Czy waszym zdaniem mamy duszę?
#1
Witam, ostatnio zastanawiam się czy to wszystko nie jest iluzją naszego ego... Mianowicie cała teoria nieśmiertelnej duszy itp. bo jeżeli pochodzimy od małp to jesteśmy niczym innym jak po prostu zwierzętami z rozwiniętą świadomością siebie i otoczenia {także rozwiniętym ego}.Człowiek jako istota lubi podkreślać swoją odrębność, lubi być na piedestale, myśleć, że jest wyjątkowy itp.

Dziś wpadłem na pewną myśl; jeżeli posiadamy nieśmiertelną duszę {jesteśmy wyjątkowi} to dlaczego np. jeżeli podczas wypadku uszkodzony zostanie mózg tak wspaniała nieśmiertelna istota ludzka staje się chora psychicznie lub dlaczego na tą wspaniałą ludzką postać {wyjątkową duszę } wpływ ma tak materialny mózg {ok ,że niby tylko tu w tym wymiarze }? Ale zobaczcie, jeżeli mamy tą swoją niepowtarzalną duszę obdarzoną wolną wolą to dlaczego świat trapią choroby psychiczne itp. gdzie jest dusza ? gdy uderzysz się w głowę np.podczas wypadku i od tamtej pory twoje otoczenie jasno mówi, że to nie ten stary -TY.

Pomyślcie chwilkę... Ok teraz każdy z nas uważa się w ten czy inny sposób odrębnego, wyjątkowego. Przyjmijmy -mamy duszę a ciało potraktujmy jako pojazd -Ok. ALE w takim razie dlaczego wpływ na nas mają warunki zewnętrzne... Aż do tego stopnia że znikniemy w takim wydaniu jakim się znamy sami i znają nas inni. Takie wolne rozmyślanie... Wiec mamy duszę?? Cały czas bardzo chcę wierzyć że jednak tak... Choć wszystko biorę pod uwagę.

EDIT: SlaviaConsesiao
życie to choroba przenoszona droga plciową
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#2
Ja myślę że to jest tak -Mamy duszę, ale nasze ciała mogą ją mocno "ograniczyć". Powiedzmy że dusza to dysk twardy, a nasz mózg to pendrive na którym dusza "tymczasowo", podczas pobytu w ciele, przechowuje dane w postaci materialnej, impulsów elektrycznych. Więc jeśli dojdzie do uszkodzenia mózgu, powiedzmy że nie dostarczymy mu tlenu przez dłużej niż 4 minuty, to dojdzie do uszkodzenia tego i tamtego. Przez pryzmat mózgu nasze "ja" nie odczytuje tego wszystkiego jak należy -jesteśmy uwięzieni w wadliwym ciele, jeśli jednak z niego wyjść, to będzie już OK. To jak z samochodami -silnik może być funkiel nówka, ale jeśli zdejmiemy koła, to za cholerę nie ruszy z miejsca.

Tak to widzę...
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#3
mamy już o tym wiem D
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#4
Według mnie jesteśmy jedynie dobrze rozwiniętymi zwierzętami, a po śmierci nic nie ma.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#5
(16-11-2018, 17:19 )Conscious napisał(a): Według mnie jesteśmy jedynie dobrze rozwiniętymi zwierzętami, a po śmierci nic nie ma.

Podczas snu też czasem nic nie ma, ale to tylko sen. Czy po śmierci napotkamy prawdziwe Nic?
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#6
W jakim sensie prawdziwe Nic? Jeśli by było "prawdziwe", to znaczy, że nie byłoby "nas", którzy mogliby to Nic spotkać ::Po jak u Kononowicza, nie byłoby niczego.

Dusza raczej nie istnieje z tego prostego powodu, że w naturze nie ma żadnego celu, dla jakiego miałby ten twór powstać. Z punktu widzenia fizjologii i ewolucji nie ma konieczności ani powodu, dla którego świadomość stworzeń jednego z wielu gatunków miałaby istnieć po śmierci ich ciał, ani raczej nie powstałby dobry "nośnik" dla czegoś takiego.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#7
"[...] W Galaktyce Andromedy taka „rozciągnięta teraźniejszość” trwa (z naszego
punktu odniesienia) dwa miliony lat. Wszystko, co się tam dzieje podczas
tych dwóch milionów lat, nie jest dla nas ani przeszłością, ani
przyszłością. Gdyby przyjazna, zaawansowana cywilizacja z Andromedy
postanowiła wysłać do nas flotę statków kosmicznych, nie miałoby sensu
zapytać, czy „teraz” statki już wystartowały, czy jeszcze nie. Sensowne
pytanie można by zadać dopiero wtedy, gdy otrzymalibyśmy pierwszy sygnał
wysłany przez flotę; od tego momentu – ale nie wcześniej – wylot statków
byłby w naszej przeszłości.

Z odkrycia struktury czasoprzestrzeni, dokonanego przez młodego
Einsteina w 1905 roku, wynikają bezpośrednie konsekwencje [...]".

Ciekawy i krótki fragment, dający możliwość do daleko idących wniosków... Idący tym tokiem myślenia to z niektórych punktów odniesienia nigdy nie istnieliśmy.

Dla mnie wymyślenie przez kogoś Boga jest jeszcze uzasadnione, ale dusza? To jest, tak jak pisałem wcześniej...
Po co zająć się sobą, zadbać o swoje ciało, rozwijać nasze zdolności i zdobywać nowe doświadczenia?

-Przecież najważniejsze to mieć "czystą" i "dobrą" duszę! Ciało i umysł ludzki się nie liczy!


Jeszcze wypowiadając się na temat "nic".

Człowiek nie jest w stanie zrozumieć w pełni pojęcia "nic". Jako że najprawdopodobniej żaden z użytkowników tego forum jeszcze nie doświadczył śmierci to najłatwiej sobie wyobrazić stan przed życiem, problem jest to, że nas/mnie/ciebie nie było, porównując stan totalnej nicości do tego sprzed naszego życia, jest się zwykłym egoistą w stosunku do reszty świata.

Nawet rozmawiając o pojęciu "nic/nicości/(itp.) nadajemy już tym pojęciom z góry  jakąś wartość.
Tak naprawdę można nawet wysunąć wnioski, że całkowita nicość nigdy nie istniała i nigdy istnieć nie będzie. 

Zawsze musiało być "coś", zawsze było "coś" jednak przed tym "coś" musiało być też "coś" ("coś", czyli również nie "nic")
idąc tym tokiem rozumowania, nawet możemy się pokusić o stwierdzenie, że coś na wzór bytu rozumianego jako "Bóg" miałoby naprawdę całkiem ciekawe zastosowanie w tak niezrozumiałym świecie, więc skoro założymy, że nigdy nie było "czegoś" a z "nic" nie mogło powstać "coś" to...


Za mało wiemy a takie rozważania nie mają dużej wartości.
Najprawdopodobniej nigdy nie znajdziemy odpowiedzi na to pytanie jak na wiele innych... W takiej sytuacji najłatwiej pokusić się o stwierdzenie, że żyjemy w symulacji albo, że coś na wzór Boga (niekoniecznie chrześcijańskiego) istnieje. Problemem jest to że jest to znowu oznaka ludzkiej słabości, w tym momencie wracamy do średniowiecza. Wszystko co było nie zrozumiałe i wtedy nie wytłumaczalne było tłumaczone pojęciem Bóg.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#8
Trudno wyobrazić sobie Nicość, jednakże wielu oneironautów napotkało w swoich snach pustkę cichą i mroczną. Zbliżyli się w ten sposób do Nicości tak bardzo, jak tylko to możliwe, jednocześnie nie stając się nią, ale obserwując z pozycji milczącego obserwatora.


(17-11-2018, 02:40 )Sudo napisał(a): W jakim sensie prawdziwe Nic? Jeśli by było "prawdziwe", to znaczy, że nie byłoby "nas", którzy mogliby to Nic spotkać ::Po jak u Kononowicza, nie byłoby niczego.

Dusza raczej nie istnieje z tego prostego powodu, że w naturze nie ma żadnego celu, dla jakiego miałby ten twór powstać. Z punktu widzenia fizjologii i ewolucji nie ma konieczności ani powodu, dla którego świadomość stworzeń jednego z wielu gatunków miałaby istnieć po śmierci ich ciał, ani raczej nie powstałby dobry "nośnik" dla czegoś takiego.

1. "Nic" to bez wątpienia bardzo subiektywne doświadczenie, które zależy od podmiotu doświadczającego.
Doświadczamy "nic", kiedy nie pamiętamy naszego istnienia, nie możemy sobie przypomnieć jakiegoś fragmentu przeszłości, np. podczas snu wolnofalowego bez hipnagogów, po spożyciu alkoholu lub pewnego kultowego leku. Potem jednak wracamy do poprzedniego zwykłego stanu świadomości. Pytanie czy po śmierci przechodzimy na stałe w stan niepamiętania siebie i/lub braku percepcji?
Istniejemy więc tylko wówczas, gdy zachowana jest ciągłość doświadczenia, ale być może pomiędzy poszczególnymi bodźcami wdzierającymi się w naszą świadomość również pojawiają się jakieś przerwy, z których nie zdajemy sobie sprawy, gdyż są to tak małe odstępy czasowe, że aż niemożliwe do objęcia świadomą uwagą w stylu mindfulness, gdyż układ nerwowy człowieka nie jest do tego przystosowany.


2. Zakłada się, że człowiek pochodzi od małpy, małpa od czegoś innego, a to coś od prostego jednokomórkowego organizmu, tak w uproszczeniu. Człowiek nie może już bardziej ewoluować fizycznie, jest ostatnim ogniwem tak jakby, może co najwyżej rozwijać się duchowo, np. poprzez medytację i eldeki, dzięki którym uzyskuje dostęp do wyższych wymiarów. Potrzebujemy więc duchowego nośnika, aby nie tracić zapisanego progresu z poprzednich inkarnacji.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#9
Skąd założenie, że człowiek nie może ewoluować fizycznie? Po prostu istnienie naszego gatunku w skali ewolucji to zbyt krótki czas, zęby dało się już zaobserwować jakieś wielkie zmiany. Z tych małych to na przykład zanikają zęby mądrości, czytałam gdzieś jeszcze artykuł o tym, że coraz częściej jakieś naczynia krwionośne, obecne tylko wcześniej u płodu a po narodzinach zanikające, jednak u ludzi zostają. To było kilka lat temu, teraz nie dam rady artykułu przytoczyć, niestety.
Ewolucja to nie jest również takie uniwersalne "doskonalenie". Po prostu ciągła weryfikacja losowych z natury zmian genetycznych nadaje temu kierunek, który w odpowiednim czasie i okolicznościach jest korzystny - i jest ekstremum lokalne większej funkcji, nie stała, wieczna tendencja. Tak, jakby natura dokonywała kontroli jakości według kryteriów aktualnych w danym czasie. Jeśli okoliczności sprawiłyby, że korzystne byłoby "uproszczenie" złożonego organizmu, taki proces by nastąpił, jako że w przyrodzie preferowane jest ograniczanie procesów energochłonnych. Upraszczanie organizmu jest bardzo popularne na przykład wśród gatunków pasożytniczych.
Zresztą czy Twoje założenie nie uwzględnia ewolucji jako procesu liniowego, podczas gdy w rzeczywistości to rozgałęzianie? W liniowym modelu łatwiej byłoby uznać człowieka za jakiś najdoskonalszy, może "ostateczny" twór. Ale to po prostu ścieżka rozwoju jednej z linii organizmów żywych. Inne grupy zwierząt też na swój sposób się "doskonalą" - tylko po prostu w zupełnie odmiennym kierunku! Jakimś przypadkiem tak się stało, że u ludzi pojawiła się samoświadomość, artykułowana mowa i myślenie abstrakcyjne. Możliwe, że za ileś milionów lat (wątpię, czy ta planeta tyle przetrwa, pewnie ludzie zniszczą ją doszczętnie dużo wcześniej) w sposób zupełnie niezależny podobnie rozwiną się mózgi u jakiegoś innego gatunku lub kilku. A może nie. I nie istnieje w ewolucji żadne "ostatnie ogniwo" poza sytuacjami, kiedy jakaś linia rozwojowa organizmów po prostu wygasa w chwili wyginięcia ostatniego jej gatunku.

Nie rozumiem czasem tej obecnej mody na reinkarnację. A dlaczego nie na przykład Pola Elizejskie i wieczny lekki haj w Hadesie/Tartarze? Jeszcze dość popularna jest wizja chrześcijańska z piekłem, niebem i czyśćcem ale według części "świadomych" i "oświeconych" to "parszywy mainstream". Zresztą jeśli liczba ludności (niestety :( ) stale rośnie, to w końcu dusze się skończą. Czy one się rozmnażają przez podział na dwie, jak to było wspomniane w Pillars of Eternity, bo to w końcu jest "matematyczną koniecznością"?  Czy może od któregoś momentu na świat będą przychodzić tylko Próżnozrodzeni? :P Niektóre teorie wplątują w to istoty z wielu innych planet, rozwijających się albo ginących, coby ilość tych duchów się mniej więcej zgadzała. Zabawne, skoro jak dotąd nie odkryto w ogóle życia na innych planetach, zwłaszcza rozumnego, tworzącego cywilizacje, ale wielu "ekspertów" uznaje, że wie sporo o ich życiu pozagrobowym i "duchowym"... I nie, wizje podczas transów, channelingów i sesji hipnotycznych to nie dowód naukowy. Przez hipnozę można komuś wmówić fałszywe wspomnienia, a w odmiennych stanach świadomości, czy to naturalnych, czy wywołanych farmakologicznie/chemicznie można uwierzyć we wszystko. Sama też trochę tego doświadczyłam na własnej skórze.
I nie mówię, że środowiska naukowe, wszystkie, zawsze i wszędzie są jedynym niepodważalnym autorytetem. To też ludzie, mogą się mylić, mogą nie być do końca uczciwi, jeśli w grę wchodzą zyski, ale nie należy iść w drugą skrajność. Gdyby nie metodologia naukowa i weryfikacja wyników badań, nie byłoby postępu a poziom wiedzy pozostałby na etapie przesądów i mitów.

@Dreamer - z tym wymyśleniem pojęcia duszy to słuszne spostrzeżenie. Ostatnio takie zjawisko zaobserwowałam u wierzących osób w otoczeniu, że jak się ma w myślach perspektywę innego, lepszego życia po śmierci, to dużo łatwiej takim ludziom sobie odpuszczać w "obecnym" życiu. Mniej walczą o siebie, o to, żeby być szczęśliwymi tu i teraz, o poprawę swojego losu, bo skoro przez całą wieczność mogą mieć coś lepszego, to teraz jakoś przecierpią i powegetują do śmierci w niezadowoleniu, to tylko kilkadziesiąt lat w porównaniu z nieskończonością... A jakie to wygodne dla przywódców ruchów religijnych, kiedy ludzie po prostu będą biernie oczekiwać na jakąś pośmiertną sprawiedliwość i zadośćuczynienie  muahaha
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#10
(18-11-2018, 16:15 )Sudo napisał(a): Ostatnio takie zjawisko zaobserwowałam u wierzących osób w otoczeniu, że jak się ma w myślach perspektywę innego, lepszego życia po śmierci, to dużo łatwiej takim ludziom sobie odpuszczać w "obecnym" życiu. Mniej walczą o siebie, o to, żeby być szczęśliwymi tu i teraz, o poprawę swojego losu, bo skoro przez całą wieczność mogą mieć coś lepszego, to teraz jakoś przecierpią i powegetują do śmierci w niezadowoleniu, to tylko kilkadziesiąt lat w porównaniu z nieskończonością...

Czy to źle? Wiara nie jest źródłem niepowodzeń, a często czyni je łatwiejszymi do zniesienia. Tacy ludzie chcą podnieść standard swojego życia, ale nie potrafią i dlatego szukają pomocy u boga. Chrześcijaństwo pomaga zaakceptować niesprawiedliwość pokrzywdzonym przez los. Mitologia nordycka usprawiedliwia plądrowanie i zabijanie innych ludów. W pierwotnych plemionach bogowie byli wyjaśnieniem wszystkich zjawisk na świecie. itd. Nasze umysły wykorzystują religię jako narzędzie, które chroni nas przed samoświadomością. Po zapewnieniu podstawowych potrzeb życiowych człowiek potrzebuje motywacji, którą wymyślony bóg często zapewnia.
Z duszą jest podobnie. Ludzie chcą wierzyć, że są czymś więcej od zwierząt.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1