Dziennik Khlavan
#11
Proponuję 5-6 godzin snu, potem z 15 minut czuwania. Pisz co wyszło, będziemy modyfikować do skutku.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#12
Już widzę, że dzisiaj nic z tego. Planowałem iść spać o 22, a czeka mnie jeszcze kilka godzin pracy.

Dziękuję za radę. Spróbuję przy najbliższej okazji i zapisze swoje spostrzeżenia.
Nie wol­no się bać, strach za­bija duszę.
Strach to mała śmierć, a wiel­kie unicestwienie.
Sta­wię mu czoło.
Niech przej­dzie po mnie i prze­ze mnie.
A kiedy przej­dzie, od­wrócę oko swej jaźni na je­go drogę.
Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.
Jes­tem tyl­ko ja.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#13
Jasny dzień.
Jestem za granicą w Szwajcarii. Obserwuję kolegę Pawła L. (z pracy), który pracuje w innym miejscu i zawodzie podejmując się różnych zadań by dorobić. Podziwiam go za to i zazdroszczę mu, że po etatowej pracy ma siły na dalszą.
Paweł pojawia się u mojego boku i zabiera mnie do azjatyckiej restauracji, gdzie pracuje jako kelner. Proponuję moją osobę do pracy. Właściciel odpowiada, że nie przyjmie mnie, nie ma miejsc. Paweł odpowiada, że on się zwalnia i ja mam wejść na jego miejsce.
-----
Jasny dzień. Szwajcaria. Dowiaduję się, że mam tu dwa mieszkania (spadek? majątek?). Nie były odwiedzane od dawna i nie wiem w jakim są stanie. Nawet nie wiem czy przynoszą dochód - czuję, że pewnie ledwie się zwracają. Co więcej, pojawia się myśl, że nie został zapłacony podatek za te mieszkania za ostatni rok. Zrezygnowany i pogodzony próbuję ułożyć plan jak zapłacić go - ile miesięcy, kiedy i jakie kwoty płacić, by pozbyć się długu.
Idę bezludną, opuszczoną ulicą w słoneczny dzień. Z prawej dostrzegam blok i skojarzenie, że tutaj na górze mam jedno z mieszkań.
Stoję przed drzwiami do mieszkania. Wchodzę i oglądam je. Pierwotnie wydaje się małe, potem dostrzegam wewnętrzny taras, duży salon.
Myśl - to mieszkanie jest większe niż mi się wydaje. Pojawia się kobieta, taka typowa polska gospodyni w niebieskim fartuchu. Mówi, że mieszkanie przynosi coś ponad 3k. Zdaję sobie sprawę, że to więcej niż się spodziewałem. Dodatkowo pojawia się myśl o wielkości mieszkania - to ponad 100m, jeśli nie 200. (skojarzenie z moim 70m)
Korytarz jest zastawiony na środku drewnianymi kozłami i drabinami oraz wiszącymi z góry kablami. Pojawia się mężczyzna dłubiący coś przy elektryce. Wspominam mu, że swoją w domu wykonałem sam i tutaj też mogę to zrobić (chyba bardziej mówię to bo taka praca sprawi mi przyjemność niż chęć zaoszczędzenia).
Nie wol­no się bać, strach za­bija duszę.
Strach to mała śmierć, a wiel­kie unicestwienie.
Sta­wię mu czoło.
Niech przej­dzie po mnie i prze­ze mnie.
A kiedy przej­dzie, od­wrócę oko swej jaźni na je­go drogę.
Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.
Jes­tem tyl­ko ja.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#14
Wysoki poziom świadomości i ostrości snu.
Jasny dzień. Wysokie estakady/ulicę. Idę obok jednego z filarów na samym dole. Spoglądam w górę i całość przemienia się w grę, w której rozpędzone samochody ostrzeliwują się. Jeden z nich strzela w górę do widocznego na krawędzi ulicy innego samochodu.
Po chwili samochód wjeżdża rampą na górę (różnica wysokości - teraz wydaje się mała).
Tutaj na górze, nic nie ma. Skojarzenie z grami komputerowymi i znajdującymi się w przestrzeni zawieszonymi kładkami/mostkami. Znajduję w rękach koc. Skojarzenie by wykorzystać koc jako spadochron. Spoglądam z góry i widzę nieostrość ziemi na dole (skojarzenie z widokiem z samolotu przed skokiem spadochronowym). Chwyta mocno rogi koca i wyobrażam sobie jak zostanie wypełniony powietrzem, jak spowolni opadanie.
Skaczę.
Kilka emocji się przewija.
Spodziewam się odczucia spadania i szarpnięcia koca/spadochronu, uczucie podchodzenia żołądka do gardła, które to uczucia trwają krótką chwilę.
Świadomość, że koc nie utrzyma mnie.
Szczątkowa świadomość, że to sen (motyw skakania i spadania przytrafia mi się).
Wysokość zmniejszyła się drastycznie i wylądowałem na innym kocu. Ten w moim ręku nie zadziałał. Jednocześnie uczucie podobne do tego jakie towarzyszą superbohaterom z filmów, którzy zeskoczyli z dużej wysokości bez szkód (Blade, Underworld, etc).

Jasno, ale nie słonecznie jasno.
Surowy, prostokątny dom na pustkowiu (ten fakt 'wiem'). Przypomina to PRL lub rosyjskie przydziały mieszkalne, pewne podobieństwo do realiów Alternatywy 4 lub łagrów. Przyjechałem skądś i otrzymałem taki właśnie przydział. Znajduję skromny materac (prawie siennik) dla siebie. Dom jest ni-to z dziurawymi oknami i wszechobecnymi deskami, które trzymają go w całości; ni-to surowa cegła, beton jak stare budynki fabryczne.
Zjawia się kobieta, która od razu po wejściu z absolutną pewnością siebie krzyczy, że jest właścicielką i to jest jej dom. Zbiera się wokoło kilka osób. Odpowiadam jej, że o tym wiem i otrzymałem tutaj przydział od władz.
-----
Znajduję się nad przeręblą i trzymam w ręku skorupę kuli (skojarzenie z miniaturowym napędem podwodnym). Zanurzam się pod wodę z pewnym niepokojem (obawa przez nieznanym). Najpierw zanurzam się i czuję pod sobą olbrzymią pustkę. Jako punkt odniesienia skupiam się na ścianie/lodowcu obok mnie. Pojawiają się liny prowadzące (reguły nurkowania pod lodem i w jaskiniach), a ja uwalniam się od niepokoju/lęku.
Świat podwodny przemienia się, nadal mam świadomość, że to woda i mam bezwładność, dzięki której się unoszę swobodnie. Jednocześnie czystość i przejrzystość oraz jasność odpowiadają słonecznemu i bezchmurnemu dniu na powierzchni.
W miarę zanurzania się pojawia się więcej lin prowadzących, w jednym kierunku prowadzi ich nawet kilka, krzyżują się pod dowolnymi kątami. Płynę za swoją przez duża komorę na drugi jej koniec gdzie lina znika w szczelinie. Obok mijam odnogi komory prowadzące w głąb. Dopływam i dostrzegam jak lina znika w małym otworze, po chwili obserwacji otwór wypełnia srebrna folia aluminiowa na krawędziach tworząca okrąg. Zdaję sobie sprawę, że ten otwór jest dla mnie za mały, jednocześnie skojarzenie z speleologią powoduję, że obok pojawia się większy otwór (również z srebrnym otokiem) w którym z trudem powinienem się zmieścić.
(ten motyw - mały otwór blokujący dalszą wędrówkę, zaciskające się wkoło ściany, logicznie niemożliwe do przejścia - pojawia się sporadycznie).
Nie wol­no się bać, strach za­bija duszę.
Strach to mała śmierć, a wiel­kie unicestwienie.
Sta­wię mu czoło.
Niech przej­dzie po mnie i prze­ze mnie.
A kiedy przej­dzie, od­wrócę oko swej jaźni na je­go drogę.
Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.
Jes­tem tyl­ko ja.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#15
A to bardzo częsty motyw w LD, którego znaczenia nie zidentyfikowałem jeszcze - coraz mniejsze przestrzenie w otoczeniu aż do pojedynczego punktu, który uniemożliwia wyobrażenie poruszania się.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#16
Wcześniejszej części snu nie pamiętam. Szczątkowo kojarzy mi się coś z grą oraz Doktorem Who.
Jasny dzień, znajduje się przy mojej szkole podstawowej. Idę chodnikiem za budynkiem pływalni obok bieżni długodystansowej.
To chyba 'sen o LD', wysoka jakość i ostrość, myśli dość klarowne, ale brak świadomości.
Mijam budynek pływalni. Z prawej skojarzenie z żurawiem budowlanym i kabiną jego operatora sprawia, że ten pojawia się. A właściwie rusztowanie/klatka z żółtych okrągłych rur i przeszklona kabina. Świadomość akceptuje ten fakt.
Z lewej widzę trzy zaparkowane prostopadle samochody. Jeden z nich ma uszkodzony tył, widzę unoszący się ciemny dym, wokół kręci się kobieta.

Idę w stronę łącznika pomiędzy salą gimnastyczną i basenem. Pojawia się wspomnienie z wejściem do szkoły (już w tym miejscu byłem) oraz klatką schodową. Generalnie cała ta część wędrówki po szkole wielokrotnie już się w moich snach pojawiała i sen bazuje na tym fakcie, to wspomnienie i świadomość jest ze mną stale.
Wchodzę po schodach i znajduje się w łączniku prowadzącym do głównego budynku. Skojarzenie z Doktorem Who i dwójką Daleków którzy wylądowali na dachu szkoły. Ja, jako już doświadczony człowiek, przybyłem tu walczyć z nimi i ochronić dzieci. Idę w stronę wejścia przy gabinecie dyrektora.
Skojarzenie z postacią wysłanego przez Daleków wojownika/agenta sprawia, że po schodach z lewej strony schodzi ubrana w skórzany strój SM starsza kobieta. Oddaję znajdujący się moim ręku krótki łom towarzyszowi, z pobliskiego pokoju z miotłami biorą jedną z nich i wykręcam z niej trzonek - to będzie moja broń. Aczkolwiek w ręku wyczuwam, że jest on raczej słaby lub elastyczny, a ja liczyłem na solidny i mocny.
Wywija z wprawą tym kijaszkiem, agent idzie w moją stronę tyłem na czworakach/schylona i jakby ... srała. Zniesmacza mnie to, wycofuję się w stronę schodów naprzeciwko gabinetu dyrektora.
Schody prowadzące do półpiętra to wąska jakby jednopasmówka. Druga część - od półpiętra - jest zanurzona w wnęce w ścianie. Od towarzysza, 'podświadomie' dostaję komunikat CTRL-N, który ma mi umożliwić dostęp do tych schodów.
Ostatecznie wspinam się po nich wyżej na piętro.
Nie wol­no się bać, strach za­bija duszę.
Strach to mała śmierć, a wiel­kie unicestwienie.
Sta­wię mu czoło.
Niech przej­dzie po mnie i prze­ze mnie.
A kiedy przej­dzie, od­wrócę oko swej jaźni na je­go drogę.
Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.
Jes­tem tyl­ko ja.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#17
Lekki półmrok wieczorowego pokoju.
Znajduję się w dożym pomieszczeniu. Skojarzenie z kabiną statku kosmicznego. Panuje intymny klimat. Przechodzę do drugiego mniejszego pomieszczenia. Pojawia się ciemnoskóra, ciemnowłosa szczupła kobieta z tzw. półstanikiem (cupless bra), poza tym naga. Kojarzę ją z silną kobietą, dowódcą tego okrętu (piracki?).
Razem z nią i inną blond (o jej obecności 'wiem') kładę się do pobliskiego łózka. Uprawiam z nią seks, ale bez spełnienia.

Jasny dzień.
Klimat starych filmów kung-fu. Oglądam przez ażurową ścianę jak w pomieszczeniu obok mistrz sztuk walk ćwiczy. Po chwili na jego miejscu pojawia się kobieta (córką?), ale kobietom nie wolno ćwiczyć, walczyć.

Pojawia się kilku gości, którzy chcą walczyć (znowu skojarzenie z starymi filmami kung-fu). Próbuję z nimi walczyć (bo teraz ja jestem tą kobietą-córką), ale wiem, że z jednym z nich tylko ów mistrz jest w stanie sobie poradzić. Ja jestem za słaby.
Z perspektywy wysokiego pobliskiego murka oglądam jak do wnętrza budynku wbiegają uczniowie kung-fu w białych bluzkach i szaro-siwych spodniach. Kolejne skojarzenie z filmów kung-fu, jak to mało umiejący uczniowie wszędzie szukają okazji do walki. Równocześnie zadaje sobie pytanie, czemu chłopcy tak bardzo lubią/potrzebują pokazywać swoją siłę, szukają okazji do spróbowania.

Przechodzę na drugą stronę murka. Duże, przypominające magazyn z gier XCom pomieszczenie, równomiernie poustawiane stojaki/półki.
Przy drzwiach po drugiej stronie pomieszczenia znajduję kuchnie z piecem opalanym drewnem i żeliwnym blatem z okręgami jako palnikami. Przy narożniku dostrzegam mały kawałek mięsa? Widzę jak dopasowuje się do kwadratowej krótkiej rurki. W tym momencie pojawia się skojarzenie z tanimi horrorami i taki klimat oraz odczucia się pojawiają. Ten kawałek mięsa staje się jakimś pasożytem? robakiem? I zgodnie z stylistyką horrorów klasy B/C budzi przerażenie. Robak kryje się w otworze prowadzącym pod blat sekcji kuchennej.
Udaję się z powrotem do części magazynowej. Teraz klimat staje się zadymiony z blaskiem pojedynczych małych pożarów (które świecą, ale nie spalają). W tle dostrzegam jakieś sylwetki z oknem za plecami.
Wracam do kuchni, robak urósł do rozmiarów kanapki ;) o czym 'wiem', ale nie widzę.
Wychodzę na korytarz.
Kompletna zmiana scenerii. Jakby dwa zupełnie różne światy. Ten korytarz łączy takie pomieszczenia (przypomina ten w filmie 'Dom w głębi lasu' (2012) lub korytarz i backdory w Matrixie -> ten motyw się powtarza już drugi raz)
W sąsiednim pomieszczenie spotykam dwie dziwaczne istoty. Trochę mi się to kojarzy z Eldarami z WH40K. Po chwili zmieniają się i przypominają już ludzi, ale wygłupiających się jak dwa małe roboty z Transformersów lub dwa oposy z Epoki lodowcowej. Mówią, że taki sposób prezentacji pokazał im pewien wędrowny malarz surrealista. Zmiana punktu widzenia na zewnątrz pomieszczenia, na korytarz gdzie widzę mężczyznę, który mnie pozdrawia gestem stojąc przy sztaludze. Wracam spojrzeniem do tej dwójki.
-----
PS. Długie zasypianie. WBTB. Pobudka po ok 4h snu. 20-25 aktywności. Znowu długie zasypianie, odpuściłem sobie WILD i leżenie na plecach po ok 5-10 min gdy nie odczuwałem znanych sobie efektów wchodzenia w relaks/trans. Miimo to zaśnięcie trochę mi zajęło.
Nie wol­no się bać, strach za­bija duszę.
Strach to mała śmierć, a wiel­kie unicestwienie.
Sta­wię mu czoło.
Niech przej­dzie po mnie i prze­ze mnie.
A kiedy przej­dzie, od­wrócę oko swej jaźni na je­go drogę.
Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.
Jes­tem tyl­ko ja.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#18
Sen ewidentnie nawiązuje do wątku fabularnego filmu "No Retreat, No Surrender" 1886 u nas znanym pod tytułem "Karate Tiger".
Znajduje się w piwnicznym pomieszczeniu, jasno oświetlonym w środku z półmrokiem na obrzeżach. Znajduje się tu ze mną mistrz, który mnie będzie szkolił (Bruce Lee). Podchodzi do mnie z mroku na obrzeżach z pytaniem 'Czego jeszcze chcę się nauczyć?'. To sprawia, że obserwuje, że jestem ubrany w strój treningowy (opaska na głowie,biała koszulka), wspomnienia ćwiczeń z workiem i sprężynami. Przyglądam się drewnianemu słupowi i stwierdzam, że chciałbym móc mocno uderzać (wyobrażenia pięści przebijającej ten słup). Przyglądam się kostkom pięści i zastanawiam się czy nie uszkodzę sobie w ten sposób dłoni (w tle myśl, że temu mistrzowi taki pomysł się nie podoba).
---
Panuje jasna szarówka.
Znajduję się w pustym domku z typowymi meblami z prawej strony. Razem z moją Żoną oglądamy ich zawartość w górnych szafkach. Stoję na jakimś podwyższeniu (drabinka lub taboret). Na półkach widzę duże worki/torby. W jednej z nich widzę śpiwór co mnie cieszy, bo szukałem go. W drugiej szafie żona znajduje inną torbę z śpiworem.
-----
Dalszy ciąg snu o 'Karate Tiger'. Przypominam sobie fabułę i wiem, że teraz będzie scena w klubie karate, gdzie główny bohater został pobity z powodu fałszywych oskarżeń, a nie umiał jeszcze dobrze walczyć. Znajduję się w jasno oświetlonej sali, z prawej widzę ring treningowy, z przodu kilka postaci. Obserwuje całość z takiej perspektywy, że wydaje mi się to małymi zabawkami.
Nie wol­no się bać, strach za­bija duszę.
Strach to mała śmierć, a wiel­kie unicestwienie.
Sta­wię mu czoło.
Niech przej­dzie po mnie i prze­ze mnie.
A kiedy przej­dzie, od­wrócę oko swej jaźni na je­go drogę.
Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.
Jes­tem tyl­ko ja.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#19
Jestem na przedpokoju w domu rodzinnym. Odwiedza mnie kolega wyglądający jak Krzysiek. Rozmawiamy o uczelni, on mówi, że jeszcze nie zdał całek. Mówię mu, że ja do tego egzaminu podchodziłem dwa razy (w pamięci odtwarzam zadanie z podstawianiem całki). Wspominam też, że nasz nauczyciel analizy matematycznej był wyjątkowo surowy i zimny. Krzysiek przytakuje.
Idę do stołowego gdzie przy stole siedzi mój ojciec, na stole stoją dwa talerze z zupą. Ojciec je swoją nisko pochylony, ja unoszę swój talerz z zamiarem chyba przejścia do innego pokoju lub by usiąść wygodniej. Ale zupa mi się niebezpiecznie przelewa (to jakiś krem z warzyw).
W TV leci film z braćmi Marx.
Następuje zmiana - teraz obserwuję akcję w filmie. Najpierw jeden animowany bohater unosi ucho wielkiego doga (podobny do Droopy'iego) i krzyczy w nie jakby to miała być tuba - drugie ucho się unosi i dźwięk lecie do niewidocznego słuchacza.
Następna scena, wciąż klimat kreskówek, niedźwiedź podobny do Baloo z 'Super Baloo'. Biega w koło szykując się do kąpieli. Wkłada palec do kuli z wodą która miała być zimna. Ta była gorąca i jego palec puchnie. Puchnie na kształt kulki, szklanej kulki z odpustów. Na ziemi ląduje kilka takich kulek.
Następna scena. Stoją obok starszego brodatego kowala. Jest trochę zły na te kulki - miały być z metalu. Jedna z nich nie nadaje się do niczego, ale drugą można jeszcze odkuć. Cieszę się, że dane mi będzie pracować przy metalu/szkle co było moim marzeniem. Idę do miejsca gdzie były i spod śpiwora/koca wydobywa dużą lepiącą się kulę.
Następna scena. Stoimy w jasny dzień na ulicy przy magazynach. Obok jest samochód pickup z przyczepką. Na wprost ulica otwiera się na trawiaste zbocze na którym wyłożony równoległe plastikowe tory (podobne do torów wodnych na zjeżdżalniach). Kojarzy mi się to z igelitem i skokami narciarskimi. Z góry spływają fale piasku. Kojarzę, że ten piasek jest potrzebny kowalowi do pracy ze szkłem. Spływają kolejne fale piasku, który układa się na dole.
Starzec z tyłu woła do mnie, że nie ma miejsca i każe mi przełożyć część rzeczy z przyczepki. Chwytam dmuchaną poduszkę i zwinięty koc i przez otwarte tylne drzwi zaglądam do środka samochodu szukają miejsca gdzie je ułożyć. W tym momencie Starzec rusza siedząc za kierownicą. Jakoś sobie radzę, bo częściowo siedziałem w środku. Ale ze mną była jeszcze moja mama. Niepokoi mnie to i zaglądam do tyłu. Pędzimy już szeroką ulicą w środku lasu, a moja matka majta się jak flaga trzymając się ręką brzegu przyczepki. To dla mnie za dużo, obracam się do kierowcy i chwytam go za gardło każąc się mu natychmiast zatrzymać.

PS. Dużo pamiętałem ze snu. Tego efektu upatruję w blisko 25 min medytacji przed snem jak i przed faktem, że zakończyłem z przyjemnością kilka zdań dla siebie (m.in. poprawki do ławeczki do medytacji).
Nie wol­no się bać, strach za­bija duszę.
Strach to mała śmierć, a wiel­kie unicestwienie.
Sta­wię mu czoło.
Niech przej­dzie po mnie i prze­ze mnie.
A kiedy przej­dzie, od­wrócę oko swej jaźni na je­go drogę.
Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.
Jes­tem tyl­ko ja.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#20
Jasno, pozytywnie. Jestem w pracy (korporacja). Mam spotkanie z kobietą z HR czy psycholog. Mówi, że wezmę udział w pewnym projekcie/zadaniu.
Najpierw mam krótką przebitkę, jakby przebijanie się przez zwały mięsa. 'Wiem', że tego etapu nie powinienem pamiętać, coś jakby przebitki od ciała.
Następny etap pełen jest niesamowicie pozytywnych emocji. Radość, swoboda, poczucie siły, miłość - wszystko bardzo intensywne. Razem z kobietą lub dziewczynką (nie jestem w stanie określić swojego wieku na tym etapie) idziemy mając po prawej zbocze porośniętego zieloną trawą i drzewami wału przeciwpowodziowego, a po prawej drucianego płotu.
Wybudzam się i ponownie jest ze mną ta kobieta (wiem, że jest, ale jej nie widzę). Bardzo mnie ten proces zafascynował. Chce się dowiedzieć więcej, chcę wysłać do niej mail z pytaniem o szczegóły. Pojawia się przede mną okienka nowego maila i zaczynam wpisywać jej dane, po pierwszej literze następuje zmiana.
-----
Sen z następnęgo dnia
-----

Wsiadam do tramwaju który rusza ze stacji końcowej w mocno zielonej i spokojnej części miasta. Po kilku metrach wnętrze tramwaju zmienia się we wnętrze autokaru wycieczkowego, a ja odczuwam atmosferę szkolnej wycieczki z podstawówki. To sprawia, że na miejscach obok pojawiają się moi rówieśnicy z podstawówki.
Tramwaj mija kolejny przystanek. Przez okno po prawej stronie dostrzegam długi trawnik i krzewy. Skojarzenie - przerwa na sikanie.
Tym razem znajduje się z tyłu tramwaju i leże przy mojej szkolnej miłości. Nieśmiało, a potem z coraz większą ufnością kładzie się na moim ramieniu i zasypia. (to chyba przebitka z rzeczywistości, gdzie moja Żona śpi tak samo z tymi samymi uczuciami).
Wchodzimy razem do budynku (jest tam gdzie były te krzewy). Przebitka na szkołę, korytarz podstawówki na najwyższym piętrze. (skojarzenie z 'Old lady teaches klingon'/Learn Klingon Commercial na YT). Starsza pani stoi nad jednym uczniem i z pasją w uniesieniu karci go wykrzykując coś po klingońsku. Ten uczeń zamienia się w moją towarzyszkę, która z pokorą znosi jej przyganę. Zaczynam mówić ostro i zdecydowanie po klingońsku do starszej pani, by ta uważała do kogo mówi. Jest w tym świadomość swojej siły i pewność moich umiejętności, a także chęć wzbudzenia w towarzyszce jej umiejętności (jest jakby zapomnianą lub niepewną swojej pozycji klingonką). Towarzyszka zaczyna odpowiadać zdecydowanie starszej pani.
Przebitka. Wchodzę do niedużego sklepiku z japońskim sprzedawcą. Jest to równocześnie typowo japońskie mieszkanie (z papierowymi ścianami). Zwracam się do mężczyzny po japońsku odnosząc się do jego córki, która wiele osiągnęła i powinien być z niej dumny. Że może jej pozwolić wrócić?
(Obie sceny mają ten sam sens i wydźwięk - spełnienie wymagań i oczekiwań czegoś obcego?).
Wychodzę do korytarza w budynku przy krzewach (dwa akapity wyżej). Mam na sobie strój japoński (keikogi) i dwa dziwaczne, ciemne wachlarze z piórami lub frędzlami w rękach. Przeciwko mnie idzie jakiś szermierz (znów wszystko w obszarze 'wiem' a nie widzę).
Jestem na zewnątrz. Naprzeciwko mam wysoką kamienną bramę z otwartymi metalowymi drzwiami. Wychodzą z nich dwie ubrane na niebiesko japońskie kobiety. W jednej z nich widzę swoją towarzyszkę, która w zrozumiała kim jest i przyjęła na siebie swoje przeznaczenie? swoją przeszłość? swoje umiejętności?

Wchodzę do bramy i znajduję się wewnątrz kamiennej katedry? Sali zamkowej? Naprzeciwko mnie idzie ktoś wielki (ogr? super behemot z Fallouta?) Nie chce stawiać mu czoła, szybko zmykam w prawo za filar. Mam wrażenie, że ten ktoś za mną podąża, wdrapuję się na górę filara. Nadal za mną podąża (nie widzę go, to uczucie), przeskakuję na drugi filar wprost i wdrapuję się do góry. Następnie obracam się i przeskakuje na filar z lewej, po czym zeskakuje na dół. Wychodzę przez bramę naprzeciwko i stoją na słonecznych schodach z dwiema osobami.


PS: Oba sny nastąpiły po dniach w których zakończyłem kilka zadań (kafelki w łazience, obiad i ciasto, etc). Tutaj upatruje ich pozytywnego wydźwięku i intensywności - wiara we własne siły oraz uwolnienie od wiszących 'otwartych pętli'.
Nie wol­no się bać, strach za­bija duszę.
Strach to mała śmierć, a wiel­kie unicestwienie.
Sta­wię mu czoło.
Niech przej­dzie po mnie i prze­ze mnie.
A kiedy przej­dzie, od­wrócę oko swej jaźni na je­go drogę.
Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.
Jes­tem tyl­ko ja.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1