzdłuż postawiona była równie kanciasto-animowana drewniana barierka i pod nią właśnie spływała płytka woda ze skały na której staliśmy.
Spojrzałam w dół. Kilkanaście metrów poniżej był zbiornik z jasnobłękitną wodą. W międzyczasie inni uczestnicy musieli tam zeskoczyć, niektórych już tam widziałam. Skok wydawał się jedyną sensowną drogą w dół, ale nie podobało mi się to. Woda na dole wydawała się stanowczo za płytka, żeby to było bezpieczne. Spytałam organizatorkę, czy rzeczywiście mam to zrobić. Kobieta wydawała się coraz bardziej zniecierpliwiona. Ci na dole też musieli na nas czekać.
Poczekałam aż organizatorka przez chwilę nie będzie zwracać na mnie uwagi i zeszłam jakoś w dół po skałach. Jak byliśmy wszyscy na dole, wiedziałam, że organizatorka i tak widziała, co zrobiłam. Nie była z tego zadowolona.


================================================================

Grałam z siostrą w grę, w którą w pierwszej osobie weszłam. Działo się to w miejscu przypominającym salę zabaw dla dzieci, z tym wszystkim materacami i konstrukcjami do wspinania. Rozgrywka przypominała Counter Strike, tylko 1 na 1. Jedna z osób przez kilka rund miała próbować aktywować mechanizm destrukcji świata, druga miała ją powstrzymać. Potem następowała zmiana. Ja na początek miałam misję z niszczeniem. W tym celu pod koniec mapy należało wejść na górę pionowym tunelem ze ścianami wyłożonymi materacem. Było to niezbyt wygodne i nie za bardzo dało się to zrobić szybko. Towarzyszyła mi przy tym frustracja, spowodowana faktem, że pierwsze kilka rund już zdążyłam przegrać.

================================================================

# Pamiętam tylko fragment, w którym scena była bardzo realistyczna wizualnie

Stałam na chodniku, w miejscu przypominającym przystanki przy stacji Metro Politechnika. Za plecami miałam ten niski kamienny murek, wokół chodzili losowi przechodnie. W jakiś sposób widziałam niebo w tle, jakby wieżowce po przeciwnej stronie ulicy były dużo niższe niż w rzeczywistości.
Przede mną, w bardzo niewielkiej odległości i trochę na lewo ode mnie, stał Pan Kierownik P. Trzymał przy uchu telefon, przez który dość głośno rozmawiał.
Usłyszałam fragment, w którym Pan Kierownik opowiadał o jakimś poważnym problemie w pracy, który nastąpił w momencie, kiedy ten był na urlopie na nartach. W tamtym czasie ktoś zadzwonił do Pana Kierownika, zmuszając go do zatrzymania się gdzieś na środku zaśnieżonego stoku. Pan Kierownik tłumaczył zdalnie, co powinni zrobić współpracownicy, aby wybrnąć z tej sytuacji.
Słyszałam, jak chwalił się, że narciarze wokół byli pod wrażeniem i pełni szacunku dla jego zdolności opanowania sytuacji w każdym miejscu i czasie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Chciałam zrobić sobie tatuaż z jakimś alchemicznym mottem po łacinie. Miałam jako wzór symbole z mojego innego tatuażu i w jakiś sposób tłumaczyłam je na te łacińskie słowa.

================================================================

Grałam w dziwną grę, w której główny bohater wyglądał mniej więcej jak Rayman i często towarzyszył mu wysoki i chudy NPC, podobny trochę do Goofy'ego od Disneya. Często wchodziłam tam w pierwszej osobie i byłam Raymanem, wtedy mogłam w każdym momencie normalnie rozmawiać o wszystkim z tym NPC.
Musieliśmy iść do centrum miasta, które było rozplanowane trochę jak Warszawa, ale mniejsze i rzeka się w nim prostopadle rozgałęziała. Architektura przypominała miasta mrocznych elfów na Popielnych Ziemiach w Morrowind, albo tak jak przedstawia się miasta demonów w piekle. Im bliżej centrum, tym więcej było wysokich, ciemnych wież, które wyglądały jakby miały gigantyczne kolce, kły albo szpony. W podziemiach wielkiego budynku w kształcie kopuły, w okolicach centrum miasta, czekał boss. Miałam rodzaj świadomości, że na etapie na którym byłam przy odrobinie wysiłku może zdołałabym go pokonać. Ale w momencie jak wpadłam do zalanych wodą kanałów pod budynkiem, coś odwróciło mi uwagę. W tym momencie przeskoczyłam do pozycji obserwatora. Na chwilę odwróciłam się od ekranu, a jak spojrzałam znowu, boss już tam był i omal nie zabił mojego bohatera. Stwierdziłam, że w takim stanie nie mogę teraz walczyć i zaczęłam uciekać. Jak biegłam kanałami, coś w którymś momencie mnie zabiło.
Pojawiłam się znowu na południe od centrum miasta i musiałam tam iść. Z irytacją myślałam o tym, że przynajmniej jedną trzecią drogi mam za sobą i nie muszę zaczynać wędrówki całkiem od początku. Widziałam teraz bohatera jako białawego, półprzezroczystego ducha, który mógł przechodzić przez ściany - czyli przynajmniej mogłam próbować na skróty iść po prostej. Znowu weszłam do gry pierwszą osobą. Wysoki NPC po jakimś czasie znowu zaczął mi towarzyszyć. Radził mi, żebym zostawiła tego bossa na później i najpierw skupiła się na dotarciu do centrum. Ale po drodze musiałam dotrzeć do miejsca, gdzie zginęłam, żeby móc się ożywić.
Jakoś się zgubiłam, błądziłam wśród budynków, które wydawały się opuszczone. W którymś momencie wjechaliśmy windą na szczyt piekielnego wieżowca, gdzie było puste pomieszczenie z oknami, przez które mieliśmy widok na centrum miasta. Wysoki NPC wskazał mniej więcej na północ i powiedział, że tam powinniśmy być. Spytałam sarkastycznie, czy mamy zeskoczyć przez to okno na dół, żeby było szybciej. NPC powiedział, że skoro i tak jestem już duchem, to nie zaszkodzi.
Miałam wątpliwości, kilka razy pytałam, czy teraz to naprawdę jesteśmy w grze. Zwisłam za oknem, przez dłuższą chwilę się wahałam. Zastanawiałam się, czy jak zamknę oczy, to będzie łatwiej. W końcu puściłam parapet i zaczęłam lecieć w dół.

================================================================

Pisałam coś na czacie satanistów. W którymś momencie miałam jednemu człowiekowi tam wysłać parę linków. W pierwszym odruchu chciałam to zrobić na tym grupowym czacie, potem stwierdziłam, że nie ma sensu spamować naszymi sprawami na kanale ogólnym. Próbowałam wysyłać mu prywatne wiadomości ale coś się zepsuło i nie dało się tego zrobić.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Ja, mama i siostra zapadłyśmy na jakąś dziwną chorobę. Było mi to bardzo nie na rękę, bo akurat miałam w tym czasie prawie codziennie załatwiać jakieś sprawy na mieście. Każdego dnia budziłam się kaszląc. Za którymś razem jak kaszlałam pochylona nad umywalką, zaczęłam pluć krwią. Bardzo mnie to zaniepokoiło. Położyłam się, żeby odpocząć, ze świadomością, że w kolejne dni znowu muszę mieć siłę, żeby pójść do centrum miasta. Następnego dnia ubrałam się ciepło, żeby nie rozchorować się bardziej, i wyszłam. Starałam się iść powoli i ostrożnie, nie zmuszając się do zbyt wielkiego wysiłku, żeby znów nie zacząć pluć krwią.

================================================================

Byłam na jakiejś uroczystości rodzinnej w eleganckim lokalu. Wydarzenie dotyczyło tej bogatej części rodziny. Ja i siostra trzymałyśmy się na uboczu, żeby w spokoju, z dala od niepożądanych uszu, obgadywać głównych bohaterów tego dnia. Potem impreza przeniosła się do jakiegoś mniej oficjalnego miejsca. Było tam kilka budynków i wokół łąka z ustawionymi namiotami - takimi okrągłymi ze sterczącym dachem jak namioty cyrkowe w kreskówkach. Chciałam iść się przebrać i ruszyłam między namiotami. Siostra poszła za mną, mówiąc coś o tym, że musi pożyczyć ode mnie trochę ciuchów, bo jej są w praniu.
Weszłam do namiotu, w których rozciągnięte były sznury z suszącą się bielizną. Powiedziałam coś, że tutaj rzeczy przynajmniej są czyste. Jakoś od tego zaczęłyśmy snuć rozważania o czystości ubrań i jaki stopień czystości wymagany jest w różnych sytuacjach. Pod koniec powiedziałam coś w stylu:
"Zasada pierwsza: uznaje się, że ciuchy, w których przed chwilą się spało, są czyste."

================================================================

Byłyśmy z siostrą w długim prostokątnym pokoju z szarą wykładziną na podłodze. Na jednej z krótszych ścian były drzwi wyjściowe, po przeciwnej stronie wejście do następnego pomieszczenia.
Bawiłam się czymś podobnym do piłki do ćwiczeń/skakania, ale tutaj poruszało się to ruchem obrotowym. W dodatku w miejscach, gdzie powinno się obracać, miało kąty, które czyniły zabawę bardzo niewygodną. W końcu spadłam, tak, że leżałam plecami na podłodze.
Z jakiegoś powodu to spowodowało, że zauważyłam, że to sen.
Wstałam z podłogi, próbowałam koncentrować się na otoczeniu, żeby nie zaczęło się rozpadać. Ruszyłam do drzwi do drugiego pokoju. Kiedy je uchyliłam, zobaczyłam w środku coś w rodzaju miniaturowego rowerka z jednym kołem. Oceniłam, że to przynajmniej nie miało kantów na obwodzie koła. Od progu nie widziałam tego w całości, częściowo zasłaniał to niski stolik. Idąc po ten rowerek, starałam się wyobrażać sobie, jaki dokładnie ma być.
# Pamiętam, że umiałam tworzyć i modyfikować rzeczy wprost w polu widzenia, ale to wymagało wysiłku, którego wolałam teraz uniknąć.
Wyciągnęłam rowerek do tego pierwszego pokoju, gdzie było więcej pustego miejsca i zaczęłam na nim jeździć po podłodze.
# Wtedy jakoś otoczenie się rozpadło i się obudziłam.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Przygotowywałam się do jakiegoś rocznicowego spotkania absolwentów którejś ze szkół (liceum??). Była to jakaś alternatywna rzeczywistość, gdzie chodziłam do szkół w wielkim mieście i grupy każdego rocznika były bardzo duże. Dowiedziałam się, że będzie moja koleżanka z dawnych lat o imieniu Kitja. Mogłam zobaczyć wydruk jej historii zatrudnienia, zobaczyłam, że w czasie, kiedy kontakt się urwał, pracowała ona w stereotypowej Złej Korporacji o nazwie Caso, gdzie przyczyniała się do złych rzeczy. Zaczęłam się zastanawiać, czy nawet po zmianie pracodawcy Kitja nadal miała wpływy w tym złym korpo i czy mogłabym sama mieć z tego jakieś korzyści.
Nie wiadomo skąd w lokalu gdzie miała być impreza, pojawiła się moja rodzina. Mama powiedziała, że Kitja jest gdzieś na miejscu i może chciałabym się z nią spotkać i pogadać. W końcu jakoś się znalazłyśmy. Kitja była złotoskórym orientalnym bóstwem z czterema rękami i kocią twarzą. Chyba było to normalne w tamtym "uniwersum" bo nie powodowało to u mnie zdziwienia.
Jakoś doszło do tego, że miałam narysować jej portret. Kitja stanęła z ramionami wyciągniętymi do góry. Spytałam ją, jak dużo ma cierpliwości. Odpowiedziała mi ze śmiechem, że potrafi wytrzymać co najmniej pół godziny w całkowitym bezruchu. Rysowałam na czymś co wyglądało jak płótno rozpięte na sztalugach, ale tworzenie tam obrazów przypominało grafikę cyfrową. Zdążyłam zobaczyć, że narysowałam portret Kitji w niebieskiej sukni, na ciemnym granatowym tle ze złotawym obramowaniem dookoła.

## Próbowałam na jawie odtworzyć tamten obraz, byłoby to coś takiego → https://159.89.115.225/krita/Anthro/19-Kitja.png  chociaż tamto było jeszcze bardziej komiksowe i chyba w nieco ciemniejszych kolorach.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Przechodziłam przez ciąg połączonych, dość pustych pomieszczeń. W ostatnim zobaczyłam V. leżącego na kanapie i konstruującego coś z losowej zbieraniny przedmiotów. Zauważyłam, że w tej dziwnej konstrukcji wykorzystywał on czarne prezerwatywy. Zdziwiło mnie to i spytałam, skąd do licha wziął coś takiego. Wskazał mi leżącą na rogu kanapy całą wielką paczkę tego.

================================================================

Byłam na pierwszym piętrze w mojej dawnej szkole podstawowej. Patrzyłam na schody, po których biegały dzieciaki i rozmawiałam z jakimś nieznajomym człowiekiem. On próbował mi wyjaśniać, co się zmieniło od czasów, kiedy sama chodziłam do tej szkoły. Patrzyłam jak do schodów podchodzi nauczycielka która zrobiła mi w przeszłości pewną upokarzającą rzecz, ośmieszając mnie. Była młodsza niż wynikałoby to z upływu czasu. Zeszła kilka stopni w dół i w efektowny sposób wyskoczyła w górę na kilka metrów, robiąc salto.

================================================================

Było lato i przebywałam na wsi u rodziców. Było tam więcej dróg niż w rzeczywistości, tę "główną" przecinały prostopadle co najmniej trzy idące przez okoliczne łąki i pola. Jedna z takich dróg szła wzdłuż mru otaczającego podwórko jednej ze znajomych mamy. Na tej drodze stała mama, kilka osób z jej pracy i ja. Obojętnie słuchałam jak plotkują o innych mieszkańcach.
W pewnym momencie zobaczyłam koleżankę, z którą od lat mam dziwny kontakt polegający na wymianie kilku wiadomości w roku. Ubrana była w krótki sportowy strój, miała na ramieniu opaskę i słuchawki w uszach. Biegała w ten "modny", "miejski" sposób, który wydawał się dziwny w tej scenerii. Jak nas minęła, stała się na chwilę tematem rozmów. Podobno znalazła tu jakąś tymczasową letnią pracę.
Myślałam o tym, żeby odnowić kontakt. Po powrocie do domu zobaczyłam, że ona założyła konto na Mastodonie. Stwierdziłam, że to bardzo dobrze, że teraz możemy pisać do siebie wiadomości.

================================================================

Ja i V. byliśmy jakby w trzeciej klasie w gimnazjum, do którego w przeszłości chodziłam, ale jednocześnie dziwnie dorośli. Siostra była w pierwszej. Wszyscy chodziliśmy na kółko chemiczne prowadzone przez niecieszącą się w przeszłości sympatią nauczycielkę.
Widziałam, że siostra robi to samo co ja, że z dobrych ocen i świadectw próbuje stworzyć sobie religię i mitologię. Powiedziałam do V. coś w stylu, że przeznaczenie nigdy nie odpuści sobie kolejnych ofiar i kolejna osoba doświadczy wypalenia i rezygnacji. Miałam poczucie, że muszę ratować przed tym siostrę.
# Nastąpił przeskok, do momentu po mojej jakiejś "interwencji", czymkolwiek była...
Siostra była na mnie zła. Krzyczała, żebym nigdy więcej nie próbowała jej ratować, bo w ten sposób tylko ją ośmieszam przed znajomymi. Zaczęłyśmy się coraz bardziej ostro kłócić. Wyzywałyśmy się od ku***. Prawie dochodziło do rękoczynów. Na koniec jedna z nas - nie mogłam określić która - krzyknęła do drugiej, każąc jej spier*****.

# Obudziłam się roztrzęsiona i w szoku.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1